Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Rekrutacja na studia, czyli pierwsze starcie człowieka z dziekanatem. Jestem tegorocznym maturzystą,…

Rekrutacja na studia, czyli pierwsze starcie człowieka z dziekanatem.

Jestem tegorocznym maturzystą, który wpadł na pomysł studiowania ratownictwa medycznego na jednej z medycznych uczelni w kraju. Matura poszła nieźle – dostałem się! Z pierwszej listy!
Zadowolony, pojechałem zawieźć dokumenty na uczelnię. Zaznaczę tutaj, że miejsce mojego zamieszkania, a niedoszłą Alma Mater dzieli blisko 200km, zatem dojazd kosztował mnie kilka godzin jazdy i dwie przesiadki po drodze. Parę minut w kolejce, wszystko załatwione – zostałem studentem ratownictwa!

Wracam zatem do domu. Będąc już prawie u celu, dostaję telefon od pani z dziekanatu. Dowiedziałem się, że nie zgadza się coś w danych wprowadzonych do systemu, a przywiezionych przeze mnie i że (uwaga) mam natychmiast wracać i sprostować wszystko. Gdy na pytanie za ile mogę być, pani dowiedziała się, że najwcześniej za 2 do 3 godzin, pani była zbulwersowana (myślała, że na jej uczelni studiują ludzie tylko z najbliższych okolic?) i w niemiły sposób oznajmiła mi, że mam następnego dnia zgłosić się do dziekanatu do godziny dziewiątej, w przeciwnym razie skreślą mnie z listy studentów.

Minę miałem nie tęgą, ale cóż robić. Następnego dnia wyruszyłem z domu skoro świt, o godzinie 4, by zdążyć do szanownych pań z dziekanatu. Na miejscu musiałem napisać jakieś sprostowanie (drobna pomyłka przy przeliczeniu punktów, nie miała wpływu na to, czy byłbym przyjęty, czy nie). Dotarłem do domu i niespełna po godzinie telefon: nie udało się sprostować, proszę przyjechać jutro odebrać dokumenty.

Dodam tylko, że koszt jednorazowej takiej wycieczki to ok. 50zł w obie strony...

Jako, że uczelnia przyjęła oryginały moich dokumentów, musiałem je odebrać. Pofatygowałem się zatem po raz trzeci do dziekanatu. Tu zaczyna się najlepsza część.

Znowu kazano mi pojawić się przed 9, wyjechałem o 4, ale przez remonty na PKP tym razem dotarłem na miejsce „na styk”.
Wchodzę. Mówię, że chcę odebrać dokumenty. Panie na to, że one mi ich nie mogą wydać i mam czekać na komisję rekrutacyjną. Jakaś jej przedstawicielka pojawiła się gdzieś po kwadransie tylko po to, by... kazać mi czekać.
9-ta...
10...
11...
12...
13...
Co jakiś czas przez korytarz przemykały kolejne panie z kawą w ręce i kazały mi czekać. Po 13 wyszła kolejna z nich i oznajmiła, że jeszcze nie mogą wydać mi dokumentów, gdyż muszą skontaktować się (osobiście) z drugim wydziałem (położonym w innym mieście) i że proszę czekać, bo może jednak uda się mnie przyjąć.
Cóż, stwierdziłem, że może jednak mnie przyjmą, więc nie czekam na daremno. Wystarczyło „tylko”, aż panie wrócą z konsultacji.
14...
15...
16...
17...
Powoli zaczynałem toczyć pianę z pyska. O 17 cud! Wreszcie ktoś się pojawił i zaprosił mnie na rozmowę z rektorem (!).

Wszedłem. Pan rektor był bardzo miły i w ogóle. W trakcie rozmowy dowiedziałem się, że bardzo im przykro i że jednak mnie nie przyjmują. Ale prawdę mówiąc było mi już wszystko jedno. Odebrałem dokumenty, dotoczyłem się do pociągu, w domu byłem około 21.
Wtem telefon! Miałem ochotę cisnąć nim o ścianę. (ale jednak trochę szkoda...) Tym razem pani jednak jedynie oznajmiła mi, że nadal mogę się starać o przyjęcie w drugiej rekrutacji (pod warunkiem, że zapłacę drugą opłatę rekrutacyjną – 70zł)... Podziękowałem za informację i poszedłem spać.

