Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem wykładowcą na jednym z uniwersytetów. Prowadzę przedmiot o dumnej nazwie "historia…

Jestem wykładowcą na jednym z uniwersytetów. Prowadzę przedmiot o dumnej nazwie "historia literatury polskiej". Mam więc do czynienia z przyszłymi "polonistami". Dlaczego w cudzysłowie? Dlatego, że niektórzy z nich nie powinni w ogóle podejmować tego typu studiów. Nasuwa mi się kilka dygresji dotyczących studiowania filologii polskiej.

1. Jako prowadzący taki, a nie inny przedmiot mam do czynienia z pracami zaliczeniowymi i egzaminem (kończącym cykl wykładów). Bardzo często zdarzają się wypracowania zawierające nawet po 10 błędów ortograficznych! Nie bawię się w żadne karne dyktanda i inne równie żałosne gierki. Po prostu - jeden błąd w pracy jest równoznaczny z obniżeniem oceny o 0,5. Nie zaliczyłeś pracy? Poprawka! Nie zaliczyłeś poprawki? No cóż.

2. Zaświadczenie o dysleksji. O tempora! O mores!

3. Filologia polska jest kierunkiem, na którym trzeba czytać książki. W spisie lektur przygotowanym przeze mnie znajduje się 40 lektur i kilka opracowań. Jestem w stanie zrozumieć, że nie jest możliwe przeczytanie wszystkiego w jeden semestr, ale zdarzają się jednostki, które nie czytają wcale! Cytat z egzaminu:

"Pan Tadeusz przybył do miasta i już pierwszego dnia wziął udział w ceremonii Dziadów."

4. Uczelnia prowadzi specjalność logopedyczną. Logopeda z wadą wymowy? Żaden problem!

Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci były uczone przez niekompetentne osoby? Spokój przynosi mi dopiero mój najdroższy przyjaciel dobór naturalny. Sprawia on, że nasz świat nie stoczył się jeszcze całkowicie.

by stepyakermanskie
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mmsskkbb
89 91

Jak sie ma dysleksje czy też dysortografię to sie nie idzie na takie studia, tak samo jak ktoś ma dyskalkulię, to nie pójdzie liczyć całek na kierunku matematycznym,

Odpowiedz
avatar Vivienne
59 63

Znam osoby, które pomimo zaświadczeń o dysleksji/dysortografii dzięki staraniom i pracy nad sobą nie mają problemów z językiem polskim. Kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście lat temu takich rzeczy nie było, trzeba było się uczyć i nawet jednostki o przeciętnej inteligencji dawały sobie z tym radę :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
50 54

@Shakkaho - lepiej sprawdź co z twoim mózgiem, bo chyba nie uruchomił się przy pisaniu tej wypowiedzi.

Odpowiedz
avatar katem
48 48

To,że ewentualnie Ty i kilka innych osób prawdziwą dysleksję posiada nie upoważnia innych do zasłaniania nią swojego lenistwa. Osoby z faktyczną dysleksją, ale te nieleniwe do owej dysleksji zwykle nie przyznają się, tylko pracują nad jej opanowaniem (żeby nie przeszkadzała w życiu i pracy). Dziwi mnie wybór polonistyki przez dyslektyka. To tak, jak studiowanie w konserwatorium przez osobę pozbawioną słuchu.

Odpowiedz
avatar Hebi
50 50

To ciekawe co piszesz... Mam dysortografię, a robię mniej błędów ortograficznych niż moi "normalni" znajomi. Po prostu jak byłam mała matka pilnowała mnie abym pisała tony opowiadanek, przepisywała czytanki czy wkuwała na pamięć zasady pisowni. Da się? Da! Poza tym tak jak piszą inni - jeśli nie radzisz sobie z czymś to nie idziesz na studia w tym kierunku... A dla osób z totalną dys-wszystko cóż... są prace, w których to nie przeszkadza.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
23 23

@Hebi - nikt nie mówi że się nie da. Ale podejrzewam, że osoba która na studiach polonistycznych zasłoniła się papierkiem do tych pracowitych to akurat nie należała.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 25

@Hebi - moja mama jest księgową. Jakieś 20 lat temu pracowała w małej firmie budowlanej i zajmowała się również rozliczaniem delegacji. Kierowca w rozliczeniu wpisał miejscowość "Hfalim" i liczbę kilometrów 20 (chyba, nie pamiętam, ale niewielka odległość). Dłuższą chwilę zastanawiała się gdzie to jest, nazwa wskazuje na Niemcy, ale do granicy jest ponad 70 km. Więc zapytała koleżanki, czy wie gdzie to jest... dopiero jak sama siebie usłyszała, to skojarzyła, że chodziło o... Chwalim :D

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
60 76

Mój niewidomy znajomy tez bardzo przeżył odmowę zapisania go na kurs pilotażu. Shakkaho ma całkowitą rację - cały nietolerancyjny świat uwziął się na ludzi z dys-przypadłościami.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
39 49

Moja powyższa wypowiedź mogłaby służyć jako definicja ironii. Nie wiem, jak można tego nie zauważyć, tym bardziej jeśli się skończyło filologię, czyta się mnóstwo książek, zajmuje pisarstwem i tłumaczeniami oraz posiada sprawnie działający mózg. Chyba jednak te przypadłości zaczynające się przedrostkiem dys- wzięły górę.

Odpowiedz
avatar cathyalto
29 29

Osoba z dysleksja to nie ta, ktora robi bledy ortograficzne bo nie zna ortografii, a taka ktora czasem cos przekreci (zamiast "klub" napisze "klud", bo reka postanowila narysowac kreske z drugiej strony) i to tylko wtedy, gdy nie ma czasu na porzadne sprawdzenie tekstu. Denerwuja mnie ludzie ktorzy w kazdej sytuacji zaslaniaja sie dysleksja, gdy w wiekszosci nie maja jej nawet stwierdzonej. Tak jak moja kolezanka z pracy, ktora stwierdzila ze to przez dysleksje nie sprawdza zgodnosci wypracowanych godzin z wyplata, a na moja sugestie ze to nie dysleksja a ignorancja smiertelnie sie obrazila... Osoba z dysleksja moze jak najbardziej studiowac polonistyke, bo jest tak uczulona na mozliwosc popelnienia bledow i tak wyuczona zasad, ze najczesciej pisze poprawniej niz osoby bez dysfunkcji.

Odpowiedz
avatar Bryanka
21 21

A czymże jest ta PRAWDZIWA dysleksja? Jak miałam 8 lat zdiagnozowano u mnie to "schorzenie" pojawiające się głównie na tle nerwowym. Co było dalej? Godziny zajęć reedukacyjnych w domu i w szkole, godziny pisania specjalnych ćwiczeń, wizyty w poradniach. Efekt? Wszelkie egzaminy zdawałam bez żadnego zaświadczenia, a normalnie jak przykazano. Na polonistykę bym nie poszła, ale jestem uczulona na wszelkie błędy i "przekręcenia". Z dysleksji jak najbardziej da się wyjść.

