Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kto widział kampanię dotyczącą "puszczania" 6-cio latków do 1 klasy? Ja nawet…

Kto widział kampanię dotyczącą "puszczania" 6-cio latków do 1 klasy? Ja nawet oglądałam spotkanie premiera i minister edukacji z rodzicami, słyszałam wszelakie obietnice i zapewnienia: szkoła przystosowana do potrzeb maluszków, program dostosowany do wieku, zajęcia dodatkowe zapewniające rozwój itp. Ja presji i dumnym afiszom nie uległam i mój syn do 1 klasy poszedł w wieku 7 lat. Nie żałuję, a czemu? O to kilka argumentów:

- waga mojego syna 24kg, tornistra 4,5kg (3 ćwiczenia, elementarz, 2 książki z angielskiego, książka z religii, z braku miejsca w-f spakowany w worek i niesiony w łapce. Pozostałe książki i przybory "artystyczne" w szkole - żeby dziecko nie dźwigało

- miasto sfinansowało pierwszakom basen (nauka pływania i ćwiczenia korekcyjne). Dwie z czterech pierwszych klas z tej dogodności nie skorzystają ( w tym mój syn) bo plan zajęć jest tak ułożony iż uniemożliwia uczestnictwo dziecka w zajęciach. Ciekawi mnie kto układał plan zajęć i kto wiedział gdzie "posmarować".

- są też organizowane zajęcia korekcyjne na terenie szkoły. Dzieci kończą lekcje o 12.30 zajęcia są na 13.45, więc odbieram syna, zabieram go na spacer, chodzę przez godzinę (do domu nie opłaca się wracać), po czym odstawiam na zajęcia i siedzę 45min jak kołek pod salą gimnastyczną (2h wyjęte mam z życia o wymęczonym dziecku nie wspomnę)

- w ciągu pierwszego tygodnia nauki 4 prace domowe, każda po 3 str A4

- język angielski w pierwszej klasie - świetna rzecz, książka i ćwiczenia kosztowały mnie 75zł, ćwiczenia głównie pisemne, polecenia jak to bywa w normie też pisemne i w języku angielskim, nic dziwnego, prawda? Otóż założenia są takie iż pierwszaki będą się uczyć pisać i czytać ( PO POLSKU) w drugim semestrze. Czyli w języku angielskim pewnie sobie z pisownią poradzą

Trochę tego jeszcze jest i zapewne z biegiem czasu dojdą jakieś nowe wspaniałe przykłady realizacji nowego systemu edukacji najmłodszych. Ja wiem jedno, w wieku siedmiu lat mój syn jeszcze jakoś sobie z tym wszystkim radzi, natomiast obserwując młodsze dzieci z plecakami wypchanymi do granic możliwości, objuczonymi dwoma workami z butami i wf-em mam wątpliwości....A może przesadzam?

Sześciolatki do szkoły

by tosemja
Dodaj nowy komentarz
avatar Drill_Sergeant
17 23

Tak to się kończy gdy rząd próbuje zbić kapitał polityczny na Bogu ducha winnych dzieciakach a potem cierpią one i ich rodzice tylko dlatego że kilku jajogłowym zależy na kilku procentach poparcia.

Odpowiedz
avatar fiber82
17 19

Co ciekawe, wcale poparcia na tym nie zyskują. Opór społeczny jest całkiem duży, i raczej nikt nie uważa tego za świetny pomysł. Już za moich czasów wyróżniających się przedszkolaków można było puścić do szkoły wcześniej, natomiast przymus jest czystym idiotyzmem, pewnie skończy się tak samo jak z reformą z '99. Jak to wtedy wszyscy krzyczeli że studia dla mają być dla każdego a zawodówka dla debili. A teraz się premierowi odmieniło i nagle "zdolny ślusarz jest wart 1000 słabych politologów". 5 lat temu sam fakt ukończenia polskiej uczelni technicznej dał mi pracę w Szwecji. Za 5 lat, gdy ludzie "z łapanki" wyjdą z uczelni (nie mówiąc o Wyższych Szkołach Gotowania na Gazie) okaże się, że równanie z poziomem edukacji w dół to nie sukces w powszechnym wyedukowaniu społeczeństwa ale katastrofa dla gospodarki. Maturę z matematyki rozwiązuje się w pamięci (sam sprawdzam), na egzaminach wyciąga się studentów za uszy byle tylko nie odchodzili, byle tylko dotacja/czesne wpływało. Magister dla każdego! Ale praca to już niekoniecznie. "Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie? Co by tu jeszcze..?"

Odpowiedz
avatar curva
9 9

Mają to głęboko w dupie. I tak pójdziecie na nich głosować jak tylko postraszą Kaczyńskim.

Odpowiedz
avatar certain
5 7

Jak będziecie dalej na nich głosować to będziemy nad dzieciakami się znęcać. Wysyłać do podstawówek. Wcześniej w przedszkolu była Pani psycholog, która mówiła czy dziecko się nadaje do szkoły(poziom dojrzałości emocjonalnej itd.). Dzieci niektóre siedziały w przedszkolu dłużej(8 lat), drugie normalnie, zdarzały się 6latki idące do szkoły. Tak było dobrze, dzieciaki szły do szkoły jak się do niej nadawały.

Odpowiedz
avatar mru
14 14

Plecak mojego dziesięciolatka w pierwszym dniu lekcji ważył 7,5 kg. Żadnych dodatkowych przedmiotów. Same książki i zeszyty. Tymczasem norma dla dzieciaków to 5-10% masy ciała. Mój syn waży 35 kg. Rachunek jest prosty.

Odpowiedz
avatar tosemja
11 11

mru, a tak się zastanawiam są akcje "ważenia" plecków, nie można z tym nic zrobić? Przecież to nienormalne jest...

