Piekielności kasowych nie ma końca.
Dzisiejszy problem: zła cena.
Siedzę sobie na kasie, pikam, biorę pieniądze, wydaję resztę.
Do kasy podchodzi małżeństwo w średnim wieku, nie zapowiadało się nic nadzwyczajnego, jednak historia rozwinęła się podnosząc mi ciśnienie gdy [p]an klient stwierdził, że cena nabita na kasie nie zgadza się z tą na półce:
[p] - Na półce była inna cena.
[j] - Rozumiem, mogę albo wycofać towar, albo zapraszamy do punktu obsługi klienta po zwrot pieniędzy jeśli cena faktycznie się nie zgadza.
[p] - Zmień tą cenę, ja to biorę.
[j] - Chciałabym, ale nie mam takiej możliwości, jaka cena była na półce?
[p] - 17.99!
[j] - Nie obrażając nikogo - proszę pana, to jednak spory zestaw z Fisher Price'a, więc można było się domyśleć, że z ceną coś nie tak - w takim razie albo wycofam, albo zapraszamy do POK'u.
[p] - Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?
[j] - Przepraszam(?)
Pan zapłacił, odszedł od kasy. Kasuję następnego klienta - pan po 60, zawsze miły, kulturalny, rzuci jakimś żartem. [P]an klient wraca do mnie z oburzeniem wypisanym na twarzy, twierdząc że mam mu skasować tą zabawkę za 17.99 i nie obchodzi go jak to zrobię. Zaczęli się kłócić z klientem, którego kasowałam (i który notabene mnie bronił) więc zagroziłam, że wezwę ochronę jeśli się nie uspokoi - wolę nie ryzykować rozlewem krwi.
Po 15 minutach dzwoni telefon na kasie, odbieram. Co się okazało? Pan od zabawki złożył na mnie skargę, że jestem niemiła, niekompetentna i straszę go ochroną!! Opiernicz od kierowniczki zebrałam oczywiście ja, bo "KLIENT NASZ PAN".
Jelenia Góra / Real
Żądania klienta były słuszne. Prawo handlowe reguluje tą kwestię. Sklep ma obowiązek sprzedać za taką cenę jaka widnieje na półce. Nie zwrot różnicy cen w POK, nie wycofanie towaru, ale sprzedaż za cenę na półce, gdyż jest to wiążąca oferta sprzedaży.
OdpowiedzMoment..."Nie zwrot różnicy cen w POK" Czyli kiedy zwrócą różnicę cen to nie będzie sprzedaż za cenę na półce?
OdpowiedzPytanie czy w tym przypadku cena produktu rzeczywiście była taka jaką podał klient? Sama kilkakrotnie złapałam się na tym, że źle popatrzyłam na cenę. Są nieuczciwe chwyty handlowe oraz nieuważni klienci.
Odpowiedz@Rammsteinowa Cena na półce jest wiążąca. Przestrzeganie ustawy o cenach nie powinno zależeć od tego, że klient zauważy uchybienie i odstoi swoje w celu otrzymania rekompensaty. Oczywiście nawet złamanie ustawy przez sklep nie usprawiedliwia chamstwa wobec pracownika, który nic nie zawinił i niewiele może pomóc.
OdpowiedzMyślę, że w każdym sklepie może się przypadkowo zdarzyć taki błąd, nikt nieomylny nie jest. Jeśli to nagminne to sklep sam sobie wystawia wizytówkę.
OdpowiedzJak ja nienawidze staruszkow w Polsce , niektorzy sa ok , ale wiekszosc chce zebysmy im nogi calowali i przed np. sklepem czerwony dywan rozwijali
OdpowiedzSkarga i odpowiedzialność tylko dla osoby, która wbiła do systemu inną cenę a inna jest na półce. Bez złośliwości, ale nie podoba mi się polityka sieciówek "klient nasz pan", co by nie napisał to świętość.
OdpowiedzOd czasu afery Bożeny Łopackiej z Biedronki, stosunek pracodawcy do pracownika w marketach nie zmienił się ani o jotę. Biedne kasjerki traktowane są gorzej niż Murzyni przy zbiorze bawełny w Luizjanie, a nikt z tym nic nie zrobi bo politycy boją się zadzierać z lobbingiem zachodnich koncernów. Niemcy, Portugalcy, Angole pasą brzuchy na wyzysku polskiego pracownika i jeszcze w naszym własnym kraju. A może to już nie Polska a faktycznie czyjeś kondominium?
