piekielni.pl

W temacie pracodawców.
Jestem (no, właściwie to już prawie czas przeszły) zatrudniona w firmie produkującej torby/torebki ze starych plandek, pasów bezpieczeństwa itp. Ot, recykling taki. Drogie cholerstwo niemiłosiernie, ale że niby handmade to musi być drogie. Jeździ się z tym na rózne imprezy/festiwale muzyczne, wystawia stoisko i sprzedaje. Ale zdarzyło mi się mieć mały wypadek, ot stłuczka autem, ale kołnierz nosić trzeba więc L4 i lenimy się w domu. Ale, ale...

Wypadek miałam dosłownie dzień przed planowanym wyjazdem na Woodstock (służbowym rzecz jasna), więc telefon do szefostwa, taka i taka sprawa, pojechał za mnie ktoś inny. Więc wracam ja po tych trzech tygodniach zwolnienia, w międzyczasie w firmie kontrola z PIP, bo jedna z dziewczyn się wkurzyła jak nie dostała obiecanej umowy, a na czarno robić już nie chciała. I tak w piątek, dzień po ostatecznym zakończeniu kontroli szef wręcza mi wypowiedzenie. Dobrze się domyślacie, za to cholerne L4, powiedział to wprost. Bo ja powinnam pojechać mimo wszystko (przypominam, Woodstock, spanie w namiocie, dźwiganie pudeł z towarem i stanie po 14h dziennie na stoisku, a wszystko ze skręconym kręgosłupem, w kołnierzu). Bo on tak na mnie liczył...

Na moje pytanie, czemu do cholery jak dzwoniłam będąc na SORze jaka jest sytuacja, nie powiedział mi, że mam jechać, powiedział, że przecież jako pracodawca nie może mnie zmuszać do czegoś takiego, ale powinnam sama się domyślić... I znowu szukaj człowieku pracy, w końcu tyle jej w tym kraju.