Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem w trakcie szukania pracy. Historia będzie o nie do końca uczciwym…

Jestem w trakcie szukania pracy. Historia będzie o nie do końca uczciwym pracodawcy.

Wszystkie nazwy i adresy podaję z premedytacją, bo uważam, że nie ma co ukrywać takiego zachowania i należy przyszłych ewentualnych chętnych na pracę u tego Pana ostrzec. Chodzi o księgarnię (skup i sprzedaż książek) Panda, którą można znaleźć w kilkunastu centrach handlowych i budkach wolnostojących na terenie Wrocławia (między innymi: Pasaż Grunwaldzki, Bielany Wrocławskie, Hala Strzegomska, Tesco na Długiej oraz budka wolnostojąca w okolicach Kaunflandu na Legnickiej).

21/06/13r. godzina ok. 19.
Wchodzę na gumtree, żeby sprawdzić czy pojawiły się jakieś nowe ciekawe oferty. Jest! Praca w księgarni od zaraz w kilku punktach na terenie Wrocławia dla kilkunastu osób. Wysłałam CV z nadzieją, że może się uda. Udało się, po 20 minutach dostałam telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną, która ma się odbyć następnego dnia.

22/06/13r.
Chwilę przed umówioną godziną stawiam się na Świdnickiej 19. Przed biurem stoi kilka osób, w środku znajdują się jeszcze dwie, z którymi rozmawia jakichś dwóch mężczyzn. Zostaję wywołana, na rozmowie muszę powiedzieć coś o sobie, stawce jaką chcę zarabiać i od kiedy ewentualnie mogę zacząć. Musiałam się spodobać, bo jeszcze w trakcie rozmowy usłyszałam, że mam tę pracę i mam się stawić jutro na 9 rano na szkolenie.

23/06/13r.
O 8:50 jestem znowu na Świdnickiej tuż obok księgarni Dedalus. Wejście do budynku, w którym wczoraj miałam rozmowę jest zamknięte metalową bramą. Trochę mi się to nie podoba, ale postanowiłam poczekać do 9 i zobaczyć czy mój pracodawca się pojawi. Po chwili doszły do mnie kolejne osoby, łącznie było nas ok. 10. Dopiero od nich dowiedziałam się, że praca polega na siedzeniu w budkach, ewentualnie na wyspach w centrach handlowych przez 12h dziennie. O 9 brama się otworzyła, zostaliśmy poproszeni do środka budynku. Stamtąd skierowano nas na podwórko, gdzie jak się okazało księgarnia ma swoją siedzibę. Weszliśmy do środka. Szef poopowiadał o firmie, warunkach na stoiskach, wymaganiach, co do nas i poszedł układać grafik. Ani słowa o umowie. Gdy on „układał” grafik, jego kolega tłumaczył dla części osób obsługę programu potrzebnego do pracy. Następnie zaczęli ustalać z nami grafik, mi przypadło siedzenie w budce w okolicach Kauflandu na Legnickiej oraz wyspa w Tesco na Długiej. Miałam zacząć od wtorku. Szef miał na mnie czekać na miejscu, wytłumaczyć mi wszystko raz jeszcze i przekazać klucze do obu stoisk.

25/06/13r.
Mieszkańcy Wrocławia na pewno wiedzą jak wyglądał ten dzień, ale całą resztę czytelników chcę tylko uświadomić, że przez całą noc padał mocny deszcz, zostały pozalewane ulice, a na jednym z placów została zerwana trakcja, przez co tramwaje jeździły okrężnymi drogami.

I właśnie w ten deszcz przyszło mi dostawać się na miejsce pracy. Nie dość, że uciekł mi tramwaj, to w miejscu przesiadki dowiedziałam się właśnie o tej zmianie trasy. Dzwonię więc do szefa (na szkoleniu nam powiedział, że jak coś się dzieje i wiemy że się spóźnimy, to mamy dzwonić, bo jeśli punkt nie zostanie otworzony na czas czeka go 500zł kary, którą częściowo będzie nam odliczał z pensji). Uspokaja mnie, że nic się nie stanie jak się chwilę spóźnię, a jak dotrę na miejsce to mam znowu dzwonić, żeby mi powiedział gdzie czekają na mnie klucze. Zaczynam się zastanawiać, co się stało z tym, że on będzie na mnie czekał na miejscu.