OdpowiedzJeśli komuś nie pasuje miejsce pracy to może je w każdej chwili zmienić, serio. Nikt nikogo łańcuchami nie przykuwa.
OdpowiedzHaha, zmienić ot tak sobie. Jak nie masz krewnych i znajomych w firmach czy urzędach to choćbyś i Harvard skończył zostają markety.
OdpowiedzKurde no, dziwne. Mój chłopak nie miał nikogo znajomego w firmie i się dostał, druga praca w życiu, pierwsza w zawodzie. Ale jedno- był na dobrej uczelni a nie po Wyższej Szkole Fartu i Żartu.
OdpowiedzPowiedz to kobiecie w wieku 40+. Takie osoby jak już dostaną pracę, to trzymają się jej jak koła ratunkowego.
Odpowiedz@Izura: Lepiej napisz, po jakiej szkole TY jesteś i jaką wspaniałą robotę po niej masz? Bo mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że obowiązek zarabiania na życie wziął na siebie twój ukochany, a ty mu prasujesz skarpetki, sprzątasz, gotujesz, zmywasz gary i pieczesz gnioty. A w wolniejszych chwilach wypisujesz głupoty na "Piekielnych".
OdpowiedzJa na razie jestem po maturze i dopóki robię prawko korzystam z wakacji. Nie trafiłeś, utrzymanką nie jestem i być nie mam zamiaru. Chyba, że wg Twojej logiki powinnam szukać sobie chłopaczka po cechu, bo przecież jak facet więcej zarabia to kobieta jest ścierką. Chyba trafiłam w czuły punkcik z uczelnią dającą wyższe w przebieraniu w ofertach pracy z PUPu...
Odpowiedz@Izura Jak czytam "jak komuś się nie podoba to niech pracę zmieni, nikt łańcuchami nie trzyma" to mnie szlag trafia, szczególnie że dopiero po maturze jestes! Co rodzice łożą na wszystko a Twoje ręce nie skalane pracą?! Oj przekonasz się jak będzie trzeba na studia dorobić, że to nie takie proste, jak Ci się nie podoba to ot tak sobie pracę zmieniam. Jak chcesz w kebabie po piątaka pracowac to proszę bardzo, ale czegoś dobrego tak sobie nie znajdziesz, bo mi się nie podoba bo pracodawca jest nie miły ;( Swoją drogą powinno się panu sprzedać zabawkę czy co tam kupuje, za cenę taką jaka jest na półce, a nie inna. To jest wprowadzanie w bład klienta, ale to też nie wina kasjerki że ceny się różnią i szanowny pan powinien zwrócić się do kogoś innego, a nie ochrzaniać kasjerkę.
OdpowiedzIzaura... Widzisz muszę Cię uświadomić co do ludzi, którzy szukają obecnie pracy. Wyobraź sobie, że nie każdego stać na studia. Wiem, że są w Polsce darmowe, ale studia to nie tylko pojawianie się na uczelni, ale też ksera i książki. Uważasz, że tacy ludzie są automatycznie gorsi? Bo muszą ciężko harować, żeby coś mieć w życiu? Z twojej wypowiedzi stwierdzam, że za prawo jazdy zapłacili Ci rodzice. I tutaj kolejny szok, bo taki kurs kosztuje więcej, niż ty w obecnej chwili byłabyś w stanie zarobić w miesiąc. I żeby nie było- sama jestem po liceum i idę na studia, ale od dwóch miesięcy codziennie chodzę do pracy i dokładam się rodzicom do kosztów idących na dom, a nie siedzę i krytykuję ludzi, którzy znaleźli się w cięższej sytuacji życiowej.
Odpowiedz@Drill, znasz kogoś z Harvardu bez pracy? ;) Seeerio? Ja nie. Dostałam pracę bez znajomości- też coś niesamowitego, prawda? Każdy mógł wybrać ścieżkę zawodową jaką chciał- jaką wybrał, jego problem i jego wina. Jednak komentarz Izury też uważam za oderwany od rzeczywistości- zdarza mi się nie lubić swojej pracy, bo pacjenci są chamscy, bo dyrekcja niemiła i to oznacza, że mam zmienić pracę? Mam zmienić pracę, bo pacjenci mi nie biją pokłonów? ;) @DLS, zgadzam się... Łatwo jest komentować brak pracy jeśli jest się na czyimś utrzymaniu.
