Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W niedzielę ci szczęśliwcy, którzy akurat nie muszą siedzieć w pracy, decydują…

W niedzielę ci szczęśliwcy, którzy akurat nie muszą siedzieć w pracy, decydują się często na spędzenie czasu z rodziną. Matki Polki zabierają więc Mężów oraz Potomstwo do Centrum Handlowego, gdzie doprowadzają całą resztę obecnych (z punktu widzenia Matki nieistotnych, pisanych więc małą literą) do poważnego bólu głowy. Potomstwo bowiem:

1. Chce:
- zabawkę, o czym informuje Matkę trwającym nieprzerwanie przez czterdzieści minut rykiem rannego bawołu, słyszalnym pewnie w sąsiednim powiecie. Nie przeszkadza to jednak Matce z niewzruszonym spokojem kontynuować zakupów. Prawdopodobnie ogłuchła.
- rurkę z kremem. W przypadku domagania się pożywienia, ryk Potomstwa przeradza się w pisk zdolny kruszyć szkło. Matka zachowuje kamienny spokój, Mąż natomiast kontempluje sufit, wychodząc z założenia, że jeśli na Potomstwo nie patrzy, to go nie ma.
- wyjść z wózka. Niechęć do środka transportu okazywana jest nie tylko dźwiękiem syreny alarmowej, ale też kopaniem, szarpaniem i pozbywaniem się pozostałej zawartości wózka.
- czegoś. Mimo (niemrawych) wysiłków Męża i gorących życzeń pracowników i kupujących, nie udaje się jednak ustalić niczego, poza niezaspokojonym pragnieniem potomstwa, obwieszczanym gromkim „Chcęęęęę”.
2. Nie chce:
- wyjść z wózka. W tym wypadku osoby postronne oddychają czasem z ulgą, ponieważ Potomstwo często postanawia gryźć ręce, które usiłują zmusić je do wyjścia, co dostarcza upragnionej chwili ciszy.
- wejść do wózka. Reakcja jak wyżej, z dodatkowym pokazem akrobatycznym.
- niczego. Ogólna niechęć do świata sygnalizowana jest przeciągłym wyciem, szlochem oraz czkawką.
3. Nudzi się.
Sposobem na nudę może być usiłowanie wspięcia się na wszystko (i wszystkich) lub wydawanie dźwięków, o które nikt nie podejrzewałby istoty ludzkiej. W wypadku pierwszym, Matka zdecydowanym ruchem kieruje Potomstwo w stronę innej niż ona sama ścianki wspinaczkowej, podczas gdy fascynacja Męża sufitem osiąga nieznany dotąd poziom. W przypadku drugim, spokój pozostaje niezakłócony.

Wszystko to i jeszcze więcej można zobaczyć w każdym Centrum Handlowym. Bystry obserwator mógłby również zauważyć zażenowanego całą sytuacją spokojnego trzylatka, jednak często takie dzieci giną w natłoku Potomstwa.

by snapper
Dodaj nowy komentarz
avatar Voima
18 18

Z jednej strony - rozumiem, bo sama nie lubię rozwrzeszczanych dzieciaków, ale z drugiej strony dzieciaka czasem uciszyć się nie da, a jak się mu ulegnie to wyrośnie mały terrorysta. Ale co ja tam wiem, dzieci nie mam :P

Odpowiedz
avatar snapper
6 14

Ależ ja sobie doskonale z tego zdaję sprawę. Tyle, że jak rodziców jest dwoje, a rola Męża sprowadza się zwykle do stania obok i udawania, że wcale go tam nie ma, to równie dobrze może z tym dzieckiem wyjść. Albo zostać w domu.

Odpowiedz
avatar ewilek
10 16

Najlepszą reakcją na głośne domaganie się przez dziecko np. zabawki/batona/rurki z kremem itd jest właśnie brak reakcji. Więc to co robili rodzice dzieci opisanych w historii jest jak najbardziej słuszne. Myślisz, że jakaś racjonalna rozmowa z 2-3 latkiem coś da? To powodzenia. Rozumiem, że małe dzieci mogą niektórych denerwować ale może tak trochę wyrozumiałości i zrozumienia. W końcu kto wie, może ten kto tak narzeka niedługo sam będzie rodzicem, to wtedy zobaczy jak to łatwo się mądrzyć gdy się nie wie jak to jest.

Odpowiedz
avatar Sihaja
1 1

Wkurzające jak cholera. Ja mam półtoraroczne niemal dziecko, więc wiem, jak ryk wkurza, choć mój to aniołek, który nie wymusza (mam nadzieję, że mu tak zostanie). Ale niestety, zostawianie dziecka w domu niewiele pomoże bo dziecko musi się uczyć życia wśród ludzi, reakcji... Pokrzyczy dwa-trzy razy, nauczy się że nic nie osiągnie i się uspokoi. Inaczej wszystko zacznie się od nowa na kolejnym spacerze....

Odpowiedz
avatar yadira
1 1

Zgadzam się z przedmówcami. Ignorować. Nawet RAZ nie ulegać, bo kolejne takie wycie będzie dwa razy dłuższe. A im częściej dla świętego spokoju ulegamy tym gorzej będzie gdy w końcu będzie się chciało "coś z tym zrobić". Niech się drze te kilka razy, jednemu dziecku wystarczy raz, innemu dziesięć żeby zrozumieć, że to nie ma sensu. A logiczna rozmowa - z takim 3 latkiem nie ma racji bytu. On chce, bo chce. I tyle. Bo tak, bo nie, bo chce. Bo tamto dziecko ma, bo on widział. Głównie jednak bo tak.

Odpowiedz
avatar jeery22
-2 30

Gościu to się nazywa życie i to jest normalne. To twoje marudzenie jest absurdalne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 25

Jak napisał snapper: zdecydowana większość rodziców jeździ na zakupy we dwójkę + dziecko(dzieci). Któryś partner może zostać w domu z dzieckiem, a nie męczyć innych, siebie i dziecko. Z chłopakiem jeździmy na zakupy razem i zostawiamy dziecko z nianią. Jak niani nie ma to tylko chłopak lub tylko ja jadę na zakupy. Planowanie nie jest trudne...