Odpowiedz
avatar mru
6 6

W poniedziałek mamy zebranie klasowe rodziców. Będziemy rozmawiać z wychowawczynią o jakimś rozwiązaniu. Na szafki w szkole nie ma co liczyć, ale chcemy żeby nauczyciele jasno określali co na jaką lekcję mogą sobie odpuścić. Np.matematyka - podręcznik + cztery zeszyty ćwiczeń. Pani kazała nosić wszystkie. Niech mówi dzieciakom który mają zabrać. Ja swojemu dziecku noszę plecak a kręgosłup mam chory. A wiem że nie wykorzystują wszystkich ćwiczeń w ciągu jednej lekcji. Jeśli już mamy dźwigać (a sporo dzieciaków musi nosić ten ciężar samemu) to niech to będą naprawdę niezbędne książki.

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 4

mru, tak było już te kilkanaście lat temu gdy poszłam do podstawówki. Pamiętam, że w trzeciej klasie rozerwałam plecak chcąc wpakować do niego wszystkie książki i zasunąć suwak. Nie jakieś duperele. Książki potrzebne podczas bodajże 7 godzin lekcyjnych, a i tak połowy się nie używały...ale miały być! Za brak ćwiczeń/podręcznika był minus. Były o to kłótnie na zebraniach, ale jak grochem o ścianę. Książki miały być i koniec! Szkoda, że wtedy nie było plecaków na kółkach tak jak teraz.

Odpowiedz
avatar fanalegwana
0 12

w ogóle w starszych klasach można by ułożyć plan "blokami"- w pon np 2x polski,zero matmy, we wt natomiast 2 matmy ,zero polskiego i juz dziecko targa na plecach o jedna książkę,ćwiczenia (zazwyczaj wszystko formatu A4)i zeszyt mniej

Odpowiedz
avatar CatGirl
6 8

Chyba już nie pamiętasz jak to jest chodzić do szkoły.

Odpowiedz
avatar axia111
1 3

No właśnie wg wytycznych sanepidu nie bardzo można łączyć zajęcia w bloki...

Odpowiedz
avatar CatGirl
7 11

Nie wiem jakie to wytyczne, ale z własnego doświadczenia wiem, że 2h polskiego pod rząd to katorga. Nie mówię już o roku, w którym miałam trzy lekcje polskiego pod rząd. Ps. Wiem, że na studiach to wygląda inaczej, ale cierpliwość studenta jest większa, niż 12 latka.

Odpowiedz
avatar fanalegwana
0 4

ze szkołą jestem na bieżąco dzięki córce- 3klasa gimnazjum - i bardzo mnie cieszy, że w końcu ktoś w jej szkole z głową ten plan ułożył (nie wiem jak się do tego ma sanepid) od pon do czw ma kolejno bloki: angielski, polski, matematyka, polski i wiem dla jednego katorgą mogą być 2h polskiego a dla innego nawet jedna godzina plastyki(znam takich) ale nikt nie uważa chyba że szkoła to wesołe miasteczko ;] dlatego jeśli mogę mieć swoje zdanie na ten temat wolę by dziecko miało 2h matematyki pod rząd i na plecach parę kilo mniej targanych co 45 minut od rana do popołudnia.

Odpowiedz
avatar fala
2 4

Przez cały czas szkoły wprost uwielbiałam zajęcia łączone w bloki (po dwie godziny - nigdy nie zdarzyło mi się mieć trzech i sądzę, że to dobrze). Wtedy się więcej przerobi na lekcji, bo druga taka godzina jest - mniej zawalona sprawdzaniem obecności, nauczyciel zwykle zrobi to sam, tylko zerkając czy ktoś nie zniknął / nie zwolnił się, - zwykle bez odpytywania, bo było na poprzedniej lekcji, - bez omawiania kartkówek / zadań domowych, a z mojego doświadczenia najwięcej czasu się zawsze traciło właśnie na tych wszystkich zmianach, bo klasa się rozpraszała i dezorganizowała (choćby oddawanie obejrzanych sprawdzianów to już pielgrzymka wszystkich do biurka zazwyczaj).

Odpowiedz
avatar Tula_Moon
1 1

2 godziny polskiego katorgą? spróbowalibyście mieć 2h matmy pod rząd a zaraz po nich 3h rachunkowości :)

Odpowiedz
avatar konik
9 13

Być może z tymi zajęciami korekcyjnymi jest tak, że chodzą na nie dzieci z kilku klas, więc trudno żeby godzina była dostosowana akurat do planu Twojego dziecka.

Odpowiedz
avatar tosemja
4 4

bardzo możliwe, i w zasadzie te 2 godz to ja mogę nawet w cukierni przy kawę spędzić, ale skoro dziecko zaczyna zajęcia o 7.30 (czyli wstaje o 6 rano) i po zajęciach musi się włóczyć przez godz. a potem iść na ćwiczenia....no cóż...może kurczę jestem nadopiekuńcza, ale żal mi dziecka

Odpowiedz
avatar JaCzyliJa
1 7

Sześciolatki powinny przechodzić jakieś testy czy w ogóle sobie poradzą z materiałem, jaki będą miały do opanowania w pierwszej klasie. Decyzje rodziców nie zawsze opierają się na tym, że ich dziecko jest już gotowe do nauki w szkole, a na czysto finansowych kwestiach - rok krócej opłacam przedszkole, rok wcześniej dziecko zacznie zarabiać na siebie itd. Oczywiście są bystrzaki, które nie będą miały najmniejszego problemu, a dla rodziców ich dziecko jest najmądrzejsze pod słońcem :P Tymczasem jeśli dziecko od początku nie poradzi sobie z materiałem, zniechęci się do szkoły, a przez brak samych podstaw będzie miało problemy już do końca swojej nauki. W najlepszym przypadku będziemy mieli legiony nowych "chómanistuf", w najgorszym - bandę frustratów nie radzących sobie w życiu. Oby jak największej ilości dzieciaków te reformy wyszły na dobre...

Odpowiedz
avatar fiber82
3 9

Dla mojego dziecka w wieku 6 lat problemem było pół kartki A4 dziennie, a to tylko 4 linijki zważając na rozmiar. Tutaj nauczyciel chce praktycznie 4 razy tyle. Myślę, że to gruba przesada, szczególnie że w zerówce dzieci potrafią rysować ludzi jako głowonogi (poziom rozwojowy 3-latka)

Odpowiedz
avatar kocio
-1 3

Nie pamiętam jak inne dzieci w zerówce rysowały ludzi - wiem, że rysowało się dużo i w podstawówce ze szlaczkami na zadanie domowe problemu nie było, rysowałam je namiętnie.

