Historia z zaliczeniem egzaminu która trwa już pół roku i chyba nie będzie miała końca.
Akt I - sesja zimowa.
Mieliśmy przedmiot w poprzednim semestrze. Kończył się egzaminem i był za 6 pkt ECTS*. Przedmiot ważny na moich studiach ale uchodził za prosty. Składał się z 4 pytań otwartych, trzeba było odpowiedzieć na 3 pytania, czwarte było dla chętnych.
Na pierwszym terminie nie zdałam, na drugim też. Zdarza się. Na trzecim (i ostatnim) terminie materiał miałam w małym palcu. Odpowiedziałam na wszystkie 4 pytania (3 były z poprzednich terminów a jedno całkiem nowe).
Idę po wyniki - 2. Noż...
Pierwsza myśl to pójść do szanownego Profesora na konsultacje. Niestety miał je dzień przed egzaminem.
Ryzykuję - idę do jego katedry, może go zastanę.
Udało się. Kulturalnie się przedstawiam, mówię o co chodzi. Pan Profesor pracę znalazł, czyta przy mnie i wypala:
- Dobrze Pani odpowiedziała na pytania, ale problem jest taki, że Pani opowiada, a ja chcę krótko i konkretnie.
Nadal zachowując pełną klasę pytam czy gdybym wypunktowała odpowiedzi, to zaliczyłabym egzamin. Potwierdził.
Mając wodę zamiast mózgu wyszłam. Końca świata nie było, jest jeszcze sesja letnia (razem ze mną nie zaliczyła tylko jedna osoba).
Akt II - sesja letnia.
Pan Profesor wyznaczył termin egzaminu na tydzień przed rozpoczęciem sesji. Powtórzyłam materiał i udałam się z koleżanką na uczelnię. Czekałyśmy godzinę - Pan szanowny się nie pojawił. Dwa dni później miał konsultacje. Też go nie zastałyśmy. Napisałyśmy mejla - odpisał! Prosi o kontakt telefoniczny. Brak odbioru przez kolejne 3 dni. Moja cierpliwość zaczynała się kończyć..
Poszłam do katedry i podpytałam jego sekretarkę gdzie jest Profesor. Jakimś cudem wyciągnęłam gdzie i kiedy mogę go złapać. Dorwałam go i tłumaczę wszystko: że egzamin był, że zero kontaktu z nim itp, itd. Kazał przyjść w najbliższy poniedziałek (czyli 01.07) na 14.
Byłyśmy punkt 14. Zapukałam ale rozmawiał przez telefon i machnął tylko na mnie ręką. Po 55 minutach czekania już siedziałam nie zdenerwowana tylko wk**wiona. Wyszedł i rozbrajająco się spytał na kogo czekamy (na Świętego Mikołaja i jego pomocników do jasnej ciasnej). No ale nic, dał nam pytania, usadowił u swojej sekretarki i piszemy.
Po pół godzinie skończyłam prawie zadowolona. Nurtowała mnie jedna rzecz w zadaniu ale Król siedział u siebie i nie miałam jak go zapytać. Zapytałam sekretarki, która wyczerpująco mi odpowiedziała i co najlepsze sprawdziła mi i koleżance pracę i poprawiła niedociągnięcia! Po wszystkim uradowane oddałyśmy zaliczenia i czekałyśmy na wyniki.
Nie zaliczyłam - praca była za krótka, powinnam napisać więcej (Uczyłam się z jego prezentacji i nie opowiadałam jak poprzednio. Wszystko jasno i klarownie napisane!)
Pytam się go czy mogę się dowiedzieć co było źle. Obudziłam w nim bestie, bo ryknął na cały korytarz, że jak chcę to mogę pisać komisyjny i on nie ma czasu!
Co mam zrobić w tej sytuacji? Olewczy stosunek tego Pana Profesora do studenta to norma, ale w sposób jaki potraktował mnie i koleżankę to jest jawne chamstwo.
A 6 pkt piechotą nie chodzi. A już w ogóle nie widzi mi się za nie płacić...
* Punkty ECTS to punkty zbierane za przedmioty w ciągu semestru przez studenta. Pula semestralna to 30 pkt.
uczelnia
pójść wyżej i złożyć skargę? może z prodziekanem ds. studenckich coś wskórasz. Trzymam kciuki :)
OdpowiedzJeżeli materiał masz w małym paluszku to pisz komisa. Bo inaczej będziesz płacić warunek :P, a też nie wiadomo czy na warunku koleś Cię przepuści.