Odpowiedz
avatar soraja
6 16

@drabineczka Nie wiem skąd bierzesz tą "zdecydowaną większość", z moich obserwacji wynika że jest zwykle jeden opiekun (nie wnikam czy rodzic, czy ciotka) próbujący jakoś zapanować nad dzieckiem lub ich gromadką. Nie każdy ma też taką komfortową sytuację jak ty, że może sobie pozwolić na nianię lub zostawienie dzieci z drugim partnerem. Niania kosztuje, niektórzy samotnie wychowują dzieci, inni musieliby czekać kilka dni czy miesięcy aż partner wróci z pracy i w tym czasie głodować. Wreszcie dla sporej liczby osób jest naturalne, że obiad robi osoba, która akurat siedzi z dzieckiem w domu, podczas gdy druga siedzi w pracy (chociażby po to, żeby cała rodzina mogła spędzić więcej czasu ze sobą, a nie najpierw jedno w pracy, potem drugie przy garach). Odpowiedzialny rodzic zatroszczy się przede wszystkim o to, żeby jego dziecko było bezpieczne i nie chodziło głodne. Wygoda postronnych osób w markecie będzie na drugim miejscu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 14

@soraja, czerpię to z własnych obserwacji :) W sklepach jest znacznie więcej par z dziećmi niż samotnych z dziećmi. Rozumiem jak ktoś nie może zostawić dziecka z partnerem, z nianią. Nie chodzi mi o to, by dzieci nie miały wstępu do sklepów. Chodzi mi o to, że zdecydowana większość rodzin ma możliwość wyjazdu na zakupy bez dziecka, a je i tak zabiera- męczy się dziecko, rodzice i ludzie obok.

Odpowiedz
avatar jeery22
2 12

Tak, najlepiej zamknijmy dzieci w domu bo komuś nie pasuje jak dziecko trochę sobie pokrzyczy. Dziecko pokrzyczy, pokrzyczy i nie dostanie tego co chce to się uspokoi.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
3 3

Drabineczko, a) nie każdego stać na nianię, b) nie każda niania zechce wpaść na godzinkę, żeby człowiek zrobił zakupy, bo jej się taka godzinka nie opłaca, c) dziecko musi się uczyć życia w społeczeństwie, a zamknięte w domu z naniusią się tego nie nauczy.

Odpowiedz
avatar jeery22
1 5

Ludzie wy też kiedyś byliście takimi samymi dziećmi i większość z was zachowywała się podobnie jak dzieci opisane w tej historii jako piekielne.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
9 37

Dziecko do momentu pójścia do szkoły nie powinno w ogóle wiedzieć że supermarkety istnieją, nie wolno prowadzać ich tam nim wpierw nie przejdzie solidnej edukacji z savoir-vivre w sklepie. Powód jest prosty - małe dziecko wartości pieniądza nie zna i wydaje mu się, że wszystko można brać. Zacząć należy od małych sklepików osiedlowych, gdzie pani stoi za ladą i dziecko może wyrabiać odruch mówienia "proszę", "dziękuję", nie ma harmidru jazgoczącej muzyki z głośników, sztucznych zapachów rozpylanych by naciągać klientelę, ani nachalnych promocji. Dopiero po takim doświadczeniu, połączonym z mini kursem ekonomii w domu, zabawą zabawkowymi pieniądzmi, można ostrożnie wprowadzić 7-8 letnie dziecko do marketu, wcześniej oczywiście objaśniając mu wszystkie socjotechniczne sztuczki jakie markety stosują na ludziach (wystawianie atrakcyjnego towaru na wysokości oczu, produkty impulsowe przy kasach, muzyka, zapachy, itd.).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

Ooo, dobry pomysł! Już wiem czego nie będę robiła przez następne 8 lat :)

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
-2 14

Ludzie nie zdają sobie nawet sprawy jaki to sztab specjalistów wszelkiej maści od pr-u, socjotechniki, technik manipulacyjnych i tym podobnie pracuje przy urządzaniu takiego sklepu tylko po to, żeby jak najwięcej nieświadomych niczego jeleni do niego zwabić. Dorosły, który ma trochę oleju w głowie to jeszcze jest w stanie się obronić, ale dziecko już absolutnie.

Odpowiedz
avatar soraja
4 8

Tylko jest jeden zasadniczy problem. Małych i dobrze zaopatrzonych sklepów jest jak na lekarstwo, a coś jeść trzeba. O ile nie mamy do czynienia z dwójką bezrobotnych rodziców, to nie ma opcji że ojciec wyskoczy do sklepu zostawiając dzieciaka z matką (lub odwrotnie). Zabieranie dziecka do marketu jest jednak mniejszym złem, niż zostawienie go w domu bez opieki.

Odpowiedz
avatar ocelota
6 10

Dril. Czy Twoim sposobem na obronę jest bojkot marketów przez rodziców? Nie mają na co wydawać pieniędzy tylko na towar 20-30% droższy nie licząc promocji gdzie cena jeszcze bardziej jest korzystna? Co do objaśniania socjotechnicznych sztuczek 7-latkowi.. Wydajesz się jakbyś sam przeczytał coś z tej dziedziny i czuł się jak władca dusz

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

@soraja, jak mam w sobotę i niedzielę dyżur to jest oczywiste, że chłopak bierze dziecko do sklepu, ale jak mam wolny weekend to dlaczego na zakupy nie może pojechać tylko jeden partner? Domyślam się, że nie każdy może zostawić dziecko, jest samotnym rodzicem itd, ale to raczej dotyczy par, które mogą zostawić dziecko i pojechać na zakupy samemu. Sklep/centrum handlowe nie jest rozrywką, a do tego uzależnia.

