Widzę, że moja gruzińskie przeżycia zyskały spore zainteresowane, więc spieszę z następną historią. Tym razem o szalonych i absolutnie piekielnych gruzińskich kierowcach.
Tytułem wstępu: w Gruzji wszelkiego rodzaju przepisy drogowe istnieją głównie w teorii, natomiast w praktyce większy i szybszy ma pierwszeństwo. Podstawowym wyposażeniem auta jest klakson, a na drodze trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nie istnieje chyba taki manewr, do którego nie byłby zdolny tubylczy kierowca.
Kiedy przyjechałam do Gruzji jako "świeżak" i uczyłam się poruszać samochodem, zostałam od razu ostrzeżona przez doświadczonych kolegów, abym nigdy ale to przenigdy nie zatrzymywała się przed pasami. Powód? Kierowca z tyłu na 99% nie będzie przygotowany na taki mój manewr i albo wjedzie mi w bagażnik, albo spróbuje wyprzedzać i wjedzie w pieszych. Hm, z dużymi oporami, ale lekcję przyswoiłam, tym bardziej, że moje obserwacje w pełni zgadzały się z treścią ostrzeżenia.
Kiedy z kolei mi przyszło uczyć kolejnego "świeżaka", przekazałam mu to samo ostrzeżenie, oczywiście z pełnym wyjaśnieniem. Spojrzał na mnie dziwnie, wzruszył ramionami i strzelił focha, że go baba poucza. No dobra...
Jakiś czas później jedziemy sobie przez duże miasto na dwa samochody, on jako drugi. Kilka skrzyżowań już pokonane, uff za chwilę wyjedziemy z tego domu wariatów... ale nie, na horyzoncie przyplątały się dwie dziewczyny z dzieckiem przed pasami. Ja niewzruszona prę naprzód, w lusterku wstecznym widzę, że mój kolega_dżentelmen_z_bożej_łaski się zatrzymuje... i taaaaaaak, oczywiście następuje wielkie bumm! Bo kierowca za nim nie zajarzył o co chodzi.... Efekt: przepiękne wgniecenie w tyle prawie nowego samochodu i pęknięta szyba u kolegi, u gościa lekka harmonijka z pokrywy silnika i piana na ustach bo jakże to tak przed przejściem się zatrzymywać....
I już sama nie wiem, kto tu był bardziej piekielny - gruziński kierowca ignorujący pasy, czy mój kolega ignorujący dobre rady....
piekielni_kierowcy
Mimo wszystko trochę nie rozumiem, przecież jak samochód zaczyna hamować, to od razu włączają mu się czerwone światła z tyłu. Chyba, że Gruzin gnał rzeczywiście pół metra od jego zderzaka. Swoją drogą, jak w tym kraju ludzie przeprawiają się przez ruchliwą ulicę?
OdpowiedzPół metra? Tu ludzie gnają jak szaleni jeden drugiemu na zderzaku!!! W dodatku stan techniczny samochodów to kolejny koszmar (popatrz tutaj http://innagruzja.blogspot.com/2013/01/samochodowe-zycie-po-zyciu.html). Przejście przez ulicę to walka o życie, patrzysz czy coś jedzie, idziesz parę kroków, znowu patrzysz, stajesz w połowie drogi, samochody jadą za tobą i przed tobą, w taki sposób pokonujesz po kolei każdy z pasów ruchu aż dobrniesz na druga stronę. W dużych miejscowościach są światła ale z ich przestrzeganiem różnie bywa.
OdpowiedzZdjęcia dają do myślenia, więc teraz zapytam inaczej. Nie boisz się tam funkcjonować w ruchu drogowym?
OdpowiedzA może w Gruzji w ogóle nie ma przepisu nakazującego zatrzymywanie się przed przejściem dla pieszych? Z jednej strony trudno nie zgodzić się z powszechną opinią, że "im dalej na wschód, tym większa dzicz", ale z drugiej strony wielu ludzi postrzega zachowania kierowców za granicą przez pryzmat polskich przepisów. Zdaję sobie sprawę, że przepisy w Polsce to nie jest ewenement w skali świata i większość z nich w znacznym stopniu pokrywa się z choćby gruzińskimi, niemniej pewne różnice mogą występować i zdarzy się, że będą dla nas niezrozumiałe.
OdpowiedzPrzepis takowy jest.
OdpowiedzJest taka anegdota, oddająca mentalność Gruzinów: Przylecieli turyści do Tbilisi i wzięli taksówkę do miasta. Jadą ponad setką, kierowca nie zwraca uwagi na czerwone światła. Turyści biali ze strachu, skuleni siedzą i nieśmiało zwracają uwagę kierowcy: - Panie, ale czerwone świała.... - Wiem, ale ja się nie boję bo jestem dżygit. W pewnym momencie na skrzyżowaniu pokazało się zielone światło. Kierowca z piskiem opon zahamował, aż autem zarzuciło. - A dlaczego teraz, na zielonym pan hamuje? - Jestem dżygit, ale nie samobójca, a co się stanie, jeśli poprzeczną ulicą będzie jechał inny dżygit ?!
