Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sytuacja z tego roku. Pracuję w pewnym obiekcie wypoczynkowym. Mimo swojego wieku,…

Sytuacja z tego roku.
Pracuję w pewnym obiekcie wypoczynkowym. Mimo swojego wieku, wyglądam na nieletniego - no cóż, zdarza się. Co ważne dla historii, jakiś czas temu ukradli mi wcześniej dokumenty tożsamości.

Pewnego dnia miała przyjechać grupa ok 40-50 os na weekend - bankiet i te sprawy.
Z ustaleń wynikało, że będą przykładowo o 19.00. No ok, załoga trzymając się godziny, robi swoje - sprząta po poprzedniej grupie, przygotowuje posiłki dla nadjeżdżającej - każdy wie, co i jak ma zrobić, by wszystko było cacy.
Niestety, nic nie miało szansy wyjść ok. Z naszej winy? Oj nie...

Dzień 1.
Godzina 16-sta z groszem. Otwierają się drzwi i wchodzi ekipa lekko podchmielonych ludzi. Na co my totalny szok i o co chodzi? Dla nas to ogromna różnica, czy ktoś przyjedzie o czasie, czy stwierdzi, że będzie x czasu wcześniej/później. Tym bardziej, że tego samego dnia obiekt opuszczała poprzednia, bardziej liczna grupa.
Wszyscy w proszku i lekkim osłupieniu.
Pilotka podchodzi do recepcji w celu wzięcia kluczy do pokoi, czego oczywiście - jeszcze - otrzymać nie mogła.
Na zapytanie, a raczej stwierdzenie, że w ustaleniach była znacznie późniejsza godzina, pilotka chłodnym tonem skwitowała: to nie było obligatoryjne.
No faktycznie, ale jeśli my zobowiązujemy się do bycia gotowym ze wszystkim na 19.00, to będziemy na 19-tą. Tym bardziej, że nawet nie zadzwonili wcześniej z jakimkolwiek wyjaśnieniem, informacją, że będą wcześniej. I to był błąd...:

-Cooo?! Ośrodek nie jest gotowy?! Macie pół godziny inaczej jedziemy stąd! To niepoważne!
- No co za brak profesjonalności! Pierwszy raz się spotykam z taką niekompetencją!
(ktoś z tłumu kumoszek się wyłonił, bowiem olśnił go idealny pomysł)
-Ja tu nie zostanę. Ja sobie znajdę inny hotel, a WY mi za niego ZAPŁACICIE!

I wiele takich. Ech, piekielny start i idiotyczne żądania. No nic, próbuję jakkolwiek załagodzić sytuację, jednocześnie nadzorując, na jakim etapie jesteśmy z przygotowaniami.

Zapraszam więc ich do baru. Niech usiądą, odpoczną. Może zmęczeni? Rozdrażnieni podróżą? Cholera wie.

Niech im będzie, że to nasza wina, mimo, że wcale tak nie było. Wpadam do baru z półmiskiem ciastek, coby przeprosić, jakoś załagodzić sprawę. Po wcześniejszym uzgodnieniu z szefową, "Kawa, herbata na koszt firmy".
Jakież było moje zdziwienie, gdy i to nie pomogło.
Woda się gotuje, kilkoro ludzi skorzystało z darmowej filiżanki, ale nie. ONA nie mogła ot tak zaprzestawać dolewania oliwy do ognia. Stoi obok mnie, przygląda się ślepo, czego by tu się czepić i wypala:

[P]iekielna: A ile ty masz lat?
Zastanawiam się, od kiedy przeszliśmy na Ty, no ale niech będzie:
[J]a: Mam 24 lata, a o co chodzi?
P: Pokaż dowód.
J: Słucham?! - z jeszcze większym niedowierzaniem patrzę na mistrzynię pretensji.
P: Ty za młody jesteś, kolego, żeby mi wódkę lać. Dowód.

(Jakaś kobieta z grupy stwierdza: Zdejmie spodnie i majtki, to ocenimy, czy pełnoletni, hłe hłe hłe)

Ja (w lekkiej konsternacji i osłupieniu odebrało mi mowę i logiczne myślenie, bowiem nie zdarzyła się jeszcze w moim życiu taka sytuacja):
- Jestem pełnoletni, mówię przecież, że mam ponad 20 lat, inaczej bym tu nie stał.
Niestety reszta sępów afery zauważyła problem i zaczęła się burzyć. Z tego wszystkiego odruchowo sięgam po portfel, niech się baba odczepi, ale otwierając go zauważam, że przecież nie mam dokumentów.
Bez słowa mijam kobietę i pędzę po kogoś, kto 'wygląda' na dorosłego.
Nie mając czasu komentować, ktoś poszedł mnie zastąpić. Ale i do niej musieli się przyczepić i ją wygonić. Za co? Nie wiem.