OdpowiedzTeż obecnie pracuję w swoim zawodzie, studiów nie ukończyłam, a studiowałam na znanej państwowej uczelni, na trudnym kierunku co nie zmienia faktu, że studiowało ze mną sporo matołów, którzy prześlizgiwali się przez terminy poprawkowe. W obecnych czasach liczy się to że człowiek jest obrotny i ogarnięty. Prestiżowe uczelnie też kończą młoty, bez inteligencji emocjonalnej, bo co innego studiowanie i wkuwanie na blachę, a co innego dojrzałość, cierpliwość i profesjonalizm - tego uczy życie. Izura, idę o zakład, że spuścisz z tonu jak rodzice odetną źródełko z pieniędzmi. A wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębami.
Odpowiedz@Izura: "Nie trafiłeś, utrzymanką nie jestem i być nie mam zamiaru." No, nie wiem... Sadząc po twoich wcześniejszych wypowiedziach pod historią dotyczącą feminizmu - dokładnie spełniasz się jako kura domowa i nie tęsknisz do robienia kariery. Gdybyś zamierzała podjąć pracę - szukałabyś jej już wcześniej, ale to NA PEWNO nie byłaby dobra praca, jeśli masz tylko maturę. Więc postawiłaś na prawo jazdy, które ktoś ci opłaca. (Jednak raczej nie rodzice, bo już z nimi nie mieszkasz.) Ktoś też płaci twoje rachunki. No, ale może dostałaś się na studia i po wakacjach zaczynasz naukę? To jednak kolejne lata bez pracy, a przecież ze swoim facetem mieszkasz, musisz jeść, ubrać się, iść do fryzjera, kosmetyczki... Zresztą po co ci studia, skoro kochasz gary i domowe pielesze, nie jesteś feministką, nie zamierzasz się piąć po szczeblach zawodowej kariery. Tak, czy siak, jeśli nie chcesz korzystać z pensji swego wybranka - musisz iść do pracy. Na razie byle jakiej. Rozumiem, że mając solidne zaplecze finansowe - możesz powybrzydzać i wypiąć się na robotę, jak ci nie będzie pasowała. Ale nie wszyscy mają takie możliwości, a często - rodzinę na utrzymaniu. Więc nie pouczaj innych - chwaląc się cudzymi sukcesami. Najpierw zapracuj na własne - o ile będzie ci się jeszcze chciało.
OdpowiedzPrzepraszam za pomyłkę - Izura, nie Izaura. Faux pas malutkie. Chciałam się jeszcze odnieść do "Nie trafiłeś, utrzymanką nie jestem i być nie mam zamiaru.". Skoro nie pracujesz, to KTOŚ cię utrzymuje. Może nie chłopak, ale pewnie rodzice.
OdpowiedzEj, ej Armagedon! Kura domowa to jak normalna robota, nie ma co obrażać kobiet, które poświęciły się opieką nad ogniskiem domowym i wychowaniem dzieci. Ja też "kocham gary i domowe pielesze". Spróbuj sam ogarnąć chałupę, opłacić rachunki, dzieci, obiadki. Mąż na to daje kasę, owszem, ale żona odwala kawał roboty, żeby wszyscy mieli uprane, uprasowane, ugotowane, prąd i gaz był opłacony. Co innego gdyby facet dawał kasę, a baba "leżała i pachniała". A Izura i tak jest w gruncie rzeczy utrzymanką - utrzymują ją rodzice :]
Odpowiedz@Bryanka: Absolutnie nie obrażam "kur domowych". Każda kobieta POWINNA MÓC wybrać to, co woli. Jedna będzie się spełniać jako pani domu, inna jako szef korporacji. Niemniej sadzę, że większość kobiet zasuwa na dwóch etatach (firmowym i domowym) i niekoniecznie z obu musi być zadowolona. Znam takie przypadki, gdzie to kobieta utrzymuje dom, a mąż zajmuje się dziećmi, praniem, zakupami itd., ponieważ żona zwyczajnie nie ma na to czasu. Znam też sytuacje, gdzie mąż NIE pracuje zawodowo, a kobieta zarabia i jeszcze prowadzi dom. Wszystko zależy od "układu" i innych okoliczność. Jednak wydaje mi się, ogólnie rzecz biorąc, że kobieta zajmująca się (z wyboru) wyłącznie domem nie powinna dawać sarkastycznych rad innym kobietom - jakie uczelnie kończyć i jak szukać dobrej pracy, tak samo, jak osoba bezdzietna nie powinna mądrzyć w kwestiach wychowawczych, a pochłonięta wyłącznie firmą pani prezes - pouczać "kury domowej", w jaki sposób najlepiej ugotować obiad.
