Trochę o metodach wychowania dzieci, moim zdaniem - dość dziwnych.
Ostatni miesiąc pracowałam jako niania. Zrezygnowałam - nie dałam rady znieść "chorych" rodziców i biednych dzieci, które w przyszłości mogą powielać zachowania rodziców.
Rodzice początkowo sympatyczni - ona jest "kimś tam" w telewizji, on jest panem "w garniturze".
Dzieci w prywatnej szkole, w tym 6-latek w pierwszej klasie, całkowicie moim zdaniem nie gotowy na naukę, ale rodzicom to nie przeszkadza. Oto co w trakcie pracy u nich mną wstrząsnęło:
- dzieci (6 lat, 12 lat) w ogóle nie znają smaku owoców (6 latek w swoim życiu spróbował tylko jabłka), lodów, ciast, warzyw. Wyglądają jak chodzące trupy, cera przeźroczysta, flegmatyczne ruchy... za to rodzice wciskają w nich przeróżne leki, witaminki, syropy (pewnie myślą, że uzupełnią niedobory), przed obiadem podawałam im przeróżne 'apetizery', syropy smakowe i byłam notorycznie kontrolowana przez ojca i starszego syna, który 'donosił' na mnie, gdy przypadkiem o którymś leku zapomniałam.
- 'donosiciel' nawet specjalnie się nie ukrywał - potrafił patrząc mi w oczy zadzwonić do tatusia lub mamusi i bezczelnie kłamał wymyślając jakieś sytuacje, których nie było ( np., że nie odrobiłam z młodszym lekcji, nie podałam im obiadu).
- młodszy mimo problemów z czytaniem zmuszany jest aktualnie do nauki języka niemieckiego i angielskiego, a w okresie wakacyjnym rodzice planują dołożyć mu hiszpański.
- praktycznie w każdym tygodniu miałam dwa, trzy dni wolnego, co było irytujące zważywszy na to, że potrzebowałam pieniędzy. Dlaczego? Bo chłopcy są chorzy, a chorobami były min. katar, ból głowy (przeważnie po siedzeniu przy komputerze), zaczerwienienie po ugryzieniu muszki, zadrapanie. Tu szły kolejne dawki leków.
- chłopcy mieli zakaz zabawy w ogrodzie, bo "wieje wiatr", " słońce za mocno świeci", "niebo zachmurzone", "spadną ze schodów" itp.
- rodzice nie puszczali ich na urodziny do kolegów, które odbywały się np. w kręgielni (w przyp. starszego syna), bo to niebezpieczne i przecież może dojść do tragedii. Młodszy nie poszedł do kolegi-sąsiada, bo impreza miała być na podwórku, zaplanowano ognisko, a przecież troje dorosłych to na czworo dzieciaków za mało.
- młodszy któregoś dnia odbijał piłkę do tenisa o ścianę ( rzy rodzicach nie mógł sobie pozwolić na tak frywolne zabawy). Pech chciał, że piłka trafiła go lekko w głowę, ale to naprawdę go drasnęła, aż sam się zaczął śmiać, że z niego taka gapa. Na moje nieszczęście widział to starszy syn - donosiciel i w rozmowie z tatą nawymyślał, że młody nabił sobie guza i prawie zemdlał. Od razu dostałam telefon od wściekłego ojca z pytaniem, dlaczego nie wezwałam karetki? Tłumaczenie nic nie dało, tata po pół godzinie był w domu i zrypał mnie od góry na dół, nic nie dało zaprzeczenie młodszego syna, ze przecież nie zemdlał i nie ma nawet śladu na czole.
W tym momencie coś we mnie pękło i zdecydowałam, że nie wytrzymam dłużej tej inwigilacji przez starszego syna, chorego tatusia i mamusi, wiedziałam, że muszę wytrzymać do końca tygodnia, aby wziąć pieniążki i uciec jak najdalej, bo psychicznie nie wytrzymam.
