Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od ładnych paru lat powraca jak bumerang temat braku kontaktu najmłodszego pokolenia…

Od ładnych paru lat powraca jak bumerang temat braku kontaktu najmłodszego pokolenia ze słowem pisanym. Komputery i telewizja ponoć zawładnęły umysłami dzieci, które czytać nie chcą. Przedstawię Wam więc historię sprzed ponad 20 lat, jak to pewne osoby, które powinny z definicji zachęcać dzieciaki do czytania do tego zniechęcają.

Mowa o szkolnych bibliotekarkach w szkole podstawowej.

Nauczyłem się czytać w wieku pięciu lat. Nauczyłem się bo chciałem, nie z ambicji rodziców. Gdy poszedłem do podstawówki z niecierpliwością oczekiwałem, kiedy będziemy mieć założone karty biblioteczne i kiedy będę mógł z biblioteki skorzystać.

Nadszedł ten dzień. "Na dobry początek" każdy dostał z biblioteki książeczkę do przeczytania. Wiecie, jakie to są książeczki - 15 stron na krzyż, trzy zdania na każdej. Lektura tego zajęła mi jedną przerwę.

Poszedłem więc na następnej przerwie do biblioteki mówiąc, że tą książeczkę już przeczytałem, chciałbym oddać i wymienić na następną. Pani bibliotekarka stwierdziła, że dwóch książek jednego dnia mi nie wypożyczy i mam przyjść jutro. Bo tak.

Cały biblioteczny zapas książeczek dla maluchów, jakie mi podsuwano przerobiłem bardzo szybko. W wieku 8-9 lat zapragnąłem ambitniejszych lektur - konkretnie czegoś z cyklu "Pan Samochodzik".

Bibliotekarka stwierdziła, że ona mi tego nie wypożyczy. Bo jestem za mały i nie przeczytam. Po interwencji wychowawczyni z wielkim fochem książkę dostałem. Przy próbie wypożyczenia następnej - powtórka z rozrywki. Nie bo nie. Do biblioteki przestałem chodzić, nie było po co.

Na szczęście ta pani nie zabiła we mnie miłości do słowa pisanego. Wzbudziła za to głęboką niechęć do bibliotek w ogóle, którą przełamałem dopiero jako dorosły człowiek.

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-4 34

Hehe miałem podobnie. Pamiętam tzw. "lekcję biblioteczną" gdzie nas zapędzono do szkolnej biblio, pokazano co i jak, po czym zaprowadzono do "szwedzkiego stołu" gdzie przygotowano dla nas wybrane dla dzieci książki żeby każdy mógł przeżyć swój "pierwszy raz". Popatrzyłem z pogardą na te wszystkie "Plastusie" i inne podobne bzdety i ruszyłem między regały. Ucieszony wygrzebałem "Tomka na Czarnym Lądzie" i polazłem z ksiażką do bibliotekarki. Ta robi wielkie oczy i się pyta po co mi ta książka. Popatrzyłem na nią jak na debila (no bo za takie pytanie na nic więcej nie zasługiwała) i zgodnie z prawdą odpowiedziałem że do przeczytania. Bo to jedyna z serii której nie miałem w domu. Pamiętam że próbowała coś tam marudzić że to dopiero lektura dla szóstych klas ale moja wychowawczyni mnie uratowała bo moi starzy ją uprzedzili zawczasu że mam trochę większy mózg niż reszta. Później już nie miałem żadnych problemów z wypożyczaniem ksiażek.

Odpowiedz
avatar Agness92
8 12

"Tomek na Czarnym Lądzie" dla 6 klasy? W 6 klasie miałam na koncie przeczytanych "Krzyżaków"...

Odpowiedz
avatar archeoziele
13 13

Jak miałam jakieś 6 lat musiałam dość długo leżeć w szpitalu. Bibliotekarka nie chciała mi pożyczać książek "bo Ty jeszcze przecież czytać nie potrafisz". Zapas lektur dowozili mi rodzice.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

Może to była lektura dla 4 klasy? Nie pamiętam aż tak dokładnie, ale sens całości chyba załapałaś, nie?