Mistrzyni intrygi weszła triumfalnie za ladę, jakby kubik proszku do prania wygrała i zaczęła wszystkim SAMA ot tak, LAĆ ALKOHOL! Kto do cholery będąc w obcym miejscu tak się rządzi nie kupionym, co ważne, nieswoim?! Ciekawe czy tak się zachowują np. w kinie albo u kogoś w domu albo innym miejscu publicznym. No nie do pomyślenia!!
Nawet nie wiedziałem, jak zareagować, bo jeszcze mnie tam zagryzą. Wyszło na to, że najwyżej dopisze się im to do rachunku.

W końcu doszło do zakwaterowania grupy i bankietu. Kto pracuje w gastronomii wie, że przygotowanie wszystkiego w 1,5h to nie lada wyczyn ;)
Jedzenie podane, alkohol się leje. Efekt:
Jakaś pijaczka będąc przed budynkiem, z fają w gębie podciąga bluzkę i krzyczy do syna naszej kucharki:
- Ładne?! Ładne cyyyyckii...? Hłehłehłe. I zaczyna tani podryw.

Dzień 2.
Śniadanie.
Jestem przy obsłudze - czyli wiadomo; przygotowanie szwedzkiego stołu, donoszenie półmisków, jak zjedzą, dolewanie wrzątku do warnika i takie tam.

Generalnie zasada jest taka:
Jedz, aż się zesrasz. Chcesz zjeść bochenek chleba? Proszę bardzo! Zjesz ich 10? Smacznego! Ale jeden warunek: NIE WOLNO wynosić jedzenia z restauracji, o czym mówią informacje tam wywieszone, jak i my, jeśli ktoś i tak próbuje zwinąć pajdę chleba.
Co więcej: jeśli ktoś potrzebuje dodatkowego pożywienia, ma możliwość zamówienia u nas odpłatnie prowiantu w oszałamiającej kwocie 10,- za wór jedzenia.

Po 15 min śniadania widzę, że czają się, by wynosić jedzenie.
Kroczy pierwsza pewno-niepewna z talerzykiem, pełnym kromek. Wychodzę więc za drzwi z szybą wenecką i podchodzę do kobiety mówiąc, że nie można wynosić jedzenia z restauracji.
- Coo?!:/- kłapnęła z tak zdegustowanym tonem, jakiego nic nie jest w stanie odwzorować.
Powtarzam więc regułkę i staję jej na drodze, coby wiedziała, że nie odpuszczę.
Usłyszała to Piekielna, ta sama co dzień wcześniej.
- ŻE CO?! NO JAK NIE MOŻNA WYNOSIĆ JEDZENIA?! PRZECIEŻ MY ZAPŁACILIŚMY ZA TO CIĘŻKIE PIENIĄDZE DO CHOLERY!!!

Myślę sobie: Kur... Jak stać Cię na to, by gdzieś wyjechać, to nie stać Cię na bułkę w sklepie, jak później zgłodniejesz..?
Poza tym, nie zapłacili za całodzienne wyżywienie, ale za to, co zjedzą.

Przechodzi obok facet, jak drąg. Oczywiście z pełnym talerzem. Wiedząc, że to i tak nie poskutkuje, jednak zdobywam się na odwagę. Da mi w mordę? No trudno.
Mówię mu to samo, na co on, niewzruszony, parsknął chamsko:
- To mnie zatrzymaj.
Na taką bezczelność odpowiedziałem odchodząc:
- Widzę, że u pana kultura na 1-wszym miejscu.
Odwrócił się i coś jeszcze bełkotał, ale nie miałem na to ani siły, ani czasu.