Kilka minut po 9 mokra od deszczu (parasol nie wytrzymywał aż takiej ilości wody) stawiam się na miejsce. Moim oczom ukazała się zupełnie nieoznakowana drewniana buda stojąca na wjeździe/wyjeździe na parking przed Kauflandem. Dzwonię. Dostaję informacje, że klucze czekają na mnie w barze z kebabem. Podchodzę do drzwi, zamknięte. Zaczynam się coraz bardziej denerwować, bo na szkoleniu mówili nam, że jak tylko stawimy się na miejsce mamy się logować do systemu, żeby oni wiedzieli, że rozpoczęliśmy już pracę (pewnie po to, żeby wiedzieć ile nam zapłacić). Stukam w drzwi, okna, wszystko na nic. W środku nikogo nie ma.

Stoję i zastanawiam się, co zrobić, kiedy podchodzi do mnie jakiś mężczyzna (nazwijmy go Tomkiem) i pyta czy ja też do kebabu. Mówię, że w sumie tak, mam odebrać klucze. Tomek zaczyna pukać w szyby, ale szybko dochodzi do tego samego wniosku co ja. Zadzwonił do swojego szefa, który ma zadzwonić do jakiejś dziewczyny, która ma klucze i powinna być na miejscu od 10 minut. Czekamy, Tomek postanawia sprawdzić w pobliskiej pizzerii czy tam nie mają klucza do lokalu (nadążacie? Klucz do budki z książkami jest w kebabie, w którym nikogo nie ma i klucza do wejścia szukają w pizzerii...). Ja dzwonię do swojego szefa, co mam z tym fantem zrobić (chyba liczyłam, ze w związku z pogodą każe mi iść do domu). Mówi mi, że mam czekać, ale mogę to robić na stacji Shell, żeby zbytnio nie moknąć. Różnica mała, bo w międzyczasie już i tak zmokłam, a jak kończyłam z nim rozmawiać spadł dość spory grad. Wraca Tomek. Dziewczyna z kluczem ma się pojawić za 10-15 minut. Idziemy na Shell. Tam dowiaduję się, że budę stawiali wczoraj i wszyscy myśleli, że to na sprzedaż truskawek. Nikt nie może uwierzyć, że w czymś takim mają być książki.

9:40 – wreszcie udało mi się zdobyć klucz do przybytku. Zadowolona idę na miejsce myśląc, że schowam się w środku i będę mogła ogarnąć system, z którym przyjdzie mi pracować przez 3 miesiące. Otwieram drzwi, a w środku zastaję pustkę. Jedyną rzeczą, jaka tam była to foliowe opakowanie po klamce. Nie liczę tu ciągle wpadającego przez liczne szpary deszczu, który zdążył już zamoczyć większość powierzchni (i jak tu trzymać książki?!). Wkurzona dzwonię ponownie do szefa. Numer zajęty. Oddzwania po kilku minutach i znudzonym tonem pyta, o co chodzi. Z chęcią mordu w głosie pytam, co ja niby mam robić w pustej budce, w której pada deszcz. Odpowiada mi, że czekać, bo on zaraz tam będzie z rzeczami. Była 9:52.

I tu mogłabym pisać o narastającym we mnie gniewie, zniechęceniu i chęci zrobienia krzywdy szefowi, który leci sobie w kulki. Stałam w środku, żeby nie moknąć ciągle uchylając sobie drzwi, żeby nie stać w ciemności (jedynym źródłem światła w środku była szpara od okiennic, przez którą wlatywała woda), więc w sumie stałam w przeciągu w mokrych ciuchach. Szybko zaczęłam się trząść z zimna, czekając na szefa, żeby mu powiedzieć, co myślę o jego interesie i najchętniej wyrzucić mu te kluczyki tak, żeby musiał ich szukać w deszczu.