Odpowiedz
avatar sandy
7 11

Zgadzam się z autorką całkowicie. Mój syn poszedł teraz do II klasy, jako 6-latek chodził do "zerówki", chociaż część dzieci z przedszkola poszła wtedy do I klasy. Płaczu maluchów, szlochania, nie radzenia sobie w I klasie wysłuchiwałam od pozostałych rodziców przez rok. Nie wspominając już o tym, że ogromny procent rodziców posłało dzieci do I klasy, bo w ten sposób komunikowało, że ich dziecko jest mądrzejsze i się nadaje już do I klasy. Moje podobno było za głupie - tekst nauczycielki z przedszkola, ale to już inna historia

Odpowiedz
avatar tosemja
1 1

sandy, w 100% racja. Ja za nim podjęłam decyzję czy drugi raz robimy zerówkę czy klasa 1, zrobiłam mały wywiad z wychowawczynią w zerówce i z samym dzieckiem. I moje zdanie jak i nauczyciela było takie same....nie dojrzało dziecię jeszcze do 1 klasy i nie stresować dziecka, zostawić w zerówce. Ale przy zapisywaniu do szkoły do zerówki zetknęłam się z czystą niechęcią dyrekcji i sekretariatu.....bo co ze mnie za matka która nie chce szybciej puścić dziecka do 1 klasy i je ogranicza, po przyniesieniu opinii wychowawcy z przedszkola dyrekcja łaskawie zapisała syna dozerówki....MASAKRA

Odpowiedz
avatar Aniula
1 1

Sama byłam dwa lata w zerówce i BARDZO chciałam iść do szkoły wcześniej. Jak o tym myślę dzisiaj, to wiem już, czemu moja mama do tego nie dopuściła. Nie mam problemów z nauką i może bym sobie poradziła, ale szlaczków rysować nigdy nie umiałam, mam brzydkie pismo i jednocześnie nieźle rysuję :-) . W mojej klasie są dwie młodsze osoby. Jedna z nich była jedyną w klasie z zagrożeniem-konkretniej dwoma-a druga również orłem nie jest. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum.

Odpowiedz
avatar Kanna
4 8

Niestety ja nie będę miała możliwości wyboru. Mój syn ma obecnie 3 lata. Czyli jak będzie miał 6 będzie musiał (mimo, że ja nie uważam tego za dobry pomysł) iść do pierwszej klasy. Istnieje owszem możliwość udania się do poradni psychologiczno-pedagogicznej celem zdiagnozowania gotowości do podjęcia nauki szkolnej dziecka. Jeśli okaże się, że dziecko jest nie gotowe, szkoła powinna tą opinię uwzględnić i odroczyć o rok obowiązek szkolny. Tylko dziwnie posyłać dziecko 7-letnie do pierwszej klasy pełnej 6-latków. Ale pożyjemy, zobaczymy ;)

Odpowiedz
avatar ciezarowa13
3 7

Ja też nie będę miała wyboru, niestety. A moja dwójka jest z grudnia (15 i 30), więc tak na prawdę idąc do szkoły będą mięć po 5 lat... Jakoś nie umiem wyobrazić sobie w szkole tak małego dziecka...

Odpowiedz
avatar malum
0 0

My co prawda mieszkamy w UK, ale mój synek ma 4.5 i chodzi do pierwszej klasy. Niestety nie ma co porównywać tutejszego systemu do polskiego...

Odpowiedz
avatar Jotka
15 15

Jeśli chodzi o te tornistry... Kiedy robiłam w szkole praktykę, był taki dzieciaczek z pierwszej klasy, małe toto i chude takie...tornister sięgał mu od kolan aż nad głowę. I dostali mleko w kartonikach takie (nie wiem czy jakaś akcja dożywiania czy co, czekoladowe mleko, chyba po 12 czy 15 kartoników półlitrowych). Brat jego wsadził mu to do tornistra i małego przeważyło. Autentycznie. Poleciał na plecy z tym tornistrem... Ostatecznie to mleko (jak i tornister) zabrał jego brat.

Odpowiedz
avatar smokk
6 10

Ech, kolejna reforma przeprowadzona bez pomyślunku.

Odpowiedz
avatar julian48
6 10

Co prawda to prawda, 6 latki w szkole to niezbyt dobry pomysł, ale nigdy nie słyszałam żeby w 1 klasie były zadawane zadania czy referaty na 3 kartki A4.

Odpowiedz
avatar nisza
7 7

No wlasnie szalenie mnie to zdziwlo.. Znaczy nie wiem, jak teraz wyglada program nauczania, ale za moic czasow, czyli tak z 18 lat temu, w zerowce wprawdzie poznawalismy litery i cyfry, ale tak "prawdziwie" liczyc, pisac i plynnie czytac uczono nas bardziej w pierwszej klasie. A na pewno nikt nie wymagal od nas wypracowac na kilka stron A4... Ci nauczyciele to jacys szaleni musza byc.. Lub - dzieci dostaly kartki zadrukowane i maja cos uzupelniac. Ale o to byloby bez sensu sie czepiac.

Odpowiedz
avatar CatGirl
13 13

Skąd zdziwienie u tego dziecka? Trzeba go wysłać od razu do gimnazjum.

Odpowiedz
avatar gorzkimem
0 4

Nikt nie mówi o referatach na 3 kartki A4, tylko o wypełnieniu 3 - 4 stron w ćwiczeniach, które zazwyczaj mają format zbliżony do A4. Ja takie praktyki potwierdzam. U mojego syna w szkole pani na lekcji była w stanie zrobić jedna, czasem mniej, stronę w takich ćwiczeniach. Do domu syn dostawał 4 - 5 stron samych ćwiczeń pisania. A nie było jeszcze wówczas nauczania zintegrowanego, więc oprócz tego jeszcze ćwiczenia z matematyki i coś do narysowania... W sumie jakieś 2 godziny pracy.