Na drugi dzień otrzymałem list z innej uczelni, że przyjmują mnie na ratownictwo do siebie. Od razu pojechałem z papierami, wszystko załatwiłem w 30 min.

dziekanat

by Badgerbadger
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ignisvespers
39 39

Pisz odwołanie do komisji rekrutacyjnej o zwrot kosztów rekrutacji! Jaka to uczelnia tak Cię zrobiła? Co za ludzie... nie wierzę. Ja bym sprawy tak nie zostawiła, narobiłabym im problemów dla zasady. (Jeśli się na to zdecydujesz, napisz mi na priv, może dam radę pomóc ;) )

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 sierpnia 2013 o 19:00

avatar konto usunięte
40 40

Patrząc na te wycieczki, które Ci zafundowano i burdel, który wyszedł na jaw, ja tam bym się cieszyła, że jednak nie będę studiowała na takiej uczelni.

Odpowiedz
avatar mariamasyna
9 9

A uzasadnili to chociaż jakoś?

Odpowiedz
avatar Jotka
16 16

Wściekam się na samo czytanie tego:)

Odpowiedz
avatar Bryanka
12 12

Dokładnie. Dawno temu chciałam studiować poza moim miastem na pewnym prestiżowym i znanym uniwerku. Nie przyjęli mnie, spoko, nic się nie stało. Przyjęli mnie w moim mieście na ten sam wydział, uczelnia nie gorsza. Jakoś tak we wrześniu dzwonią do mnie z tego prestiżowego wydziału, że...czekają na uzupełnienie dokumentów, bo jednak zostałam przyjęta. Brzydko się zachowałam, bo dostałam ataku śmiechu...zapytałam się czemu najpierw mnie nie przyjęli, a teraz nagle okazuje się, że byłam przyjęta - "A nie wiem, może pani z rekrutacji miała zły dzień i się pomyliła".

Odpowiedz
avatar vezdohan
11 11

Podaj nazwę. Może innym oszczędzisz bojów. Nie jest tak, że szanowna Uczelnia żyje w próżni. Potrzebują kandydatów.

Odpowiedz
avatar mackk84
2 4

Śmierdzi z daleka jakimś wałkiem...

Odpowiedz
avatar 12345
5 5

Zupełnie jakbym widział Śląski Mordor. :D

Odpowiedz
avatar ieyasu
12 12

Jak w tym starym dowcipie - przychodzi baba do lekarza ze studentem w d..pie. - Co Pani dolega? - Dziekanat.

Odpowiedz
avatar Rosa1906
5 5

Powiedz, co to za uczelnia, by trzymać się od niej z daleka. Ja miałam nieprzyjemne starcie z działem rekrutacji na UJ. Nie trudno było odczuć, że jako student jesteś nikim i w zasadzie nie dorastasz im do pięt, choćby chodziło tylko o pracowników sekretariatu...Po licencjacie w szkole prywatnej, gdzie traktowanie studenta jest zupełnie inne (od razu uprzedzam- nie oznacza to, że zdajesz na ładne oczy albo według zasady "nasz klient nasz pan";)) i spotkaniu niezbyt ogarniętych pań z działu rekrutacji uwr na studia magisterskie, również nie spodziewam się niestety kompetentnego traktowania studenta:( Zobaczysz, że Ci wyjdzie na dobre, że się nie dostałeś na pierwsza uczelnię. Powodzenia na tej drugiej;)

Odpowiedz
avatar Segat
0 0

Na UJ wszystko zależy od wydziału. O ile sekretarki z mojego wydziału (fizyka, astronomia i informatyka stosowana) można całować po rękach (robią wszystko, aby pomóc studentowi) tak podobno kobiety z wydziału polonistyki uważają studenta za zło konieczne.