Odpowiedz
avatar bazienka
6 8

@ Vivienne- ale nie wyciareja sobie geby zaswiadczeniami, tylko sie nie wychylaja nawet z przyznawaniem sie do dysleksji i pracuja jak normalni studenci czy uczniowie

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Zanim sie pozjadacie... Jest ogromna roznica miedzy dyslektykiem, ktory musi pracowac 3x ciezej, zawsze uwazac(choc bledy sie zdarzaja), a osoba, ktora pisze niedbale, do bledow dolacza literowki, a na uwagi reaguje wrzaskiem. Bo dysleksje ma.

Odpowiedz
avatar jucha
35 41

Do kazdego zawodu trzeba miec predyspozycje! a to co piszesz Shakkaho prowadzi do absurdu.Czy chciałbyś zeby osoba z uposledzeniem umysłowym robił "elektryke" w twoim domu?A sepleniacy był logopedą twojego dziecka?

Odpowiedz
avatar bukimi
29 29

Aż to sobie wyobraziłem! Terapeuta do dziecka: "A teraz powtarzaj! W Scebzesynie chsąsc bzmi w tscinie" :D Efekty terapii murowane!

Odpowiedz
avatar grupaorkow
26 26

Ja ze szczerego serca nie cierpię dzieci i nie potrafię z nimi dojść do porozumienia, mam nadzieję, że Shakkaho chętnie zatrudni mnie jako nianię dla swoich ewentualnych milusińskich :) W końcu nie można ludzi odrzucać ze względu na kompletny brak predyspozycji do danego zawodu.

Odpowiedz
avatar bazienka
11 13

@ bukimi " nie mowi sie >safa<, tylko >safa<!"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 19

Znajoma jest doktorantem na Politechnice. Poziom wiedzy i podejście do nauki obecnych studentów (studia dzienne) z roku na rok jest coraz bardziej żałosne. I pomyśleć, że te osoby chcą za jakiś czas projektować budynki, mosty, drogi, zapory... chyba czas już zacząć się bać o własne bezpieczeństwo...

Odpowiedz
avatar macieyek
5 9

Zależy od studenta. Ci lepsi i bardziej ambitni jednak bawią się w koła naukowe. Klasyczne wykłady, jak to nam mówił profesor, to nie są nawet podstawy. Fakt- niektóre przedmioty traktujemy dość pobłażliwie, no ale jak poważnie podchodzić do nauki czegoś, co jest przestarzałe technologicznie o dwadzieścia lat? Ambitni na polibudzie uczą się sami. Nie martw się gremlinie. Ci, którzy będą budować mosty będą już raczej ludźmi rozgarniętymi ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 14

Mój prowadzący programowanie niskopoziomowe też się bardzo żalił na studentów. Mówi, że daje coraz łatwiejsze listy zadań i jest ich mniej, łatwiejsze kolokwia a i tak musi robić 3-4 terminy i obniżać próg zaliczenia na 40% żeby zdało kilka osób. Wcześniej próg wynosił 70% a i tak wszyscy zaliczyliśmy. A na kontynuacji przedmiotu muszą zaprogramować lodówkę, zamrażarkę, pralkę- większość kupuje projekty. Poziom polskich uczelni niestety bardzo spada :( Skrócono nawet medycynę, a wydawało mi się, że dalej trzyma poziom.

Odpowiedz
avatar macieyek
3 7

Ależ nie mówię o ogóle. W tym semestrze mieliśmy laboratoria z języka C i miałem okazję być świadkiem niemal kropka w kropkę tego, co opisujesz. Nie zmienia to faktu, że są ludzie którym się chce. Ogólnie zauważyłem, że więcej mam znajomych klasycznych humanistów wśród ludzi na kierunkach technicznych niż na humanistycznych. Proporcjonalnie kilka razy więcej. Ktoś mi wyjaśni ten fenomen?

Odpowiedz
avatar mijanou
15 19

To jeszcze nic. Nie tak dawno widziałam ofertę jednej z filologii angielskich, gdzie nauka języka angielskiego oferowana jest od podstaw. Tylko jak się samemu nauczyć biegle w ciągu 5 lat tak, by jeszcze innych potrafić nauczyć biegle języka? Jak czytać Chaucera na zajęciach z literatury? Tacy angliści będą uczyć Wasze dzieci za...5 lat. " Uczył Marcin Marcina". Zgroza. @Shakkako: mając PRAWDZIWĄ dysleksję nie wybiera się polonistyki. Wstyd by polonista walił byki ortograficzne. Pół biedy, jeśli taki student nad sobą pracuje. Ale jeśli nadal zasłania się zaświadczeniem z poradni jak tarczą, którą załatwiał wszystko przez gimnazjum i liceum to trudno mu wróżyć karierę jako poloniście.

Odpowiedz
avatar Mahmurluk
10 14

Bardzo szanowany uniwersytet imienia Mr. Heliocentryzm nie prowadzi(albo nie prowadził. Nie wiem jak teraz) na licencjacie anglistyki historii języka (za to był cykl wykładów o szympansach bonobo). Potem na magisterce, kiedy mieliśmy robić przekład stylizowany na stary tekst, ludzie z tej uczelni nie potrafili odczytać oryginału. Nawet XVII-wiecznego. Dać by im tak te wszystkie dumbe fuglas ne magon singan...

Odpowiedz
avatar mijanou
12 12

Mahmurluk popraw, jeśli się mylę- po anglistyce, jak po każdej filologii, absolwent ma znac biegle nie tylko język ale i literaturę, historię, słowem 'ducha' języka docelowego, tak? Można się śmiac z tych "dumbe hundas ne magon beorcan" ale znać trzeba. Aż się wierzyć nie chce, że Kopernik dał taką plamę.

Odpowiedz
avatar Agness92
9 13

Z odpowiednim samozaparciem języka można się nauczyć nawet w rok.

Odpowiedz
avatar macieyek
4 10

A kiedy los cię rzuci w otoczenie obcojęzyczne, to komunikatywnie szprechasz i po dwóch miesiącach.

Odpowiedz
avatar mijanou
18 22

Owszem. Zgoda, z tym, że: 1. Studia są w Polsce a nie w kraju anglojęzycznym. 2. To zależy, w jakie kręgi rzuci Cię za granicą los. Jeśli w środowisko polonijne to raczej niewiele skorzystasz z nauki języka. 3. Czy naprawdę uważacie, że by kogoś nauczyć języka to wystarczy samemu posługiwać się nim komunikatywnie? A gdzie metodyka i dydaktyka? 4. Nie chcę się wymądrzać ale zawsze mi powtarzali, że najpierw samemu trzeba być biegłym w danej dziedzinie by nauczać innych.