Odpowiedz
avatar milkyway
2 6

hahaha już to widzie, ty też swoje dzieci nie wpuszczałeś do marketów do 7 roku życia? :)

Odpowiedz
avatar katkaTT
1 3

Dałam plusa, bo jak rozumiem, to ironia? :)

Odpowiedz
avatar soraja
9 19

akurat w tym, że matka nie chce kupić dzieciakowi zabawki czy rurki i w spokoju robi dalej zakupy, nie ma nic złego. Mali szantażyści nieraz liczą właśnie na to, że rodzic ulegnie pod wpływem karcących spojrzeń innych ludzi. Uleganie takim zachciankom grozi wyhodowaniem bezstresowo wychowanego bachora, który myśli, że wszystko mu się należy. Z dwojga złego wolę wrzeszczące dziecko - po paru takich akcjach nauczy się, że krzykiem nic nie wskóra i da sobie spokój.

Odpowiedz
avatar snapper
-3 17

Podkreślę po raz kolejny, wiem o tym, że uleganie małemu terroryście to jest coś dobrego. Ale - jak już mówiłam - można z tym dzieckiem wyjść na zewnątrz (albo nie robić zakupów całym klanem), co niektórzy rodzice robią. I nie zmuszają przy tym innych do słuchania wrzasków od których krwawią uszy. Uleganie - nie. Ale kompletny brak reakcji - też nie.

Odpowiedz
avatar Amczek
6 8

Ano niestety potrafi to zepsuć humor ale rodzic ma związane ręce. Kupi - dziecko się nauczy że krzykiem załatwi (a proszę państwa, ja takie dzieci spotykałam i na studiach i jako klientów potem...). Jak oleje - no to dziecko się drze, ale trzeba ibuprom i udajemy że to normalne. Można też oczywiście po tradycyjnemu dac w tyłek, ale wtedy odezwą się ludzie że klaps to znęcanie się fizyczne nad dzieckiem - notabene już słyszałam historie, że 4 letnie dziecko groziło rodzicom zadzwonieniem na policję że je biją, bo nie chcieli kupić gry/słodyczy/konika w ciapki... Mali ludzie, ot co B-) Chociaż mnie rodzice... zostawiali jak się awanturowałam. Po prostu. Na pewno zza połki na mnie uważali, ale ja wpadałam w panikę i już po paru takich "zostawieniach na zawsze" byłam kochanym trzylatkiem...

Odpowiedz
avatar mijanou
14 18

A mnie wyprowadzali ze sklepu. Ze słowami, że skoro wyję to nic nie dostanę. Wyć podobno przestałam bardzo szybko.

Odpowiedz
avatar ocelota
3 17

Histerię 2-3 latka najlepiej przeczekać lekceważeniem. Mój egzemplarz też wpada. Jeśli chcę go wtedy pocieszyć histeria ma koniec dopiero wtedy gdy się zmęczy płaczem, a to faktycznie może trwać pół h. Jeśli dzięcielina widzi, że jego histeria nie robi na mnie wrażenia to odpuszcza po 5 minutach, jeszcze przychodzi mnie wyściskać. Grunt żeby wytrzymać te 5 minut, bo dezaprobata otoczenia jest wielka z minami "nie umie wychować dzieciaka", lub "wyrodna matka, dziecko płacze, a ona wybiera ziemniaki". Natychmiastowej reakcji na płacz wymaga tylko dziecko do 3 miesiąca, czasem do 6. Ale nie dwuletni facet, który już świetnie kojarzy emocje rodziców tylko nie potrafi jeszcze dać sobie rady z własnymi.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 26

Ocelota, Ty sobie przeczekuj nawet godzinne wycie swojego dziecka.W domu a nie w miejscu publicznym. Twoje dziecko. Ale dlaczego zmuszasz mnie, żebym to przeczekiwała? To nie moje dziecko i nie muszę chyba wysłuchiwać wyjca. Sama bym Ci zwróciła uwagę i nie dlatego, ze jesteś wyrodną matką ale dlatego, że naruszasz w tym momencie moje prawo do robienia zakupów czy wypoczynku w świętym spokoju. Rozumiesz różnicę?

Odpowiedz
avatar ocelota
1 29

Pff. Umiesz czytać? Mój nie wyje godzinę, mój wyje 5 minut. Ty też wyłaś, ja wyłam, Twoje dzieci wyć będą. Dzieci nie wyjące są albo zastraszone biciem lub przemocą psychiczną, albo mają objawy zespołu aspergera lub wręcz autyzmu. Bezwolne dziecko nie jest zdrowe. A czy trzeba je do hipermarketu. Nie trzeba. Tak jak nie trzeba je brać w milion miejsc żeby nie urazić postronnych buraków. Tymczasem dziecko dorasta i nie wie co to jest te milion miejsce bo rodzice nie chodzili z nim bo się bali opinii starych rapszli.

Odpowiedz
avatar Trollita
10 18

@mijanou, nie można, wbrew temu, co pisze Drill, odseparować dziecka od reszty świata, ze strachu, że komuś się nie spodoba jego płacz. Dzieci są pojętne, jak raz czy drugi spróbują wrzasku, który zostanie zlekceważony - oduczą się go błyskawicznie. Ja tam się nigdy w sklepach nie darłam, ale gdyby moje dziecko próbowało tak robić - poświęciłabym te parę minut spokoju otoczenia na rzecz socjalizacji na resztę życia.

Odpowiedz
avatar soraja
-2 12

@ocelota "Dzieci nie wyjące są albo zastraszone biciem lub przemocą psychiczną, albo mają objawy zespołu aspergera lub wręcz autyzmu." Nie. Dzieci nie wyjące to po prostu grzeczne dzieci. Nie można stawiać znaku równości na zasadzie grzeczne dziecko=choroba lub patologia. To, że ktoś dziecku wytłumaczył, że "nie wolno wymuszać zabawek płaczem" to wychowanie, a nie przemoc psychiczna.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 8

@soraja, grzeczne dziecko = takie które kiedyś wyło, ale dowiedziało się, że to nieskuteczne, bo rodzice nie reagują. Wyobraź sobie, że dziecku nie zawsze da się wszystko wytłumaczyć. Są dzieci pojętne, ale większość to jednak mali terroryści, którzy gotowi są posunąć się do wszystkiego, by osiągnąć upragniony cel.

