Pewnie wiecie jak w naszym pięknym kraju nad Wisłą ciężko kupić używane auto? Piekielnych historii o stanie pojazdów można by mnożyć na pęczki, więc nieco o czym innym.
Jak się domyślacie - też kiedyś poszukiwałam.
Po obejrzeniu masy 'idealnych igieł od emeryta' (czyli szrotów) wreszcie trafił się samochód, który (przynajmniej na pierwszy rzut oka) nie był poskładany z dwóch innych i przystanku tramwajowego. Sprzedający zgodził się na sprawdzenie pojazdu w ASO, umówiliśmy się na następny dzień.
Właściciel auta przyjechał z dwoma innymi osobami(na chwilę zapaliła mi się wtedy czerwona lampka, ale niestety ją zignorowałam).
Zapłaciliśmy (niemało, bo prawie 500zł) i rozpoczął się przegląd, trochę przy nim tłoczno było - bo nas dwoje i sprzedający ze 'swoimi' dwiema osobami. Summa summarum przegląd nic złego nie wykazał - więc decyzja - bierzemy. Cena ustalona, umawiamy się ze sprzedającym za godzinkę w centrum, my weźmiemy pieniądze, on dokumenty.
Godzina minęła - gościa nie ma, gdy w końcu odebrał telefon stwierdził krótko, że już sprzedał samochód "państwu którzy byli z nami na przeglądzie" i rozłączył się, więcej nie odebrał. Noż ku... Innymi słowy zasponsorowałam "tym państwu" przegląd.
Nauczyliśmy się za to, że wszystko trzeba mieć na piśmie, bo czasy kiedy dane słowo czy gentlemen's agreement coś znaczyły niestety minęły...
używane auto
I nie da się tych pieniędzy nijak odzyskać? Pewnie by się sprawa oparła o sąd, ale 500 zł piechotą nie chodzi i warto by było powalczyć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 sierpnia 2013 o 15:46
Podejrzewam, że w końcu do podpisywania czegokolwiek nie doszło, a w sądzie "na gębę" naprawdę trudno cokolwiek udowodnić. Pewnie rachunek z ASO też został wystawiony na nowych nabywców lub na sprzedającego.
OdpowiedzPrzeciwnie, rachunek był na mnie, natomiast udowodnienie, że to nie my po sprawdzeniu w ASO zrezygnowaliśmy z kupna tylko sprzedający no i bez umowy przyrzeczonej teoretycznie miał prawo nam go nie sprzedać.. Także niestety była to droga lekcja
OdpowiedzPrzy kupnie obecnego samochodu podpisaliśmy umowę, że w przypadku nie dojścia do transakcji z winy sprzedającego zwraca on koszt przeglądu.
OdpowiedzTo lekcja nie poszła w las :) Szkoda, że nie można nic zrobić z tamtym piekielnym sprzedawcą :/
OdpowiedzDlatego dobrze jest jechać ze swoim znajomym mechanikiem lub kimś kto się dobrze na autach zna i jemu dać sprawdzać auta, a pod koniec postawić flaszkę, ewentualnie dwie i napić się z nim za nowy nabytek ;]
OdpowiedzZ mechanikiem to jedno, ale mechanik nie wczyta przebiegu z kluczyka ani nie zajrzy do danych napraw w ASO.
Odpowiedz@mariamasyna Historię w ASO można sprawdzić po VINie, co do przebiegu to i tak go do końca nie sprawdzisz, bo są metody jego zmiany w 100% skuteczne ;)
OdpowiedzOch niechcący wcisnęłam mocne :-( Opłacenie tego przeglądu było bardzo naiwne igłupie z waszej strony! To ja bez tytułu dr wiem, że ludzie, to ch.uje i nie ma co polegać na danym słowie czy usmieszku... Nie dość, że nie mój samochód, to z jakiej paki ja mam płacić? A jeszcze byłby niesprawny, to kasa poszła w błoto lub jak kto woli: na sponsoring.
OdpowiedzJakby okazał się niesprawny to kasa nie poszłaby w błoto a zostałaby zaoszczędzona na naprawach kupionego niesprawnego samochodu...
OdpowiedzPod warunkiem, że byś go kupiła. Bo jakbyś nie kupiła, to by ci przecież nie zwrócili. Proste
Odpowiedz