O 10:30 ciągle go nie było, ale stwierdziłam, że skoro ma tyle tych punktów we Wrocławiu to dam mu czas do 11.

O 11 również go nie było. Postanowiłam zadzwonić do szefa po raz ostatni, żeby mu powiedzieć, co sądzę o jego firmie i takim traktowaniu. Odrzucił moje połączenie. To ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma co się łudzić, że on się tu kiedykolwiek pojawi. Zamknęłam przybytek i poszłam oddać klucze skąd je wzięłam. Po jakichś 15 minutach dzwoni do mnie szefuncio z pytaniem „o co znowu chodzi?”. Powiedziałam mu, gdzie ma swoje klucze, że ja się tak traktować nie dam i dziękuję bardzo za taką pracę.

Tak skończyła się moja pierwsza praca. I powiedzcie mi czy to ja jestem dziwna, że oczekuję, że gdy ktoś mi mówi, że będzie na mnie czekał to będzie na mnie czekał, bądź skoro nie może się stawić, to moje miejsce pracy będzie wyposażone w rzeczy niezbędne mi do niej? Czy to szef zachował się jakby znalazł sobie jelenia, który będzie na niego czekał bez umowy przez kilkanaście godzin licząc na to, że dostanie wynagrodzenie?

Szef Księgarnia Panda Wrocław

by Paskuda
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Fuu
17 21

Ależ ci się trafiło! Za jakiś czas będziesz się z tego śmiała do rozpuku. Powodzenia w szukaniu normalnej pracy, obyś szybko taką znalazła :)

Odpowiedz
avatar Paskuda
5 7

Dzięki. :)

Odpowiedz
avatar Paskuda
15 27

Spóźniłam się nie ze swojej winy o jakieś 2 minuty. Niestety nie jestem w stanie przewidzieć deszczu i zerwania trakcji, a dojazd na miejsce pracy, które mi wyznaczono zajmuje mi ok. 40 minut (o czym szef wiedział, bo zna nasze miejsca zamieszkania). I fakt mógł przełożyć, ale wtedy mógł mi podać jakąś konkretną godzinę, żebym na niego czekała w Kauflandzie, kebabie czy na Shellu, żeby jednak nie moknąć i nie stać na wietrze. A tak to miałabym czekać na niego od 9 rano do 21, bo może w pewnym momencie przyjedzie?

Odpowiedz
avatar Paskuda
8 16

Zresztą jeszcze jedna kwestia: ja zaczynałam w tym miejscu we wtorek, wszystkie inne oddziały w poniedziałek. Sądziłam, więc, że tak samo będzie z tą budą. Dlatego byłam zdziwiona i lekko przerażona zastając puste miejsce, które postawiono dzień wcześniej. Zresztą nie wiem jak on chciał wstawić tam komputer czy książki z powodu tej wlatującej do środka wody (o której nie miał pojęcia zanim mu o tym nie wspomniałam).

Odpowiedz
avatar Bryanka
19 33

Leone...Ty tak na serio, czy jesteś tylko trollem? Serio myślisz, że przy takim oberwaniu chmury taksówką by zdążyła dojechać?:D Cała ta firma i szef byli niepoważni i mieli olewczy stosunek do pracowników.

Odpowiedz
avatar summerisgone
3 17

Spóźniłaś się dwie minuty, okej, ale wcześniej zadzwoniłaś że się spóźnisz więc szef mógł założyć że będzie to nawet pół godziny.

Odpowiedz
avatar cathyalto
14 24

@Leone, "skoro masz pracować z ludźmi, to należałoby zadbać o swój wygląd i nie pozwolić abyś była cała mokra, bo potem przez wiele godzin nie wygląda się ślicznie.", przepraszam, ale jak ty to sobie wyobrazasz? miala ze soba ciuchy na zmiane w reklamowce zabrac? i wtedy gdzie sie przebrac?