Odpowiedz
avatar Mahmurluk
12 12

Mijanou: Dokładnie. Nawet nie tylko języka ale i ludzi. Też nie wierzyłem, że Kopernik takie numery wywija, a jednak. Ogólną historię też mieli obciętą. Agness i macieyek: Zgadzam się. Kolega z innej filologii dzięki odpowiedniemu profesorowi, odkrytej miłości do języka i przebywaniu w kraju tego języka, mówi lepiej po roku niż my po kilku latach studiowania.

Odpowiedz
avatar Reszka
17 17

No prosze Cie, wyladowalam kiedys na filologii, ktora NIE miala byc od podstaw. Skonczylo sie na tym, ze byla, poniewaz wiekszosc ludzi nie potrafilo rozmawiac na poziomie b2. Szybko uciekalam, ale niestety wieszosc tych ludzi z niskim poziomem wiedzy i akcentem jak u 40-letniego rosjanina, uczy teraz dzieciaki w szkolach. Oby moja siostra na nich nie trafila. A co do dysleksji, o ile ktos nad soba pracuje, ok, czemu nie, niech idzie na polonistyke, ale uwazam, ze przynoszenie zaswiadczenia jest po prostu smieszne i zenujace. Jestem na polonistyce, ale ortografia mnie nie dotyczy, bo mam dysfunkcję. Zenujace

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

@mijanou- PRAWDZIWA dysleksja to nie tylko bledy, to problem ze skupieniem uwagi, z rozumieniem tekstu itp.

Odpowiedz
avatar BlackMoon
12 22

"Nasuwa mi się kilka dygresji dotyczących studiowania filologii polskiej." Dygresja - w literaturze lub retoryce odejście od głównego tematu narracji lub wypowiedzi. Dygresja polega na okresowym wprowadzeniu wątków luźno lub wcale nie związanych z podstawową treścią utworu lub wypowiedzi. Panie profesorze, jeżeli się mylę to proszę mnie wyprowadzić z błędu, ale wydaje mi się, że słowo dygresja nie zostało poprawnie użyte w tym kontekscie.

Odpowiedz
avatar BlackMoon
8 12

Cóż, nie znam się, studentką polonistyki nie jestem, tym bardziej wykładowcą, ale po prostu nie pasuje mi jakos to słowo tutaj. Dlatego też zapytałam :)

Odpowiedz
avatar mijanou
2 8

Ja też nie, ale po prostu moim zdaniem słowo: dygresja zostało użyte poprawnie. Może ktoś bardziej kompetentny jeszcze się wypowie:)

Odpowiedz
avatar party_hard
-4 10

Jak to na Piekielnych bywa, na siłę chcemy niekiedy złapać na czymś autora. Sama uparcie szukałam błędu w historii. Mimo wszystko wykładowca na polonistyce jednak lepiej wie, jakiego słowa w danej sytuacji użyć. "Nie ucz ojca dzieci robić"...

Odpowiedz
avatar BlackMoon
10 12

Widzisz, Ty uparcie szukałas, a ja zauważyłam przez przypadek. I nie poprawiłam tylko wyraziłam swoje wątpliwosci, bo sama nie jestem pewna.

Odpowiedz
avatar mijanou
5 7

A ja się zainteresowałam, bo Black się zainteresowała.^^ Zatem nadal czekamy na opinię eksperta.

Odpowiedz
avatar Vivian
0 0

No faktycznie, bo profesor to nie człowiek, nie może się mylić.

Odpowiedz
avatar ampH
13 19

To i tak ich łagodnie traktujesz z tymi błędami... Na takim kierunku to ja bym dopuścił góra dwa jeden błąd, bo wiadomo, że czasem może się zdarzyć jeśli pisze się na sali, bez wordów sprawdzających poprawność, a jak będzie choć jeden więcej to automatycznie niezaliczone. Ewentualnie zrobić jak moja polonistka w podstawówce, za co jej bardzo dziękuję obecnie, mimo że wówczas bałem się każdej klasówki. Pozwalała w każdej chwili podczas zaliczenia poprosić o słownik ortograficzny, uczeń mógł sobie spojrzeć na dowolne słowa, których nie był pewien jak zapisać. Miłe, prawda? Jednak jeśli się pojawił choć jeden błąd ortograficzny to automatycznie to, co uczeń pisał było niezaliczone. Dość brutalny sposób zwłaszcza w podstawówce ale wszyscy po jej ukończeniu pisali prześlicznie jeśli chodzi o ortografię, niezwykle rzadko zdarzały się błędy. Można? Można.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 17

Przez pierwsze dwa lata technikum mieliśmy język polski z Polonistką. Strasznie wymagająca, ale... ale i wiedzę miała ogromną i umiejętność jej przekazania. Nie mam pojęcia jak Ona to robiła, ale mówiła ortograficznie. Bez problemu było wiadomo jak dany wyraz napisać podczas dyktanda, czy nawet robienia notatek. Niestety, była już na emeryturze i tylko zastępowała inną polonistkę, która była na macierzyńskim. Ta natomiast u kumpla poprawiła kiedyś w sprawdzianie "artykuł" na "artykół"...

Odpowiedz
avatar chiacchierona
2 8

gremlin, ja wiem, że w języku polskim, kiedyś "h" i "ch" wymawiało się na różne sposoby. Natomiast, chciałabym usłyszeć jak kobieta wymawiała "ż" i "rz". Poważnie. Co do wypowiedzi ampH, też uważam, że kryteria bardzo łagodne, pewnie podyktowane dla wszystkich filologii przez kogoś z góry. Ja jestem po filologii "obcej" i u nas tez było 0,5 za ortograficzne, ale oprócz tego, osoby, które przekraczały 3 byki, pisały karne dyktanda do skutku. Nie twierdzę, że studenci innych filologii mają prawo robić błędy tylko dlatego, ze studiują jezyk obcy, ale w przypadku rodzimego języka powinno być to surowiej karane.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@chiacchierona - nie mam pojęcia jak Ona to robiła, i niestety, nie ma już jak jej zapytać - zmarła ponad 20 lat temu :( Jednak różnica była na tyle wyraźna, że było wiadomo co napisać.