Odpowiedz
avatar mijanou
2 2

@Oceloto: 1." Dzieci nie wyjące są albo zastraszone biciem lub przemocą psychiczną, albo mają objawy zespołu aspergera lub wręcz autyzmu."- teraz mnie rozwaliłaś. Cholera, 4 lata studiów poszlo mi się rąbać na taki argument. Gdzie Ty to wyczytałaś? W "Pani Domu'? Czy może w innym kolorowym pisemku dla ćwierćinteligentów? Kurczę, chyba zrezygnuję z magisterki bo przy Ocelocie cała moja fachowa wiedza na nic XDDDDDDDDD 2."A czy trzeba je do hipermarketu. Nie trzeba. Tak jak nie trzeba je brać w milion miejsc żeby nie urazić postronnych buraków. " Dalej jest coś o starych raszplach (brawo za kulturę osobistą- mam nadzieję, że przy dziecku nie używasz tego typu określeń, Matko-Polko!). Kobieto, posłuchaj mnie. Przestrzeń publiczna jest dostępna dla każdego. Ale na przestrzeni publicznej są określone pewne normy: nikt nie ma prawa naruszać praw innego użytkownika tej przestrzeni. Co do miliona miejsc: trzeba być burakiem a nie rodzicem by zabierać dziecko w niedzielny tłum w hipermarketach, o ile ma się możliwość zostawienia dziecka z współmałżonkiem, który w tym czasie, gdy Ty robisz zakupy może zorganizować dziecku czas zgodnie z jego potrzebami emocjonalnymi, dostosowanymi do jego wieku. Dla Twojego kilkulatka taki pobyt z rodzicami w markecie jest katorgą. Wyje bo mu źle a nie dlatego, że chce coś dostać. Po prostu pragnie mieć coś, co zajmie jego uwagę i czym mogło by się bawić a nie z chęci nakłonienia Cię do zakupu tej rzeczy. Kilkulatek nie zna pojęć: towar, pieniądze, zakupy. Owszem, będzie obserwowało otoczenie i półki w sklepie, towary itp. ale nie wymagaj, by na dłużej skupiło na tym swoją uwagę. Kilkulatek nie jest w stanie długo skupiać uwagi na jednostajnym otoczeniu, bez bodźców, ktore mogłyby go zająć i zainteresować. Długie, rodzinne zakupy po prostu nie są zajęciem dla kilkulatka i jestem ostatnią osobą, która wini dzieci za to, ze wyją. Jedynymi osobami, które winię to takie "yntelygentne' osoby, jak Ty. Nie mają pojęcia, o czym piszą, ale klepią w klawisze o zespole Aspergera i autyzmie. Mam do Ciebie dwie prośby: 1. Nie wierz we wszystko, co wyczytasz w kolorowych pisemkach. Te nie są odpowiednim źródłem fachowej informacji i przytaczając takie informacje jako fakty po prostu się kompromitujesz. 2. Zanim nawyzywasz adwersarzy od buractwa i raszpli, dwa razy zstanów się nad własnym postępowaniem. I nad tym, jaka jest różnica między dyskusją a napastliwą histerią. Dziękuję za uwagę.

Odpowiedz
avatar mijanou
-4 16

Dlatego unikam jak ognia robienia zakupów w niedzielę. Ale za każdym razem, gdy jestem zmuszona to zrobić czuję się zażenowana i po prostu zirytowana. Wiem, że wspólne spędzanie czasu, rodzinne, jest bardzo ważne. Ale czy naprawdę miejscem spędzania tego wspólnego czasu musi być sklep? Przecież prościej zrobić wspólną listę zakupów, potem jeden z małżonków idzie/jedzie na zakupy a drugi zabawia dziecko w domu/na placu zabaw/w parku/itd. Nie mam pretensji do wyjca bo kilkuletni wyjec na zakupach po prostu się nudzi i w ten sposób manifestuje swoje poirytowanie. Po prostu chyba rodzice czasem nie przemyślą do konca decyzji wspólnych niedzielnych zakupów z maluchem.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
0 2

A wyobraź sobie tak zwyczajnie i po prostu, że z dzieckiem nie da się wszystkiego przewidzieć. Może ostatnio zachowywało się dobrze i rodzice uznali, że można je spokojnie w miejsce publiczne brać? To nie roboty, to żywi ludzie ze swoimi humorami, swoim głosem, swoimi potrzebami. I mają tak samo prawo być w tych różnych miejscach - i to właśnie tacy, jacy są: uczący się życia w grupie - jak i Ty.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 3

Kociefszafie: wytłumacz mi bo nie rozumiem: Zakupy są rodzinne, tak? Skoro dziecko jest na zakupach z OBOJGIEM rodziców to czy jedno z tych rodziców nie może wyjść z dzieckiem na zewnątrz, tak, by maluch się nie nudził i nie wył? Może dla dorosłych zakupy niedzielno-rodzinne to ulubiony sposób spędzania wspólnie wolnego czasu ale dla dziecko niekoniecznie. I jeszcze raz mówię: NIE MAM ŻALU do dzieci. Nudzą się, to wyją. Ale w tym momencie chyba powinien wkroczyć dorosły i zaproponowac dziecku jakąs inną formę spędzania czasu z rodzicem, taką, która byłaby dla dziecka atrakcyjna. Włoczenie się po markecie NIE JEST dla malucha interesujące: tłum ludzi, duchota, gorąco. I naprawdę dziwię się rodzicom, którzy spokojnie robią we dwoje zakupy, oglądają setki produktów po to, by je obejrzeć i odstawić na półkę a dziecko wrzeszczy i wyje.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 2

Teraz to się zwyczajnie czepiasz. Hipermarkety są duże i klimatyzowane, to nie pole festiwalowe, żeby się potykać w duchocie o innych ludzi. A my mówimy o robieniu zakupów, a nie atrakcyjnym spędzaniu czasu na oglądaniu etykietek czy o rodzaju rozrywki dla dziecka. I jeśli wyją z nudy, to oczywiście, że lepiej wyjść (chociaż sorry, ale rodzic to nie jest dostarczyciel rozrywek, a nuda jest koniecznym elementem życia prowadzącym do kreacji, radzę poczytać nieco psychologów) - żeby innych nie męczyć. Tyle tylko, że nie o wyciu z nudy była rozmowa, a wyciu z buntu ("ja chcę, ja nie chcę").