Odpowiedz
avatar katem
2 4

Wypowiedz Massai zminusowano z zawiści ? Bo jego żona ma zdolnego siostrzeńca ? No to i mnie zminisujecie, bo moje dzieci teź się nudziły w pierwszych klasach podstawówki . Syn nudził się przeszkadzając nauczycielce, ale że trafił na mądrą to zorganizowała jego przeniesienie do klasy wyższej (i w ten sposób skończył podstawówkę w 7 lat) . Córka, jako stworzeńnie chorobliwie nieśmiałe swojej nudy nie okazywała, tylko czytała pod ławką, co sama jej poradziłam w odpowiedzi na skargi na nudę w szkole. Sama poszłam rok wcześniej do szkoły i nie miałam najmniejszych problemów, a wręcz przeciwnie. I wcale nie uważałam, że rodzice skrócili mi dzieciństwo. Nie zapominajcie, że są dzieci zdolne, które i w wieku 5 lat poradziłyby sobie w szkole. Nie rozumiem jwięc tego oporu przed posyłaniem 6- latków do szkoły, bo wszystkie znane mi przykłady są przypadkami świadczącymi za takim rozwiązaniem. Problem istnieje jednak, skoro tylu ludzi jest temu przeciwne. Powinni więc wprowadzić obowiązkowe badanie tzw. dojrzałości szkolnej u wszystkich 6-latków i wyniki takich testów decydowałyby, czy dziecko idzie do szkoły czy nie.

Odpowiedz
avatar Owieczka
6 6

Pamiętam jak ze starszym synem w pierwszej klasie zaczynalismy odrabiać lekcje od godz.16 a koczyliśmy często i o 22.(Lekcje kończyły się o 15.15). Młodszy syn poszedł do szkoły właśnie jako 6-cio latek i właśnie sobie nie poradził z nauką. Jemu w głowie była jeszcze zabawa a nie siedzenie w ławce. Wielu rzeczy zwyczajnie nie rozumiał. Przez pietrwszą klasę jakos przebrnął, ale w drugiej został, ponieważ ustaliliśmy z nauczycielką, że tak będzie dla niego najlepiej. A tornistry? Kupiłam mu tornister na kółkach, żeby nie musiał nosić do szkoły takiego ciężaru. Skoro chcą, żeby uczniowie mieli tyle książek i ćwiczeń do wszystkich przedmiotów- to powinny zapewnić dzieciakom szafki, w których trzymałyby podręczniki, przybory szkolne, a do zkoły nosiły tylko zeszyty.

Odpowiedz
avatar fanalegwana
1 3

o tych szafkach też często myślę, tylko co z tego że dzieci będą miały szafki skoro przy takiej ilości prac domowych będą musiały i tak podręczniki i ćwiczenia brać do domu żeby odrobić lekcje...

Odpowiedz
avatar Zmora
1 1

To że w głowie miał jeszcze zabawę, a nie naukę, to chyba jest głównie kwestia tego, że dzieciom ciężko się przestawić na tryb "szkolny" z "przedszkolnego". Przecież ja pamiętam jak sama poszłam do pierwszej klasy te 12-13 lat temu, jako siedmiolatka, i było mi równie ciężko pogodzić się z tym, że przez 45 minut mam tylko siedzieć i się uczyć. Nawet nie zliczę ile wtedy dostałam uwag za chodzenie po klasie/gadanie/wiercenie się/marudzenie/zabawę itp. itd.

Odpowiedz
avatar bartheziq
3 7

Przecież wiadomo, ze w tej reformie wcale nie chodzi o dzieci. Wszyscy wiemy, że dzieci się rodzi coraz mniej. Winny jest za to pośrednio rząd(zarówno obecny jak i poprzednie) i jego polityka demograficzna(a raczej jej brak). Skutki tego niżu już zaczynają być odczuwalne. Mniej dzieci idzie do szkoły a wiec trzeba zwalniać nauczycieli i likwidować szkoły. Likwidacja szkół splendoru naszym świniom przy korycie nie przysparza wiec próbują nieudolnie ratować sytuacje posyłając do szkół coraz młodsze dzieci, żeby te szkoły sztucznie zapełnić. Kolejnym powodem posyłania 6 latków do szkół jest także fakt, że im wcześniej dziecko zacznie edukację tym wcześniej zacznie pracować a wiec płacić podatki i ratować beznadziejnie zarządzane finanse państwa. Nigdy nie chodziło tu o rozwuj dzieci. To jest czysta polityka i pieniądze. Nic więcej. Świadczy to też niestety o tym jakich idiotów wybieramy w wyborach. I nie do końca nawet tu jest winne społeczeństwo bo w polsce tak naprawde nie ma demokracji. Bo co to za demokracja skoro pojedyńczy ludzie decydują na kogo ma głosować naród? Przecież to Tusk czy Kaczyński decydują kto bedzie na listach wyborczych, a więc na kogo będziemy mogli głosować. Jest to nam z góry narzucane. Wiec jak tu się ma coś zmienić?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 września 2013 o 10:42

avatar bukimi
2 6

Likwidacja szkół i zwolnienia nauczycieli to póki co wcale nie wina niżu, który dopiero do szkół dojdzie. Mało kto słyszał (bo nie ma kto rozgłaszać) o tym, że od tego roku minimalna ilość uczniów w klasie to już 31 dzieci. W zeszłym roku jeszcze było poniżej 30. W klasach upycha się tyle dzieciaków, że siadać nie mają gdzie, a potem ogłasza się, że "za mało klas powstało" i nauczyciele niepotrzebni.

Odpowiedz
avatar bartheziq
1 3

@bukimi. Niż jest właśnie jednym z głownych powodów likwidacji szkół to o czym piszesz to już niejako "przy okazji" wprowadzono. Dla oszczędności. Jestem z rocznika '81 i kiedy chodziłem do podstawówki były 4 klasy pierwsze z mojego rocznika(szkoła osiedlowa). Dziś w tej samej szkole są dwie klasy pierwsze. I tak jest juz od kilku lat. Wyjaśnij to. Wyjasnij też to, że juz od ładnych kilku lat właściwie we wszystkich miastach polski(poza warszawką) ubywa mieszkańców. To jest właśnie niż. Dziś model rodziny to coraz częściej 2+1. A np u mnie w klasie jedynaków nie było.