Po schodach kroczy Piekielna, zatrzymując mnie na słowo:
P: No i co, miał mi pan wczoraj dowód pokazać.
J: Przede wszystkim, nie mam żadnego obowiązku pokazywać pani dowodu, bo nie jest pani osobą publiczną, po drugie, ukradli mi dokumenty.
P: Ale ja jestem osobą publiczną więc musisz mi pokazać!
J: NIE JEST pani osobą publiczną, więc nie muszę - mówię zdecydowanie i już odrobinę z ubawem, na co ona coraz groźniej:
P: TY NIE WIESZ, KIM JA JESTEM! JESTEM OSOBĄ PUBLICZNĄ!
J: Tak... to kim pani jest? - już z uśmiechem na twarzy, bowiem czuję, że zaraz zejdę ze śmiechu.
P: Ja jestem ORGANIZATOREM tej wycieczki i żądam okazania dowodu!

Boże, kobietka pewnie nie zna pojęcia: osoba publiczna.

Oczywiście na obiadokolacji jedna drugą przemądrzała, że zupa pewnie z proszku, że ta ma grzybową, a ta pieczarkową. Wszystkie posiłki przygotowujemy sami, nie używamy 'szybkiej chemii' i przede wszystkim - każdy ma taki sam obiad, co jest logiczne chyba samo w sobie.

Podajemy cordon blue, ekspertka na sali stwierdziła, że to de volaille i mnóstwo takich tępo - śmiesznych sytuacji.

Dzień ostatni.
Śniadanie.
Myślę - może będzie inaczej? Może coś jednak wzięli sobie do serca? Może wytrzeźwieli?

Niestety nie. Szef został poinformowany o przebiegu poprzedniego śniadania, więc wynoszenie było całkiem prawdopodobne.
Drągal już się na to nie zdecydował. Szef to też niezły chłop, więc koleś nie zaryzykował.
Natomiast cała reszta zaczęła z durnymi wymówkami. Że przecież jadą na wycieczkę, że to się zmarnuje, że ta ma chorego męża (gwoli ścisłości - zawsze otrzymujemy listę uczestników z imieniem i nazwiskiem. Nie dość, że nie było tam ani jednego takiego samego nazwiska płci przeciwnej, to jeszcze żadnych informacji nt. bycia z partnerem w pokoju, lub że łoże małżeńskie, cokolwiek).

Na moje zirytowanie, powiedziałem:
-Proszę pani. W jakim hotelu tak się robi?
(Wkurzona)-W JAKIM? W KAŻDYM!
-Otóż nie. W żadnym szanującym się hotelu tak się nie robi.
-No co też pan! Ble ble ble... i cała salwa braku wychowania i kultury.
Nie chciało mi się już bawić w przerzucanie łajnem, więc skwitowałem:
-Jeśli tak pragnie pani zabrać te kanapeczki, to proponuję dwa rozwiązania. Albo zje to pani na sali, albo doliczymy to do rachunku.
Na to ostatnie, niczym jak diabeł przed święconą wodą czmychnęła z powrotem do restauracji, ostentacyjnie rzucając kanapki na zmywak i poszła.

Czepiali się wszystkiego i niczego. Że niby pokoje brudne (aha, już w to uwierzę. Nawet, jeśli mieliśmy mało czasu, to i tak nie oddajemy pokoju jeśli nie jest całkowicie sprzątnięty), że jakiejś tam sałatki nie było, choć na pewno była, bo ją zanosiłem i mnóstwo, ogrom cały pierdół niestworzonych.

Zastanawiacie się, któż to taki prymitywny, niewychowany i dziki? Otóż moi drodzy - to KADRA NAUCZYCIELSKA jakiejś szkoły!! A drągal? - to DYREKTOR owej szkoły.
Tak, drodzy Państwo! Właśnie takie małpie rozumy kształcą dzieci na naszych przyszłych lekarzy i polityków.

Absolutny brak słów. Jak się spodoba, to dorzucę jeszcze kilka kąsków z tej dziedziny.

gastronomia

by madworld
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bukimi
29 37

Przy takich klientach musisz mocno pracować nad asertywnością. Szef szefem, ale Ty też nie powinieneś dać innym wynosić jedzenia z sali, albo po prostu dopisywać do rachunku jak leci.

Odpowiedz
avatar Lusiak
22 24

Znam ten rodzaj piekielności-razem z moim pracowaliśmy w ośrodku wczasowym. Na śniadanie były zawsze jakieś serki, wędlinki, pomidorki na małych talerzykach dla każdego, a na szwedzkim stole mleko, płatki i kakao. Ludzie rzucali się na te płatki jakby w życiu nie jedli, nie nadążaliśmy z przynoszeniem nowych dzbanków z mlekiem bo potrafili nam z rąk wyrywać.