Odpowiedz
avatar butelka
11 15

a moze to wodoglowie bylo? :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 18

Kuuuurde, stara, właśnie wyjaśniłaś mi odwieczną tajemnicę czemu żadna czapka na mnie nie pasuje, dzieeeęęki

Odpowiedz
avatar bazienka
4 6

ja mialam juz w tym czasie wyczytane wszystkie bajki, a grubszej ksiazki nie chcieli wypozyczac, bo to dla starszych... a potem ze Polacy pol ksiazki rocznie czytaja

Odpowiedz
avatar Lunnayenne
4 4

Mnie na szczęście nic nie wciskano. Ale zajęłam bibliotekarce i wychowawczyni sporo czasu, bo na każdą propozycję odpowiadałam "To już czytałam". Wychowaczyni jednak dobrze wiedziała, że już płynnie czytam i wyjaśniła bibliotekarce, w czym rzecz. W końcu wzięłam jakąś dla świętego spokoju, ale w sumie zbyt częstym gościem w bibliotece nie byłam. Wolałam przegrzebać książki, które miałam w domu. W miejskiej za to byłam najmłodszym czytelnikiem (karta założona, gdy miałam chyba 5 lat). Bibliotekarka była bardzo zdziwiona, kiedy z nudów, gdy mama coś wypożyczała, zwinęłam książkę z biurka i zaczęłam czytać. A co do tej jednej książki rocznie... Jakby nas nie zmuszano do czytania w większości nudnych lektur, to może by statystyki nie wyglądały tak źle. Lektur nienawidziłam, inne książki pochłaniam masowo, jeśli tylko znajdę na to czas (ach, idą wakacje :) ).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Ja do szkolnej biblioteczki nie chodziłam bo tam nic nie było poza lekturami. Ale koło domu mieliśmy akurat bibliotekę publiczną, w której znały mnie wszystkie panie, jako że moja mama przychodziła tam ze mną, najpierw z wózkiem, potem ja już na nogach ale nadal do towarzystwa no i w końcu po pierwsze książki dla mnie :) Pani z działu dziecięcego zazwyczaj odkładała mi co ciekawsze (albo nowsze) pozycje no i miałam fory, bo wszystkie dzieci mogły brać max 3 książki na raz a ja brałam zazwyczaj 6 - żebym za często nie musiała chodzić :D

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
-1 37

Dzisiaj to jak jakieś dziecko przyjdzie do biblioteki to panie wyciągają tort, girlandy i świętują, że w ogóle ktoś postanowił chociaż dotknąć książki. Bo bądźmy szczerzy, który dzieciak w zalewie tylu gier, zabawek Monster High, quadów, tabletów i jeży pigmejskich będzie sobie głowę książką zawracać? Jak już ktoś streszczenia czyta to go klasa za kujona i nerda uważa, a co dopiero całą książkę. Na szczęście w okolicach 30 roku życia ludzie zwykle przychodzą po rozum do głowy i odkrywają że czytanie to jednak nie obciach i nie należy się go wstydzić, ale w takiej podstawówce i gimnazjum przyznanie się do czytania to śmierć towarzyska. No bo jak to można siedzieć z książką w nosie zamiast nawalić się jak stodoła i grać w słoneczko?

Odpowiedz
avatar Lavender6
13 17

Yyy... nie przesadzasz aby? Za dużo wstrząsających artykułów na Onecie? Teorie spiskowe, że każdy gimnazjalista (bo o podstawówce nawet najbardziej wstrząsające artykuły racze nie wspominają)pije, ćpa i uczestniczy w orgiach są równie wiarygodne, jak te o sztucznej mgle pod Smoleńskiem.

Odpowiedz
avatar Shemhazai
11 15

A to chyba dziwne towarzycho znam, bo w nie tak mi odległych czasach gimnazjum większość moich rówieśników czytała. Niekoniecznie lektury, ale inne książki już tak. Ja także czytałam i czytam. Moja 11-letnia siostra też czyta. Za to Ty, Drill, naczytales się za dużo... urban legend. O słoneczkach i innych takich. Rzeczywistość naprawdę nie jest taka straszna.