OdpowiedzKlient się rzucał i zachowywał jak cham - piekielność. Ty natomiast jakim prawem komentujesz jego "domyślność"? Złe ceny to nie Twoja broszka, odsyłasz do PUK-u a tam według prawa MUSZĄ mu sprzedać towar za taką cenę jaka jest na półce i w to już nie ingerujesz. Błyskotliwe uwagi typu "można się było domyśleć, że z ceną coś nie tak" zachowaj dla siebie.
OdpowiedzTak samo pomyślałam. Sugerowanie komuś, że powinien się domyślać czegokolwiek nie jest zbyt dobrze dobierane. Poza tym biorę produkt, który został określony daną ceną, tzn. że taką ofertę handlową ma sklep i nie mi wnikać dlaczego sprzedajecie diamenty po złotówce.
OdpowiedzWiesz, jakby mnie kasjerka w sklepie powiedziała, że "skoro produkt jest duży to mam się domyślić, że cena jest większa" to też nie czułabym się zbyt fajnie. Raczej pomyślalabym, że obsługująca mnie osoba daje mi do zrozumienia, że jestem tępa "bo to przecież oczywiste, że duży produkt = duża cena". Pracowałam w sklepie i w życiu nie powiedziałabym klientkom czegoś takiego. Handel ma swoje prawa.
OdpowiedzNo wybacz, ale zasłużyłaś, bo naprawdę byłaś niemiła.
OdpowiedzTo było niemiłe? Jeżeli to było niemiłe, to ja jestem multimilionerką.
Odpowiedz@Kyoshi To może jakąś pożyczką mnie poratujesz?
OdpowiedzTo nic, dzisiaj poszli złożyć skargę na mnie, że miałam czelność wyjść do łazienki. :)
OdpowiedzDo łazienki czy do WC ,bo to nieco zmienia postać rzeczy ;)
OdpowiedzWystawianie niższej ceny na półce, a kodowanie wyższej w kasie - to ostatnio standard w marketach i nie wierzę, żebyś nic o tym nie wiedziała. Nie warto dyskutować z klientem, wiedząc, na dodatek, że ma rację. Powinnaś go przeprosić w imieniu sklepu za "pomyłkę" i podsunąć możliwe rozwiązanie. A swoją drogą... JAKA była różnica w cenie tej zabawki?
Odpowiedz"nie wierzę, żebyś nic o tym nie wiedziała"? ja kiedyś pracowałam na kasie-jako pracownik tymczasowy-więc nie miałam zielonego pojęcia że coś takiego ma miejsce (no dobra, głupia nie jestem, więc wiem że w marketach takie numery robią, ale nie wiedziałam, że np ten konkretny termos ma cenę na półce o 10 zł niższą niż faktyczna). I też parę razy mi się za to "oberwało". Co oczywiście nie upoważniało mnie (ani autorki historii) do chamskiego zachowania. Nie uważam, że "nasz klient nasz pan", no ale trochę kultury by wypadało mieć...
OdpowiedzBardzo mi przykro, że zgarnełas opiernicz od kierowniczki. Jednak chcę zauważy, że nie zawsze kasjerki sa miłe. Jestem młody mam 21 lat. Gdy Pani kasjerka kasuje ludzi wokoł mnie zawsze jest "dzieńdobry" "dziekuje" "dowidzenia" natomaist gdy kasuje mnie jest cisza, czuje sie obrażony. To że jestem młody nie znaczy, że można mnie traktować nieuprzejmie. Jedyne co robię to odpowiadam "dziekuję, dowidzenia" czuje tylko te dziwne spojrzenie na sobie tak jakbym jej coś zrobił.
Odpowiedznic nie rozumiem, zapłacił, poszedł, wziął towar? wrócił? o co chodziło, jak go już miał?
OdpowiedzNiestety w tej opowieści Piekielnymi były dwie osoby: 1. "Klient roszczeniowiec" za to że jak kasjerka powiedziała że takie sprawy to w POK się załatwia. Bo w tej kwestii miała racje i skąd ma wierzyć klientowi na słowo że akurat dany produkt na półce kosztuje inaczej niż jej system wybija? 2. "Kasjerka" za niepotrzebny głupi komentarz że "klient sam powinien się domyślić"
Odpowiedz