Odpowiedz
avatar mijanou
0 2

Kocie: właśnie radzę poczytać psychologię. Nuda jest elementem życia prowadzącym do frustracji. Bo jeśli dziecko się nudzi a nie dostarczysz mu odpowiednich bodźców wywołujących jego zainteresowanie (wybacz, ale kilkulatek sam ich sobie nie dostarczy) to dziecko nie będzie kreatywne a sfrustrowane. Kreatywność nie bierze się z próżni i ignorowania potrzeby stymulacji uwagi i zainteresowania dziecka adekwatnymi bodźcami nie spowoduje, że maluch przestanie się nudzić i manifestować nudy płaczem. Co do samych hipermarketów to nie przesadzajmy, że wszystkie są klimatyzowane. Nawet, jeśli są to tłum obcych ludzi naprawdę potrafi sfrustrować takiego malca. Powiedz mi: naprawdę uważasz, że wspólne, rodzinne niedzielne zakupy są najlepszym sposobem spędzenia wolnego czasu z kilkulatkiem?

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 2

http://www.edziecko.pl/male_dziecko/1,131063,13382148,Psycholog__Jak_najmniej_zajec_dodatkowych__Dziecko.html Permanentne zabawianie dziecka jest nie tylko chore, ale i niemożliwe. Zakładam, że własnych dzieci nie masz? Skoro niektóre nie są klimatyzowane, a niektóre są, to wystarczy wybierać te, które są. I ja Cię bardzo przepraszam, ale kilkulatek bojący się tłumu? No to chyba do leczenia się nadaje. Moje dziecko miało jedynie dwutygodniowy moment lęku przed obcym, kiedy miało... 8 MIESIĘCY. A rozwija się dość standardowo. Nadal wydaje mi się, że szukasz czegoś, żeby się przyczepić. Zwyczajnie, dzieci w społeczeństwie są i będą tam, gdzie są ludzie, a więc także w hipermarketach. Wyluzuj.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 2

Czepiać? Nie. Ale dziecko.pl nie jest najbardziej wiarygodnym źródłem informacji z zakresu psychologii rozwojowej:) Ani inne kolorowe pisma w dziale: "Ciocia Kasia radzi'. Wydaje mi się, że na siłę próbujesz mi coś udowodnić. Tylko co? To, że niedzielne zakupy są idealną formą spędzania czasu z maluchem? Czy to, że tłum jest naturalnym srodowiskiem dla dwu, trzy latka sprzyjającym nawiązywaniu prawidlowych więzi z rodzicami? Co do uczenia się relacji i zachowań w grupie (na przykładzie sklepu): zgodzę się, jeśli miałaś na mysli 5-6 latki. Takie dzieci już rozumieją pojęcia: "towar", 'pieniądze' i mozna je nauczyć nie tylko zachowania w sklepie ale też dokonywania pewnych wyborów. No ale z www.dziecko.pl wiedza z zakresu psychologii rozwojowej przecież nie wygra;)

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

Ok, poświęciłam się, przeczytałam artykuł. Cały czas tam mowa o wspieraniu kreatywności dziecka. I to akurat racja. Próbuję teraz przełozyć to na sytuację dwulatka wyjącego w wózku. Może wyje własnie dlatego, że nie otrzymuje bodźców do kreatywności skoro rodzice 'przeczekują' wrzask zajęci własnymi sprawami i liczą, że dziecko się zmęczy?

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 2

O jeżu. Dobrze, masz rację, jesteś geniuszem pedagogicznym, a ktokolwiek ośmieli się przekroczyć z dzieckiem próg galerii to podła egoistyczna świnia, a nie prawdziwy rodzic. Już, ulżyło, jest satysfakcja?

Odpowiedz
avatar mijanou
0 2

Kociefszafie: wiesz...ironia to taka delikatna broń, subtelne touche. Więc dlaczego walisz mnie ławą w łeb? Czy naprawdę tu chodzi o to, kto ma słuszność, a kto nie? Ty podałaś swoje argumenty. Ja swoje. Ty mi podałaś link do artykułu, z którego przeczytałaś chyba jedynie tytuł. Ja przeczytałam całość. Jest sens się obrażać i tupać nóżką na biedną rudą Miję? I nie, nie jestem geniuszem pedagogicznym. Bardzo mi daleko do tego. Po prostu bardzo się przykladam do programu studiów i lubię psychologię rozwojową. Jednak, jak wiesz, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie mam dzieci i mieć ich nie zamierzam. Jednak, kto wie: jeśli jednak kiedyś zdecyduję się je mieć to zyskam inną perspektywę na zagadnienie? Na razie piszę jedynie z punktu widzenia teorii psychologii rozwojowej i na podstawie doświadczeń z własnego dzieciństwa. Nie fundowano mi w każdą niedzielę rodzinnych zakupów w hipermarkecie, jednak nie wyrosłam na socjopatę i dość łatwo potrafię nawiązać interakcję z otoczeniem. Reasumując: wymieniłyśmy poglądy. Dla mnie było to cennym doświadczeniem. Dobrze jest poznać inny punkt widzenia na dane zagadnienie. A teraz już się na siebie nie fochujemy:)

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 2

Pozostaje mi tylko powiedzieć, że jesteś niesamowita w wykręcaniu kota ogonem :) Najpierw sama piszesz eseje, które są raz na taki temat, raz na inny (raz wycie z rozwydrzenia, raz z nudy, raz u dziecka paromiesięcznego, raz paroletniego). Potem piszesz, że zostałaś obrażona, sama obrażając w tym samym poście (bo trudno za co innego uznać sugestię, że podałam link a) do gównianej strony, b) do czegoś, czego nawet nie przeczytałam). Nie będę się z Tobą gówniarsko teraz licytować, kto ma więcej doświadczenia w kwestii dzieci i wyższe wykształcenie. Zwłaszcza, gdy Twoim argumentem jest "fochowanie przed obliczem słodkiej małej rudej misi".

