Córkę powiłam. Ot, bobas jak bobas. Żre, krzyczy, rzyga i wydala. Choć dla mamy najpiękniejsza na świecie.
Teściowa na punkcie wnusi zwariowała. Dostała ją na jeden dzień, żeby marudzić przestała.
Mała cały dzień ryczy. Marudzi. Kwęka. Dziwne, bo w domu najczęściej przesypia cały dzień albo patrzy z zaciekawieniem na świta. Ryczy tylko jak mama za wolno z butelką biegnie. A tu Jej Kulkowaty Żarłoczny Majestat kolokwialnie... pruje ryja jak obdzierana ze skóry.
-U nas tak nie krzyczy - ośmieliłam się delikatnie powiedzieć.
-HMPF! Ona nie chce spać, żeby się nacieszyć babcią! oj tititititi - odparowała teściowa.
Wtedy rozstąpiło się piekło. Nastała nagła ciemność, przecinana jaskrawym światłem błyskawic. Ptaki skrzecząc uciekły w popłochu. Myszy porzuciły okruchy i zabarykadowały wejścia do norek.
a to wszystko spowodowane zaćmieniem umysłu młodej matki, która ośmieliła się powiedzieć :
"NO, WIDAĆ JAK SIE CIESZY, ŻE BABCIĘ WIDZI..."
chyba boję się pojechać tam ponownie...
Doprawdy wspaniała historia. Z serii "nie mam nic ciekawego do opowiedzenia ale i tak napisze". Brawo.
Odpowiedz