OdpowiedzUczelnie nauczyły się, że pkt ECTS to świetny sposób, aby doić studentów.
OdpowiedzPisz komisa, nie ma wyjścia. Aha, sekretarka sprawdzająca wasze prace to była wypucha profesora.
OdpowiedzPo pierwsze - komis, po drugie - sprawdź, czy będziesz jeszcze miała z Profesorem do czynienia. Jeżeli nie, to od razu idź do dziekana.
OdpowiedzProfesor może mieć kolegów na uczelni, z którymi będzie miała do czynienia. Więc takie rzeczy to na ostatnim roku studiów się robi.
OdpowiedzTeż miałem w zimowej z profesorkiem Elektronikę i elektrotechnikę. Potrafił uwalić za brak akapitu lub przez to że czytał pracę do góry nogami bo miał bardzo słaby wzrok. A ja już po 6 terminach dalej się z nim meczę chociaż jest pula 7 pytań i przepisuje jego skrypt i tak nie zdaję. i też 6 punktów.
OdpowiedzA ja z innej strony i z czasów licealnych jeszcze pamiętam, jak koledze nauczyciel od PO ocenił kartkówkę na 4, i skomentował: "Bardzo ładne pan marginesy robi... Takie równe, po żołniersku". Hm, no tak, tylko... kolega był na kartkówkę nieprzygotowany, wobec czego napisał dla żartu coś o radioaktywnych szczurach na granicy. Ech, pedagodzy... ;-) Ale na studiach nie ma żartów, bo opłata za warunek czy powtarzanie roku to nie byle co; więc autorce i Tobie mati życzę powodzenia w zmaganiach z profesorskim widzimisię.
OdpowiedzSzanowne ECTS- dzięki temu z pozoru niewinnemu wynalazkowi "cfane" uczelnie szybko doszły do tego, jak łatwo łupić studentów z kasy- "Chcesz niezbędne ci punkty? To musisz się postarać. Nie, nie, nie- nie głową, tylko portfelem!"
Odpowiedz"...sekretarki która wyczerpująco mi odpowiedziała i co najlepsze sprawdziła mi i koleżance pracę i poprawiła niedociągnięcia!..."???? no to się nie dziwię że nie zdałaś. A tak z ciekawości to pani sekretarka po godzinach dorabia sobie jako wykładowcaczy też odwrotnie tj. po godzinach dorabia jako sekretarka :):):)?
OdpowiedzSama sytuacja kuriozalna, ale jeśli chodzi o status sekretarki: u nas na uczelni na ten przykład funkcję tą zwykle pełnią doktorantki, które nie załapały się na etat naukowy i promotor im załatwił chociaż taką pracę, żeby nie uciekły z uczelni z powodu braku pracy i pieniędzy.
OdpowiedzZastanawiam się, czy jesteś studentką, czy gimnazjalistką, skoro pytasz w internecie, co masz zrobić w tej sprawie... Skoro nie wiesz, to może powinnaś zająć się jakąś nieobciążającą intelektualnie pracą, np. w supermarkecie, zamiast porywać się na studia, które Cie najwyraźniej przerastają. Bo może nie wiesz, ale studia to nie tylko przedmioty, które są wykładane, ale też etap w życiu, na którym człowiek powinien być już w miarę samodzielny i radzić sobie z przeciwnościami losu i m. in. takimi sytuacjami.
OdpowiedzKażdy zanim się czegoś nauczy może albo narobić błędów, albo zapytać. Ja nie widzę nic złego w pytaniu, jeśli się nie wie. Człowiek się uczy całe życie, samodzielnego wymyślania rozwiązań też.
Odpowiedzi tak miałyście szczęście. 4 terminy? Gdybym tyle razy mogłą podchodzić od egzaminu całowałąbym profesora po nogach, choćby był diabłem
OdpowiedzNie wiem co studiujesz/studiowałaś, ale na niektórych kierunkach technicznych 5-6 terminów egzaminu z pewnych przedmiotów to norma, a i tak ostatecznie zalicza czasem po 50% osób. ;)
Odpowiedz@PrincePolo, studiuję kierunek baaardzo ścisły. Nie ma mowy o więcej niż 2 terminach.
Odpowiedz@Segat wiadomo, co uczelnia/wydział/prowadzący to obyczaj ;) Nie rozumiem jednak zdziwienia czterema terminami egzaminu, bo z moich doświadczeń wynika, że to całkowicie normalne.