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-1 1

A, notabene, nie była to ironia, a sarkazm. Sarkazm nie musi być subtelny, o Wszechwiedząca Humanistko.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

Jeśli komuś brakuje argumentów zawsze pozostaje sarkazm. Tak trudno jest przyznać się do błędu? Opisałam Ci jak dzieci w poszczególnym wieku postrzegają supermarket. Jest ogromna różnica między tym, jak postrzega świat dwulatek a tym, jak postrzega go pięciolatek. Wydaje mi się, że dość jasno wytłumaczyłam tę różnicę. PS "Fochowanie na biedną rudą MIję" nie jest argumentem w dyskusji. Jedynie próbą rozładowania niepotrzebnego napięcia. Bo przecież zamiast dyskusji wyszła nam tu Wielka Wojna o Pietruszkę a chyba zgodzisz się ze mną, że energię poświęconą tejże wojnie możemy ukierunkować inaczej i bardziej pożytecznie. Mam szczerą nadzieję, że nasza kolejna ewentualna wymiana opinii pod inną historią będzie przebiegała nieco spokojniej bo tu rzeczywiście zabrnęłyśmy zbyt daleko.Pozdrawiam mimo wszystko.

Odpowiedz
avatar glan
2 4

Też obserwuję takie zachowania w marketach i innych miejscach publicznych. Pociesza mnie jedynie piekielna myśl, że ten mały wyjec jest jednak pożyteczny i kiedyś będzie płacił na moją emeryturę. ;)

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

Glanie- kilka kolejnych reform emerytalnych, w wyniku których będziesz pracować do osiemdziesiątki i nie wszyscy dożyją^^

Odpowiedz
avatar brombella
4 8

jak się dziecko wydziera bo cos chce - najlepiej NIE REAGOWAĆ :P życie... nauczy się w końcu ze płaczem nic nie załatwi.. a jak jakaś mamusia czy tatuś ulegną, bedzie to dla dziecka sygnał ze może manipulować płaczem do woli ...

Odpowiedz
avatar milkyway
0 6

Ludzie, w sklepie dzieci też się czegoś UCZĄ! Jak rodzice nie będą ich zabierać w takie miejsca to co z nich wyrośnie? Odludki jakieś, a nie normalni ludzie. Każdy z nas był kiedyś dzieckiem i o coś się wydzierał!

Odpowiedz
avatar 0owl0
7 17

Szkoda, że tych wszystkich zrzędzących i narzekających na dzieci w miejscach publicznych pseudo gimbusów rodzice nie zamknęli w komórkach piwnicznych do teraz. Mniej byłoby marudzenia i malkontenctwa. Snapper oczywiście dzieckiem NIGDY nie był. A jeśli był, to kneblowali go przywiązanego do kaloryfera tudzież nogi od łóżka. Z takiego gderactwa wiecie co 'wyrasta' ??? Te mochery które piszą petycje przeciw budowie placów zabaw i boisk. TFU! ... Niedobrze mi się robi na takie gderanie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Rada: Jak Ci się zaczną dzieci rodzić, to ukręcaj łepki tym wrzeszczącym, póki nie urodzisz spokojnego. Inaczej Cię zlinczują inni Tobie podobni. Amen.

Odpowiedz
avatar snapper
0 10

Nie. Jak mi się (podobno rzadko) przytrafiło drzeć gębę w miejscu publicznym, to byłam z tego miejsca wyprowadzana (tak, wyprowadzana, ten mały znaczek koło avatara sygnalizuje płeć) w trybie natychmiastowym. Może dlatego, że moi rodzice nie uważali, że oni i ich dziecko są centrum wszechświata.

Odpowiedz
avatar milkyway
1 7

jak będziesz mieć własne to daj znać jak długo trzymałaś je w domu i nie puszczałaś do sklepów :) rozumiem, że reszta publicznych miejsc też odpada, bo dzieci mają tendencję do marudzenia gdziekolwiek - w kościele, banku, poczcie, urzędach... Może zamiast znaku "zakaz wprowadzania psów i wchodzenia z jedzeniem" mogli by ustawić "zakaz wprowadzania dzieci". To by było rozwiązanie! Przywiązać je na smyczy przed sklepem, tak jak niektórzy przywiązują psy. A te wtrącenie, że podobno rzadko wyłaś w sklepie jest tak żałosne jak reszta twoich wypowiedzi. Co, pochwalić się chciałaś, czy co?

Odpowiedz
avatar RudaOna
1 11

milkyway, nie rozumiem tego ataku na snapperkę. Jej rodzice radzili sobie idealnie z wyjącym dzieckiem, nie stosowali zasady "wyje, to dziecko, wolno mu". Krytyka leci tylko i wyłącznie od osób, których dzieci/dzieci w rodzinie/oni sami, wydzierają się lub wydzierały w miejscach publicznych doprowadzając ludzi wokół nieraz do bólu głowy. Sam fakt, że ktoś potrafił inaczej bez drażnienia ludzi wokół, nauczyć dziecko spokoju tak Was boli czy coś? Do tego przykłady miejsc publicznych gdzie zabierane są dzieci, są idealnym przykładem na to gdzie z dzieckiem należy wyjść jeśli zaczyna ono płakać i utrudniać innym pracę.

Odpowiedz
avatar snapper
1 9

@milkyway: no pewnie, że pochwalić. Tym, że najwyraźniej dało radę mnie wychować, co przez wielu komentujących uważane jest najwyraźniej za niemożliwe. Jeśli mogę spytać, co konkretnie żałosnego jest w moich wypowiedziach? I po raz kolejny tłumaczę, bo najwyraźniej nie dociera to do niektórych (Ruda, dziękuję za zrozumienie tego o czym piszę) - nie mówię o tym, żeby dzieci trzymać w domu, ani o tym, żeby ulegać ich wrzaskom. Mówię o tym, żeby sobie uświadomić, że wasze dzieci nie są na świecie same i w związku z tym można się postarać trochę mniej utrudniać życie innym.