Odpowiedz
avatar Swidrygajlow
3 3

Chiacchierona - można to odróżnić. Spróbuj sama coś powiedzieć z "rz" albo "ż" lub poproś o to kogoś, kto mówi wyraźnie, dobrze artykułuje zgłoski. Nawet ja, osoba niedosłysząca, a więc teoretycznie mająca problem, nigdy nie miałam problemów na dyktandach z odróżnieniem "ż" od "rz". Tak na marginesie mała uwaga odnośnie wyraźnego mówienia - coraz więcej osób mówi niedbale, szybko i niewyraźnie... A w ślad za tym idzie również ortografia. :(

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@Swidrygajlow - he he... faktycznie :D Mówiąc wyraźnie i np. do lustra widać i słychać różnicę: żaba - rzeka różnica - cukrzyca ż mówi się "wąsko" rz mówi się "szeroko"

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

ja miałam cudną polonistkę, to nic, że na każdym 'okienku', przepadającej lekcji, zastępstwie, a także na wychowawczej był polski ( notabene wychowawczyni uczyła biologii i geografii), były lekcje gramatyki na równi z tymi z literatury, osobny sprawdzian z każdej części mowy, zdania, rozbiorów zdania, odmian itp. do dziś jestem nie do ... pobicia jeśli chodzi o gramatykę i ortografię i pozdrawiam serdeczni i dziękuję pani Halinie Krakowiak z sp w Wicku k. Lęborka

Odpowiedz
avatar gjoaa
15 17

Studiowałam filologię polską. Na piątym roku znajoma z grupy zapisywała adres, który jej podawałam: "ul. Piłsudzkiego". Rozszczepianie końcówek "om" było na porządku dziennym chociaż już na pierwszym roku gramatyki dowiedzieliśmy się, że to nie jest regionalizm, gwara ani nawet wada wymowy tylko błąd, paskudny błąd. Do niektórych nie trafiło. Na prośbę wykładowcy "proszę mi to podać" odpowiedź studenta brzmiała "któro?" Z roku na rok jest coraz gorzej, bo przyjmują wszystkich jak leci. Niedawno wstąpiłam na uczelnię wydrukować coś w punkcie ksero, stałam w kolejce z przyszłymi polonistkami, które posługiwały się prawie wyłącznie łaciną podwórkową, potrafiły w jednym zdaniu "walnąć" 3 błędy, a w dłoniach trzymały maleńkie książeczki "ściągi" z opracowaniem "Dziadów", takie za kilka złotych, z minimalną wiedzą nawet nie na poziomie szkoły średniej. Ręce opadają...

Odpowiedz
avatar Mahmurluk
10 14

Uniwersytet im. Mr. Heliocentryzm, autentyk z polonistyki: Przepierka to taki brązowy ptak, co biega po polach.

Odpowiedz
avatar cicikowo
4 10

A to już nie ma słynnego kolokwium ortograficznego? Kiedyś na polonistyce takie coś było (składało się z dyktanda, części teoretycznej i tekstu, w którym należało postawić znaki interpunkcyjne). Było po pierwszym semestrze. Jak się oblało, nie było możliwości poprawy, tylko warunek na następny rok. Po oblaniu na drugim roku, wylot ze studiów. Swoją drogą, jako rodzic, nie wiem co bym zrobiła, gdyby moje dziecko było uczone przez nauczyciela, który robi błędy. No nie wiem....I to jest kolejne zagadnienie, z którym muszą się zmierzyć dzisiejsi rodzice. Moi takich problemów nie mieli:)

Odpowiedz
avatar Bendi
16 20

Pamiętam jak wybrałem się na dyktando akademickie, tak z ciekawości. Sala pełna studentów filologii polskiej, inżynierię środowiska reprezentowałem ja ;) Zająłem drugie miejsce, ex aequo z kimś z filozofii, 9 błędów na 54 możliwe. Na trzecim uplasowała się dziewczyna z ekonomii a wygrał (4/53) chłopak z filologii. Germańskiej. Urodzony w Kazachstanie :). Pozycja czwarta to 15 pomyłek, na resztę, jak rzekł prowadzący profesor, spuszczono zasłonę milczenia. A że cała impreza była pod opieką medialną (GW, GL, lokalne radio) to wydział się nieco wstydu najadł.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
5 15

Co roku organizowane jest bodajże w Katowicach ogólnopolskie dyktando. Zauważ, że praktycznie zawsze zwycięzcami i osobami zajmującymi kolejno drugie i trzecie miejsca są ludzie w żaden sposób niezwiązani z szeroko pojętą humanistyką. Są to zwykle "amatorzy" z wykształceniem technicznym, na co dzień pracujący w zawodach inżynierskich.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 18

Według mnie te wszystkie "dyski" (dysleksja, dyskalkulia itd.) to usprawiedliwianie swojego lenistwa, bo nie chce się usiąść ze słownikiem czy przy zadaniach matematycznych i poćwiczyć. No ale ludzie, dyslektycy na studiach polonistycznych?! LITOŚCI!!!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 12

Nie do końca masz rację. Co do dyskalkulii to podobnież obalono, co do dysleksji faktycznie istnieje. Dlatego każdy, napisany przeze mnie, tekst czytam 3 razy żeby się szczególnie mocno nie ośmieszać. Nie jest powodem do wstydu dysleksja jako taka, powodem do wstydu jest zasłanianie się papierkiem. Jeśli ktoś ma problem z opanowaniem języka polskiego to niech chociaż inny opanuje, ale bezbłędnie. Znam ludzi pochodzących z innych krajów, którzy mają znikome problemy z polską ortografią. Jak mi ktoś wyjeżdża z tekstem, że ma dysleksję i może robić błędy to od razu z automatu traktuję go jak człowieka z opóźnieniem umysłowym. Chociaż niestety jest tak, że zazwyczaj ludzie w jakimś stopniu upośledzeni umysłowo zdają sobie z tego sprawę i pracują nad sobą. Najgorzej jak ktoś stwierdza: mam papier, że jestem głupi i to mi wystarcza. Po co mam się wysilać jak teraz legalnie mogę być głupkiem. Otóż mam złą wiadomość, każdy kto chce być głupi nie musi w tym celu mieć zaświadczenia. A wszystkie zaświadczenia są po to, żeby ktoś miał świadomość, że osiągnięcie pewnych rzeczy dla danej osoby jest znacznie trudniejsze. Tylko jest jeden myk, przychodzi moment kiedy wszyscy oceniają efekt a nie ilość włożonej w niego pracy.

Odpowiedz
avatar cicikowo
7 9

Dysleksja czy dysortografia istnieją i są ludzie, którzy się z tym męczą. Niestety, dostają rykoszetem opinię "głupków" dzięki tym wszystkim leniom, którym nie chce się nauczyć pracy ze słownikiem, korzystania z możliwości, jakie daje komputer itp. W mojej klasie, jeszcze w szkole podstawowej, miałam kolegę z jakimś dys. Po dyktandach obstawialiśmy ilość błędów, jakie zrobił (w tekście mieszczącym się na stronie zeszytu potrafił ich mieć ponad 20). Pod koniec ósmej klasy, w dyktandach miał po 3-4 błędy. Kilka lat później zdał maturę na ocenę dobrą. Niby nic, ale to było w czasach, gdy za 5 błędów ortograficznych dostawało się ocenę niedostateczną. Podejrzewam, że nie był to najcięższy przypadek dysortografii, ale i tak tylko on wie i jego rodzice, ile to go kosztowało pracy. Nigdy nie miał żadnego zaświadczenia.