Odpowiedz
avatar Sobota
18 18

@summerisgone - "Kilka minut po 9 mokra od deszczu (parasol nie wytrzymywał aż takiej ilości wody) stawiam się na miejsce."

Odpowiedz
avatar jass
7 13

@Sobota, czytanie ze zrozumieniem niektórych przerasta ;)

Odpowiedz
avatar ranunculus
6 6

@summerisgone, szkoda, że nie widziałaś/łeś tego deszczu...Ja dojechałam do pracy cała mokra, chociaż mam tylko kilka przystanków tramwajem i 500 metrów łącznie do przejścia. I miałam też kalosze.

Odpowiedz
avatar Paskuda
22 26

Nie, nie jest mi obojętne. Zamierzałam o umowę zapytać właśnie we wtorek - pierwszy dzień, bezpośrednie spotkanie z szefem wydawało mi się, że to odpowiedni moment na ustalenie wszystkich szczegółów i dopowiedzenia niepewności. I nie, nie zamierzałam łamać prawa i pracować na czarno - jeśli powiedziałby mi we wtorek, że nie będzie umowy to też bym mu podziękowała. Może i jestem naiwna, głupia czy "niepełnosprytna myślowo" nie wiem, nie sądzę. Byłam po prostu szczęśliwa, że tak szybko udało mi się znaleźć pracę i początkowo starałam się nie doszukiwać w tym wszystkim czegoś złego.

Odpowiedz
avatar Draco
13 15

Gjoaa wiesz umowy (nawet te na umowę o pracę) zazwyczaj podpisuje się pierwszego dnia pracy. Ja tylko raz podpisałem dzień wcześniej ale to wynikało z biurokracji - bo to urząd był - i musiałem być już "pracownikiem", żeby powystawiali mi wszelkiego typu karty wejściowe i przepustki na pierwszy dzień pracy. Inna sprawa to to że o umowę, a zawłaszcza jej rodzaj trzeba zapytać od razu. Zapamiętaj to Paskudo na przyszłość, że to musi być jedno z pierwszych pytań, bo jest wielu oszustów którzy obiecują dużo, a kończy się na gwarantującej 500 zł umowie o dzieło. :/

Odpowiedz
avatar Hamon
14 16

Praca na czarno to najlepsza robota na świecie, jeśli są spełnione 2 warunki: uczciwy szef i uczciwy pracownik. Penalizację pracy na warunkach uzgodnionych dobrowolnie przez dwie strony z pominięciem schematów stworzonych przez państwo uważam za jedną z najbardziej parszywych rzeczy, które wymyślił człowiek. Karać kogoś za to, że pracuje...

Odpowiedz
avatar Kamisha
0 4

@Hamon uczciwy pracodawca i pracownik oraz praca na czarno wykluczają siebie nawzajem... No chyba że uznajesz uczciwośc tylko w stosunku do pracodawcy/pracownika a nie państwa, no to cóż, dziwny pogląd.

Odpowiedz
avatar pomidorowa
8 12

Podziwiam Twą cierpliwość. Mnie by szlag trafił już o 9:40.

Odpowiedz
avatar Korella
9 13

Bardzo dobrze to wszystko opisałaś, mimo że historia jest długa to miło się ją czyta :) Wyobrażałam sobie ciebie taką mokrą stojącą w ciemnej budce i co i raz kopiącą w drzwi, żeby mieć trochę światła... Duże polskie miasto, XXI wiek....

Odpowiedz
avatar bromba13
-3 11

Nie chcę nikogo bronić ani ganić ale nikt nie pomyślał, że szef również mógł mieć kłopoty z dojazdem przez aurę. Według mnie cała sytuacja powstała przez szereg niedomówień z obu stron. No ale cóż... ponoć nie mas tego złego co by na dobre nie wyszło. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie.