Odpowiedz
avatar Yennefer_
0 0

U mnie na wydziale również sekretariat jest baaaardzo spoko i idzie na rękę studentom. Trochę się nachodziłam tam, więc i doświadczenie zebrałam :) Bardzo się zdziwiłam, że nie zioną ogniem na sam widok studenta :D Zanim poszłam na studia to miałam w głowie pewien stereotyp sekretariatu i powiem szczerze, że miałam stracha, by tam iść ^^ Myślę, że dużo daje przeprowadzanie ankiet, które oceniają pracę nie tylko kadry, ale również pracowników sekretariatu.

Odpowiedz
avatar delmet
1 1

Sekretariat a dziekanat to co innego.

Odpowiedz
avatar tab_
3 3

Pomyłki się zdarzają to fakt i o ile jestem w stanie uwierzyć, że najpierw autora przyjęto, a potem jednak nie przyjęto, to jakoś nie mieści mi się w głowie, by o tym fakcie powiadamiał go sam rektor. Chyba, że to naprawdę mała, prywatna(?) szkółka, bo na dużych, państwowych uczelniach rektor absolutnie się takim rzeczami nie zajmuje. A skoro piszesz, że to uczelnia medyczna, to raczej nie mała szkółka..

Odpowiedz
avatar Aribeth
1 1

Równie dobrze te kwoki z dziekanatu mogły mu powiedzieć, że to wielki pan rektor, a tak naprawdę to był jakiś zastępca zastępcy zastępcy xD.

Odpowiedz
avatar madelene
3 3

Na mojej uczelni (polsl) jeżeli ktoś choć raz w życiu był chociażby PROrektorem lub PROdziekanem, to już do końca życia niektóre osoby będą takiego kogoś tytułować "Panie Rektorze/Dziekanie". A do samego rektora mówi się "Magnificencjo" O_o. Dziwna uczelnia, dziwne zwyczaje.

Odpowiedz
avatar tab_
2 2

Nie tylko na Twojej uczelni, madelene, tytułomania to cecha swoista polskiej nauki. Niejednokrotnie byłam uczestnikiem różnych spotkań (rady wydziału, konferencje...), gdzie obecne były najwyższe władze uczelniane i jeśli ktokolwiek cokolwiek mówił, to zawsze musiała być ta niezbędna formułka na początku: "Jego magnificencjo, szanowny panie dziekanie, wysoka rado, drodzy państwo" - a weź pomiń jakiś człon ;) W sumie to nawet mi się to podoba, jako pewien zwyczaj (tak samo jak togi akademickie), ale już w odniesieniu do konkretnych osób czasem jest karykaturalne, np. gdy ktoś żąda by odnosić się do niego "profesorze tytularny", bo przecież belwederski profesor to coś innego, niż "podwórkowy", czyli niż stanowisko profesora na danej uczelni ;) A który szary człowiek, niezwiązany ze środowiskiem akademickim takie niuanse wyłapie.

Odpowiedz
avatar Badgerbadger
2 2

Pewności, że to był rektor nie mam, po tylu godzinach bezczynnego czekania naprawdę było mi wszystko jedno kto to i jedyne, czego chciałem, to wyjść stamtąd...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@madlene macie specyficznego rektora ;) i do Krakowa docierają o nim legendy!

Odpowiedz
avatar toro49
-3 5

Wszystko się zgadza. Bo Polska to dziki kraj.A w Europie to my jesteśmy jedynie geograficznie...

Odpowiedz
avatar Guest3
0 0

Moje zdziwienie było nie mniejsze, kiedy to w tym roku składałem dokumenty na ten sam kierunek w prywatnej uczelni oddalonej o ponad 500km od mojego domu. 9h jazdy w jedną stronę, 9h w drugą. Trzy dni później dzwonię się dowiedzieć o wynikach: "nie udzielają takich informacji telefonicznie" No to jazda, wolne w pracy i kolejne 18h życia do tyłu...

Odpowiedz
avatar ogarnijsie
0 0

Powinieneś podać nazwę uczelni.

Odpowiedz
avatar Elle
1 1

Kiedy składałam dokumenty na ŚUM również nastąpiła pomyłka w punktach, ale wszystko zostało załatwione w ciągu pół godziny ;) Obstawiam, że to Umed albo Warszawka, bo tam takie przygody się zdarzają ;D

Odpowiedz
avatar Magnic
0 0

Dlatego ja studiuje w swoim mieście.

Odpowiedz
Udostępnij