OdpowiedzKurczę, nigdy nie zostanę kierowcą w Gruzji. Mam głupi nawyk zatrzymywania się przed przejściem i przepuszczania pieszych...
OdpowiedzTeż taki miałam :)))))
OdpowiedzW Gruzji - podobnie jak w Neapolu - zapewne czerwone światło to sugestia a nie nakaz zatrzymania.
OdpowiedzKupie sobie w Rosji KAMAZA, wyładuję cegłą i pojadę do Gruzji. Przynajmniej nie ucierpię.
OdpowiedzW Rumunii tak samo. Wyprzedzanie na trzeciego i czwartego to normalka. Nas zmiażdżyłby tir, bo tuż przed zjazdem z autostrady(?) przypomniał sobie, że ma zjechać.
OdpowiedzNa Ukrainie jest podobnie, to chyba ta kozacka fantazja :P
OdpowiedzJak byś był choć raz w tygodniu na Ukrainie, to byś wiedział, że da się.
OdpowiedzTo wszystko idioci, bez cienia wyobrazni, nawet nie liczacy na reinkarnacje (jak tak samo jezdzacy Hindusi). Kudy tym wschodnim krajom, wlacznie z Polska do Jewropy. A co na to tamtejsza policje/milicja? W Niemczech mozna (prawie) zawsze absolutnie bezproblemowo przejsc przez ulice na oznaczonym miejscu.
OdpowiedzNo już nie przesadzaj, da się przejść przez przejście i kierowcom zdarza się zatrzymać ;) ewentualnie zwalniają i wtedy też można przejść bez problemu
OdpowiedzOczywiście, że się da, przecież po półtora roku nadal żyję ;-) Zatrzymuje się jakieś 2% kierowców, zwalniania przed przejściem raczej nie zaobserwowałam, jeśli już to raczej przyspieszanie...
Odpowiedz@didi_madloba ja codziennie obserwuję przyspieszanie przed przejściem również w polskim mieście :)
OdpowiedzNiedawno wróciłem z Omanu i tam podobnie - przepisy ruchu drogowego są, ale kierowcy mają je w głębokim poważaniu. Ciekawe jest to, że ubezpieczenie samochodu jest droższe dla tubylców, natomiast przyjezdni płacą mniej. Przekraczanie dozwolonej prędkości, jazda zderzak na zderzaku, przejeżdżanie na czerwonym ( za co grozi 48 godzin w więzieniu! ) to norma. Przejście przez ulicę też może być nie lada wyczynem. Ale klaksonów za dużo to nie używają. Na Filipinach za to klakson słychać co kilka sekund, ale to już chyba odruch bezwarunkowy. Żona mi się dziś przyznała też, że prawo jazdy dostała tam. Dosłownie dostała, bo nie trzeba nic zdawać, by je zdobyć. Jedynie wysłać mocz do analizy i dostaje się dokument uprawniający do poruszania się po drogach Filipin :) Co kraj to obyczaj :D
OdpowiedzProponuję przeprowadzkę do Egiptu, tam też mało kto przejmuje się przepisami ale za to wszyscy są jakoś bardziej wyluzowani i raz że jeżdżą nieagresywnie to jeszcze z rozsądną prędkością(mówię o miastach. Tam także klakson to podstawa ale raczej nie w celu nadania komunikatu typu "gdzie się pchasz idioto" ale raczej "uwaga zaraz będę cię wyprzedzał" i jak ten przed nami nie odtrąbi to można śmiało wyprzedzać bez obawy że nagle odbije w lewo. A dla pieszych rada od znajomego mieszkającego na stale w Kairze, jak przechodzimy przez jezdnie to choćby nie wiem co nie należy się zatrzymywać ani zmieniać prędkości a tym bardziej zatrzymywać a już cofnięcie się to pewny wyrok śmierci. Po prostu tam wszyscy są przyzwyczajeni że piesi włażą na jezdnię jak chcą i mają do perfekcji opanowaną koordynację prędkości pojazdu z prędkością pieszego, dlatego najczęściej ofiarą potrąceń padają turyści z Europy którzy nie "trzymają ciśnienia" i w panice zaczynają się cofać na chodnik.
OdpowiedzCzarnogora - Trabi sie po wejsciu do samochodu, odpaleniu silnika, wlaczeniu radia, probie ruszenia, probie wlaczenia sie do ruchu, przyspieszeniu, hamowaniu, skrecaniu, zawracaniu, wyprzedzaniu, jechaniu swoim pasem ruchu, dla rozrywki, z nudy... Polska po powrocie byla dla mnie rajem, nawet debile trabiacy za wszystkim co sie rusza zostali nagle zaakceptowani, srodkowy palec juz sie nie rwal do prostowania
OdpowiedzHistoria piekielna ale lepiej dokładnie opisz jazdę Gruzinów w innej historii.
Odpowiedz