Odpowiedz
avatar Nace
22 30

Leone i Massai. Mielibyście świętą rację, gdyby nie fakt, że reprezentujecie właśnie poglądy wielu polskich pracodawców. Pracodawca to pan, a pracownik ma siedzieć cicho. Przerażająca jest wasza hipokryzja, bo widzicie i wyolbrzymiacie kilku minutowe spóźnienie autorki, natomiast rażącego niedbalstwa pracodawcy już nie. Bo autorka się spóźnić nie może, ona musi być idealna, ale pracodawca może sobie lecieć w kulki prawda? Spóźniła się 2 minutki. Niech kuźwa nawet będzie 10. Autorka przychodzi na miejsce pracy, a zastaje... właściwie brak miejsca pracy, zero informacji ze strony pracodawcy co ma ze sobą zrobić. Instrukcje, które pracodawca podawał autorce nijak miały się do rzeczywistości. Kluczy nie było tam gdzie mówił, poza tym... przypieprzyliście się do kilkuminutowego spóźnienia autorki. Wy naprawdę wierzycie, że ten szef był tam o 9:00 punktualnie i czekał na autorkę? Nie! Go tam na 99% w ogóle nie było i czy autorka by się spóźniła, czy nie to nie miało kompletnie żadnego znaczenia dla tej konkretnej sytuacji! Ale nie! Trzeba ją napiętnować, bo za późno z domu wyszła, bo roszczeniowa młodzież, bo sramto i owamto. To jest właśnie kwintesencja polskiego rynku pracy. Pracodawca ma w dupie pracownika, o niczym go nie informuje, o nic nie zadba, zero profesjonalizmu, ale pracownik ma mu jeszcze dziękować, że w ogóle pracę dostał. A jeszcze bardziej przerażające jest to, że tacy jak Wy temu przyklaskują. Dajecie siebie robić w trąbę przez pracodawcę i jest wam z tym (o litości!) dobrze lub pracodawcami nie daj Boże jesteście. Jak wam odpowiada klimat dawnych kołchozów i innych wynalazków typu obozy pracy, lubicie te klimaciki to droga wolna. Nie pieprzcie tu o niedorastaniu do pracy, bo ja bym może zadał pytanie, że niektórzy nie dorośli w ogóle do relacji interpersonalnych? Do prowadzenia własnej działalności? A może należałoby w ogóle wyjść od zagadnienia szacunku do czasu drugiego człowieka? Można sobie gdybać, że szef zapłaciłby jej za te 2 godziny siedzenia, ale tej pewności niestety nie ma, a czas autorki jest tak samo ważny jak czas tego przyjemniaczka, który przez te 2 godziny podziewał się piorun wie gdzie. Jeśli podobnie jak autorce dały mu się we znaki problemu komunikacyjne powinien tak samo poinformować swojego pracownika o tak zaistniałej sytuacji. Proste? Tekstu Leone o wyglądzie już nawet wolę nie komentować za bardzo, bo to uwłacza jakiekolwiek przyzwoitości, logice, intelektowi. Ty zapewne nosisz na plecach ze sobą szafę z ubraniami wszędzie gdzie pójdziesz, bo przecież zawsze może spaść deszcz/śnieg/grad, a w razie końca świata to pewnie w kieszeni nosisz podręczny bunkier. Zjedz Snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć kolego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lipca 2013 o 3:06

avatar phowiec
15 17

Jakie trolle się wypowiadają. Obowiązkiem pracownika jest być na czas, to fakt. Ale obowiązkiem pracodawcy jest właściwe przygotowanie miejsca pracy, choćby to miał być zwykły stół i krzesło. To wtedy taki stół i krzesło powinno tam być, w takim stanie aby można było na nim wysiedzieć te 8,10,12 godzin bez stresu czy się połamie. A jak ktoś stawia budę to sprzedaży książek, to pilnuje aby ta buda była odpowiednio przygotowana. I tyle. I piszę to z perspektywy pracownika, który już parę lat pracuje i każdego szefa szanowałem, nawet tego od pierwszej pracy polegającej na liczeniu samochodów - bo w upale do krzesła dorzucił parasol, a w zimnie gorącą herbatę. Nawet na budowie jak byłem świeżakiem, to szef parę dni pokazywał mi co mam robić, aby robota była dobrze wykonana. Ale jak widać Leone i Massai zawsze muszą wiedzieć lepiej. Czyżby należeli do tej jakże uciskanej grupy jaką są pracodawcy?