Odpowiedz
avatar CatGirl
1 1

A wcale nie prawda, że model rodziny to 2+1. Chodziłam na wolontariat do przedszkola. Było dużo dzieci, w których modelem było 2+3, 2+2, bardzo mało jedynaków było. A na tym wolontariacie byłam w latach 2011-2013. Część tych dzieci już poszło do szkół, tak samo ich rodzeństwo.

Odpowiedz
avatar bartheziq
2 2

@CatGirl. Napisałem, że CORAZ CZĘŚCIEJ model 2+1 jest modelem dzisiejszej rodziny. Napewno dużo częściej niż nawet za moich dziecięcych czasów. Wkońcu skądś się ten ujemny przyrost naturalny bierze prawda? Zresztą sporo moich znajomych ma jedno dziecko i drugiego nie planują(niby narazie, ale wiadomo, że "na razie" szybko sie może zmienić w "na zawsze").

Odpowiedz
avatar bukimi
0 0

@bartheziq: wyjaśnienie tego "czemu klas jest mniej" znajduje się właśnie w mojej wypowiedzi. Jestem rocznik '85 i w mojej klasie było 25 osób. Klas było kilka w zależności od stopnia edukacji (zawsze byłem w klasie "A" więc nie pamiętam dokładnie ile). Teraz policz o ile zmniejszy się liczba klas, jeśli założymy MINIMALNĄ ilość uczniów 31/klasa. Czyli są takie klasy, gdzie uczniów będzie 50% więcej niż za "moich czasów".

Odpowiedz
avatar kuleczka
3 7

przecież od zawsze dzieci uczą się czytać w zerówce a nie w pierwszej klasie (tzn.jak ja chodziłam do zerówki to jeszcze nie uczyli, ale ja mam 40 lat :)) - więc nie widzę problemu, nawet w zerówkach są napisane polecenia, które pani wychowawczyni dzieciom czyta i tłumaczy.

Odpowiedz
avatar theresistance
3 5

Od jakiegoś czasu jest przepis, że przedszkola nie mogą uczyć. Z reguły panie jakoś to tam omijają i uczą po cichu, ale generalnie nie wolno. Także dziecko idące do pierwszej klasy nie powinno umieć pisać, czytać (składać literek np), czy liczyć.

Odpowiedz
avatar smokk
10 10

Kurde mnie mama uczyła czytać, pisać i liczyć zanim jeszcze poszedłem do przedszkola.

Odpowiedz
avatar CatGirl
4 4

Znam tylu pięciolatków...większość z nich umie w jakimś zakresie liczyć, to samo z czytaniem, nie wspomnę o znajomości literek.

Odpowiedz
avatar nisza
3 3

Smokk, mnie tez rodzice takich rzeczy uczyli sami (ech, do dzis sie ze mnie w rodzine nabijaja z niektorych "kwiatkow", ktore potworzylam w specjalnych sprawozdan z wakacji, pisanych w ramach nauki wlasnie). Ale nie jest to regula. Na pewno wielu rodzicow dba o rozwoj dzieci, czyta im ksiazki i zacheca do samodzielnego czytania. Ale wielu tez dzieciom ksiazek nie daje - sadza przed telewizorem, bo sami ksiazek nie czyataj, wiec tym bardziej dziecka nie naucza.

Odpowiedz
avatar Falka88r
0 0

Jeżeli chodzi o naukę czytania i pisania w przedszkolu, to jest zakaz nauczania tego w przedszkolu. Jednak w przedszkolu do którego uczęszczają/czały moje dzieci ucz się literek jako znaków graficznych i nikt się doczepić nie może. A i imiona swoje każdy przedszkolak rozpoznać potrafi, bo na krzesełkach mają napisane. Z liczeniem do 20 moja 4-latka też nie ma problemu.

Odpowiedz
avatar kuleczka
5 5

Mój syn od dwóch lat nie nosi w plecaku niczego oprócz kanapek i piórnika - wszystkie lekcje odrabiał w świetlicy i książki z zeszytami zostawiał w szatni w swojej szafce. I niczego nie dźwiga (no, chyba że akurat coś potrzebował w domu odrobić)

Odpowiedz
avatar JanisWild
8 14

Nie wiem co za szkołę wybrałaś swojemu dziecko, ale ja właśnie jestem z tych "wyrodnych" co to sześciolatkę posłała do 1 klasy. Mała nosi dwie max trzy książki ze sobą, resztę ma w szkole. Do tej pory nie miała ani jednego zadania domowego (chyba, że wycinanie figur na zajęcia z matematyki się liczy... to całe trzy strony A4 ;) + zatemperowanie kredek) i również nie każą tam nic narazie pisać itp. Wszystko w swoim czasie. Młoda w plecaku ma tyle wolnego miejsca, że mogłaby nosić w nim oprócz stroju na w-f również buty zmienne i kurtkę. A posiada do tego słynne pudełko na śniadanie z bidonem które też swoje zajmuje. Plan zajęć widać też układali idioci. I teraz ok, szkoła do której uczęszcza Twoje dziecko ma chyba stukniętego dyrektora. Ale zastanawia mnie też dlaczego nie sprawdziłaś wcześniej wszystkiego? Po to mamy możliwość wyboru aby dokonać tego najlepszego. To samo mówiłam kiedyś na temat hitorii w której kobieta narzekała na porodówkę mimo, że znała o niej opinię to nie poszła do innego zpitala rodzić. Ludzie po to teraz mamy czas, możliwości, itp. aby sprawdzać placówki, wymagać i wybierać najlepsze.