Odpowiedz
avatar Devotchka
18 20

To akurat typ ludzi typu "dają to bierz więcej niż potrzebujesz". Pojechałam raz na wycieczkę z moim liceum. Siedziałam przy stoliku z dwoma dziewczynami i chłopakiem. Jak tylko wchodziliśmy na stołówkę, to wyrywali sobie jedzenie z rąk i nakładali sobie wielkie porcje, których potem nie jedli. Wszystko dlatego, że wiedzieli, że dają dokładki. Raz spóźniłam się na obiad 2 minuty i nie zastałam już odrobiny szpinaku. Panie jeszcze nie zdążyły wydać wszystkim jedzenia, a ja już byłam w kuchni i prosiłam o dokładkę do miski. Powiem, że było mi wstyd bo to za granicą i wyglądało dość pazernie. Koleżanki oczywiście zostawiły połowę tego co miały na talerzu.

Odpowiedz
avatar Eko_Tom
11 11

Devotchka nic dziwnego to normalna praktyka ludzi będących na wczasach. Bylem parę razy na wakacjach z all in. Podczas posiłków, zawsze to samo - ludzie napychają talerze po brzegi, jakby ktoś im miał zaraz zabrać ze stołów. Gdy coś jest podawane na świeżo ( naleśniki, jajecznica itp ) to w kolejce ponad 20 osób ponieważ każdy bierze po 3-4 porcje (nie dla rodziny ona stoi też w kolejce po swoje porcje). Oczywiście nie dojada się nawet 1\4 tego, ale co tam zapłacone więc bierzemy, a że się marnuje, inni dłużej czekają - co tam. Ja bym rozumiał takie zachowanie, gdyby obsługa się obijała, rzadko donosiła, ale zawsze jest wszystkiego pełno na stołach. Pociesza mnie tylko jeden fakt, że to nie tylko my Polacy tak mamy :) Czy to z Niemiec, czy z krajów arabskich zawsze model jest ten sam. Nie wiem czym to tłumaczyć. Może to efekt niby darmowego produktu ? Zapłaciliśmy za wycieczkę all inc. wcześniej i nie odczuwamy, że to nas coś kosztuje. Myślę, że chamstwo z opisanej przez autora historii to podobny model zachowania jak na opisaniach przeze mnie wczasach.

Odpowiedz
avatar Devotchka
6 6

No cóż, racja. Może to dlatego, że gdzieś w ludziach siedzi myślenie każdego ze zwierząt, że póki dają jeść tak dużo ile można, bo potem będzie głód. Bo w sumie na to wychodzi, że jak jesteś w grupie ludzi, którzy Ci wszystko, bardzo szybko zjedzą to też musisz przyjąć ich zachowanie, żeby i tobie się coś dostało.

Odpowiedz
avatar hotchilli
18 20

Dorzucaj, ciekawe i dobrze się czyta. :) Poza tym - piekielne.

Odpowiedz
avatar Armand
26 32

Wyjdę na czepialskiego, ale: co ma bycie osobą publiczną do okazywania dowodu tożsamości? Jakby tam na miejscu piekielnej stał Adam Michnik to byś mu okazał? Nie chodziło Ci aby o coś w rodzaju "uprawniony funkcjonariusz państwowy"? Pomijając ten zgrzyt to historyjka bardzo piekielna :)

Odpowiedz
avatar Wunsz
15 15

Nie, to autor podał argument z osobą publiczną: "Przede wszystkim, nie mam żadnego obowiązku pokazywać pani dowodu, bo nie jest pani osobą publiczną, po drugie, ukradli mi dokumenty." Gość chciał się powymądrzać, a wyszło jak zwykle. Chyba pomylił osobę publiczną z funkcjonariuszem publicznym, ale to i tak nie byłoby prawdą:) Dokumenty tożsamości trzeba okazywać jedynie na prośbę określonych w ustawie służb.

Odpowiedz
avatar Draco
31 35

A nie macie tam ochrony? Przecież ci ludzie ostro przeginali. Moim zdaniem szef powinien zerwać umowę i ich wywalić na zbity pysk z obiektu. I to nawet już po pierwszej akcji wywalić szanowne państwo, bo skoro mieli być na 19 to na 19, są wcześniej, obsługa robi co może, a oni z mordą? No przepraszam bardzo, niech się bydło wynosi, za godzinę na kolanach by wrócili bo gdzie w okolicy by od tak znaleźli podobny ośrodek z wolnymi miejscami. Znów kurde to "klient nasz pan" i to są tego skutki. Gdy w końcu kiedyś będę miał własną firmę, to pracownicy będą mieli moje pełne poparcie w traktowaniu bydła jak bydło, a ludzi jak ludzi.