Odpowiedz
avatar ampH
3 3

Kiedy ja chodziłem do podstawówki, w latach 1997-2013 to spotkać dzieciaka z takim zaświadczeniem to było jak znaleźć trufle. W mojej klasie to był tylko jeden chłopak, który rzeczywiście w ogóle pisać nie potrafił (nie w sensie, że literek nie umiał tylko tak to wszystko koślawo robił i nieczytelnie) ale i tak w domu dużo sam ćwiczył a zaświadczenie miał dla samego posiadania bo sam się tym na klasówkach nie bronił, jak ktoś mu odjął punkty za bazgrolenie i mylenie literek to odjął, nie płakał i nie robił problemów. A teraz? Trudniej znaleźć osobę bez takiego zaświadczenia. Się namnożyło jak mrówek. Nie wiem tylko czy oznacza to, że nasze społeczeństwo idiocieje czy co.

Odpowiedz
avatar digi51
7 15

A mnie zastanawia kwestia tych 40 lektur. Skoro sama piszesz, że zdajesz sobie sprawę, że niemożliwe jest przeczytanie tego wszystkiego w jeden semestr to nie lepiej zmniejszyć liczbę lektur, za to skupić się na tym, aby rzeczywiście wyegzekwować ich znajomość? Sama na studiach filologicznych miałam max. 15 lektur do przeczytania na egzamin, więc ta liczba 40 trochę mnie dziwi i myślę, że zniechęca wielu do sięgania po książki w ogóle, a zachęca do czytania streszczeń i zapoznawania się z literaturą tylko powierzchownie.

Odpowiedz
avatar cicikowo
2 12

Studia to nie szkoła. Nikt nie egzekwuje znajomości lektur. Masz znać zagadnienia, których lektury są ilustracją. To naprawdę wygląda inaczej, niż w szkole:) Poza tym, nie wyobrażam sobie tego, że na studia polonistyczne idzie ktoś, kto nie lubi czytać i trzeba go do tego zachęcać. Przecież to są w miarę dorośli ludzie. Nie lubisz czytać, idź gdzieś, gdzie się nie będziesz męczył. Pamiętam, jak jeden z profesorów na pierwszym wykładzie powiedział coś w ten deseń: "Szanowni Państwo, jesteście na studiach polonistycznych. Podliczyłem ilość stron lektur, które musicie przeczytać. Wychodzi mi, że codziennie macie Państwo do przeczytania ok. 170 stron lektur. Dochodzą do tego opracowania. Powodzenia". I nie żartował....

Odpowiedz
avatar digi51
3 7

Nie do końca się z tym zgadzam. Jasne, że w przypadku filologii ważna jest znajomość motywów, a lektury są podawane jako przykład, ale czy naprawdę chodzi o to, aby zapoznać się z definicją motywu i wiedzieć, że występuje w tej i tej książce, a książki nie przeczytać? To chyba nie jest zbyt dobra metoda, aby stać się dobrym filologiem. I też rozmawianie o jakimś toposie z osobami, które tego toposu w życiu w literaturze nie widziały, bo nie przeczytały lektur, jest trochę bezsensowna. Egzekwowanie znajomości lektur to niekoniecznie pytanie, o której godzinie bohater zjadł obiad, raczej w właśnie pytanie o najważniejsze motywy książki, ale w sposób sprawdzający, że delikwent rzeczywiście książkę przeczytał i wie o czym mówi, a nie oklepane pytanie, na które odpowiedź znajdziesz na wikipedii.

Odpowiedz
avatar cicikowo
-1 3

Wiesz, to omawianie motywów polega na troszkę głębszej analizie utworu niż w szkole i raczej nie da się sensownie "filologować " bez znajomości lektury. Bryk to za mało. Natomiast jeśli chodzi o sprawdzanie znajomości lektury jako takiej..Jeden z profesorów, gdy nabierał podejrzeń co do braku znajomości lektury przez egzaminowanego zadawał pytania typu:"Proszę podać rozmiar rękawiczki Izabeli Łęckiej". Otwierało to pole do dalszej dyskusji lub jej braku na egzaminie:)

Odpowiedz
avatar digi51
7 9

Dzięki, że tłumaczysz filologowi na czym polega analiza lektur na filologii. Skoro sama przyznajesz, że nie można porządnie lektury przerobić bez jej przeczytania, a autorka napisała, że zdaje sobie sprawę, że 40 lektur nie da się przeczytać w ciągu semestru, to nie rozumiem tej dyskusji. Chyba dochodzimy do wspólnego wniosku, że 40 pozycji na liście lektur przerabianych po łebkach to bezsens.

Odpowiedz
avatar cicikowo
6 6

Hmmm, mam wrażenie, że się nie rozumiemy:) Spróbuje wytłumaczyć o co mi chodzi:) Nie wiem, jak to teraz wygląda, ale "za magicznych moich czasów", było tak: omawiamy np. zagadnienia związane z pozytywizmem - konflikt młodzi- starzy. Aby go omówić potrzebna jest znajomość lektur. Wszystkich, potrzebnych do zanalizowania tego zjawiska. Dyskusja była na temat konfliktu poparta przykładami literackimi. Odwrotnie niż w szkole, kiedy to omawia się np. Prusa , potem Sienkiewicza i jeszcze oddzielnie Orzeszkową. Mam wrażenie, że omawianie było raczej w stylu "od ogółu do szczegółu" (ogół-teza, szczegół-przykłady literackie). Nie da się tego zrobić na podstawie nawet doskonałej znajomości jednej lektury. I jeśli przyjmiemy, że do omówienia zagadnienia potrzebnych jest dużo przykładów z książek, artykułów itp., to okazuje się, że 40 lektur nie jest wcale omówionych po łepkach. Jest omówionych dokładnie. Z tym, że na każdych zajęciach poświęcamy czas zagadnieniu, które występuje w literaturze, a nie lekturze jako takiej.