Odpowiedz
avatar shinju
0 6

A ode mnie plusik, bo z własnego doświadczenia wiem, że trochę w tym racji jest. Odwieczne pytanie: "chce Ci się tyle czytać?" za każdym razem powodowało, że miałam ochotę walić łbem o ścianę. Z bezsilności. Tak było zarówno w szkole podstawowej, jak i w gimnazjum.

Odpowiedz
avatar deminisia103
6 6

Ja w tym roku szkolnym ok. listopada poszłam wypożyczyć książkę do biblioteki szkolnej(nie była to lektura) to dostałam cukierka bo to była pierwsza nie-lektura wypożyczona w tym roku szkolnym `-.-

Odpowiedz
avatar wumisiak
2 4

Hm, ja niestety mam równie smutne doświadczenia - za czasów gimnazjum byłam chyba jedną z dwóch czy trzech osób czytających w trzydziestoosobowej klasie, a jedyną, która robiła to publicznie, narażając się na niewybredne komentarze. W liceum na szczęście trafiłam na lepsze towarzystwo czytaniowe, jednak... cóż, niektórzy młodzi faktycznie do książki jak diabeł do wody święconej, i to wcale nie jest mała grupa.

Odpowiedz
avatar nighty
3 5

Niestety, młodzież naprawdę nie czyta. W moim gimnazjum i liceum wielki szok wśród wszystkich nauczycieli powodował fakt że widzieli mnie na przerwie Z KSIĄŻKĄ. Część nawet podchodziła i usiłowała mnie przepytać co czytam, po co czytam a nawet czy na pewno czytam a nie udaję 0_o. Teraz jest tylko gorzej...

Odpowiedz
avatar Lavender6
0 0

Hmm, w takim razie to chyba zależy od szkoły... fakt, że chodziłam/chodzę do dobrych szkół, chociaż rzucająca wszetecznicami na prawo i lewo gimbaza też stanowi spory procent, ale i ją można zobaczyć czasem na przerwie z jakimiś hitami postapo, typu Metro albo GONE. Tolkiena nie czytają raczej, ale takie proste, lekkie książki owszem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 16

No to ja mam podobne wspomnienia. Poszlam do podstawowki juz z umiejetnoscia czytania. No i pojawil sie problem - hity pierwszoklasistow typu "Cudaczek Wysmiewaczek" wystarczaly mi na bardzo krotko. U nas w szkole byla taka dziwna praktyka, ze dzieciaki z klas 1-3 nie mialy wstepu na czesc biblioteki, w ktorej staly regaly. Ksiazki podawala bibliotekarka, czesto przydzielajac je wedlug wlasnego widzimisie. Szybko zorientowala sie, ze ksiazki dla poczatkujacych mi nie wystarczaja, wiec zaczela mi podtykac "trudniejsze" - czyli lektury dla nastolatek... Z ktorych niewiele wynosilam. Pomocny okazal sie fakt, ze musielismy prowadzic tzw. zeszyty lektur, w ktorych od ktoregos momentu (chyba od drugiej klasy) trzeba bylo nie tylko zilustrowac przeczytana ksiazke, ale i cos napisac. Kilka stosownych wpisow w moim zeszycie zakonczylo sie interwencja wychowawczyni. Efekt - dostalam prawo wstepu do czesci "regalowej" i moglam sama wybierac sobie lekture. I w ciagu kilku tygodni polknelam wczystkich "Tomkow" :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

W mojej bibliotece szkolnej część "regałowa" nie istniała. W sensie nie była dostępna dla uczniów. Z tego co pamiętam "fiszki" z książkami też były za biurkiem pani i władczyni, więc ciężko było nawet sprawdzić samemu, czy biblioteka posiada interesującą nas pozycję. Podobna sytuacja była w bibliotece osiedlowej, tylko pani była milsza i mi "Pana Samochodzika" wypożyczała. Główna biblioteka miejska - fiszki były na wierzchu, regały nie, pozycje mnie interesujące - ktoś wypożyczył w zamierzchłych czasach i nie oddał. Pierwszą bibliotekę, w której się wchodzi między regały i samemu wybiera książki zobaczyłem jako dorosły. W mieście obok. I to też była biblioteka szkolna.