Odpowiedz
avatar hanib
5 5

Draco myślę, że jak już będziesz mieć własną firmę, to szybko nauczysz się, że "pecunia non olet" i nie będzie Ci tak łatwo przychodziło wyrzucanie za drzwi każdego niemiłego klienta. Traktowanie klienta w niemiły sposób odbija się źle na firmie/ośrodku, bo opinia idzie w świat, a klienci opowiadając jak Ty ich potraktowałeś mają zwyczaj pomijać powód Twojego zachowania, czyli to, że sami zachowywali się skandalicznie (jak chociażby ci z historii).

Odpowiedz
avatar timo
11 31

Może i "kobietka pewnie nie zna pojęcia: osoba publiczna", ale Ty nie znasz go NA PEWNO.

Odpowiedz
avatar jass
0 0

Też mnie to rozbawiło (tak samo zresztą jak "cordon blue" ;) ). Historia świetna, ale, autorze, no proszę Cię ;)

Odpowiedz
avatar peeYie4o
10 16

> Wszyscy w proszku i lekkim osłupieniu. Dziękuję bardzo. Bardzo mi się podoba, że ktoś wreszcie zauważył to słowo: "osłupienie". Nie "szok", który z definicji jest silną reakcją, a właśnie "osłupienie".

Odpowiedz
avatar meg
18 22

Osoba publiczna, a funkcjonariusz publiczny, a osoba, która może nas wylegitymować (tj. żądać okazania dokumentu tożsamości) to są trzy różne rzeczy i dobrze by było nauczyć się rozróżniać. Co nie zmienia faktu, że historia świetna. Jak się pracuje w usługach, to trzeba mieć niestety ogrom cierpliwości do buraków.

Odpowiedz
avatar Blackdagger
31 31

Kiedyś też było "klient nasz pan". Ale wtedy to ludzie byli kulturalni i wiedzieli jak się zachować, a brak taktu mógł zostać szybko powodem śmierci towarzyskiej, nie wspominając że śmiało można było takiego klienta wyprosić, i nikt by złego słowa nie powiedział, wręcz przeciwnie, reszta byłaby zadowolona, że się dzicz obok nich nie szaleje. A teraz, niestety, kultura jest zastąpiona chamstwem, a prawa pracownika i pracodawcy - chęcią jak największego zarobku. Top nie jest "klient nasz pan" tylko "daj złotówkę a wyliżę ci migdałki przez odbyt" I to jest po prostu smutne.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
13 19

Taka zawodowa choroba nauczycielska - zawsze wszystko wiedzą najlepiej i musi być tak jak oni chcą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

Ostatnio jak na innym portalu napisałem że nie mam szacunku do większości przedstawicieli tego zawodu mimo że sam go kiedyś wykonywałem, to zostałem mocno zminusowany.

Odpowiedz
avatar archeoziele
17 19

Oj potrafią nauczyciele zaszaleć. Do dzisiaj pamiętam, jak kompletnie pijana wychowawczyni zataczała się z równie pijaną anglistką po deptaku w Częstochowie. A było to na pielgrzymce maturzystów. Potem (już w autokarze w drodze powrotnej) zwolniła nas z dwóch pierwszych lekcji dnia następnego (miały być z nią). Oczywiście była tak pijana, że rano nic nie pamiętała i dostało nam się za grupowe wagary.

Odpowiedz
avatar mijanou
-3 13

*kucharki- wybaczcie literówkę

Odpowiedz
avatar danilek
18 18

Jest fajna metoda na takich "klijentów". Musi być tylko monitoring na całym obiekcie. A przynajmniej w strategicznych miejscach obiektu. Jak już widać, że mogą być poważniejsze problemy z zachowaniem klientów to (najlepiej) szef idzie do przywódcy/organizatora z papierkiem do podpisania. Dokument to zgoda na wykorzystanie nagrania, wraz z wizerunkiem, do celów szkoleniowych. Chcecie podnieść poziom swoich usług i do celów szkoleniowych wykorzystujecie nagrania ze swojego obiektu. Bardzo cenicie sobie nietuzinkowe zachowanie, nieprzestrzeganie przepisów obiektu i wiele takich oględnych określeń. Metoda nie jest skuteczna w 100%. W przypadku nie podpisania można zasugerować, że nagranie i tak może być wykorzystane ale z zamazanymi twarzami i bez oficjalnego mówienia co to za grupa lub klienci.

