Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dobra, historia obrzydliwa z lekka. Taki mocniejszy powrót po chwilowej nieobecności tutaj.…

Dobra, historia obrzydliwa z lekka. Taki mocniejszy powrót po chwilowej nieobecności tutaj.

Ogólnie akcja miała miejsce kilka lat temu. Takie wczesny wieczór, lipiec. Na dworze przyjemnie ciepło (żeby nie powiedzieć gorąco).

Wezwanie. Nie do końca typowe bo dyspo wyraźnie nam (nawet kilka razy) podkreśliła, że kurator zawodowy wzywa. Pierwsza reakcja - grubo będzie. Jak kurator wzywa pogotowie, nigdy nie jest to wezwanie w dzielnicy willowej czy nawet w zwykłych blokach.
Dojeżdżamy (wioska), stare domy, trochę jak kamienice. Raczej niezbyt przyjemna okolica. Wszędzie psudograffitti na murach, kocham jolę, je*ię policję i tym podobne. Stoi policja, stoi kurator, zasłania sobie usta i nos jakąś chusteczką. Blady jak ściana, lekko przechodzący w kolory zielone. "No trup!" - myślę sobie. "Idioci wzywają nas, podstawowych, do trupa!" - kończę myśl.

Staram się ogarnąć i przygotować na każdy widok. W radiowozie zaparkowanym koło kamienicy siedzi dwóch łepków, na oko 8 może 9 lat. Podchodzę z kolegą i wypytuję. Kurator prowadzi nas na klatkę, obdrapana, zaniedbana, śmierdząca. Na chwile odwraca się, bierze głęboki oddech. Ma w oczach łzy - kto go tam wie czy ze smutku czy smrodu. Zasłania twarz i idziemy dalej na górę. Pierwsze piętro, drugie... Smród się nasila, nasze miny zaczynają rozpływać się w nieznacznym grymasie. Stanęliśmy przed drzwiami. Kurator patrzy na nas i cichym głosem mówi żeby się przygotować.

Po otworzeniu drzwi buchnął smród tak silny, że ugięły się nam kolana. Naszym oczom ukazuje się jakaś melina (bo mieszkaniem tego nie nazwę). Kurator znów zrobił kilka kroków do tyłu i wychylając głowę możliwie najdalej zaczerpnął, i tak nieświeżego, powietrza. Musieliśmy uważać żeby nie wdepnąć w wymiociny. Leżały wszędzie! Po przedostaniu się przez pierwsze pomieszczenie dotarliśmy do właściwego miejsca. Na czymś co kiedyś było kanapą leży jakaś kobieta. Kobieta? Być może coś co kiedyś nią było. Żyła. Nad jej głową było wiaderko, widząc w środku brązową, maziowatą ciecz nawet nie próbowaliśmy zgadywać co tam jest. Ze znanych tylko sobie powodów była cała we krwi, nie miała na sobie spodni. Smród potu, fekaliów i innych przyjemnych rzeczy mieszał się powodując wręcz atomową miksturę dla wszystkich w pomieszczeniu. Poza menelindą, ona wydawała się nie zauważać, że ma wiadro z gó... ekhem, ekskrementami nad głową i nie myła się pewnie od dłuższego czasu.

Była przytomna, reagowała, rozmawiała. Trzeźwa. Jej głowa była rozbita, ale trochę strach było dotknąć to, co przypominało włosy, w których mieszkała już niezła kolonia pasożytów. Nie bardzo było jak zbadać lepiące się od krwi i wymiocin rany. Chcieliśmy zorganizować jakiś transport do szpitala, żeby tam się tym zajęli (wybaczcie, ale nie chcieliśmy jej brać naszą wypucowaną karetką bo by resztę dnia była nieczynna zanim by ktoś doprowadził to do względnej sterylności). Nie zgodziła się, była agresywna, więc wkroczyli policjanci (którzy do tej pory stali przed "mieszkaniem"). Później widziałem jednego jak wymiotował do śmietnika na dole.

Szybka konsultacja z szefem, zmuszać czy nie zmuszać. Nie zmuszać. Kontaktuje? Tak. Jest pijana? Nie. Umiera? Nie. Coś jej zagraża? Oprócz uduszenia się w tym smrodzie nic. Zostawić. Za wiele nie zrobiliśmy, kurator uznał, że się wykrwawia dlatego nas wezwał. Na moje oko rana głębsza, ale miała kilka dni.