Odpowiedz
avatar macros1980
9 9

To ja miałem fantastyczną bibliotekarkę. Też do podstawówki przyszedłem z umiejętnością czytania i w pierwszej klasie przekopywałem się przez Pana Samochodzika. To właśnie dzięki szkolnej bibliotekarce przeczytałem wszystkie jakie były wtedy dostępne (chociaż niekoniecznie w bibliotece szkolne), a potem wszystkie Tomki, Karol May (nie tylko Winnetou), Juliusz Verne. Bibliotekarka zwątpiła tylko raz gdy pod koniec trzeciej klasy dorwałem Władcę Pierścieni. Nie zdążyłem ukończyć go przed końcem roku szkolnego, ale wynudziłem go na prezent. (w 89 ciężko było o Tolkiena)

Odpowiedz
avatar skara
3 3

Miałam dokładnie takie same doświadczenia. Odmawiano mi wypożyczania kolejnych książek bo niby nie przeczytałam poprzednich. Przeczytałam, ale nawet gdyby nie to komu to krzywdę czyniło?

Odpowiedz
avatar tab_
4 4

Też to przeżyłam ;) Bywało, że przychodziłam po kilka razy dziennie, bo jeśli przerwa była długa (np. pół godzinna), to wystarczało, żeby połknąć cieńszą lekturkę. I reakcja była w stylu: "wypożyczyłaś to dwie godziny temu, na pewno jeszcze nie przeczytałaś". Na moje tłumaczenia, że była długa przerwa, a nie jestem na etapie składania literek, żeby przeczytanie 30 stronnicowej książeczki zajmowało mi dwa dni odpowiedź była natychmiastowa: "no to pewnie jadłaś drugie śniadanie i potem książki są ubrudzone masłem" ;)

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
4 4

Coś podobnego... Moje panie bibliotekarki z wczesnej podstawówki może nie odstraszały od czytania - ba, nawet patrzyły z aprobatą, gdy dzieciak wypożyczał coś grubszego, np "Cudowna podróż". Był za to niemiłe pod tym względem, że oskarżały uczniów o wypożyczenie i nieoddanie którejś książki, a często okazywało się, że któryś nauczyciel sobie wziął książkę z regału i zapomniało mu się poinformować o tym bibliotekarkę

Odpowiedz
avatar RedKate
3 3

Miałam podobna historie aczkolwiek Panie bibliotekarki w naszej szkole były przemiłe oprócz jednej i to własnie do niej moja rodzicielka przyniosła oświadczenie (co by harpagon miał na piśmie) że zezwala córce na czytanie co jej sie podoba nawet jeżeli wyżej wymieniona Pani nie wierzy że ja to naprawdę czytam ;)We wszystkich bibliotekach w moim mieście jak wchodzę nie muszę podawać nazwiska i moje przemiłe Panie starają się zawsze dla mnie coś ciekawego "odłożyć" w końcu jestem stałą bywalczynią bibliotek od przeszło 30lat ;)

Odpowiedz
avatar Lavender6
9 13

Ja raczej rzadko chodziłam do szkolnej biblioteki, była bardzo mała i szybko przerobiłam wszystko, co tam było ciekawego. Nauczyłam się czytać w wieku 4 lat, a że nie miałam innych źródeł, korzystałam z domowej biblioteki, w której raczej brakowało lekkiej literatury. Tak więc moimi pierwszymi książkami były "Władca Pierścieni", "Mistrz i Małgorzata", seria Wiedźmina, trochę Lema... tak zaczęło się moje społeczne niedostosowanie. Nie pozwalajcie swoim dzieciom na coś takiego.