Odpowiedz
avatar soraja
8 10

Jak nie popracujecie nad asertywnością do długo nie pociągniecie - no bez jaj, obcej babie dowód pokazywać albo się tłumaczyć z bycia okradzionym, przyznawać się do niepopełnionej winy i fundować ciasto/alkohol w ramach przeprosin? Ośrodek nosi chyba nazwę "U Jelenia". Inna sprawa że zakaz wynoszenia jedzenia z kuchni jest irytujący i nie chodzi tutaj o to że ludzi nie stać na kupienie sobie bułki, tylko o fakt że na wyposażeniu pokoi nie macie chyba noży i lodówek - suchą bułką się człowiek nie naje, a jeśli spróbuje zrobić sobie kanapkę u siebie będziecie narzekać, jakie to brudasy mieszkają w pokojach (bo bez lodówki reszta jedzenia szybko zacznie sie psuć). Jeśli chcecie tak restrykcyjnie przestrzegać akurat tej zasady, to może wprowadźcie bufet żeby każdy mógł sobie kupić kanapkę?

Odpowiedz
avatar jfk
0 0

No przeciez wprowadzili. 10 pln za wor jedzenia na wynos, jak twierdzi historia.

Odpowiedz
avatar Aveyond
1 1

To fakt, jest napisane, że za dychę można wór jedzenia kupić. Swoją drogą, ciekawi mnie czemu administratorowi nie można ocenić wypowiedzi / komentarza ;)

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
4 8

"Cordon blue", czy "CORDON BLEU"?

Odpowiedz
avatar hanib
1 3

Z francuskiego "bleu", ale ponieważ bleu i blue znaczą to samo, a angielski zna więcej osób, więc można stosować je zamiennie (a nawet jeśli teoretycznie nie można, to stosuje się je zamiennie mimo to).

Odpowiedz
avatar Kecaw
-1 1

Macie racje z tym że ośrodek powinien wywalić ich na zbity pysk no ale ... właśnie ale. Ośrodek na czymś musi zarobić nie może sobie wybiórczo wybierać klijętów i wywalać tych którzy są wieprzami, fakt przegieli że przyjechali na 16 a nie na 19 i bym tutaj po porstu nie przyją ich na TEN czas lecz wywal grupe takich 15 osób za to że zachowują sie jak wieprze (co też liczy się raczej ze zwrotem kasy) to narobią ci takiego chlewa że stracisz o wiele więcej klientów a niż tylko te 15 osób.

Odpowiedz
avatar MajkC
2 6

Mogę potwierdzić takie zachowanie nauczycieli. Sam pracowałem trochę w oświacie (obsługa) i moja Narzeczona tez (administracja) więc byłem na wycieczce i z nauczycielami z gimnazjów, szkół podstawowych i przedszkoli. Ci z gimnazjów jeszcze się tak źle nie zachowują - choć może ich bardziej znałem i tego nie dostrzegałem - ale kobiety z przedszkoli przerosły moje oczekiwania:) Najlepsza sytuacje widziałem przy wyjeździe z Czech, gdzie kobiety prawie pobiły się o resztki czekolady studenckiej...

Odpowiedz
avatar doktorek
3 7

Nie wiem na czym to polega, ale pracownicy administracji i obsługi są szczególnie "przyjaźnie" nastawieni do nauczycieli. I to można zauważyć praktycznie w każdej szkole. Jakieś kompleksy?

Odpowiedz
avatar topmodel
9 11

Będąc na wycieczce w liceum doznałam szoku ,gdy pod prysznic pod którym stałam próbowała wejśc goła ,totalnie narąbana moja wychowawczyni. Wiec chyba nauczyciele nie są tacy kryształowi jak im sie wydaje ,ze są.

Odpowiedz
avatar jonaszewski
4 4

Puenta morduje. A może nie?

Odpowiedz
avatar Shuhasu
1 1

A już myślałem, że to z ubezpieczeń ta dzicz...

Odpowiedz
avatar ekstramocne
3 9

Nie od dziś wiadomo, że nauczyciele na wszelkich wycieczkach lubią sobie wypić, co więcej - nie za swoje pieniądze.