Odpowiedz
avatar digi51
1 5

Masz rację, nie rozumiemy się, bo ja piszę o czymś zupełnie innym. Autorka pisze, że wie doskonale, że studenci nie są w stanie przeczytać 40 lektur w ciągu semestru, moje pytanie więc brzmi po co utrzymywać tę iluzję i udawać, że się przerobiło 40 lektur? Widocznie u Ciebie na studiach było inaczej, tak więc piszesz o czymś, co w ogóle w tym wypadku nie ma zastosowania. Rozumiem, że trzeba mieć podstawy do dyskusji o epoce i jej motywach, ale na u mnie na studiach przerabialiśmy 1-2, w porywach 3 krótkie epoki na semestr, więc chyba można wyselekcjonować materiał tak, aby wybrać teksty reprezentatywne, a nie ładować studentowi wszystko, co możliwe na kark, w dodatku ze świadomością, że przeczytanie tego jest niewykonalne. I szczerze mówiąc argument, który przytoczyłaś powyżej, o tym, że jak ktoś nie lubi czytać, to nie powinien iść na filologię, to w akurat argument w tym wypadku trochę nietrafiony. Ja lubię czytać, ale jakby ktoś mnie postawił przed perspektywą obowiązkowego przeczytania 40 książek w niecałe pół roku, to biorąc pod uwagę, że pracuje, mam obowiązki domowe i chciałabym po prostu trochę pożyć, to skutecznie by mnie to zniechęciło do czytania.

Odpowiedz
avatar cicikowo
1 3

Ha, wiem o co Ci chodzi:) Sama w czasie wakacji po pierwszym roku nie wzięłam do ręki ani jednej książki. Nawet ulotek na Domestosie mi się nie chciało czytać w wc. Nie twierdzę, że przeczytałam wszystkie lektury. Ale te, nieprzeczytane, to z mojej winy; np. tak bardzo nie znoszę Romantyzmu, że jak miałam po raz kolejny to czytać, to ryczałam jak dziecko. Odpuściłam. Ale tak naprawdę studia nie polegają na tym, że mają Cie zachęcić do czegoś. Idąc na studia rozwijasz swoje zainteresowania, poszerzasz wiedzę. Możesz co najwyżej zweryfikować marzenia i wyobrażenia:) Studia zabierają cały czas i siły, i emocje. To nie praca od-do. Albo się na to godzisz, albo kombinujesz a na pewno nie wychodzisz z założenia, że maja się zmienić, bo chcesz pożyć albo Cię nudzą lektury. Dla mnie były dużym rozczarowaniem i w życiu tak nie zapieprzałam (wiesz, czasy przed internetowe, latanie po bibliotekach). Nie twierdzę, że wszystko miało sens i , patrząc z perspektywy czasu, było przydatne. Natomiast niesamowite było to, jak bardzo pozwalały się w wielu aspektach sprawdzić i poszerzyć horyzonty.

Odpowiedz
avatar stepyakermanskie
-1 3

Zgadzam się, że 40 lektur to dużo. Jednak kilka z nich ma maksymalnie 10 stron. Zawsze informuję słuchaczy, które teksty są najważniejsze. Muszę umieścić w spisie lektur konkretne pozycje. Po prostu jest taki odgórny wymóg.

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

No, nie za bardzo zgodzę się z tym, że trzeba się na coś godzić albo kombinować. Jeżeli coś nie pasuje ani wykładowcy ani studentom, to dlaczego tego nie zmienić? Uczelnie są dla nas, a nie my dla uczelni. Rozsądek trzeba zachować, wiadomo, każdy chciałby, aby program studiów był jak najłatwiejszy, ale można warto się pewnym wymogom przyjrzeć i zastanowić się nad ich sensem? Na studiach nie chodzi o to, aby głaskać studenta po główce i wszystko podstawiać mu pod nos, ale też nie zgodzę się z tym, że studia nie muszą do niczego zachęcać. Mają zachęcać do pracy w zawodzie. Jaką motywację do pracy ma osoba z poczuciem 5 zmarnowanych lat. I nie zawsze jest to kwestia złego wyboru studiów, a programu tych studiów, który potrafi każdego zdemotywować. Ja mam to szczęście, że ze swoich studiów jestem zadowolona, oczywiście mam poczucie, że wiele zaliczonych przedmiotów do niczego mi się nie przyda. Mimo wszystko - fajnie było chodzić na te zajęcia, dowiedzieć się czegoś nowego. Gorzej jeśli studia składają się tylko z takich przedmiotów ze względu na bezsensownie ułożone programy.

Odpowiedz
avatar gjoaa
2 2

40 lektur to sporo, owszem. Ale zastanawiam mnie jak można mieć max. 15? To przesada w drugą stronę. Nie ma takiej opcji żeby np. na lit. romantyzmu przeczytać jedynie 15 lektur...no chyba że z samej lit. francuskiej. tego po prostu jest dużo więcej. Najbardziej krzywdzący jest jednak system boloński. Ja byłam pierwszym rocznikiem na mojej uczelni, który ten system "testował" i zamiast 2 semestrów "staropolki" mieliśmy jeden, a liczba lektur była ta sama - 70 :0 Tego nie dało się przeczytać.

Odpowiedz
avatar koralowa
0 10

Jestem na polonistyce i prawdę mówiąc pierwszy raz słyszę o historii literatury polskiej- mam wrażenie, że ktoś oszukuje! ;] Skoro przedmiot trwa zwykle maksymalnie dwa semestry, a literaturoznawstwo polskie jest głównym punktem tych studiów to w jaki sposób udaje Ci się zrealizować cały materiał w ciągu roku? Może podasz na jakiej uczelni dzieją się takie cuda? Z tego co się orientuję to w Polsce Hogwart nie otworzył wydziału filologicznego, a niemal każda normalna uczelnia historię literatury dzieli na przedmioty ściśle w danej epoce wyspecjalizowane: 2 semestry staropola, semestr oświecenia, semestr romantyzmu, etc.

Odpowiedz
avatar party_hard
4 4

Może to kwestia zwyczaju panującego na danej uczelni. U nas też oczywiście jest podział na epoki, ale przedmiot i tak nazywa się HLP (z doprecyzowaniem np. historia literatury polskiej XX wieku), a o wykładowcach mówi się, że "Prof. X wykłada historię literatury polskiej".

Odpowiedz
avatar stepyakermanskie
8 8

Historia literatury polskiej- literatura romantyzmu.

Odpowiedz
avatar gjoaa
3 3

Bycie studentem zobowiązuje do myślenia. Weź więc w łapki swój informator akademicki to zobaczysz w nim: historia literatury polskiej - literatura staropolska historia literatury polskiej - literatura Oświecenia ...

Odpowiedz
avatar wumisiak
2 2

@ koralowa: Nie rozumiem, co w tym dziwnego - historia literatury polskiej to ogólna nazwa przedmiotu, z którego zajęcia w poszczególnych semestrach są podzielone według epok... U mnie wygląda to właśnie tak, i stosuje się taką samą nomenklaturę.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
5 9

Przypomniał mi się monolog Adasia z "Dnia świra", ten o idealistach myślących, że złapali Pana Boga za nogi. W czasach kręcenia tego filmu już dość dobrze widoczny był upadek polskiego systemu edukacji, teraz ze zgroza sobie uświadamiam, ze produkty tegoż systemu same stają się nauczycielami. Cytat z egzaminu przypomniał mi drukowane ongiś na ostatniej stronie "Przekroju" wyjątki z wypracowań uczniowskich, miało to bodajże tytuł "Humor z zeszytów".