Odpowiedz
avatar mijanou
0 2

A ja się zgadzam ze Snapper. Tylko jakoś żadna z piszących tu Matek-Polek nie zauważyła, że my NIE MAMY pretensji do dzieci. Pretensje mamy do ich rodziców, którzy upierają się by malucha ciagnąć w niedzielny, marketowy tłum. Proszę mi wytłumaczyć argument, który tu się pojawił: czego, na bogów, można nauczyć trzylatka w marketowym tłumie? Trzylatek nie zna pojęcia: towar/pieniądze/promocje itd. Nic dziwnego, że wyje: jest wokół niego tłum, gwar, jest mu duszno i gorąco. Ja byłam dzieckiem. Snapper była dzieckiem. Tylko może miałyśmy nieco mądrzejszych rodziców, którzy potrafili nam zapewnić inne zajęcia niedzielne poza włóczeniem nas po supermarketach? Pomyślcie o tym raczej z tej strony, drogie Mamy. Proszę pamiętać, że sklep jest miejscem publicznym. Każdy ma prawo wejść do sklepu. Ale nikt nie ma prawa utrudniać innym robienia zakupów. Wasze beztroskie rodzinne niedzielne zakupy z Waszym wyjącym z nudów maluchem w tle, nam bezdzietnym przeszkadzają. Jeśli wolicie ciagać Wasze dziecko po marketach zamiast zorganizować mu czas ( vide jedno z rodziców robi zakupy, drugie w tym czasie spędza z dzieckiem czas na przykład w piaskownicy)- to Wasza rzecz. Ale nie naszym kosztem, bardzo proszę. Howgh.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 2

A) może nie "mamy", bo istnieje też coś takiego, jak "tata", B) oczywiście, że dziecko nie ma się uczyć podstaw ekonomii (chociaż już u 5-latka nie zaszkodziłoby), ale PRZEBYWANIA w grupie, C) a jak mnie przeszkadza intensywny zapach perfum, to mogę zażądać, żeby wyperfumowane baby do marketów nie wchodziły? zatem żądam, natychmiast, od zaraz!, D) nie traktuj zakupów jako alternatywy dla zabawy, bo to zwyczajnie bezczelne; zakupy są koniecznością i tyle, nie ma co przypisuwać temu ideologii, której w tym nie ma

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

@Kotfszafie: a) nie bardzo pojmuję, o co Ci chodzi w tym punkcie b)w jaki sposób w hipermarkecie uczysz dwulatka przebywania w grupie, skoro dwulatek wyje a Ty nie reagujesz tylko robisz spokojnie zakupy? Czego to ma nauczyć dwulatka? Chyba, ze masz na myśli dzieci starsze ale przecież nie o takich tu dyskutujemy. c) w pełni solidaryzuję się z postulatem o zlanych dusiołkami babach.Mam ochotę je udusić, zwłaszcza w upały. Z tym, że róznica jest taka, że od zapachu da się oddalić a wrzask jednak dalej słychać. d)przepraszam za swoją bezczelność i za porównywanie zakupów do zabawy ( w którym miejscu to uczyniłam? ). Wiem, że czasem nie ma innego wyjścia i malucha trzeba wziąć do sklepu. Wspomniałam jedynie, że to nie powinien być sposób na rodzinne spędzanie wolnego czasu. A takie spędzanie czasu oznacza, że wszyscy członkowie rodziny czerpią radość z wzajemnych relacji i wspólnie wykonywanych czynności. Jeśli co niedzielę ciągasz malucha do galerii handlowej a ono z nudów czy zmęczenia wyje to czy jest to dobry sposób na rodzinną integrację? TAK. ZAKUPY SĄ KONIECZNOŚCIĄ. Tylko, że czasem ludzie uważają, że właśnie wspólna wyprawa do marketu jest taką formą zabawy. Owszem, taka wyprawa może być atrakcyjna w wypadku dzieci starszych ( powiedzmy od 4 lat wzwyż)ale jej długość też powinno się dostosować do możliwości fizycznych i percepcyjnych dziecka.

Odpowiedz
avatar RudaOna
4 8

Jakoś jak ja wyłam to mnie wyprowadzano ze sklepu. Rodzice na tym nie ucierpieli, że jedno z nich musiało zostać na chwilę samo z zakupami, pozostali klienci nie ucierpieli. Ja nie ucierpiałam- bo mnie to nauczyło, że płaczem niczego się nie wymusi i działa wręcz przeciwnie niż mi się wydawało, że zadziała. Tak samo wychowane są dzieci moich sióstr. Autorka podkreślała już w komentarzach, że rozumie by nie ulegać małemu terroryście, są inne sposoby by dziecko wychować i żeby nie robiło scen w sklepie.

Odpowiedz
avatar Meerkat
1 7

Też tak uważałem, gdy nie miałem dzieci. Nawet, gdy zacząłem mieć małe dzieci, początkowo nie chciałem z nimi chodzić w większe skupiska ludzi, jeździć komunikacją etc. aby nie sprawiać ludziom problemu hałasem. Ale wiesz co - po paru miesiącach doszedłem do wniosku, że mam gdzieś co sobie pomyślą o mnie i o moich dzieciach ludzie. Jak im przeszkadza, to niech się oddalą. Ja nie będę uciszał dwulatka, bo nie ma to sensu, reakcja udowadnia mu tylko, że krzyczenie ma sens. Powiem Ci, że jestem dużo szczęśliwszym człowiekiem, od kiedy nie przejmuję się tak bardzo innymi ludźmi i ich odczuciami, czego i Tobie życzę.

Odpowiedz
avatar misternyprojekt
-4 6

Odnośnie punktu 1 (chodzi mi o dwa pierwsze myślniki). To co ma robić matka kiedy jej dzieciak wydziera się o zabawkę czy rurkę z kremem ? Użyć taśmy klejącej ? Albo lepiej ! Ma kupić, to co dziecko żąda, żeby innym nie przeszkadzał płacz małego manipulatora? Takie dziecko nauczy się tylko tego, że płaczem i wrzaskiem wszystko dostanie. Lepiej ignorować- wtedy zaświeci się maluchowi lampka nad głową, że tym sposobem niczego nie osiągnie.

