Oto przykłady jak rodzice chcą "jak najlepiej" dla swoich dzieci i co z tego wynika:
Kilkuletnia dziewczynka (3-4) wychowywana w niemal sterylnych warunkach, jak tylko coś pobrudziła miała zmieniane ubranie. W ten sposób małe dziecko było przebierane kilka/kilkanaście razy dziennie, bo nawet mała plamka przeszkadzała rodzicom. W mieszkaniu sterylnie czysto, naczynia wygotowane po jedzeniu. Niby wszystko dobrze, bo dziewczynka nie chorowała.. Jak już zachorowała.. ojj to się działo. Szpital, w szpitalu okazało się że tam jest mniej sterylnie niż w domu i zaraziła się chorobami szpitalnymi. Wystarczyłoby, żeby wychorowała się jak inne dzieci i dzięki temu nabrałaby odporności. Na szczęście wyzdrowiała.
Chłopak który: tego nie dotyka - bo brudne, umyje głowę, to czeka godzinę zanim wyjdzie (nawet jak jest +30 stopni) - bo zachoruje. Nie biega, bo się spoci i zachoruje. Kaszel? Antybiotyk! Po co iść do lekarza, skoro zostało kilka tabletek po ostatniej anginie mamusi? W ten sposób pojawiła się angina leczona przez prawie całe wakacje, bo żaden antybiotyk nie działał.
Trzeci typ matek: matka Polka. Ona wszystko w domu zrobi. Ugotuje, posprząta, pranie wypierze, pozmywa.. Po co ktoś ma jej pomagać, skoro ona sama? W ten wspaniały sposób stworzyła mężczyznę - kalekę, który na studiach: co tydzień jeździł z praniem do domu, wracał z czystymi ubraniami i kilkoma słoikami jedzenia, żeby miał co jeść, bo wystarczy podgrzać. Nie potrafił nawet zagotować wody i był zależny od mamy. Student 4 roku, który za rok kończy studia i ma zacząć własne życie. (Chłopak ma też siostry, które też niczego się od mamy nie nauczyły)
mamusie
Ten ostatni przykład trochę dyskusyjny, bo o ile wyręczanie we wszystkim robi z człowieka kalekę o tyle przecież samo patrzenie, jak wykonuje się pewne czynności powinno być jakąś bazą. Choć ja robię w domu wszystko, to obsługa pralki nadal ciut mnie przeraża...
OdpowiedzU mnie podobnie - moja mama jest typową Matką Polką i starała się pielęgnować swe dzieci najmocniej jak tylko się da. Kiedyś myślałam, ze jestem kaleką, bo nie umiałam zrobić nic poza herbatą, kawą i kanapkami. Ale kiedy byłam skazana na samodzielność, to jakoś to wszystko wychodziło - teraz nawet gotuję zupy :)
OdpowiedzMoja mama, co prawda, nie wyręczała mnie we wszystkim, ale jako gospodyni ogarniała kuchnię. Sama nie musiałam gotować, prać. Między bogiem a prawdą, nawet nie garnęłam się do tego. Zamiast sobie coś ugotować, wolałam zjeść kanapkę. Pierwszy raz ziemniaki ugotowałam jak miałam 23 lata. Pierwsze pranie w pralce (bo ręcznie mi się zdarzało) też niewiele wcześniej. Biorąc pod uwagę fakt, że z domu rodzinnego wyprowadziłam się w wieku 19 lat, to i tak dużo czasu mi to wszystko zajęło:) Aktualnie gotuję nienajgorzej, praniem sobie głowy nie zawracam ( w końcu robi to pralka, prawda?:), umiem sobie zorganizować funkcjonowanie w mieszkaniu. Chodzi mi o to, że jak człowiekowi śmierć głodowa w oczy zajrzy (albo przejedzą się chińskie zupki, skończy kasa na gotowe obiadki itp.), jak trzeba będzie na gwałt elegancką koszulę wyprać i nawet ją wyprasować, to wszystkiego można się nauczyć. I można z rozczuleniem wspominać pierwsze próby bycia Perfekcyjnym Gospodarzem/Gospodynią:)
OdpowiedzMoja mama też zawsze we wszystkim mnie wyręczała "bo sobie nie poradzę, bo ona zrobi to lepiej.." itd. Mając 18 lat jak zostałam w domu to sąsiadka mi obiady gotowała. Dopiero jak urodziłam dziecko i poszłam na swoje to się nauczyłam ;) I teraz normalnie potrafię gotować ( chyba dobrze, mężowi i synowi smakuje:P ), jedynie pieczenie placków mi nie idzie ;)
OdpowiedzMnie mama dla odmiany w niczym nie wyręczała, bardzo szybko musiałem się nauczyć robić sam śniadania, kolacje. W wieku gimnazjalnym gotować sobie obiady i sprzątać po nich. W sumie zazdroszczę trochę wszystkim, którzy byli wyręczani.