Szkoda mi tylko tych dzieciaków, którzy siedzieli w samochodzie. Kurator kontrolował fakt zgłoszony ze szkoły, że dzieci nie pojawiają się od jakiegoś czasu, twierdzi, że poprawiało się, że już był porządek, już przyjeżdżali sprawdzać rzadziej i rzadziej... A tu taki cyrk. Nie rozumiem jak można urządzić takie piekło własnym dzieciom. Nie wiadomo ile dni żyły z matką w takich warunkach. Były głodne i brudne. Podziękował za współpracę, powiedział, że teraz z policją odwiozą młodych do zakładu opiekuńczego i wystawi prośbę o natychmiastowe umieszczenie tam dzieci (przez sąd) na stałe. Oby...

Praca praca

by zaszczurzony
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar AyatiSajani
28 30

Aż ciężko sobie wyobrazić jak coś takiego jest możliwe.. Człowiek żyje sobie spokojnie, chodzi do pracy, jest otoczony najróżniejszymi ludźmi, mniej lub bardziej dziwnymi.. Czasami, w bardziej skrajnych sytuacjach wydaje się, że to już szczyt piekielności... a tu spotyka się z takim opisem... I aż ciężko uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się gdzieś obok nas, że ludzie tak potrafią żyć, do takiego stanu się doprowadzić i że są dzieci, które są na to skazane.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
22 32

A jak odebrali dzieci temu facetowi z Krakowa co je bił, to się jazgot na całą Polskę zrobił jak to można w ogóle dzieci rodzicom odbierać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 maja 2013 o 12:12

avatar plytkozerca
1 7

A nie napisałeś nic że kiedyś to się biło dzieci i było okej a teraz się lewaki czepiają?

Odpowiedz
avatar Nikt9012
10 14

Pewnie mnie zminusują, ale powiem, że bicie dzieci nie jest dobrym posunięciem. Dosyć lekki klaps, który bardziej upokarza niż boli? Jeszcze zniosę, ale bicie dzieci mocno, jest złe według mnie.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
1 5

@pltykozerca. Nie napisałem bo akurat do tej historii bardziej pasuje trolling taki jak powyżej.

Odpowiedz
avatar Agness92
1 1

@Drill: poczytaj coś o sprawie Bajkowskich (bo chyba o nich piszesz) zanim się wypowiesz

Odpowiedz
avatar szukamnicka
2 2

Problem w tym, że tam dzieciaki były czyste, zadbane i wcale nie chciały do domu dziecka, nawet fakt bicia nie był udowodniony - i takiemu dzieci odebrano, chociaż był nawet gotów dla ich dobra wyprowadzić się z domu. Tu natomiast pewnie trochę czasu upłynie zanim procedury prawne wdrożą i pewnie menelindzie, jak okaże skruchę, dzieci oddadzą. Za to tamci rodzice nie mogą się doprosić o zwrot dzieci. Czujesz różnicę Drill_Sergeant?

Odpowiedz
avatar j3sion
25 25

Jak się nad tym zastanowić to chyba żaden zwierzak będąc na wolności nie doprowadza się celowo do takiego stanu w jakim żyją niektórzy ludzie. Chyba nie istnieje zwierzak który nie dbałby o własną higienę, srał pod siebie i egzystował.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
56 58

Powiem tak: póki ktoś sam dokonuje na sobie takich aktów, to mnie to nie obchodzi. Lubi sobie rzygnąć na stopy? Spoko. Każdy ma jakieś hobby. Co mi do tego? Ale kiedy ktoś skazuje na to osoby trzecie, w tym dzieci, to wtedy to już mnie totalnie wku... Ktoś chce "żyć" w ten sposób? No ok. Ale czemu skazywać na to innych, którzy niekoniecznie mają na to chęć? Lub wręcz przez to nie znają innego życia...