Odpowiedz
avatar Naa
1 3

Dokładnie to, co było tu opisane kilka razy powyżej - wyprowadzić dziecko ze sklepu. A następnym razem nie prowadzić koło regałów z zabawkami i słodyczami, jeśli nie zamierza się ich kupować.

Odpowiedz
avatar kotwszafie
-2 6

Powiem jeszcze na koniec: to smutne, że za udane wychowanie uznajecie niewyjące dziecko. Ja dziecko mam, czasem wyje, czasem nie, chodzę z nim w miejsca publiczne, bo ono I JA (jakoś tak w tej dyskusji zapomnieliście o rodzicach, którzy też mają swoje potrzeby i się nie będą zamurowywać z dzieckiem w domu) mamy prawo tam czasem bywać. I nie uważam, że moim celem wychowawczym jest niewyjące dziecko. Przeciwnie, jeśli jest słuszny powód, to niech wyje.

Odpowiedz
avatar katkaTT
1 5

Jak żyję nie przeszkadzały mi wrzeszczące dzieci w marketach. Bierzesz coś z półki i idziesz dalej, nie musisz stać pół godziny dwa metry od wrzeszczącego dziecka... Tak, czepiacie się i niczym nie różnicie się mentalnie od starych moherowych bab, którym nic nie pasuje i na wszystko narzekają.

Odpowiedz
avatar lutek19
5 5

@katkaTT widzisz, nie przeszkadzały Ci dzieci w super- hiper- gigamarketach, bo Ty tylko robisz tam zakupy... Co innego jak siedzisz tam po 12 godzin dziennie i musisz słuchać co chwilę wrzeszczącego dziecka. Ja rozumiem, że to jest tylko dziecko, może i musi się powydzierać, żeby zrozumiało, że nic nie wskóra, ale postawcie się też w sytuacji ludzi, którzy tam pracują po 12 godzin, a czasem i dłużej i wysłuchują już pięćdziesiątego występu w wykonaniu jakiegoś malucha w ciągu jednego dnia... Naprawdę może łeb może rozboleć.

Odpowiedz
avatar Naa
3 3

Wypowiem się na samym końcu, chociaż nie wiem, ile osób dotrze aż tutaj, taka się ta dyskusja długa zrobiła. Myślę, że jeśli zdarzy się raz czy dwa, że dziecko próbuje wymuszać coś wyciem, to oczywiście najlepiej zignorować i przeczekać, licząc, ze szybko przestanie. Jeśli próbuje dalej, lepiej wyprowadzić ze sklepu, bo zmuszanie wszystkich wokół, żeby znosili wrzask naszego potomka, uprzejme nie jest. Ale jeżeli dziecko sprawia kłopoty przy każdej wyprawie do marketu, i rodzice nie potrafią tego przerwać, to chyba lepiej by było nie zabierać malucha wcale (jeśli tylko możemy tego uniknąć). Bo w końcu nauczy się - nie, że nie warto wymuszać, tylko że to jest takie miejsce, gdzie się należy się drzeć. Jeśli nie potrafimy jakiegoś zachowania u dziecka wykorzenić, to przynajmniej unikajmy sytuacji, w której się utrwala.

Odpowiedz
avatar Meerkat
-2 4

Mnóstwo rzeczy nie jest uprzejmych. Czytałem tu niedawno historię o dziewczynie, która została zjechana przez współpasażerkę w autobusie za picie wody. Otóż jeszcze moja babcia, rocznik 1910, miała wpojone, że spożywanie czegokolwiek w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym jest właściwe jedynie ludziom z nizin społecznych, i to nie wszystkim. Dzisiaj mało kto o tym pamięta. Tak to już jest, że standardy ulegają zmianom. Pracując w markecie musisz tolerować również wyjące dzieci, bo jest czymś normalnym, że zabiera się je na zakupy, a one czasem hałasują. Jeżeli wydaje Ci się to nieuprzejme, zawsze możesz zwrócić uwagę, ale mam wrażenie, że powstanie z tego kolejna historia na piekielnych :-)

Odpowiedz
avatar Naa
-1 3

Meerkat, oczywiście masz rację. Kluczowe jednak wydaje mi się słowo "czasem". Czasem każde dziecko zachowuje się tak, jak dorosłemu nie wypada, i od tego mamy dzieciństwo, żeby się wszystkiego nauczyć - także tego, co można, a czego nie należy. Jednak jeśli dziecko zawsze (lub prawie zawsze) w sklepie rozrabia, a rodzice wciąż je zabierają... To jaki właściwie jest cel takiego wspólnego wyjścia do sklepu? Nie przychodzi mi do głowy żadem pozytywny efekt takiej wyprawy, a Tobie?

Odpowiedz
avatar Meerkat
-1 3

@Naa: cel jest choćby taki, że dziecko nie siedzi zamknięte w czterech ścianach, tylko poznaje rozmaite miejsca. To bardzo ważne dla jego rozwoju. Poza tym często nie ma z kim dziecka zostawić.

Odpowiedz
avatar Naa
1 3

Poznaje? Jeśli jest zajęte wyrywaniem się/darciem się/okazywaniem że mu źle, albo że się nudzi, to chyba wiele nowego nie pozna. co najwyżej utrwali sobie to, o czym pisałam wyżej "o, jestem w tym miejscu, którego nie lubię, i w którym zawsze wrzeszczę". I naprawdę są bardziej rozwijające miejsca niż supermarkety. Natomiast jeśli chodzi o brak innych możliwości - cóż, siła wyższa, ale czasem dałoby się coś wymyślić (np. umówić się z sąsiadką na wzajemne podrzucanie potomków raz w tygodniu, i wtedy robić główne zakupy). Uważam, że dla dobra własnych dzieci warto się postarać.

Odpowiedz
Udostępnij