Odpowiedz
avatar tosemja
1 1

wcześniej syn chodził tam do zerówki i z nauczania byłam zadowolona. I we wrześniu żyłam w tzw błogiej nieświadomości że będzie wszystko ok. Najwyraźniej się myliłam

Odpowiedz
avatar Falka88r
1 1

Dołączam się do "wyrodnych matek". Moja córa jako 6-latka poszła teraz do szkoły i jestem bardzo zadowolona z tej decyzji. Szczególnie na fali ostatnich problemów z zajęciami dodatkowymi w przedszkolu jak angielski i rytmika, których u mnie, u młodszej córki, nie ma do odwołania, czyli znalezienia jakiegoś sposobu na ominięcie nowych przepisów. Przeglądałam książki i zeszyty córki z zestawu do 1 klasy i nie widzę żadnych zadań z którymi nie mogłaby sobie poradzić. Z reguły to szlaczki i ćwiczenia grafomotoryczne na poziomie nawet 3 - 4-latków (np. kolorowanie od linii do linii, bez białych pól itp.). Angielski - kolorowanki, wyklejanki, szlaczki i płyta z grą na komputer, przy której dzieci nieźle się osłuchają z językiem i wizualnie zaczną rozpoznawać słowa. Sama za małego (wczesna podstawówka) grałam w gry do nauki angielskiego i bardzo to sobie chwalę, bo wiele mi dały ucząc przez zabawę. Dodam też bardzo istotną rzecz - książka podzielona jest na 10 części, a książeczka z zadaniami domowymi (osobna) na 5. Oprócz tego jest 1 zeszyt z ćwiczeniami w rysowaniu i jedne wycinanki. Na prawdę niewiele jest tego, co dzieci zabierają codziennie do szkoły. Więcej waży chyba butelka z piciem, niż ten zestaw który mają nosić. Książki do religii i informatyki zostają w sali, bo po co je nosić, worki ze strojem też. Mamy tylko zabierać co potrzeba raz na jakiś czas do przeprania. Naprawdę, z tego co tu czytam, to chyba rodzice trafiają na jakieś dziwne szkoły, albo takie z olewczym podejściem do dzieci, które nawet podręczników do nauczania zintegrowanego dobrać nie potrafią, bo moja córka jest bardzo zadowolona, że już nie jest przedszkolakiem. No i ta duma jak odbiera młodszą siostrę z przedszkolnego ogrodu i koledzy i koleżanki z jej dawnej grupy ją obskakują i zagadują, pytają, zazdroszczą... A i jeszcze co do przerw między zajęciami dodatkowymi. U nas (jak i w innych szkołach zapewne także) funkcjonuje coś takiego jak świetlica. Dzieci idą się tam pobawić, czasem odrobić lekcje (1-2 str po 3 szlaczki max + kolorowanka) pobyć z rówieśnikami i się poznać. Według autorki tekstu pewnie jestem tym bardziej wyrodna, że córkę tam zostawiam, a nie czekam pod salą na każde zawołanie, ale rodzice często pracują i przed 15-16 pojawić się po dziecię nie mogą. Na pierwsze 2 tygodnie roku szkolnego wzięłam urlop, co by pierwszoklasistkę odbierać wcześniej, żeby jej łatwiejszy start w dorosłość zafundować. Jednak w środę, po rozpoczęciu roku usłyszałam pytanie latorośli, "czy ona może wreszcie iść do tej świetlicy, bo się nie ma kiedy z koleżankami pobawić". Dodam jeszcze że mamy w szkole 4, czy 5 sal świetlicowych, w tym 1 tylko dla klasy 6-cio latków, co by im integrację ułatwić i nie mieszać ze starszymi dziećmi zbytnio. No ale cóż, ja szkołę sprawdziłam, popytałam rodziców na osiedlu o opinie, także jak dzieci oceniają tą szkołę i czy są zadowolone. I nie żałuję tej decyzji, choćby nie wiem jak ktoś starał się to krytykować

Odpowiedz
avatar JanisWild
1 1

Ok to zmienia postać rzeczy ;) pomysl może zatem o innej szkole? Warto powybrzydzac żeby ulzyc dziecku ;)

Odpowiedz
avatar Goszka
10 10

Jaki tytuł ma podręcznik do angielskiego? Uczę tego przedmiotu dzieci. Zaręczam, że nie będą dużo pisać, ale raczej śpiewać i rysować, mowić wierszyki oraz bawić się w rozmaite gry. Ćwiczenia i tak z reguły nie są uzupełniane nawet w 50%. Czemu każe się więc je kupować - nie wiem. Dodam jeszcze, że ja uczę dzieci literek i pisania prostych wyrazow po ang w przedszolu, choc teoretycznie pisać nie potrafią, i wszystkie sobie z tym radzą. Jeśli nauczycielka jest mądra, dostosuje program do większości.

Odpowiedz
avatar tosemja
-1 1

Nauczycielka zapewne dostosuje program do potrzeb dzieci, tylko dlaczego za uzupełnianie połowy ćwiczeń (reszty się nie da bo pisemne i to zdania typu: Ona ma długopis itp) mam płacić wraz z książką ok 75zł?

Odpowiedz
avatar Goszka
0 0

napisałam - nie wiem. Zapewne dlatego, że w ćwiczeniach są rozne zadania - latwiejsze i trudniejsze. A jest tego tyle, żeby nauczyciel mogl wybrac, jakie sa dla klasy najodpowiedniejsze.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
9 9

Już za moich czasów krzyczano że tornistry dzieci sa za ciężkie i do tej pory nie udało się rozwiązać problemu :(

Odpowiedz
avatar grupaorkow
3 7

Za moich też. Moim zdaniem dużo w tym winy niemądrych i upartych nauczycieli, którzy każą na każdą lekcję przynosić stosy makulatury, tak jakby nie można było zostawić tego wszystkiego w szkole. Czy oni sądzą, że 10-latek w ramach rozrywki siedzi w domu i czyta swój zeszyt? Pamiętam, że ja na język polski musiałam przynosić podręcznik (opasły), zeszyt (60 kartek w twardej oprawie, bo pańcia nauczycielka innych nie uznawała), brudnopis (kolejne 60 kartek w twardej oprawie, bo nie można pisać od razu w zeszycie) i dwa rodzaje ćwiczeń: jedne do gramatyki drugie do literatury. Konia z rzędem temu, kto sensownie uzasadni po jaką cholerę w czwartej klasie dzieciak ma na jeden przedmiot nosić prawie codziennie PIĘĆ różnych rzeczy.