Odpowiedz
avatar doktorek
-2 12

Nie od dziś wiadomo, że takie opinie wygłaszają ludzie, którzy nie mają o tym pojęcia. Ze zwykłej, bezinteresownej ludzkiej złośliwości albo w ramach rekompensaty za tzw. trud wychowawczy.

Odpowiedz
avatar ekstramocne
-1 1

doktorku nie oceniaj ludzi poprzez pryzmat własnej osoby. muszę Cię rozczarować - nie wygłaszam opinii na tematy, o których nie mam pojęcia.

Odpowiedz
avatar CatGirl
-2 6

Ale my nie jesteśmy psami tylko ludźmi i wiemy (przynajmniej niektórzy) jak się zachować. Myślę, że ci ludzie niepierwszy raz widzieli jedzenie i te wszystkie potrawy, więc mogli się zdecydować na jedną z nich, albo przynajmniej taką ilość jaką są w stanie zjeść. Poza tym autor historii napisał, że jeśli jedzenia zabrakło to zostawało donoszone.

Odpowiedz
avatar doktorek
-1 5

Oczywiście CatGirl! Wszyscy wiecie! Tylko kto w takim razie robi bydełko przy szwedzkim stole? Zawsze macie odpowiedź - oni, nie ja!

Odpowiedz
avatar hotelarz89
0 0

Doktorku z twojej wypowiedzi wnioskuje, że nie miałeś zbyt dużej styczności ze szwedzkim stołem, ta forma podawania posiłku(zdarzają się również kolacje, bankiety i inne imprezy, na których serwuje się poczęstunek w formie szwedzkiego stołu) jest najprostszym, najszybszym i najwygodniejszym sposobem podania śniadania i to zarówno z punktu widzenia obsługi jak i klientów ponieważ: a) zazwyczaj hotele wydaja śniadania od godz do godz np. hotel wydaje śniadania od godz 7 do godz 11 i jeśli robi szwedzki stół jest on zazwyczaj gotowy ok 10-15 minut przed 7 i gość któremu się spieszy np na pociąg czy spotkanie może szybko zjeść a w przypadku indywidualnych śniadań gość musi najpierw złożyć zamówienie poczekać aż zostanie ono przygotowane i podane czyli traci 2 razy więcej czasu. b) obsługa nie musi obsługiwać każdego gościa z osobna tylko skupia się na uzupełnianiu brakujących potraw na stole, Jest to duże ułatwienie zwłaszcza w przypadku gdy na śniadaniu pojawia się większa liczba osób c)Najważniejszym i najczęstszym powodem, który sprawia, że zdecydowana większość hoteli decyduje się na szwedzki stół jest hotelarska zasada, która mówi, że najważniejsze aby gość był zadowolony. Każdy hotelarz wie, że jeśli gość będzie zadowolony z pobytu to istnieje duże prawdopodobieństwo, że taki gość w przyszłości wróci lub poleci hotel znajomym i któś z tego polecenia skorzysta.

Odpowiedz
avatar doktorek
2 4

Buraki znajdą się wszędzie! Nie tylko wśród nauczycieli.

Odpowiedz
avatar bobbyperu
-2 2

Ciekawe tylko dlaczego wśród tej grupy zawodowej mają znaczną nadreprezentację? Pytanie tylko czy to buraki wybierają akurat ten zawód czy ten zawód czyni z nich po pewnym czasie taką hołotę?

Odpowiedz
avatar natalia
0 0

Jak jakiemuś gburowatemu uczniowi nie mogą przyłożyć albo powiedzieć kilku "miłych" słów, kiedy ten po prostu ich, a co najwyżej mogą wpisać uwagę do dziennika, to na wyjazdach pewnie sobie odbijają.

Odpowiedz
avatar kirkunia
11 11

W zeszły weekend majowy mialam sytuację odwrotną. Znam zasady szwedzkiego stołu. Żołądek mam raczej niewielki, więc oprócz kawy na moich śniadaniach hotele raczej oszczędzają. Dobry chlebuś, pasztecik, dodatki, więc prosze o zapakowanie kanepek w góry, oferuję się zapłacić za nie. Kelnerzy, manager: konsternacja. Pieniędzy nie wzięli, zrobione przeze mnie kanapki zapakowali, i życzyli dobrego dnia w górach. Kanapki w górach smakowały ekstra, odwdzięczyłam się wieczornymi napiwkami. Ech, wspaniała Szczawnica :)