Odpowiedz4 terminy to przegięcie pały. U mnie były dwa normalne terminy, a potem warunek płatny coś ok. 600 zł. Tak powinno być wszędzie, przynajmniej studia by coś znaczyły. Dużo osób wyleci ze studiów/spadnie rok niżej? Trudno.
OdpowiedzGwoli ścisłości, swój przykład o 5-6 terminach czerpie z uczelni i wydziału o naprawdę dużej renomie jak na polskie warunki, a nie z wyższej szkoły gotowania na gazie ;). Ograniczenie liczby terminów do dwóch w tym konkretnym przypadku spowodowałoby, że jakieś 80-90% roku powtarzałoby przedmiot. Byłby to dla wydziału niesłychany problem, bo już teraz listy ćwiczeniowe zawierają około 500 osób (w roczniku, który przedmiot robi planowo jest około 150). Także w tym ogrniczaniem liczby terminów do 2 zawsze i wszędzie bym się wstrzymał :].
OdpowiedzTo może problem jest w wykładowcach, którzy za dużo wymagają? Jeżeli odpada 30-40% to najczęściej znaczy, że studenci są niedouczeni. Ale jeżeli dwóch egzaminów pod rząd nie zdaje 80% to już prawdopodobnie problem tkwi w nadgorliwym wykładowcy.
Odpowiedz@delmet pewnie po części problem leży w wykładowcy, ale przez tyle lat ile on ten przedmiot prowadzi wszyscy się zdążyli przyzwyczaić :d. Każdy kto przychodzi na wydział wie, że mechanika płynów to będzie hardkor :D
OdpowiedzPisz komisa, albo użeraj się z tym wykładowcą dalej...
Odpowiedzdoskonale rozumiem Twoją sytuację, bo byłam w identycznej. Byłam nawet u najwyższej władz uczelni dosłownie u każdego. Ale ja niestety walkę przegrałam, ponieważ pani doktor powiedziała że nie zaliczy i koniec bo ma takie widzimisie, a niestety była ona nie do tknięcia. Ale Tobie życzę żeby wszystko wyszło, bo to jednak oni są dla nas a nie my dla nich.
OdpowiedzWybaczcie, zabrzmi to strasznie pesymistycznie ale z wykładowcami się nie wygra. Rok temu pisałam pracę licencjacką, niestety wykładowca nie zdążył jej ocenić ani na obronę czerwcową ani na wrześniową (wakacje mu się przedłużyły, zresztą moja praca go nudziła jak sam powiedział). Poszłam do prodziekana, prodziekan pozwolił mi się bronić w przyszłym roku a promotor dostał naganę. Przez cały drugi semestr następnego roku chodzę do (tego samego niestety) promotora, z pracą nie ma żadnych problemów. Czerwiec, oczekuję na dopuszczenie do obrony - po pierwsze, promotor jednak dopatrzył się błędów w bibliografii. Więc mam czekać na wrzesień. ALE żeby mnie dopuścić do egzaminu, muszę mieć przepisany jeden egzamin z zeszłego roku - u niego właśnie. Na początku roku usłyszałam że nie ma żadnego problemu, przepisze. Teraz - ocena jest za niska (3.5). Nie mogę przystąpić ponownie do egzaminu bo "nie uczęszczałam na jego zajęcia". Bez egzaminu nie mam zaliczonego II semestru i nie ma mowy o obronie pracy...
OdpowiedzNiestety, jeżeli chce się walczyć z profesorem i wygrać, trzeba mieć bardzo mocne plecy. Mój przyjaciel wyszedł z takiego starcia zwycięsko, ale tylko dzięki temu, że inny profesor - jedna z uczelnianych sław - bardzo go lubił i od początku stał po jego stronie.
OdpowiedzWitam! Miałam podobną sytuację parę lat temu. Mianowicie nie zdałam 2 razy egzaminu, co już za drugim razem było dziwne, gdyż były te same pytania. Poszłam do profesora i okazało się, że Pan Profesor miał zły szablon do testu. Nie chciał się przyznać i powiedział, że mam się starać o komisyjne zdawanie. ???? normalnie ścięło mnie z nóg z niedowierzania. Siadłam u niego w biurze i powiedziałam, że nie wyjdę dopóki nie wpisze mi zaliczenia. Wściekły był, krzyczał i biegał po całym biurze, ale po jakiś 15 minutach pękł i zaliczenie dostałam.
Odpowiedzja bym mu wygarnął co myślę o takim podejściu do studentów
Odpowiedz