Wszyscy teraz narzekamy na upały. Dopiero co czytałam o szefie/kierownictwie, które zaopatruje się w klimatyzatory, chwaląc się tym przed "ugotowanymi pracownikami"...
To na ochłodę z innej beczki.
Koleżanka pracowała w sklepie z ciuszkami, wózkami itp. dla dzieci.
Pracowała tam ponad 10 lat (nie mam pojęcia jak wytrzymała z tą kobietą tak długo!)
Zimą szefowa z oszczędności przykręcała jej ogrzewanie tak, że można było zamarznąć.
Sama przychodziła na krótko, na kontrolę, albo po narzekać.
Już po godzince sprawdzania faktur chuchała w ręce teatralnie:
- Boooooooooooosze jak tu zimno! Idę na solarkę i gorąca kawkę. Jak ty tu wytrzymujesz te 8 godzin?!
Albo kręciła głową:
- Gosiu, ale ty jesteś zahartowana! - I zwiewała do siostry na solarium, kawę, herbatę do lokalu po drugiej stronie ulicy. Tam było cieplutko.
Raz Gosia musiała po nią iść za ulicę, bo ktoś wydzwaniał na stacjonarkę. Szefowa łaskawie zaproponowała jej 5 minutek u siostry:
- Ogrzej się chwilkę, zobacz jak tu cieplutko, tylko nie siedź za długo, bo się potem przeziębisz i mi na zwolnienie pójdziesz, a ja sama w tej lodowni nie wytrzymam!
Moja własna, dawna szefowa kiedyś zimą pokazała mi, że ma dziurawego "kozaka" i jej tamtędy zimno leci. Na pytanie, czy jej pożyczyć własne, powiedziała, że jakoś wytrzyma. Narzekała też na zepsute drzwi, które otwierał każdy podmuch wiatru wpuszczając śnieg. Własne drzwi, we własnym sklepie...
O ile wiem nadal są zepsute i ubiegłej zimy zamarzała tam już piąta, albo szósta sprzedawczyni po mnie. Szefowa nadal na nie narzeka.
A szefowa nie przejmowała się klientami wchodzącymi do sklepu? Przecież oni przychodząc na zakupy raczej spodziewali się ogrzać w sklepie, więc wątpie, że było dużo stałych klientów. Poza tym koleżanka oczywiście nie wiedziała, że to co jej szefowa robiła było niezgodne z prawem?
OdpowiedzAkurat klientowi wygodniej jest w niedogrzanym sklepie, do którego przecież wchodzi ubrany stosownie do pogody na zewnątrz, niż w takim, gdzie zaczyna się pocić natychmiast po wejściu.
OdpowiedzW prawie pracy jest, że jeżeli w pomieszczeniu jest poniżej jakiejś temperatury to chyba pracownik może iść do domu (nie wiem jak dokładnie jest to określone). U mnie raz się popsuło i mówiliśmy, że zimno, żeby naprawić i nic. Kolega znalazł ten przepis, przyniósł termometr, zgłosił jaka temperatura i mogliśmy iść bez konsekwencji. Ale to instytucja państwowa, a taka nie może sobie pozwolić na zaniedbania. Jak to sklepik tej pani od solarium, to może powiedzieć: "nie podoba się, to na twoje miejsce jest milion chętnych". Babka rzeczywiście odstrasza klientów takim stanem sklepu
OdpowiedzZnając życie, to takie sprzedawczynie nie są na Umowie o Pracę, a na Dziele albo Zleceniu. I wtedy przepisy z prawa pracy nie obowiązują.
Odpowiedz18 stopni to minimum. Wydaje mi się, że gdzieś to można zgłosić, szefowa wtedy byłaby ugotowana ;)
OdpowiedzMi to by akurat odpowiadało... ;) lubię chłód, ale mam serce i kiedy np zimą wpadają do mnie znajomi to podkręcam ogrzewanie z 15 stopnii (tak wolę) do minimum 22. Zawsze wszyscy pytają, czy zdrowa na umyśle jestem, bo oni nawet przy 20 stopniach siedzą w swetrach a ja w podkoszulku latam ;). Właścicielka chyba coś nie tak ma, dobrze, że jeszcze nie wpdała na pomysł, że ona podkręci temperaturę, owszem, ale odtrąci Ci za to z pensji.
Odpowiedz