OdpowiedzMnie tak z kolei babcia wyręczała (praktycznie ona mnie wychowywała, bo rodzice pracowali). Jak chciałam mając już 14 lat, zmyć za nią naczynia to mnie pogoniła, że jej "zlew zachlapie!" ;) Jedynie gotowania trochę mnie poduczała, a ja sama chętnie do tego się garnęłam. Za to ogarniania mieszkania, sprzątania, gotowania itp. naraz nawet robienia głupich zakupów musiałam nauczyć się szybko, bo w wieku 16 lat jak urodziła mi się córka i wyniosłam się na swoje ;p Trochę to zajęło, ale się udało i to z niemowlęciem uwieszonym na szyi. Dlatego nie rozumiem jak ten osioł z historii nie potrafi zrobić tak banalnych rzeczy -.-
Odpowiedz"umyje głowę, to czeka godzinę zanim wyjdzie (nawet jak jest +30 stopni) - bo zachoruje" Moja matka też w to wierzy. A jak wyjdziesz z mokrą głową na mróz to śmierć na miejscu! A przynajmniej zapalenie opon murowane! Nawet teraz, jak mam ponad 30 lat, odwiedzam ich w środku lata, jak umyję głowę, to mi mówi - może lepiej nie wychodź na dwór, jak masz mokrą głowę... Wychodziłam i przy -30 stopniach z mokrą głową i żyję, nie łapię nawet sezonowych przeziębień czy grypy. Mojemu niemowlakowi też by chętnie czapkę założyła czy to w domu, czy to na dworze, mimo letnich upałów, bo "zawieje".
OdpowiedzJak wychodzisz z mokrą głową na dwór to wystarczy mały wiaterek żebyś miała fryzurę bardziej przypominającą gniazdo bociana niż włosy :D no chyba że jesteś łysa...
OdpowiedzKręcą mi się i najlepiej układają, jak wyschną same. Jak suszę suszarką to robi mi się "kupa siana". Tak czy siak mam bałagan na głowie, ale wygląda lepiej w pierwszym przypadku ;)
Odpowiedzto że tobie nie szkodziło, nie oznacza, że to zdrowe. Morsy też się kąpią na mrozie, ale to nie powód by wszyscy chodzili zimą w kostiumach kąpielowych. Niejeden dzieciak zrezygnował zimą z basenu, bo wychodzenie z mokrą głową (długich włosów nie zdążysz wysuszyć) jesienią czy zimą kończyło się grypą właśnie - nie ma co hartować dzieciaków na siłę, bo co jednego zahartuje, u innego skończy się zapaleniem płuc.
Odpowiedz1. Dziewczynka pójdzie do przedszkola/szkoły i nabierze odporności. 3. Życie ich nauczy wszystkiego :) Ja w rodzinnym domu w sumie dużo nie robiłam, ale jak poszłam na studia to jakoś wszystko mi łatwo przyszło. Nie chodziłam głodna i brudna :)
OdpowiedzJakoś dużo frustracji w tym wszystkim, tylko po co ? Ich dzieci ich życie.
OdpowiedzA później te wszystkie matki typu 3 (lepsze by było określenie matka Włoszka) narzekają jak mają ciężko w życiu bo nikt im nie pomaga.
OdpowiedzTacy ludzie myślą, że to dobre a tak naprawdę krzywdzą swoje dzieci...
OdpowiedzOtagowałaś historię jako "mamusie" - czy każde dziecko z tych historii było półsierotą? Tatusiowie mają dobrze, nikt ich za złe wychowanie dzieci nie obsmaruje w Internetach.
OdpowiedzNie wiadomo, jaka była sytuacja rodzinna opisanych osób, jednak często zdarza się, że zaborcza matka ma duży większy wpływ na wychowanie dziecka niż ojciec, który woli się wycofać, gdyż utarło się, że matka wie najlepiej, co dla dziecka dobre.
Odpowiedzdigi - co nie oznacza, że nie powinno winić się też ojca za złe/brak wychowania.
OdpowiedzTeraz już trochę się to zmienia - ojcowie zaczynają uczestniczyć w życiu swoich dzieci. Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji, wcześniej był jeden model rodziny.
OdpowiedzDigi - no to wina ojca jest tutaj wycofanie sie z wychowywania dziecka.
Odpowiedzjedno, co mogę dodać, to fakt, że każdy z nas popełnia błędy, wychowując dziecko. Większe, mniejsze i kolosalne błędy. Jeśli w tych wszystkich systemach wychowania, opisanych wyżej, była miłość, jeśli dzieci kochano, ceniono i wspierano, to błędy te kiedyś życie pewnie naprawi. Nikt z nas nie był wychowany perfekcyjnie. Więcej luzu...