Odpowiedz
avatar dadelajda
8 8

Czytam i nie dowierzam. Pracuję w podręcznikach panda. Umowa- jest. Stanowisko pracy w centrum handlowym- jest. Krzesło- jest. Sprzęt do pracy- jest. Książki- są. A do szefa zdarzyło mi się dzwonić nawet po godzinie 22- od razu odebrał i rozwiązał mój problem. Widzę dwie opcje- albo wyolbrzymiasz, albo miałaś ogromnego pecha.

Odpowiedz
avatar Paskuda
4 8

Nie mam po co wyolbrzymiać: zysku z tego nie mam, satysfakcji też nie. Historię opublikowałam na portalu, bo uważam ją za piekielną i doszłam do wniosku, że warto ostrzec przyszłych chętnych na tę pracę jak mogą zostać potraktowani. Jeśli chodzi o Ciebie - cieszę się, że Ci się udało. Jednak wydaje mi się, że jest różnica między centrum handlowym a budką (zresztą sam szef to powiedział): w centrum oni wynajmują miejsce, za nie otworzenie go na czas płacą karę, więc jednak wyposażenie i wszystko dowożą szybciej niż do drewnianej budki, której nikt im nie sprawdzi.

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 12

Mnie w tym wszystkim najbardziej zastanawia, PO CO właściwie szef kazał przyjeżdżać pracownikowi do roboty, skoro NIE BYŁO nic do roboty? Chyba, że sądził, iż zatrudniona dziewczyna, pierwszego dnia pracy, sama powinna ogarnąć stanowisko, czyli: podłączyć prąd - instalując licznik, "ogacić" byle jak skleconą budę, żeby nie ciekło i nie wiało, wyodrębnić kącik sanitarny (miska z wodą i wiadro na siusiu), zamontować regały, podłączyć komputer i zainstalować w nim adekwatny program, rozłożyć odpowiednio książki na półkach... i tak dalej, i tak dalej... Może ja niedzisiejsza jestem, ale ten niczym nieuzasadniony pośpiech w przyjmowaniu pracownika na ... właściwie nie wiadomo jakie stanowisko, bez słowa o umowie na dodatek, jakoś mi się nie bardzo podoba...

Odpowiedz
avatar Nace
4 4

Dokładnie. Obowiązkiem pracodawcy jest zapewnienie warunków do pracy. Autorka przychodzi na miejsce pracy i zastaje... brak miejsca pracy. A to, które rzekomo ma nim być jest w takim stanie, że szkoda słów. Tak trudno było poinformować autorkę, czyli swojego pracownika, że miejsce pracy jest nieprzygotowane i będzie trzeba poczekać? Ustalić z pracownikiem (autorką), że przyjdzie nieco później, czy coś, albo żeby wzięła dodatkowe ubranie, bo pogoda taka, a nie inna, a poczekać trzeba będzie. Jeśli miał problemy komunikacyjne to poinformować o zaistniałym fakcie, ustalić, czy autorka ma czekać, oszacować mniej więcej ile ma tam czekać lub zwolnić do domu, co by dziewczyna bezsensownie nie czekała X godzin na piorun wie co.

Odpowiedz
avatar Bedrana
6 8

@Nace: A niechby sobie nawet i czekała, byle nie po ciemku i nie na stojąco. A także - nie za darmo. Ja bym spokojnie wróciła do Shella, wysłała szefowi sms, że zamawiam kawę, ciastko i gazetę na jego koszt (to znaczy - w ramach wynagrodzenia za pierwsze godziny pracy). Ciekawe, co by odpisał?