Odpowiedz
avatar Falka88r
0 0

Jeżeli chodzi o nauczanie początkowe, to u mnie w szkole problem jest rozwiązany. Moja 6-cio latka na co dzień nie nosi wiele. Jeszcze raz to napiszę, ale to bardzo istotna sprawa - do nauczania zintegrowanego (klasy 1-3) książka podzielona jest na 10 części, a książeczka z zadaniami domowymi (osobna) na 5. Oprócz tego jest 1 zeszyt z ćwiczeniami w rysowaniu i jedne wycinanki, obie te rzeczy zostają w sali. Na prawdę niewiele jest tego, co dzieci zabierają codziennie do szkoły. Więcej waży chyba butelka z piciem, niż ten zestaw który mają nosić. Książki do religii i informatyki także zostają w sali, bo po co je nosić, worki ze strojem też. Mamy tylko zabierać co potrzeba raz na jakiś czas do przeprania. Da się? Da!

Odpowiedz
avatar imocjonalnie
1 3

Na początku zastanawiałam się o co ta cała "afera" z tym posyłaniem 6-latków do szkoły. Sama poszła do szkoły rok prędzej czyli w wieku 6 lat (poszłam rok prędzej do przedszkola i tak już zostało). Ale my w przedszkolu uczyliśmy się czytać i pisać. A teraz?? Córka mojej kuzynki, która właśnie zaczęła chodzić do pierwszej klasy ma problemy z czytaniem i pisaniem. Moim zdaniem porażka systemu.

Odpowiedz
avatar theresistance
5 7

Według mnie, posyłanie na chama wszystkich sześciolatków do szkoły jest głupotą. Powinna to być indywidualna sprawa rodzica. Jeśli widać, że dziecko chłonie wiedzę, jak sucha gąbka, czemu nie. Może tylko na tym skorzystać. Ale jeśli dziecku nauka w wieku 5-6 lat nie idzie, krzywdą byłoby go wysłać do szkoły. Tylko by się zraził. Sprawa tornistrów i książek to osobna sprawa. Nie widzę sensu, żeby moja siedmioletnia siostrzenica nosiła dwie teczki artysty, elementarz i dwie części matematyki w środy, bo tak wypada w planie, skoro na lekcji zrobią może z 1,5 strony w jednej części matematyki, teczek nie ruszą a elementarz im pani czyta, bo jeszcze nie umieją. Swoją drogą, bardzo cwanie wymyśliły sobie wydawnictwa książki, których potem nie da się odsprzedać, bo dzieci naklejają naklejki, kolorują i robią szlaczki w podręcznikach. Wiem, że to dla dzieci jest ciekawe i stymulujące, ale ja czegoś takiego nie miałam i też jakoś się uczyło.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Powiem wam cos bardzo śmiesznego, wczoraj na zebraniu w przedszkolu dyrektorka czytała nam ustawę o tym. Wyobraźcie sobie,że planują posyłać dzieci do szkoły w wieku pięciu lat! To jest chore.

Odpowiedz
avatar FrancuzNL
9 9

"- w ciągu pierwszego tygodnia nauki 4 prace domowe, każda po 3 str A4" tyle że to musiały być szlaczki, kolorowanie, a nie elaboraty na temat "Pana Tadeusza" i " Nad Niemnem"

Odpowiedz
avatar inmymind
1 3

W poprzednim systemie szkolnictwa uczeń kończący obowiązkową edukację miał 15 lat (rocznikowo), jako 6-latek uczył się czytać i pisać, zmienili system i teraz po obowiązkowej edukacji uczeń ma lat 16, a że do porażki nikt się nie przyzna, ani tym bardziej nie wróci stary system to postanowili... posyłamy 6-latki do szkół, gdzie de facto uczą się tego, czego kiedyś w tym wieku uczono w przedszkolu - ale nie wszędzie szkoły są przystosowane do przyjęcia maluchów (materace na odpoczynek, odpowiedniej wielkości armatura łazienkowa itp.)... Po co była ta zmiana od samego początku to chyba nigdy nie ogarnę...

Odpowiedz
avatar Elieen
3 3

O ile Twój syn nie załapie się jeszcze na "nowoczesne nauczanie" to już mozesz go szykować na 6-7kg w gimnazjum. Jeśli wprowadzą elektroniczne podręczniki to mały będzie mógł normalnie chodzić, jeśli nie - problemy z kręgosłupem w wieku 20 lat gwarantowane. Polski system szkolnictwa !

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 września 2013 o 15:40

avatar nisza
-4 4

Za to dzieki elektronicznym podrecznikom prawdopodobnie problemy ze wzrokiem... W trakcie studiow musialam korzystac ze zrodel elektronicznych wlasnie, stanowily one okolo 85% materialu - wyklady, repetytoria, ksiazki itd. W bibliotekach juz nie bylo, bo albo stare albo zagraniczne, Pewno, ze mozna bylo drukowac, ale kilkaset stron na przedmiot na jeden semestr, gdzie przedmiotow bylo kilka, to dosc spory wydatek. Dlatego dla dzieci najlepszym rozwiazaniem bylyby jakies szafki. A najlepiej dwa komplety - jeden do domu, drugi w szkole. Szkoda, ze niestety jest to malo wykonalne ;/

Odpowiedz
avatar Zmora
2 4

@nisza Polecam czytniki ebooków z e-papierem zamiast świecącego ekranu. Nie niszczy wzroku, a małe i poręczne. Jest to pomysł lepszy niż choćby tablety, o których się swego czasu słyszało.

Odpowiedz
avatar nisza
0 0

Kiedy studiowalam, czytniki dopiero sie pojawialy na rynku i kosztowaly bardzo duzo. Z tabletow zas nigdy do czytania nie korzystalam i nie zamierzam - zdecydowanie wole papierowa forme ksiazki. Wszelakie czytniki zabijaja dla mnie ducha ksiazek, nestety...