OdpowiedzBłędy błędami, ale w ten sposób można naprawdę zrobić dziekcu krzywdę. Znam taki jeden przypadek który był wychowywany całe życie przez mamusię, która tak wokół niego skakała. Tatuś miał w knajpie ważniejsze sprawy. Z tym przypadkiem byłam w związku przez jakiś czas. I nawet kiedy siedziałam u niego (facet miał wtedy 25 lata, ja 18) to cały czas były teksty "obiadek jadłeś? A kawę piłeś? Zrobię Ci, a masz tam kompocik" i to w ciągu jakiś 15 minut odkąd mama wróciła z zakupów... Innym razem "maaamoooo a gdzie moja koszulka? Wyprałaś mi? A wyprasowałaś? Bo dziś gram koncert i muszę wyglądać". Z jaką zgrozą zaczęłam na faceta patrzeć to tylko ja wiem... Zwłaszcza, ze jak napisałam wyżej, mieszkałam już wtedy sama, z dzieckiem i byłam samodzielna.
OdpowiedzNo sam wody nie zagotuje, bo co będzie jak spali czajnik :-) A tak na poważnie, to jeszcze ciekawsze pod tym względem są młode dziewczyny. Nie chciało się podpatrywać matki w czasie gotowania obiadu by nauczyć się gotować, a potem co? Można sobie samemu dopowiedzieć ...
OdpowiedzDlaczego akurat młode dziewczyny mają większy obowiązek uczyć się gotowania niż młodzi chłopcy? W garach miesza się rączkami nie waginą.
OdpowiedzTakie dziewczyny (np. ja) z głodu nie umierają i gotują zajebiście.:)
OdpowiedzPopieram grupaorkow czemu dziewczyny? Ja umiem sobie z gotowaniem poradzić ale nie trawie tego więc robie to jak najrzadziej się tylko da. Mój facet lubi to robić i on to robi a nie jest dziewczyną. Średniowiecze minęło zaktualizuj sobie czas.
OdpowiedzLudzie, a szczególnie kobiety są skutecznie ogłupiani przez reklamy. Reklamy, w których z kibla wypełzają potwory i rzucają się na przesłodką dziecinkę bawiącą się samochodzikiem na krawędzi muszli. Albo te, w których uwalenie się jak świnia jest OK, ale dopiero od momentu, w którym mamusia kupi nowy superproszek do prania. Że już nie wspomnę o całej masie środków wspomagających, bez których nasza latorośl niechybnie zemrze na przeziębienie. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Układ odpornościowy dzieciaka to złożony i bardzo dynamiczny mechanizm. On rośnie i rozwija się razem z dzieckiem. Aby funkcjonować poprawnie potrzebuje bodźców, wrogów, których może zwalczać wytwarzając nowe przeciwciała i rosnąc w siłę, jednocześnie "ucząc się" zagrożeń. Tych wrogów należy mu dostarczać (oczywiście w rozsądnych ilościach). Układ immunologiczny dziecka wychowywanego w sterylnym mieszkaniu z braków prawdziwego przeciwnika znajduje sobie przeciwnika zastępczego. Stąd biorą się alergie na trywialne produkty, a nawet choroby autoimmunologiczne ze stwardnieniem rozsianym włącznie.
OdpowiedzDokładnie tak jest. Mój kolega przy 25 stopniach szalik musiał nosić bo mamusia w oknie stała i patrzyła :/ Ja nigdy nie byłam pieszczona i byłam zdrowa mój synek też nigdy jakoś przesadnie zadbany nie był. Siedział w błocie to siedział i dłubał patykiem. Ciuchy się wypierze a z bakteriami się po styka to się uodporni. Ubrany też nigdy nie był za grubo i jest ok. Mój facet był prze pieszczony za dzieciaka i wiecznie chory nosz kurde tak o niego dbali i jeszcze śmiał chorować. Jak kochać to z głową bo za dużo miłości to też źle
OdpowiedzJa pamiętam czasy, kiedy nie było reklam, ale tacy rodzice też się nierzadko zdarzali. Choc może było ich mniej.
OdpowiedzW pełni się z Tobą zgadzam. Dodam jeszcze, że za moich czasów nikt nie słyszał o alergii. Sam dowiedziałem się, że można być na cokolwiek uczulonym chyba w wieku 10 lat. Teraz niemal każde dziecko jest na coś uczulone. Jeśli chodzi o reklamy, to najbardziej osłabiają mnie reklamy firmy Danone. Szczególnie te ostatnie o jogurtach.. że niby jedzenie jogurtu Danone codziennie to dobry nawyk. Ciekawe... w jednym jogurcie jest tyle cukru, że przez tydzień nie zużyłbym tego do kawy. Zawierają chyba wszystkie możliwe substancje chemiczne stosowane w przemyśle spożywczym, jakie są dostępne na rynku. Do tego wmawia się ludziom, że jeśli dziecko nie będzie jadło takiego jogurtu, to nie będzie miało mocnych kości. Totalna bzdura! Kobiety niestety łatwo nabierają się na takie hasła i myślą jeszcze, że robią dobrze dla dziecka... :-/
OdpowiedzTak gadacie, ale z margaryną pewnie lubicie pogaworzyć.