Na szczęście już w piątek pieniążki standardowo na mnie czekały w szufladzie, więc nie musiałam się bać, ze mi nie wypłacą. Pożegnałam się z młodym ( naprawdę wspaniały dzieciak, ale bardzo zagubiony i samotny), poszłam do pokoju starszego i spokojnym tonem powiedziałam mu jakim jest cholernym gówniarzem, a na końcu zeszłam na dół do rodziców i pożegnałam się z nimi pukając się w czoło. Odetchnęłam z ulgą, wychodząc z tego chorego domu, wyłączyłam telefon, ale po powrocie już czekał na mnie mail od mamusi pełen wyzwisk (kobieta na stanowisku i poziomie, heh ).
Może dla niektórych moje zakończenie współpracy wyda się niezbyt ładne, ale inaczej się nie dało.
niania
Biedne dzieciaki, kompletnie wyalienowane i pozbawione kontaktu z rzeczywistym światem. Nie daj Boże: mamunia straci posadkę w TV, tatusiowi splajtuje interes to przecież te dzieciaki nie będą potrafiły ani nawiązać normalnych relacji z ludźmi ani odnaleźć się w rzeczywistości.
OdpowiedzNiestety. Zastanawiam się, czy zgłoszenie tego gdzieś coś da. Każdy wychowuje dzieci po swojemu, niestety są i tacy co trzymają dzieciaki pod kloszem, ale to faszerowanie lekami mnie zmroziło :-( Dzieci nie są bite, ale mimo to są krzywdzone w inny sposób.
OdpowiedzJeżeli pracownicy szkoły zauważą odbiegające od normy zachowanie dzieci, zrobią to za ciebie.
OdpowiedzBardzo w to wątpię, żeby to zrobili. To szkoła prywatna, tam " ręka rękę myje".
OdpowiedzNie wrzucaj szkół prywatnych do jednego worka. Może być inaczej.
OdpowiedzMoże miesiąc to mało, ale trochę się naoglądałam metod stosowanych w tej szkole. Poza tym, szkoła ma opinię przymykającej na wszystko oko, bo rodzice płacą kupę kasy.
OdpowiedzTo faszerowanie lekami i fakt, że są chore tak często przypomina mi trochę zastęczpy zespół Munchausena. To kiedy matki trzymają dzieci w domu i trują je, żeby mieć możliwość opiekowania się nimi. To jest już przestępstwo i można to zgłosić. Ta choroba psychiczna u matek jest rzadko wtkrywana. W takiej sytuacji najlepiej, kiedy dziecko jest odseparowane.
OdpowiedzNie zastępczy, tylko z przeniesieniem (proxy). Poza tym mechanizm tego schorzenia jest zupełnie inny. Tu występuje raczej hipochondria proxy połączona z zupełnym brakiem zrozumienia potrzeb rozwijającego się dziecka.
OdpowiedzWidać, że młodszy jeszcze chyba nie "przesiąkł" i stara się zachowywać jak człowiek, a właściwie to jak dziecko.. Ze starszym to już chyba niestety nic nie da się zrobić.. Strasznie mnie dziwi, że rodzice wolą witaminki sztuczne niż prawdziwe. Tego mój mózg nie jest w stanie pojąć. Tym bardziej jak widzę jak mój syn uwielbia owoce (warzywa gorzej przyswaja;)) i codziennie musi zjeść jakiś owoc. Nie wyobrażam sobie żeby dziecko trzymać pod takim kloszem. Ciekawe co będzie jak dorosną czy jak pójdą powiedzmy na studia.. Strach pomyśleć..
OdpowiedzPatent na warzywa od kuzynki - dała córce ciasto marchewkowe. Córka zjadła z apetytem, po czym została poinformowana, że ciasto było z marchewki. Po chwilowym szoku fochy na warzywa przeszły.
OdpowiedzDzięki za pomysł:) na pewno spróbujemy:D tym bardziej, że z marchewką jeszcze tak najgorzej nie jest;)
OdpowiedzJak jest taką panią na poziomie z telewizji, to znajdź maile do jej współpracowników i roześlij screena z tymi wyzwiskami :)
OdpowiedzAż mnie ciekawi która to :P
OdpowiedzKiedyś ludzie byli biedni, harowali na polu od rana do nocy, mieli sześcioro dzieci które chodziły do kościoła na zmianę w jednych dziurawych butach, na talerzu mięso tylko na wielkanoc a mimo to byli szczęśliwi. Dlaczego? Bo byli z sobą cały dzień, dzielili troski, radości, łączyły ich domowe zwyczaje, święta, obrzędowość. A teraz dzieciaki żyją w wypasionych willach pod miastem, mają po sufit laptopów, tabletów i konsol, a mimo to są zgorzkniałe, samolubne, a rodzice zajęci pracą w korpo nawet nie wiedzą do której klasy dziecko chodzi.