Odpowiedz
avatar khartvin
-1 7

a dopuszczasz możliwość, że budka została postawiona dzień wcześniej i szef zamierzał dowieźć towar dopiero kiedy będzie się nią opiekowała pracownica? Moim zdaniem nie dojechał na czas przez te same warunki pogodowe, które utrudniały życie autorce.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 5

@khartvin: Dopuszczam. Budka została sklecona na łapu-capu, byle jak i z byle czego, wyglądała jak "sezonówka" do handlu pietruszką. Szef nie był uprzejmy sprawdzić dzień wcześniej, jakie warunki pracy zafundował swojej pracownicy, albo też sprawdził i miał to gdzieś, bo nie "zatowarował" punktu. Żaden rozsądny właściciel nie zostawiłby w takim kurniku na noc nawet czajnika elektrycznego, a co dopiero towaru wartego kilka (kilkanaście?) tysięcy. Dopuszczam, więc, także możliwość, że szefunio zamierzał codziennie książki dowozić, a wieczorem zabierać - zliczając sztuki i kasę. Zrozumiały jest również brak prądu. W lato długo widno jest, więc wystarczy otworzyć okiennice i światła będzie dość. Zamykanie pustej budy na noc - też ma swój sens. Chodzi o to, żeby menelstwo tam nie sypiało i nie srało po kątach. Myślę, że tak to właśnie miało wyglądać. A brak możliwości umycia rąk, zrobienia herbaty, czy siusiu przez, minimum, 10 godzin - nie jest zmartwieniem pracodawcy.

Odpowiedz
avatar Patapon
0 0

Jedna uwaga do użytego w historii zwrotu "zerwana trakcja". Trakcji nie można zerwać tak samo jak np. fal radiowych. Zerwać natomiast można sieć trakcyjną.

Odpowiedz
avatar voytek
-3 5

pech to pech! niemniej kilka zasad - zawsze jakakolwiek rozmowe nt. pracy zaczynamy od umowy! nie ma umowy nie ma pracy! chocby nie wiem jakie zlote gory obiecywali - warunki umowy to pierwszy temat do rozmowy! i kropka! co do sytuaci - wiedzac ze wystapila kleska zwywiolowa - zalenie ulic - w ogole nie powinas isc do pracy tylko zadzwobnic i przesunac rozpoczecie pracy o 1 dzien! jesli to byłaby uczciwa firma to w takiej sytuacji nie byloby problemu - w 1 dzien malo prawdopodobne aby kogos znalezli!

Odpowiedz
avatar rudzielec_
0 6

Zgodzę się ze "zminusowanymi"...W ogóle nie rozumiem jak można się spóźnić pierwszego dnia?!Mieszkam za miastem w miejscowości bardzo zalewowym i trąbiastym w ostatnich czasach,ale nie zdarzyło mi się spóźnić pierwszego dnia mimo,że w pogodę bardzo deszczową busiki jeżdżą jak chcą lub w ogóle.....Jeżeli pogoda była jaka była,to można było to przewidzieć i wyjechać duuużo wcześniej....Sama piszesz,że było to obok Kauflanda więc wystarczyło przyjechać pół godziny wcześniej i np wypić kawę.@cathyalto: a właśnie mogła wziąć ciuchy na przebranie(okna w domu chyba ma i widzi co się dzieje na zewnątrz)dziewczyny u mnie w pracy zawsze noszą na taką kiepską pogodę,reprezentują firmę i mają kontakt z klientem więc muszą jakoś wyglądać,mimo że nikt od nich tego nie wymaga....

Odpowiedz
avatar Bedrana
1 3

Rozumiem, że w zawieruchę i burzę z piorunami połączoną z oberwaniem chmury, lekceważąc powalone w poprzek szosy drzewa, o pierwszej w nocy wskakujesz w sztormiak, pakujesz do nieprzemakalnej torby ciuch na zmianę termos i kanapki, zakładasz wędkarskie kalosze po pachwiny i zasuwasz na piechotę do miasta, bez obaw, że cię drzewo przygniecie, lub piorun pie*dolnie. W trzaskający mróz, śnieg po szyję i szalejącą zamieć robisz pewnie to samo, bo "busiki" nie jeżdżą. Podziwiam determinację.