OdpowiedzKrótko i na temat. Kobiety kobietom zgotowały ten los. A potem płacz i rozwody.
OdpowiedzNo to było akurat głupie -,-
OdpowiedzEch, jak czytam takie historie - oraz komentarze pod nimi - to jestem niesamowicie wdzieczna rodzicom za to, ze ja oraz rodzenstwo od najmlodszych lat mielismy poprzeydzielane rozne obowiazki. Wiadomo, mlodsze dziecko - lzejszy obowiazek, nieraz tez nam rodzice pomagali, ale w kuchni podcas przygotowan do obiadu byly dyzury, do mycia naczyn, zamiatania podlogi. Kazde z nas mialo cos do zrobienia, swoj przydzial do posprzatania, ustalalismy sobie tygodniowe grafiki (wiadomo, kazdy chcial najlzejsze i jak najczesciej sie wymigac, wiec jakos to trzeba bylo zorganizowac) i wszystko dzialalo, a mysmy sie uczyli odpowidzialnosci. Inna rzecz, ze do gotowania nikogo nie trzeba bylo zaganiac, wrecz przeciwnie - zesmy sie bili, kto dzis gotuje i pomaga mamie decydowac co na obiad. Kazde z naszej trojki uwielbialo gotowac - brat, siostra i ja. Do dzisiaj kazde z nas gotuje z przyjemnoscia. Umiejetnosc gotowania, obslugi pralki czy innych sprzetow domowych byla dla mnie czyms niejako naturalnym, natomiat o istnieniu osob uposledzonych prze rordzcow w koncu sie dowiedzialam. Najwieksze moje zdziwiene budzily poaddwudziestoletnie kolezanki ze studiow, ktore nie potrafily w kuchni zrobic zupelnie nic. Bo mamy im nie pozwalaly. Nie rozumiem takich kobiet - nie wyobrazam sobie nie nauczyc dziecka gotowania - i to bynajmniej nie tylko samych podstaw. I bez wzgledu na plec. Nie da sie ukryc, ze szczescie mialam do takich wspolokatorow - jedno dziewcze przez caly rok do domu jezdzilo tydzien w tydzien, przywozac zawsze ze soba 5 kawalkow mieska, 5 porcji ziemniakow i 5 porcji salatki. Obecnie zas mieszkam z goscie, ktory albo zamawia jedzenie, albo kupuje w sklepie gotowe, do odgrzania. Pralki obsluzyc nie potrafi (za pierwszym razem nastawil jedno pranie dla 3 par skarpetek i 3 par majtek), mycie naczyn bylo poczatkowo tez magicznym procesem (jakby ktos nie wiedzial - do umycia tlustej patelni starczy tylko wypelnic ja woda, wode te podgrzac, a nastepnie wylac i juz mamy czysta patelnie...). Niby kazdy sam decyduje o tym, jak je, zyje i ogolnie "sie ogarnia", nie oceniam- ich wybor. ale mnie to wydaje sie jakos po prostu smutne.. I mam nadzieje, ze moje dzieci nie zostana kalekami spolecznymi, ktore nie potrafia same sie oprzadzic. Mniejsza juz o to, czy z lenistwa, czy nie...
Odpowiedzkomentarze odnosnie typu trzeciego uswiadomily mi, ze chyba jestem geniuszem. nie bylam przyuczana przez matke do gotowania czy sprzatania. generalnie obowiazki domowe, poza ogarnianiem swojego pokoju, byly mi obce. ani nie chcialam, ani nie musialam, nie podpartywalam, nie pytalam. nie angazowalam sie. potem wyjazd na studia i okazuje sie, ze wszystko potrafie. obsluga pralki, kuchenki, odkurzacza, gotowanie, prasowanie. a byly to czasy bez powszechnego dostepu do internetu. grafiki obowiazkow? - bzdura.
OdpowiedzJa nie twierdze, ze gdyby nie grafiki, to bym nic nie umiala :) Ale po prostu ciesze sie, ze rodzice nie wyreczali mnie i rodzenstwa we wszystkim. Zreszta wszystkiego tez nas nie nauczyli, bo takiej mozliwosci nie ma. A gotowac uczylismy sie po prostu pomagajac, nie bylo "dziecko a teraz trzeba zrobic taak i tak". Bardziej nauka polegala na najzwyczajniejszym obyciu i oswojeniu sie z kuchnia.
Odpowiedz