Odpowiedz
avatar h4linka
10 10

Znam to, nauczyłam się czytać w wieku 5 lat. Mama dawała mi najgrubsze tomy z domowej biblioteczki, żeby na dłużej był spokój od wołania "mamooo chcę nową książkę!". Tym sposobem jeszcze przed pójściem do szkoły zaliczyłam Grimmów, baśnie narodów ZSRR i mnóstwo innych książek, których chyba nie powinnam była czytać jako dzieciak :)

Odpowiedz
avatar edyciurek
12 12

Byłam mniej więcej w piątej - szóstej klasie szkoły podstawowej, gdy wypożyczyłam sobie jakieś legendy skandynawskie. Szokiem był dla mnie opis dziewczyny uprawiającej seks z niedźwiedziem (dlatego do tej pory to pamiętam. Wiedziałam już wtedy o istnieniu seksu, ale nie o zoofilii). Widać więc, że szkolna biblioteka też zawiera nieodpowiednie książki.

Odpowiedz
avatar nighty
1 1

H4alinka, czytałaś oryginalnych (znaczy nieocenzurowanych) Grimmów? Że też pozwalali czytać dzieciom takie rzeczy - przecież można by z tego zrobić całą serię horrorów :))) Byłam wręcz oburzona jak zobaczyłam disnejowską wersję kopciuszka, brakowało mi tych odcinanych pięt i krwi wylewającej z pantofelka :PPPP Oprócz tego pożyczałam namiętnie książki Mercedes Lackey, które chyba nie powinny być dostępne dla czwartoklasistki :D

Odpowiedz
avatar nighty
1 1

(Nie mogę zedytować postu, nie wiem czemu). Ale największym hitem mojej młodości to była trylogia "Księgi słów" J.V.Jones : zaczynamy od gwałtu na naćpanej królowej a potem było chyba tylko gorzej :) Dziwię się że ktokolwiek pozwolił mi to czytać :D

Odpowiedz
avatar the
6 16

miałam lepiej. gdy miałam 14 lat, pani wypisała mnie z osiedlowej biblioteki, bo "za dużo wypożyczam i pewnie tego wcale nie czytam". wtedy błagałam ją i próbowałam streścić oddaną książkę. ryknęła, że kłamię:) wariactwo jakieś..:)

Odpowiedz
avatar kwiatu
5 5

Hehe kiedy byłam w 4 klasie podstawówki moja niedorozwinięta geograficzka siedziała w bibliotece. Przed Świętami Bożego Narodzenia poszłam wypożyczyć sobie wymarzoną Anię z Zielonego Wzgórza. Ta flądra stwierdziła "No nie wiem, myślę że to zbyt poważne dla Ciebie". Ale co się dziwić skoro babsztyl dzieciakom w 4 klasie podstawówki serwuje swoją złotą myśl "Tylko dzieci które mają bogatych rodziców mogą pójść na studia i zostać kimś" Hmm do dzisiaj to pamiętam, a minęło już 15 lat.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Moze sie bala, ze wezmie Cie na eksperymentowanie w kuchni z solami przezwiacymi albo farbowanie wlosow na zielono? Sama Anie czytalam bedac w podobnym wieku (zainspirowana wyjazdem na jej wersje sceniczna postanowilam przeczytac) i nie wydaje mi sie, zebym jakio czwartoklasistka byla do tej ksiazki zbyt niedojrzala :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Eee nie moge edytowac. Oczywiscie o sole TRZEZWIACE mi szlo.

Odpowiedz
avatar Seidhe
1 1

Czytam wszystko, zawsze i wszędzie gdzie się da:) Kocham czytać. Czytam tez bardzo szybko, zwłaszcza jak książka jest ciekawa. W podstawówce pani z biblioteki zarzuciła mi (całkiem na serio), że wypożyczam książki hurtowo, żeby pobić rekord... Cóż, nie pozostało mi nic innego jak przenieść się do biblioteki miejskiej;)

Odpowiedz
avatar mowgli
2 2

Trzeba było zapisać się do biblioteki publicznej, ja do takiej chodziłam od 6 roku życia, bo uwielbiałam czytać. Wolałam ją od szkolnej biblioteki, bo wybór był duuuuuuuużo większy, a panie bibliotekarki milsze - zawsze pozwalały mi wziąć więcej książek niż obowiązywał limit i nie zarzucały mi, że ich nie czytam.