Odpowiedz
avatar lailah20
5 5

Jak tak czytam komentarze o masie tornistrów i plecaków maluchów idących do pierwszej klasy w Polsce, to łapię się za głowę. Mieszkam w Wielkiej Brytanii, a 3 dni temu mój syn po raz pierwszy poszedł do szkoły średniej (tzw. high school). Ma 11 lat. W plecaku: pudełko na drugie śniadanie, butelka z wodą, 2 długopisy, planer (taki dzienniczek) i 2 zeszyty. Nic więcej, bo i nic więcej nie będzie, książki i większość przyborów (kredki, klej, nożyczki, papier, itp.) udostępnia szkoła, większość zeszytów zostaje w szkole, bardzo dużo prac robi się przez Internet. Fakt, że od pierwszego dnia już prace domowe, ale z tego jest zadowolony.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

Wiesz, te kilkanaście lat temu pierwszy raz poszłam do szkoły rownież za granicą. Ze sobą miałam tylko pudełko ze śniadaniem. Reszte rzeczy dostawaliśmy w szkole, a prace domowe były wydawane w teczuszkach - dostawało się kilka kartek z czymś tam, na drugi dzień przynosiło się zrobione. A to co opisujesz to jest jedna z nielicznych dobrych rzeczy, które "wymyśliły" szkoły w Wielkiej Brytanii :]

Odpowiedz
avatar Elieen
2 2

@Nisza: masz 100% racji ,tylko że problem tkwi w nauczycielach. W mojej szkole szafki są od dawna, ale nigdy nie było możliwości zostawiania tam chociaż podreczników,bo prace domowe były zadawane na podstawie podręczników... Jedyne książki jakie leżały sobie w szafce to religia i muzyka. Choćby szkoła była przystosowana to problemem są często nauczyciele. A dzieciaki niech dźwigają po te 5-6 kg ,to przecież nic że niekiedy plecaki są większe niż taki pierwszak...

Odpowiedz
avatar tosemja
3 3

Agnieszka Mrozińska, co do przygotowywania dzieci do szkoły przez rodziców. Nie generalizuj proszę...Mnie Mama nie szykowała do nauki w szkole, wiedzę wyniosłam z przedszkola i była one w pełni wystarczająca aby ukończyć podstawówkę z dobrym wynikiem. To nie jest lenistwo rodziców, jak pracowałam to zaprowadzałam syna do przedszkola na 6 rano, a odbierałam o 17.00. Dziecko w domu zjadło kolację, wzięło kąpiel i padało razem ze mną, a pracować musiałam....bo był wybór albo uprzykrzę mu dzieciństwo, albo kredyt hipoteczny nas wykończy. teraz a i owszem widzę różnicę odkąd jestem w domu....syn zupełnie inaczej się rozwija, przede wszystkim szybciej. Ale nie każdego stać na taki luksus.....

Odpowiedz
avatar Zmora
3 3

Przepraszam, jak to nauka czytania i pisania w drugim semestrze? Ja rozumiem, że dzieci teraz nie mają obowiązku posiadać tych umiejętności po wyjściu z przedszkola, ale jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, żeby przez cały semestr dzieci jedynie rysowały szlaczki i dodawały paluszki/kredki. No bez żartów. Zupełnie nie rozumiem tego systemu. Toż to marnotrawstwo czasu. Skoro przedszkola nie uczą pisać, mogły by chociaż szlaczki z dziećmi rysować...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 września 2013 o 20:24

avatar mim
1 3

W drugiej lub trzeciej klasie gimnazjum, gdy po raz trzeci w semestrze musiałam zmieniać plecak, postanowiłam sprawdzić ile waży. Bez stroju na WF,bez butów na zmianę, bez kanapki zapakowanej na 8h, bez żadnego picia. Same zeszyty i książki(obowiązkowo wydawane na ciężkim, kredowym papierze). Wynik: 7,5 kg. Dodając resztę ekwipunku ucznia pewnie wyszłoby około 9.

Odpowiedz
avatar C3PO
1 1

Wszystko zależy od tego jak szkoła to zorganizuje. Moja siostrzenica ma 6 lat i poszła do pierwszej klasy. Książki ma dwie (do nauczania wczesnoszkolnego jedną i do angielskiego jedną), nie musi ich nosić jeśli nie ma pracy domowej, może zostawić w szafce. Zeszyt ma jeden na szlaczki, miała jak dotąd jedną pracę domową, właśnie rysowanie szlaczków (całych czterech). Nie musi nic dźwigać. Buty do chodzenia po szkole może zostawić w szatni. W-F ma chyba trzy razy w tygodniu, póki co o żadnym basenie się nie słyszy. Mogą za to zapisać się na karate czy inne judo :P

Odpowiedz
avatar C3PO
0 0

Zapomniałam dodać, że jak ktoś nie może odebrać dziecka tuż po zajęciach (lub obiedzie, jeśli dziecko jest zapisane), to każda klasa ma do 18 zajęcia w ramach świetlicy. Nie trzeba czekać ani kombinować z wychodzeniem z pracy.

Odpowiedz
avatar lioness1983
1 1

Nie wszędzie tak jest. Dobra szkołą dostosowuje przepisy dla dzieci, nie odwrotnie. Dzieci nie mogą czekać, nie mogą mieć okienek i powinny zawsze o stałej porze zaczynać zajęcia. Książki zostawiamy w szkole, tylko szlaczki do domu w zeszycie. Angielski= co za baran uczy?- dzieci uczą się poprzez słuchanie, powtarzanie, dopasowanie obrazków, gry i piosenki, tak powinno być i niech żadne nauczyciel nie mówi, że w pierwszej klasie jest inaczej. Dziecko nie ma siedzieć i pisać wypracowań w tym wieku. Stopień trudności jak ślimak rozwija się z każdym rokiem, ale zasada jest ta sama. To mówię ja, nauczyciel lat 30, z siedmioletnim stażem pracy.

Odpowiedz
avatar motyleczekaga
0 0

Mieszkam na wsi i wyboru szkoły nie mam. Mój syn poszedłdo szkoły wczesniej i jestem bardzo zadowolona.Ale Tornister rzeczywiście nosi bardzo cięzki . I czwartek ,3 dni po rozpoczęciu szkoły pani zrobiła dzieciom dyktando(w 2 klasie) . Kiedyś nauczyciele dawali jakiś czas na wciagnięcie się w obowiązki szkolne po wakacjach czy chorobie. Teraz pędzą z tym materiałem że gdyby nie pomoc rodziców to dzieci nie dawałyby rady. I tez mam tak jak autorka że mają zadawane tyle że nieraz już siedziałam z dzieckiem do 22.

Odpowiedz
Udostępnij