Odpowiedz
avatar pajeja88
2 6

Specjalnie by to skomentować założyłam konto. Brawo! Udało Ci się to czego jeszcze żadna historia nie dokonała... ;) Odnośnie co poniektórych komentarzy tutaj, że opinia jaką mają nauczyciele 'na wyjazdach' to mit i słowa zawistników. Otóż nic bardziej mylnego... Pochodzę z rodziny nauczycieli i nie raz mi się zdarzyło zobaczyć ich w akcji. Na różnych familijnych ogniskach, na rybach itd. Studenci potrafią zaszaleć ale przy nauczycielach to pikuś. Kiedyś widziałam zdjęcia z wycieczki do Karpacza moich rodziców z okazji dnia nauczyciela. Aż mi było wstyd i w pewnym momencie przestałam oglądać bo bałam się co będzie dalej. Nie ma tu znaczenia czy to pan od wf czy kosa od matematyki, wszyscy zachowują się w stadzie jak hołota...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Właśnie dostałem się do technikum hotelarskiego, lubię czytać historię z tej "branży", także - chce(my) więcej!:)

Odpowiedz
avatar TheHolyBlaze
2 2

Chciałbym wiedzieć, jakim idiotą trzeba być, by chociażby drażnić kogoś, kto robi/podaje mi jedzenie. Można być chamem, ale nawet wtedy trzeba się liczyć, że obsługa może być zawsze BARDZIEJ chamska, więc to się po prostu nie opłaca? Chyba, że ktoś lubi żreć brud, płyny ustrojowe i inne ciekawe dodatki...

Odpowiedz
avatar bobbyperu
-2 2

Jeżeli gdzieś na imprezie typu wczasy widać ekipę drącą mordy i robiącą ogólną oborę to z dużą dozą prawdopodobieństwa można zakładać że to nauczyciele. Potworna hołota, za to z rozbuchanym ego i zupełnie nieuzasadnionym przekonaniem o własnej ważności. Najlepiej unikać a jeżeli się nie da to drzeć się na nich, bo te tępaki rozumieją tylko język siły albo chamstwo - kulturalne uwagi nie mają szansy dotrzeć do tych jałowych łbów.

Odpowiedz
avatar stellcia
0 0

to było w FOCUSIE w Lublinie :)?

Odpowiedz
avatar natalia
0 0

Jeżdżę czasami po różnych hotelach, nieraz już się spotkałam ze szwedzkim stołem. Za pierwszym razem rzeczywiście rzuciłam się na jedzenie, jakbym widziała pożywienie raz na miesiąc. Trwało to dzień, może dwa, ale trzeciego już raczej człowiek przyjmuje do wiadomości, że wszystkiego ze stołu nie zje, że nikt mu jedzenia nie zabierze i że można nałożyć sobie mniej jedzenia, potem najwyżej wziąć dokładkę, zjeść większość wziętego jedzenia, ale nie zostawić na stole chlewu z górą niezjedzonego jedzenia. Nawet nie to, że inni pomyślą, że "O! tu jadł jakiś kulturalny człowiek", bo w pogoni za jedzeniem i tak nikt tego nie zauważy. Ale kiedy człowiek sam widzi, że nie robi wokół siebie chlewu, to jakoś sam ze sobą się lepiej czuje... Chyba nigdy nie zrozumiem, jak dorosły człowiek, który był już w niejednym hotelu, może zachowywać się jak ja za pierwszym razem, kiedy wyrwałam się poza granice kraju. Zapłaciłeś? Żryyyyyj, żryj aż się porzygasz! To nic, że potem nie dasz rady iść, twój brzuch pierwszy będzie wychodził przez drzwi. To nic, że będziesz puszczać cuchnące bąki na plaży, a połowę pobytu spędzisz w kiblu wyrzucając z siebie resztki pochłoniętego jedzenia. Przecież zapłaciłeś za pokój, plażę i jedzenie, więc pochłaniaj, potem leżakuj w pokoju i na plaży z wielkim bebechem, w przerwach żryj, potem poleż, a potem znowu coś przekąś. Co tam spacery po plaży o zachodzie słońca, co tam wycieczki. Zapłaciłeś za żarcie to jedz, potem cały rok odchorowuj, ale jedz, żebyś potem nie żałował, że tyle zapłaciłeś za jedzenie, a tak mało zjadłeś...

Odpowiedz
Udostępnij