Odpowiedz
avatar Ehwaz
5 9

Jestem rocznikiem 96, wiec mlodym, lecz zycia bez ksiazek sobie nie wyobrazam. Ale popieram autora, malo osob dzis cos czyta. "Loool. Ty czytasz ksiazke? Po co? Chodz z nami na impre, fajnie bedzie, zgona zaliczylam ostatnio, hehehe." To chyba nie wymaga komentarza. Osobiscie uwazam, ze nie bylo by zadnych dysleksji, dysgrafii i innych schorzen zaczynajacych sie na "dys", gdyby mlodziez nauczylaby sie czytac. PS. Wybaczcie ze bez polskich znakow, pisze z telefonu.

Odpowiedz
avatar bea
5 5

Ze stwierdzeniem, że czytanie wyeliminowałby dysleksję i dysgrafię muszę się niestety nie zgodzić. Dysgrafia to problemy z charakterem pisma, czyli czytanie nie ma z tym nic wspólnego, a dysleksję można mieć pomimo czytania wielu książek. Moja nauczycielka od matematyki z liceum czytała bardzo dużo, w domu miała własną bibliotekę a jest dyslektykiem.

Odpowiedz
avatar deminisia103
1 1

Na dysleksje czytanie nie pomoże ;/ Ale siedzie i kucie zasad ortografii, masa ćwiczeń w szkole i w domu + oczywiście czytanie może poprawić nasze umiejętności :p Gorzej jest z innymi aspektami sysleksji ;/

Odpowiedz
avatar nighty
2 2

Dysgrafia i czytanie nie ma nic do rzeczy. Sama mam koszmarne pismo, przeszłam przez nie wiadomo ile testów, kursów, ćwiczeń, badań i innych rzeczy po których dowiadywałam się że najlepiej gdybym pisała drukowanymi literami albo "ale teraz w sumie wszystkie prace są pisane na komputerze, wystarczy jak dziecko samo siebie w zeszycie odczyta".

Odpowiedz
avatar mrKabanos
0 0

A tak w sumie co ma wspólnego czytanie książek z imprezami ? Wyklucza się to jakoś?

Odpowiedz
avatar korinogaro
5 5

Absolutną głupotą jest twierdzenie pewnych ludzi, że komputery zabijają umiejętność czytania. Bo niby w jakiej formie komunikujemy się przez 90% czasu w internecie? Wszystkie portale przecież opierają się na cyfrowym druku, wszystkie czaty, fora itd. Śmiem twierdzić, ze w dzisiejszych czasach przeciętny nastolatek czyta więcej znaków w ciągu dnia niż 20-30 lat temu w ciągu tygodnia. Co innego, że takie lektury często nie wiążą się w żaden sposób z rozwojem, no ale umiejętności czytania na pewno mie szkodzą.

Odpowiedz
avatar bizarrotron
4 4

Znam to- w klasach 1-3 człowiek stał w kolejce tylko po to aby usłyszec od Pani bibliotekarki 'Czuk i Hek czy na Jagody'? Ze dwa razy cos wziąlem, mimo ze na tym etapie czytałem '20 tys mil podmorskiej żeglugi' czy 'Pana Samochodzika'. Ksiązki wypożyczał mi ojciec z biblioteki uniwersyteckiej. Mimo to został w któryms momencie wezwany do szkoły bo 'nie czytałem'. Cała sytuacja była tym śmieszniejsza, że sama wychowawczyni przyznawała ze czytanie takich głupot, kiedy jestem najlepszym uczniem w klasie mija się z celem- chodziło jedynie o to ze ksiazki które czytam nie pochodziły z biblioteki szkolnej, przez co nie nabijały statystyk czytelnictwa jej klasy.