OdpowiedzI posyłają dzieci do "prestiżowych szkół", zawalają je obowiązkami, aby móc się pochwalić przed znajomymi.
OdpowiedzSkąd wiesz, że byli tacy szczęśliwi w piszczącej biedzie? Powiedzieli ci?
OdpowiedzTak bardzo chciałabym kupić Ci maszynę czasu, żebyś mógł spieprzyć z powrotem do swoich wspaniałuch czasów ,,kiedyś". KAŻDY Twój komentarz jest wkur*iający, bo chyba postawiłeś sobie za cel notoryczne przypominanie, że KIEDYŚ było tak i srak. Dorożką też do pracy jeździsz, bo kiedyś nie było samochodów?
OdpowiedzA o tym ich rzekomym szczęściu rozpisywali się ludzie nie mający dzieci wcale (tudzież zwalający wychowanie dzieci na barki żony), jedzący mięso codziennie i żyjący w willach pod miastem. Głównych zainteresowanych nikt o zdanie nie pytał, zresztą niechby jakiś chłop ośmielił się panu żalić, jak to mu źle i niedobrze. Zapomniałeś dodać, że z tych 6 dzieci może dwoje przeżyło i nikt się nimi nie zajmował, bo rodzice musieli harować na polu od rana do nocy, wychowywane były jedynie od święta i obrzędu w duchu "tłucz żonę swoją". Z biedy nie zabierało się dziadka na czas do domu (niech zachoruje i umrze, nie będzie go trzeba karmić), wydawało 13latki za mąż (niech umiera przy porodzie, przynajmnie mniej "gęb" do wykarmienia) ale jasne, to zapewne oznaka "szczęśliwości".
Odpowiedz@krwawaopiekaczka i reszta - Drill Sergeant chyba już gdzieś oficjalnie wyjaśnił, że ton jego komentarzy jest celowy. Sam nie zawsze łapię jego humor czy przesłanie jako takie, ale to nie jest pospolity troll, o nie :)
OdpowiedzA ja się zgodzę z Drill_Sergeant... moja babcia pochodzi dokładnie z takiej rodziny- biednej, z kilkorgiem dzieci, wszyscy harowali w polu, szynka była tylko na wielkanoc (za to jak im smakowała!). I owszem, wszyscy byli szczęśliwi. Babcia zawsze opowiada o tym z uśmiechem mimo, że "bida aż piszczała". Bo tu chodzi o ludzi, którzy tak żyli, a nie o tych, co czytali o tym w książkach pana hrabiego.
OdpowiedzKolejna osoba nie umiejąca o pieniądzach powiedzieć (napisać) inaczej niż "pieniążki". Co za chorobliwa, piekielna maniera w tym kraju...
OdpowiedzCzemu nie można pieszczotliwie wyrazić się o tym, co w większej ilości widzi się tylko raz w miesiącu :P.
OdpowiedzTeż mnie to uderza.
OdpowiedzZgadzam się z ogólną wymową historii, ale choćbym pękła, nie widzę nic złego w tym, że dzieci nie znają smaku słodyczy. Z tymi warzywami to trochę dziwnie, co oni jedzą na obiad? Podejrzewam, że opowieść jest nieco podkoloryzowana.
OdpowiedzCo jedzą? Nic skomplikowanego- pierogi ruskie, na zmianę z plackami ziemniaczanymi. Ot nieskomplikowany jadłospis. Nie mam nic do ludzi nie karmiących swoich pociech słodyczami, ale prawidłowo jest je zastępować choć owocami, które cukry mają. Oni wolą faszerować dzieci witaminami w tabletkach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 czerwca 2013 o 22:17
Zgłoś to gdzieś. A starszy dzieciak ma już kompletnie wyprany mózg- rodzice osiągnęli swój cel.