Odpowiedz
avatar pawel78
-4 8

Nawet dobrzy studenci filologii to cymbaly. Uczylem sie j.angielskiego i niemieckiego. I nie spotkalem nauczyciela wskazujacego roznice w - angielskim uzywany w UK i USA - niemieckim w DE/CH/A. @cicikowo i wiedziec co autor tekstu dyktanda mial na mysli?

Odpowiedz
avatar mijanou
2 2

O ile się nie mylę to są organizowane kursy American English. W pozostałych przypadkach obowiązuje gramatyka i leksyka brytyjska.

Odpowiedz
avatar digi51
6 8

Wskazującego czy umiejącego wskazać? Bo sama jako nauczycielka nie widzę sensu, aby początkującym, którzy ledwo potrafią się po niemiecku porozumieć wskazywać jeszcze na różnice między niemieckim w Niemczech a niemieckim w Austrii...

Odpowiedz
avatar cicikowo
2 4

"@cicikowo i wiedziec co autor tekstu dyktanda mial na mysli?" Chyba chodzi o fragment "(...) i tekstu, w którym należało postawić znaki interpunkcyjne.", prawda? To wyglądało, mniej więcej tak: mottem słownika doroszewskiego były słowa jana śniadeckiego wydoskonalenie narodowego języka pomaga do powszechnego oświecenia wersja internetowa czyni ten słownik powszechnie dostępnym słownik języka polskiego opracowany pod kierunkiem prof doroszewskiego to pierwszy po wojnie nowoczesny słownik języka polskiego jedno z najwybitniejszych dzieł polskiej leksykografii powstał w latach 1958 1969 liczy 11 tomów i zawiera około 125 tys haseł Podzielić na zdania, wstawić znaki interpunkcyjne, odpowiednie litery:) Tak to wyglądało. Żadna tam poezyja, co to nie wiadomo, co autor miał na myśli:).

Odpowiedz
avatar toomex
3 9

Ja mam dysgrafię... współczułem nauczycielom, teraz współczuję wykładowcom, kiedy trzeba coś jednak napisać ręcznie... no ale ja nie jestem na filologii :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 czerwca 2013 o 17:20

avatar macros1980
0 0

He. A ja mam dysgrafię nabytą, ale jakoś nie ma widoków na to, że zostanę doktorem :).

Odpowiedz
avatar party_hard
-5 7

Nie chcę nikogo na siłę usprawiedliwiać, ale na egzaminie pisemnym pewne błędy ortograficzne mogą być przecież wynikiem stresu i pośpiechu. Zresztą studenci przychodzą na te studia po to, żeby nauczyć się tych błędów nie popełniać, zrozumieć źródło takich, a nie innych zasad ortograficznych. Nauka kultury języka i gramatyki historycznej trwa dopiero od drugiego roku...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 12

Też nie chcę nikogo usprawiedliwiać... Zbliża się termin oddania projektu, stres, nerwówka, pośpiech... Realizacja projektu. Wylane fundamenty, kładziemy przęsło... ups! Zbrojenie kończy się 10 cm za wcześnie i mostek ślicznie się łamie. Jak ktoś nie radzi sobie z odpowiedzialnością, ze stresem to niech nie pcha się tam, gdzie to jest konieczne. Nie każdy musi mieć studia.

Odpowiedz
avatar cicikowo
9 11

"Zresztą studenci przychodzą na te studia po to, żeby nauczyć się tych błędów nie popełniać, zrozumieć źródło takich, a nie innych zasad ortograficznych. Nauka kultury języka i gramatyki historycznej trwa dopiero od drugiego roku... " Myślisz, że ktoś idąc na matematykę oczekuje nauczania podstaw? Bo pisanie nieortograficznie i oczekiwanie, że na studiach nauczą, to tak jakby na matematyce nauczali co to są cyferki, jak je dodajemy, odejmujemy itp. I to jeszcze w słupkach! Na jakiekolwiek studia idziesz z wiedzą (większą bądź mniejszą), ale z wiedzą. Którą rozwijasz i poszerzasz.

Odpowiedz
avatar cicikowo
6 6

"(...) zrozumieć źródło takich, a nie innych zasad ortograficznych." - oczywiście, ale to zakłada, że zasady już na. Skoro je zna, to w sumie błędów nie powinien popełniać a przynajmniej umie korzystać ze słowników itp. Poza tym, poznawanie głębszych zasad i historii reguł ortograficznych itp. to rozwijanie wiedzy i jej poszerzanie. Nie do końca sobie wyobrażam sytuację, że przychodzi Kasia na studia polonistyczne w wieku 19 lat, pisze jak jej się napisze i nagle, 2 lata później, wprowadzona w zagadnienia historyczne związane z ortografią zaczyna pisać poprawnie? No nie wiem, nie jestem przekonana. Przecież podstawowe reguły ort. są już w podstawówce. To jak ona ją skończyła? Czekając na oświecenie na studiach? Oczywiście, że błędy mają różną wagę, ale akurat w przypadku ort. jest to proste: błąd jest błąd. Nie jest ona (ort.) na tyle skomplikowana, żeby wielkie zagadnienie z tego robić. I prawda jest taka, że na studiach to przerobisz, a lat kilka później nie będziesz tego pamiętał (może poza "ogórkiem").

Odpowiedz
avatar Gm3rcio
1 1

Pani Doktor Filologii Polskiej wczasy pisze przez F tak przez F, paranoja, pięćdziesięcioletnia kobieta, która uczy licealistów wali większe byki niż oni sami, takich mamy wysoko wykwalifikowanych nauczycieli, nie wszystkich, ale się zdarzają.

Odpowiedz
avatar party_hard
3 3

Nie można być doktorem filologii polskiej, jedynie doktorem nauk humanistycznych.

Odpowiedz
avatar Gm3rcio
2 2

Racja, przepraszam.

Odpowiedz
avatar obserwator
2 2

Wszystkiemu jest winne bezmyślne przyjęcie strategii bolońskiej. Dawniej ten przedmiot wałkowało się 3 lata.

Odpowiedz
avatar inmymind
4 4

Mam koleżankę po filologii polskiej, sama mi się wygadała, że w rozmowie egzaminacyjnej czy jakoś tak, po pytaniu o to, w którym roku zdawała maturę odpowiedziała: "w dwutysięcznym drugim"...