Odpowiedz
avatar Asteria
3 3

Denerwują mnie tacy ludzie. Z jednej strony jak nie czytasz, bo nie lubisz to źle. A jak czytasz i cię to pasjonuje to też niedobrze. Najlepiej być schematycznym uczniem, który biblioteki omija szerokim łukiem. *.* Oczywiście.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Nie mogę narzekać na swoją bibliotekę w podstawówce, choć można było do niej przyjść tylko raz w ciągu dnia :-) Do części regałowej też nie wpuszczali, ale bez problemu wszystko można było dostać. Z drugiej strony, te zasady nie były wcale takie głupie. Mają dzieci latać co przerwę, zamiast wypożyczyć od razu więcej... sensowne. A że nie wpuszczali między regały... nigdy wam się nie zdarzyło, że chcieliście coś pożyczyć "na boku", bo karta była pełna i nie dało się oficjalnie? ;-) Nie wiem, na ile realne są rzeczywiste kradzieże albo wprost niszczenie książek (zostawienie kanapki na regale...). Najbardziej piekielne, że bibliotekarka odmówiła wypożyczenia, bo nie ten wiek... ja rozumiem, że chce chronić zbiory (?) i nie dawać książek komuś, kto prawdopodobnie porzuci je po pierwszych zdaniach (a potem zapomni oddać) ale po interwencji wychowawczyni powinna już była dawać bez problemu, skoro dziecko na poziomie.

Odpowiedz
avatar cronox
1 1

Aż założyłem konto. Mam 44 lata i miałem to samo. Przez wakacje jako 6 latek przeczytałem wszystkie książeczki dla maluchów w bibliotece publicznej. Nawet nie wracałem do domu tylko czytałem na schodach biblioteki i wracałem wymienić. Teraz mam tak z monopolowym :(.

Odpowiedz
avatar wumisiak
0 0

A mnie się na szczęście trafiały same dobre bibliotekarki - otwarte, zachęcające, pokazujące... Dzięki temu pokochałam czytanie, i przestałam tworzyć kwiatki ortograficzne typu "rurza". ;-) W każdym zawodzie zdarzają się i zaangażowani pasjonaci-geniusze, i ... hm, nietrafieni tacy. Niestety.

Odpowiedz
avatar Virginia75
2 2

Niestety niektóre biblioteki szkolne nie zachęcają do czytania. W podstawówce aktyw biblioteczny wiecznie książki gubił, potem w gimnazjum trzeba było trafić na otwarta bibliotekę a to już święto było. Głownie z publicznej brałam książki bo było więcej i ciekawsze. Schody zaczęły się dopiero kiedy z takich tylko do czytania przerzuciłam się na literaturę popularnonaukowa i życzyłam sobie jakąś historie czy psychologie. I teksty szanownej pani bibliotekarki - przecież nie jesteś na studiach, to po co ci takie książki, to są książki dla studentów a nie brania sobie na życzenie. Teraz wypożyczam z dwóch - jedna mam pod nosem, druga 30 km dalej i mogę powiedzieć o bibliotekarkach z obu dużo dobrego. W obu limity po 5 książek, a mam 9 z jednej i nie robią problemu, czy przedłużyć chce bo nie wyrobiłam się tez ok, spóźnię się dzień czy dwa i nawet nie naliczają kary. Wszystko pewnie zależy jakie miejsce się trafi.

Odpowiedz
avatar nighty
2 2

U mnie na szczęście bibliotekarki już to przerobiły z moją siostrą (obie nauczyłyśmy się czytać jak miałyśmy 3 lata, w wieku szkolnym na Plastusie i inne książki obrazkowe patrzyłyśmy z pogardą. Ja dodatkowo czytam bardzo szybko - 200 stron mogę spokojnie w 2-3 godziny przeczytać) więc mnie pozwalały wypożyczać co chciałam. Tylko jak pojawiały się nowe panie bibliotekarki był problem bo nie chciały mi pożyczać tego co chciałam i ile chciałam, ale wtedy wystarczała interwencja starszej pani bibliotekarki :) Ewentualnie "nowe" panie stwierdzały że jestem za mała by przeczytać ze zrozumieniem daną książkę i usiłowały mnie odpytywać z treści.