Odpowiedz
avatar yerbamaate
9 9

horror, aż mnie ciary przeszły. Przed chwilą czytałam o nieodpowiedzialnej matce ale to...ja pier...aż serce boli :(

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
16 18

Kurde, właśnie chciałem zedytować błąd i w tym momencie poleciało na główną :) Szit :)

Odpowiedz
avatar Jewzenice
3 11

Ogólnie to, co opisałeś, to jakaś totalna masakra i podejrzewam, że to nawet w jej dzielnicy byłoby uznane za patologię, ale zastanowiła mnie pewna rzecz. Piszesz, że mieszkanie całe zarzygane, wszędzie totalny bród, smród, chlew, a pod sufitem podwieszone wiadro z fekaliami lub innym podobnym cudem. Kobieta posiada rany, zarówno na ciele, jak i na głowie, leże na kanapie naga i we własnej krwi, a robactwo żyje w jej włosach oraz pewnie innych zakamarkach. Możliwe, że z punktu widzenia dolegliwości fizycznych nie byłoby bezpośredniego zagrożenia życia, ale tutaj trzeba by się było zastanowić nad przepisami ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Ewidentnie widać, że kobieta miała chociażby czasowe zaburzenia i stwarza zagrożenie dla siebie oraz innych. To pozwalałoby ją zabrać na 48h na oddział, wtedy też zostałaby umyta, opatrzona, zbadana i ewentualnie skierowana na dalsze leczenie. A tak nie wiadomo czemu mieszkanie i ona były w takich stanie, nie wiadomo co stało się wcześniej, kobieta została zostawiona sama sobie. Wg mnie został popełniony błąd, trzeba było jej pomóc, nawet jeśli w początkowej fazie by tego na pewno nie chciała.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
17 21

Nie została sama sobie, kurator jeszcze tam był (zabrał też stamtąd dzieci). Kobieta kumająco odpowiadała na pytania, odmówiła zabrania, podpisała dokument - na siłę jej nikt nie zabierze, nie jest ubezwłasnowolniona, więc nikt nie może zdecydować za nią. Nie było bezpośredniego zagrożenia życia, to że była brudna i śmierdząca nie znaczy, że umierała. Miała ranę (jedną, na głowie, kilkudniową, ubrania były poplamione krwią, ale kiedy obejrzałem ją z grubsza nie zauważyłem żadnych innych) a ze względu na warunki nie można się spodziewać, że zakażenia by nie było, ale nie krwawiła. Czy rzygi były jej? Nie wiem, podejrzewam, że nie bo inaczej musiałaby być skrajnie odwodniona, a nie była. Dobrze zauwazyłaś, to POZWALAŁO zabrać ją na oddział (co chcieliśmy zrobić załatwiając karetkę T), ale nie ZMUSZAŁO nas do zabrania jej siłą (była przytomna, mieliśmy ją w łeb, związać i przypiąć do noszy?). Kurator twierdził, że będzie próbował załatwić jej jeszcze szpital, spróbuje ją namówić, ale więcej nikt nie zadzwonił, więc nie wiem.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
9 11

Co do ran - wiem, że w tekście jest błąd, źle naisałem, rana była jedna - pisałem wyżej o tym, że chciałem to poprawić, ale kiedy edytowałem tekst poleciał na głowną i nie zapisała się edycja. :)

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
10 12

Aha i nie była naga, nie miała spodni, ale resztę ciuchów jak najbardziej miała na sobie. Nie mogę edytować komentarzy i takie combo mi wychodzi teraz. ;) Siedzieliśmy tam długo, prośbą ją, groźbą, konsultacja z szefem - nie to nie. Poza tym jakoś we mnie mało współczucia do niej było... Zgotować to sobie - ok. Swoim dzieciom...? Pozwól, że nie odpowiem.

Odpowiedz
avatar Jewzenice
-5 17

Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego pozwala na zabranie osoby, która nie jest ubezwłasnowolniona oraz która nie wyraża zgody na takie zabranie :), wystarczy, że chociażby z powodu przemijającego stanu psychicznego zagraża sobie lub innym. Nie przekonały mnie Twoje uzupełnienia, możliwe, że patrzę na to bardziej z punktu prawnego niż medycznego. Poza tym nieśmiało wspomnę, że pogotowie często zabiera bezdomnych i pijanych (często 2 w 1) pomimo ich protestów, a teraz podkreślasz, że nie była pijana jakby to był wyznacznik brać/nie brać. Rozumiem, że w momencie Waszego przybycia był z nią logiczny kontakt, jednak coś ją wcześniej "zaćmiło" i doprowadziło do tego stanu. Możliwe, że ma początki jakiś zaburzeń i akurat w momencie Waszej obecności objawy nie występowały. W komentarzu piszesz również, że kurator miał się starać dla niej o szpital. Rozumiem z kontekstu, że chodzi o zakład psychiatryczny, bo do zwykłego to Wy mogliście ją zabrać. No i to jest nawet zabawne, bo z jednej strony kobieta kontaktowa, odmawia zabrania, z drugiej jednak szpital może się przydać :), czyli może jednak trzeba było brać na obserwację? Sytuacja nie była prosta i jednoznaczna, decyzja też nie najłatwiejsza, ale jak dla mnie coś tu zostało skopane. Jakby była pijana to byście ją zabrali pomimo protestów? :) Bycie pijanym nie powoduje automatycznie wyłączenia możliwości decydowania o sobie.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
17 19