Odpowiedz
avatar wumisiak
2 2

"Pan Tadeusz przybył do miasta i już pierwszego dnia wziął udział w ceremonii Dziadów"? Nie wierzę... To znaczy, hm, bardzo trudno jest mi uwierzyć, bo to wygląda bardziej jak zdanie z cyklu "humor z zeszytów szkolnych". Też zdarzyło mi się nie przeczytać kilku lektur, ale żeby tak "Pana Tadeusza" z "Dziadami" poplątać... Straszne! I komiczne jednocześnie. A jeżeli chodzi o logopedię, to ja także jestem na specjalności logopedycznej (swoją drogą, czyżby chodziło o Lublin?) i z tego, co wiem, podczas rozmów kwalifikacyjnych selekcja jest dość ciężka - logopeda musi mieć wszystko "do gadania" sprawne i na miejscu, bo inaczej nie mógłby prezentować pacjentom prawidłowego wzorca artykulacji, a bez tego terapia nie ma sensu. Więc, gdziekolwiek taki ewenement ma miejsce, to bardzo dziwny pomysł...

Odpowiedz
avatar jass
0 0

Studiuję polonistykę i w pełni popieram to, o czym piszesz. Zwłaszcza smutne jest, kiedy kolejne lata nauki zaliczają osoby, które nie potrafią pisać. No po prostu nie potrafią. Dlatego bardzo żałuję, że (przynajmniej na mojej uczelni) nie ma żadnego kierunku stricte poprawnościowego i praktyczneo(bo, paradoksalnie, nawet "problemy poprawności językowej" czy "kultura języka" są w zasadzie przedmiotami teoretycznymi), na którym sprawdzałoby się tak elementarną rzecz, jak to, czy student w ogóle jest w stanie jakąkolwiek pracę napisać. Jeszcze pal licho składnię czy interpunkcję, ale nieznajomość ortografii na tym kierunku to już po prostu żal...

Odpowiedz
avatar Fou
1 1

Jeszcze okołomaturalnie: siedzimy na sali, bodajże język polski podstawowy. Nauczyciele czytają listę dyslektyków, by ci zaznaczyli na arkuszu swoją "przypadłość". Został wyczytany pewien kolega o imieniu X. Okej, rozumiem, jest po mat-fizie, niechże mu będzie. Kilka dni później, popołudnie, egzamin z polskiego rozszerzonego, wiadomo - do napisania tylko wypracowanie. Kolega mający "dysleksję" znów zostaje wyczytany, obracam się, o, siedzi niedaleko. Skoro pisze rozszerzenie, ta dysleksja jest chyba z palca wyssana, jak w większości wypadków nawet w mojej klasie. Teraz nie chodzi już o rzeczywiste problemy z pisaniem, ale o to, że każdy dba o swoją wygodę..

Odpowiedz
avatar sharpy
4 4

Tak jak daltonisty nie zatrudnisz na mieszalniku farb, tak jak głuchy nie zostanie stroicielem pianin, a gość bez wszystkich palców flecistą, gość z klaustrofobią nie trafi na łodzie podwodne a niemowa nie zostanie śpiewakiem, tak dysortografia dyskwalifikuje z zawodu nauczyciela - polonisty. To nie jest dyskryminacja, to jest logika.

Odpowiedz
avatar murhaaja
1 1

Moja siostra jest właśnie po pierwszym roku polonistyki i też mi opowiadała, jak to niektóre koleżanki u niej na roku zaczęły czytać w ogóle jakiekolwiek książki dopiero jak przyszły na te studia, bo tu trzeba. Jedna powiedziała wprost, że nigdy czytać nie lubiła, więc przez większość życia nic nie przeczytała, ale już w podstawówce sobie postanowiła, że chce uczyć polskiego, więc poszła na filologię polską.

Odpowiedz
avatar nimikina
1 1

Ostatnio rozmawiałam z koleżanką mamy z pracy. Bez żadnego skrępowania, właściwie z dumą, powiedziała, że pisze za swoją córkę wypracowania. Córkę, będącą na kierunku humanistycznym, w drugiej klasie liceum. Gdy już mogłam tę kobietę spokojnie oczerniać spytałam mojej mamy czy kiedykolwiek przyznałaby się, że odrobiła za mnie cokolwiek - zwłaszcza mój przedmiot kierunkowy - odpowiedziała "przede wszystkim bym tego nie zrobiła". A potem mamy takich odchowanych na zaświadczeniach, pracach od mamusi etc. ludzi, którym cudem udało się dobrze zdać maturę i przez to pójść na studia. Mam ochotę spalić MEN (nie tylko przez to, że załapałam się na reformę edukacji i jeszcze nie wiem jak będzie wyglądała moja matura). PS Na studia powinny być zapisy - przyjmujemy tony ludzi bez sprawdzania ich matur, wiedzy etc - wywalamy wszystkich nie nadających się po pierwszym semestrze. Koniec i kropka. Bo ktoś może być debilem w świetle szkół średnich, ale okazać się osobą najbardziej odpowiednią na dany kierunek, a ktoś może się bez problemu dostać na studia dzięki maturce etc, a byś łomem z bezwzględnym zakazem zbliżania się do pisania/liczenia/czegokolwiek.

Odpowiedz
avatar Sewera
0 0

>>Spokój przynosi mi dopiero mój najdroższy przyjaciel dobór naturalny. Co tak skromnie, może od razu eugenika?

Odpowiedz
avatar cloeaga
0 0

Bo prawda jest taka, że jedni idą na polonistykę, bo "nigdzie się nie dostali, a to łatwo skończyć" a są tacy, którzy studiują, bo to było ich marzenie. Cieszę się, że zaliczam się do tej drugiej grupy ;) Mnie najbardziej śmieszą ludzie oddający plagiaty. Jak można mieć te dwadzieścia kilka lat i wierzyć, że to przejdzie?

Odpowiedz
avatar nimikina
0 0

Nauczanie języka polskiego lub historii jest moim marzeniem, którego prawdopodobnie nigdy nie zrealizuję. Zbyt niewdzięczna praca (a na dodatek mało jej). Szkoda, że świat jest tak brutalny, że nie można zbytnio robić tego, co się chce.

Odpowiedz
avatar Anysz
0 0

Przypomina mi to dziewczynę z mojej grupy, która " przyszła na filologię polską, a nawet czytać nie lubi hehe". Pozdrawiam :)

Odpowiedz
avatar Canaris
0 0

Zasłanianie sie dysleksją to tak jak grubas zasłaniajacy sie genami - robić mu sie nie chce to se znalazł wymówke której nikt nigdy nie potwierdził ani nie zbadał i tak bedzie jechał na nie przez całe życie żeby mieć łatwiej.

Odpowiedz
avatar magad
0 0

"Czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci były uczone przez niekompetentne osoby?" Wystarczy, że ma dyplom, nawet z 3, a mamusia ze starostwa czy innego urzędu już się postara by jej kochane, zdolne dziecko pracowało...

Odpowiedz
Udostępnij