Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Syn koleżanki z pracy studiuje na "wyższej szkole gotowania na gazie". Studia…

Syn koleżanki z pracy studiuje na "wyższej szkole gotowania na gazie". Studia zaoczne, płatne. Poziom jako - taki, ale jak sam twierdzi, chodzi o papier, bo pracę już ma.

Ostatnio szkoła poszła z duchem czasu i wprowadziła elektroniczny indeks. Oceny są wpisywane przez prowadzących na specjalnej platformie, do której dostęp mają też studenci. W ostatniej sesji - a właściwie już po jej zakończeniu nasz bohater ciągle miał nieuzupełnione pola, mimo, że zaliczenia i egzaminy zdał. Uznał, jak cała reszta rocznika, że wykładowcy muszą mieć czas na zapoznanie z nowinkami - zresztą oceny stopniowo się pojawiały.

Wszystko byłoby ok, gdyby nie wezwanie do zapłaty 300 zł za przedłużenie sesji... Dlaczego? Bo pani X nie wpisała oceny. Dlaczego nie wpisała? Bo kartki jej się skleiły i nie zauważyła zaliczenia kolegi. Po interwencji oczywiście wszystko wpisała, koniec tematu. Koniec? Ależ skąd, 300 zł piechotą nie chodzi, szkółka tak łatwo nie odpuści. W końcu jego obowiązkiem było pilnować zaliczeń.

Chłopak napisał pismo, wyjaśnił, że pod koniec sesji brakowało więcej niż 5 wpisów (więc kontrola ocen i tak nic nie wniosła), że zaliczenie ma (i miał wtedy), a winę ponosi wykładowca. Odrzucone, oczywiście.

Wkurzony, poszedł do dziekana. Bardzo spokojnie wyjaśnił, że to nie on tu jest dla uczelni, tylko uczelnia dla niego, że zapłacił między innymi za sprawny system i dostęp do niego, więc jeśli uczelnia winą za niesprawny system obarcza studentów, to ok, ale on zabiera papiery, a do sądu składa pozew o zwrot kosztów i próbę wyłudzenia pieniędzy. Podziałało, dług umorzono.

Pierwsze zajęcia po feriach - okazuje się, że kilkanaście osób dostało takie wezwanie... Kilka zapłaciło, dla świętego spokoju.

Tak się robi biznes!

WSG

by Traszka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Trotzig
17 19

U mnie na uczelni (studia dzienne) zrobili lepszy numer... Zmieniła się dziekan, jest osobą która na rękę studentom nie pójdzie pod żadnym względem. Koniec sesji, oddajemy indeksy i nagle okazuje się że nie zgadzają nam się terminy wpisów z terminem sesji... Przez xx lat nikt nie zwracał na to uwagi. No nic, wiadomość obiegła wszystkich, ale wiecie jacy są wykładowcy? Nie poprawią, bo nie. Skończyło się tak, że całkiem sporo osób płaciło po 10 zł za godzinę za powtarzanie przedmiotu z którego mieli wpis, jednego znajomego cofnęła za to o rok, bo miał spóźniony wpis z matematyki... Pięknie tą sytuacje podsumowała sama dziekan, poszedł do niej wkurzony wykładowca zapytać się czy to żarty, że on ma daty poprawiać, a ona na to (przy studencie) "No co remont mamy, nie poprawiaj, bo nam kasy trzeba". Komentarz zostawiam wam.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2013 o 12:39

avatar chiacchierona
6 6

Ja studiowałam na państwowej, dużej uczelni i też były podobne kwiatki. A to się wykładowcy nie chciało wpisać, a to zapomniał, a to czasu zabrakło, a to coś nie chciało działać... Wezwań do zapłat nie było. Były za to listy polecone informujące o skreśleniu z list studentów. I latanie między wydziałem a dziekanatem celem użerania się z wykładowcami i szanownymi paniami w dziekanacie. Postęp fajna rzecz, ale akurat na mojej uczelni, w tym i wielu innych przypadkach, powodował tlo zamieszanie i nerwy.

Odpowiedz
avatar delmet
7 9

Fajna logika - student powinien pilnować wykładowcy, choć to obowiązkiem tego drugiego jest wypełnianie indeksu elektronicznego (i m.in. za wypełnienie tego obowiązku mu płacą). Aż się przypomniał tekst wykładowcy z "Chłopaki nie płaczą": "Droga koleżanko, taka pobłażliwość wobec studentów jest niedopuszczalna! Gotowi będą pomyśleć, że my tu jesteśmy dla nich!"

Odpowiedz
avatar pseudochemik
4 4

Ta... Znane i często spotykane. U nas na wydziale jest jedna za*ebista pani profesor. Nie ważne, że poprawki są bezpłatne - trzeba zapłacić 30zł za jeden termin na który się przyszło. Nie zapłaciłeś a zdałeś? No to masz 2!

Odpowiedz
avatar Bedrana
1 3

Jak dla mnie to jest zwykła, ordynarna i bezczelna kradzież. To nie są "przypadki", "zapomnienia", czy "zaniedbania". To są celowe działania obliczone na zysk. Nie rozumiem, jak można godzić się na coś takiego. I w ogóle nie rozumiem, na wuj te indeksy elektroniczne? To już zwykłe nie wystarczają? Mają komuś - niby to - ułatwić pracę, a utrudnić życie studentom, z których uczelnia żyje? Poza tym, wiadomo, że taki system generuje koszty. Ciekawe, że nikt nie pyta głównych zainteresowanych, czy takie rozwiązanie im odpowiada. Wszystkim poszkodowanym radzę drogę sądową. Płacenie "dla świętego spokoju" to czysty konformizm.

Odpowiedz
avatar master6x6
0 0

Już na większości uczelni indeksy elektroniczne działają... Na niektórych w połączeniu z indeksami tradycyjnymi, na niektórych samodzielnie. System ułatwia życie również studentom, którzy nie muszą biegać w sesji za profesorami, żeby dali im wpis. A jeżeli jest utrudnianie życia to nie z winny samego systemu tylko chorej uczelni.

Odpowiedz
Udostępnij