OdpowiedzJak chcesz być naprawdę piekielna to wywiedz się na jakim stanowisku pani pracuje i sforwarduj maila wraz z linkiem do tej historii jej przełożonemu.
OdpowiedzBo przełożony się przejmie.
OdpowiedzNajsmutniejsze jest w tym, że takie dzieci kiedyś zostaną prezesami, czy jakimiś innymi dyrektorami, bo tacy rodzice najczęściej kasę potrafią dobrze inwestować i "utrzymywać odpowiednie znajomości". Choć pewnie może się zdarzyć, że nie dożyją do trzydziestki. Czemu? Bo będą zwykłymi hipochondrykami, bez własnej odporności, bez odpowiednich nawyków żywieniowych, bez umiejętności zachowania się w społeczności. Niech np. na studiach któryś stanie się stałym donosicielem na kolegów, to koledzy mu podziękują. No chyba, że studia zda bardzo zaocznie, czyli widząc tylko raz budynek szkoły przy odbieraniu dyplomu ;) Rodzice chyba zapomnieli, że w pewnym wieku ich dzieci zaczną wychodzić z domu, np. żeby się spić/naćpać do nieprzytomności z im podobnymi kolegami, dla których świat jest tak samo strasznym i złym miejscem. Poza tym na ulicy będą wymarzonym celem dla wszelkiego typu bandytów, chudy, ciotowaty, przerażony na widok własnego cienia i co najważniejsze, nie potrafiący się obronić. Ale nic nowego w historii, tak kiedyś wyglądała francuska arystokracja i część szlachty. Wypachnione lale, nie mające pojęcia co się dzieje poza ich pałacami. Jak to się skończyło to wiemy wszyscy. Nie byli wstanie nawet skutecznie się obronić.
OdpowiedzJak możesz ocenić, czy dziecko jest gotowe do nauki, skoro sama popełniasz błędy na poziomie podstawówki?
OdpowiedzA wy dalej uważajcie, że tylko pary homoseksualne mogą "zepsuć" dzieci wychowując je. Niejedna lepiej wychowałaby od tych "rodziców"
OdpowiedzCo ma piernik do wiatraka?
OdpowiedzA myślałem, że tylko Biedroń, Palikot i im podobni są w stanie dowalić homopropagandę do każdego tematu.
Odpowiedzja bym zadzwoniła do opiek społecznej... ale ja jestem mściwą s... więc tak...
Odpowiedzdlaczego nie zglosisz ich do opieki?moze zycie im uratujesz
Odpowiedzmoże serio dzieciaki były na coś chore? specjalna dieta, obowiązkowe leki, rodzice jednocześnie rozpieszczający swoje dzieci i trzymający je pod kloszem - na pierwszy rzut oka wygląda jak typowa rodzinka z dzieciakami spędzającymi większość czasu w szpitalach, z typowymi w tych wypadkach błędami wychowawczymi
OdpowiedzPierwsza rzecz, którą mówisz opiekunce, jeśli ma się opiekować chorym dzieckiem to to, na co jest chore, jakie są objawy i jak się zachowywać. Więc autorka raczej wiedziałaby o tym.
Odpowiedzhmmm a mozeby maila wykorzystac w procesie o znieslawienie?
Odpowiedz>>spokojnym tonem powiedziałam mu jakim jest cholernym gówniarzem Dziecku nawrzucałaś, łał, musisz być z siebie dumna
OdpowiedzA najgorzej to z takimi szczeniakami to jest w szkole, wyzywa kolegów. Wszczyna bójki najczęściej szczeniak dostaje łomot, zaraz tatuś straszy prokuraturom itp. A szczeniak dumnie chodzi po szkole bo mu się dzieciaki boją oddać.
OdpowiedzI bardzo dobrze zrobiłaś że odeszłaś. J***ni lewacy. Nie przejmuj się nimi. Tacy ludzie nie powinni mieć dzieci. Bezstresowe wychowanie... Masz u mnie plusa.
OdpowiedzCo ma lewactwo (pogląd polityczny) do tej historii?
OdpowiedzTylko dzieciaka szkoda ....
Odpowiedz