Odpowiedz
avatar Arata
2 2

Co mogę dodać - miałam to nieszczęście pracować w tej firmie. Określenie go "cyrkiem" to niedopowiedzenie. Nasze stoisko miało być pod koniec czerwca, tyle że w Olsztynie, potem ciągle dostawałyśmy z koleżanką smsy, że od 1 lipca, potem że jednak od środy... w końcu ruszyło 7 lipca. Postawili meble - bez żadnych zabezpieczeń, nie nadające się nawet na trzymanie ubrań (w końcu półki zaczęły się walić wbrew zapewnieniom szefa, że bez problemu wytrzymają) - na wiatrołapie, przy parkingu, gdzie ciągle wchodzili i wychodzili ludzie. Wystarczyło nawet przejść przed drzwiami do bankomatu, żeby się otworzyły. W lipcu było w porządku, ani za gorąco, ani za zimno. W sierpniu, kiedy ciągle padało, była prawdziwa zimnica. O wrześniu nawet nie warto wspominać. Obie z koleżanką byłyśmy chore mniej więcej od początku sierpnia, żadnej opcji aby się zwolnić ani nawet ustalić grafiku tak, żeby jedna miała możliwość się wyleczyć, bo powrót do takich warunków skutkował nawrotem choroby. Miałam tą nieprzyjemność spotkać się z szefem, którego wiadomość, że siedzimy tu chore rozbawiła. Zabezpieczenie stoiska - plandeka i plakat, który ciągle spadał i nawet dwuletnie dziecko nie miałby problemu tego przesunąć. Komputer, skaner, kasa, kasetka (kiedy już się pojawiła, pieniądze z początku trzymałyśmy w kartonie po serkach) - luzem. Sama lada z przodu była zakryta plakatami przyklejonymi na taśmę dwustronną, ciągle odłaziły i nawet przyklejanie normalną taśmą z przodu nic nie dawało. Wystarczyło kucnąć, odchylić plakat i wyciągnąć książkę - kilkadziesiąt złotych w kieszeni. Co więcej, nie było nawet możliwości wyjścia do toalety, właśnie przez brak należytych zabezpieczeń. Wieczny cyrk z systemem - tych książek mamy na minusie, tych nie mamy w ogóle, a na półkach stoją. Wieczny cyrk z decyzjami szefa, który wieczorem decydował tak, a rano już kompletnie inaczej. Na szkoleniu żadnych wiadomości jak wystawić fakturę, słowa nie było nawet o systemie jeśli nie liczyć informacji, że dostaniemy instrukcję obsługi. Podobnie było z terminalem - przywieźli, podłączyli i dali instrukcję obsługi (przynajmniej w przypadku mojego stoiska). Gdy terminal nie łączył, odrzucał transakcje, pomoc była bardzo konkretna: zadzwoń na infolinię. W końcu stanęło na tym, że "terminala nie ma". Pod "punktualnością" szefa i kierownika podpisuję się dwoma rękami. Już pierwszego po raz kolejny dnia razem z koleżanką miałyśmy inne informacje: koleżanka że mamy być na 10.30, ja że na 11.00 i wtedy też ma się pojawić kierownik. Nasz kierownik zjawił się dwie godziny później, a kiedy pojechał po krzesło na nasze stoisko powiedział że wraca za 15 minut, a zjawił się gdzieś koło 16. Braków było mnóstwo - w sierpniu przez dwa tygodnie (jeśli dobrze pamiętam) nie było siatek, a klienci się domagali... Od kierownika dowiedziałyśmy się tyle, że zamówił i nie wie kiedy będą. O tej firmie można by pisać długo praktycznie w samych negatywach. Dodam jeszcze tylko tyle, że zrobiłaś zajebiście dobrze, rzucając tę pracę w cholerę, Paskudo. :)

Odpowiedz
Udostępnij