Historia użytkownika @Myscha przypomniała mi pewną sytuację, ale z drugiej strony.
Działo się to lata temu.
Chcąc podjąć pracę, zgłosiłam się do pewnej firmy produkującej… ale to za chwilę. Moim zadaniem była współpraca z kontrahentami zagranicznymi, nawiązywanie nowych kontaktów etc, jednak nie ma to większego znaczenia dla historii.
Rozmowę kwalifikacyjną przeszłam dobrze, dwie inne dziewczyny również. Następnego dnia rozpoczęło się kilkudniowe szkolenie i właśnie następnego dnia…
Ja i dwie koleżanki siedzimy w małej salce konferencyjnej. Do rozpoczęcia szkolenia pozostało jeszcze jakieś 5 minut, kiedy do pomieszczenia weszła pewna pani; obładowana dwoma wiadrami, w wiadrach butelki z płynami, odkurzacz pod pachą, a sama pani w klapkach (takich typu kubota) , rozciągniętym dresie, fryzura a’la wiatr we włosach…
Patrzę na zegarek, kalkuluję… no nie, pani raczej nie zdąży raczej posprzątać pomieszczenia w tak krótkim czasie – chyba, że ma niezły napęd w czterech literach.
Trochę nieśmiało, z lekkimi oporami (naprawdę nie chciałam być niemiła, wręcz przeciwnie) stwierdziłam:
J: Proszę Pani, ale my zaczynamy za chwilkę szkolenie…
Na to pani (S)przątająca odparła:
S: Właśnie zaczynamy. Co prawda mamy jeszcze pięć minut, więc możemy sobie jeszcze luźno porozmawiać. Mąż zaraz przyjdzie.
Tak, pani, którą wzięłam za Sprzątaczkę, okazała się znakomitym chemikiem, żoną szefa, bardzo dobrego marketingowca. Firma produkowała właśnie środki czyszczące, które obecnie są znaną i cenioną marką na rynku.
Takiej cegły, jaką wówczas ‘spaliłam’ nie miałam nigdy wcześniej i – na szczęście – nigdy później. Wówczas byłam przekonana o tym, że moja kariera w tej firmie skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Moja wizja dłuższej współpracy legła doszczętnie w gruzach. Szczęśliwie, szefowa okazała się złotą kobietą. Z zaistniałej sytuacji śmiałyśmy się później nie raz, a i sama historia posłużyła za anegdotę podczas spotkań z pracownikami i nie tylko.
Jak to mówią… nie oceniaj po pozorach… ;)
praca
Bo ludzie którzy posiadają naprawdę wielką klasę i pieniądze nie zawracają sobie głowy chodzeniem w garniturach. Gates, Jobs, Branson i wielu innych zazwyczaj chodzą w rozciągniętych swetrach, kilkudniowym zaroście i mało ich obchodzi cudze zdanie na temat konwenansów. Garnitur w Stanach to strój dorobkiewiczów, japiszonów, korporacyjnych szczurów, mormonów, prowincjonalnych pastorów. Natomiast w Polsce wciąż nie wiedzieć czemu uchodzi za symbol elegancji.
OdpowiedzJedna tylko rzecz: nie myl kasy z klasa. Mala literka, wielka roznica.
OdpowiedzSam garnitur nigdy nie był symbolem elegancji.O elegancji świadczy jego rodzaj i sposób noszenia. Natomiast rozciągnięty sweter może być co najwyżej elementem dreskodu, bo taki "rozciągnięty sweter" kupiony w odpowiednim sklepie i z odpowiednią metką może być 10 razy droższy niż najdroższy garnitur, na jaki ciebie będzie kiedykolwiek stać.
OdpowiedzKlasyczne robienie ludzi w bambuko. Zresztą dowodzi to, jakimi kretynami są kolesie kupujący taki sam sweter jak inne, tylko że z inną metką. A to wszystko jeden i ten sam Chińczyk szyje.
OdpowiedzFajna historyjka ale nie na piekielnych. Raczej na jakieś 1001 anegdot z życia czy coś w ten deseń.
OdpowiedzW sumie masz rację @smokku. Na moje usprawiedliwienie powiem tylko, że nie udzielam się nigdzie indziej, tylko na piekielnych. I choć historia mało piekielna, w ostateczności raczej zabawna, to chciałam się z Wami nią podzielić. Ot tak, bo Was lubię. :)
OdpowiedzLapidynka, takie mam pytanie, juz nie odnoszace sie do historii - po co uzywasz "@"? Byc moze sie myle, ale z tego, co kojarze uzywa sie tego znaku jako odpowienia "ad."... A takich zwrotow nie uzywa sie raczej bezposrednio do odbiorcy?:> Nie zrozum mnie zle, nie mam zamiaru sie czepiac czy cos, po prostu zaciekawilo mnie to, bo w sumie nie jestem jakas szalenie aktywna uzytkowniczka roznego typu forów, wiec może po prostu nie znam ich zasad...:)
Odpowiedza ja myślę że niepotrzebnie się odzywałaś. Przecież nie powinnaś pouczać nawet zwykłej sprzątaczki. nie twoja w tym głowa czy zdążyłaby posprzątać czy nie. Bądź co bądź ona była pracownikiem firmy (w Twoim mniemaniu), a ty miałaś dopiero rozpocząć szkolenie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 sierpnia 2013 o 23:32
Kiedy zaczynałam pracę w obecnej firmie,powiedziałam do prezeski zarządu "siemasz". No kurde, wchodzę do biura, młoda kobitka, myślę sobie, pewnie jeszcze jej nie poznałam, tu tylu pracowników, a ja pierwszy tydzień w pracy. No a po godzinie spotkanie nowych pracowników i wchodzi ta sama babeczka, wszyscy jej w pas się kłaniają, "dzień dobry pani prezes"... Też spaliłam buraka ;)
Odpowiedz