Odpowiedz
avatar zgredek
1 1

Ja jak byłam na początku gimnazjum, to przeczytałam całe "Ogniem i mieczem" w jeden dzień :) a standardem było, że szłam do biblioteki publicznej, brałam 4 książki takie po ok. 100-200 stron i na drugi dzień przychodziłam po następne :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Gdy byłam w 4kl, nikt nie tknął książki oprócz mnie i jednej dziewczyny. W piątej klasie wszyscy się przyzwyczaili, do tego, że czytam na przerwach. W 6, sama rozpoczęłam mode na czytanie, bo w naszej bibliotece zbyt ciekawego wyboru nie było ( Harry Potter był, ale nikt go za bardzo nie lubił). Zaczełam pożyczać książki, bo miałam bardzo ciekawe. Do tej pory co niektórzy szukają u mnie ciekawe książki ;)

Odpowiedz
avatar nighty
1 1

Kiedyś pożyczałam - przestałam po tym jak koleżanka pożyczyła ode mnie Pratchetta, potem twierdziła że jej nie pożyczyłam i w ogóle nie wie o jaką książkę mi chodzi, potem sobie przypomniała że jednak chyba pożyczyła, potem że jednak nie - 2 lata zajęło mi odzyskanie książki! Zresztą w stanie nieco odmiennym od tego w jakim jej pożyczyłam...

Odpowiedz
avatar PieskiNiebieski
0 0

@nighty: Pożyczaj swoje książki prosząc o podpisanie rewersu. Ja tak pożyczam książki znajomym i nie zdarzyło się, żeby nie wróciły.

Odpowiedz
avatar anika1983
1 1

całe szczęście byłam w podstawówce w aktywie bibliotecznym i miałam do woli dostęp do książek. Swojemu dziecku kupuję sama, czasem wypożyczy lub wymienia się z kolegami w klasie. 11 lat, komputer, tv z kablówką w domu, ale miłości do książek nie zabiło :) Chyba, że do lektur, choć jak ostatnio kilka tygodni go do jednej zmuszałam, to potem cały dzień go nie mogłam od niej oderwać :D Przykład idzie od rodziców, szkoła raczej do czytania nie przekonuje albo i utrudnia czasem jak powyżej

Odpowiedz
avatar emia29
0 0

Również mam awersję do bibliotek. U mnie jest to jednak trochę inna sprawa - nasza biblioteka jest podzielona na "dla dzieci" i "dla dorosłych". Tą pierwszą przejrzałam całą, przeczytałam co mi się podobało (jestem dość wybredna, jeżeli chodzi o gatunki). Próbowałam wypożyczyć coś z tej dla dorosłych (czyli właściwie od 16 lat). No i nie mogę. Jestem za młoda. No okej. A na mamę mogę? No mogę. Ale za założenie karty mama musi płacić, bo jest zameldowana po za miejscem zamieszkania. A ile? 50 zł. rocznie. Kurtyna. A tak tylko dla pochwalenia się: Gdy miałam jakieś 5 lat, w przedszkolu pani kazała mi "pytać" innych z jakości czytania i wystawiać im oceny, które ona wpisywała do czegoś w rodzaju dziennika. Lepszej pochwały za umiejętność płynnego czytania w tym wieku nie miałam :)

Odpowiedz
avatar Virginia75
0 0

Moja koleżanka miała taka sytuacje, w sumie z ta sama bibliotekarka, które gęgała ,że książki popularnonaukowe to dla studentów. Szukała czegoś dla siebie w polce z kryminałem,/sensacja i usłyszała, że to książki dla dorosłych są. Dopiero jak grzecznie wytłumaczyła ze ona już skończyła 18 lat miała spokój, oczywiście nie obyło się bez marudzenia, ze długo szuka.

Odpowiedz
avatar JoTA
0 0

Nie martw się o młode pokolenie, już rozszerzam książkocholizm ;D Zarażeni: 3 koleżanki (podstawówka) w ciągu tego roku, poza tym nałóg odnowiony u: 2 osób. Mój nałóg rozwinął się do minimum jednej 300-stronnej tygodniowo, po podliczeniu okazało się, że przez rok przeczytałam takich 130 ;) Jedna bibliotekarka jest zła, druga gdyby mogła, to pożyczyłaby mi regał do domu ;P Zależy na jaką się trafi, ja przerobiłam obydwie. A, przy okazji: "Dwie strony medalu" J. M. R. Michalskiego. Po-le-cam!!! ;)

Odpowiedz
Udostępnij