Nie dogadaliśmy się. Kurator i tak musiał tam siedzieć (powtarzam co nam powiedział) i obiecał, że spróbuje babe namówić żeby dała się tam zabrać (nie do psychiatryka żadnego bo z nią wszystko ok poza tym, że była zwykłą pijaczką tylko akurat trzeźwą - po to właśnie miała kuratora, bo chlała tylko podobno długo był spokój i alkoholizm to jej jedyna przypadłość z tego co mówił kurator). Siedzieliśmy tam wystarczająco długo, ileż można siedzieć i prosić się? Podpisała dokument, że nie chce być zabrana i miała do tego prawo (bo czasem ludzie nam odmawiają, mamy taki osoby dokument, w tym dokumencie jest zaznaczone, że została poinformowana o tym co jej zrobią, jakie jest zagrożenie jeśli nie pojedzie, że odmawia dokładnych badań i przewozu do szpitala - odpowiednie punkty zostały odfajkowane), a ja z kolei nie miałem prawa jej tego zabronić. Istnieje możliwość, że kurator później po prostu załatwił transportówkę bo się zgodziła i nie wzywał nas drugi raz bo bez sensu - naszą karetką i tak byśmy jej nie zabrali. Nie zbawię świata, nie sprawię, że ludzie będzie zawsze robili to co dla nich najlepsze. Spełniam tylko swoje obowiązki i nie czuję się winny niezabrania tej kobiety. Ale rozumiem Twoje spojrzenie na sprawę. Być może też bym zastanawiał się czy dobrze postąpiono gdybym to nie ja tam był. Mi się zdarzało zabierać na siłę (nawet pijanych), ale pod warunkiem, że ktoś był ranny i to autentycznie zagrażało jego życiu. Jeśli coś ją wcześniej "zaćmiło" i doprowadziło "samo" do takiego stanu (właściwie to bardziej "mieszkanie" niż ją) to było to wcześniej, a w momencie rozmowy z nami było normalnie. Podjęła decyzje i musieliśmy to uszanować mimo, że już mieliśmy załatwiony transport dla niej. Czasem zwyczajnie nie zmusisz.

Odpowiedz
avatar kns0natalia
2 4

Nie bardzo rozumiem, skoro była trzeźwa to skąd te wymiociny i inne obrzydlistwa? Gdyby była alkoholiczką, to wtedy też byłaby pijana, a nie wymiotuje się od tak. Chyba, że zapraszała do siebie największą żulernię, ale też jeśli z nimi nie piła to dlaczego świadomie doprowadziła do takiego stanu "mieszkania". Nie ogarniam tej sytuacji i co miała w głowie.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
4 4

Kuratora miała bo ogólnie była pijaczką... Tylko akurat tego dnia była trzeźwa. I jak pisałem gdzieś w komentarzach to raczej to ona rzygała bo po takiej ilości musiałaby być wysuszona na wiór ;) podejrzewam, że kilka dni z rzędu się jakies żulerskie impry rozgrywały i gospodarz nie dała rady posprzątać przed wizytą kuratora ;) cięzko powiedzieć tak naprawdę, kurator nam wszystkiego też mówić nie mógł

Odpowiedz
avatar Blackdagger
0 0

Panie Zaszczurzony, pozwolę sobie z ciekawości zapytać: skoro "podstawowych" do trupa się nie wzywa, to kogo? "Eskę" czy jeszcze coś innego? Plus, z dziećmi było coś więcej czy tylko, miejmy nadzieje, głodne i brudne? (w sensie, nie złapały nic od tych warunków"?)

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
1 1

My mamy powiedziane, że jak jest trup mamy wezwać lekarza - prawidłowo czy nie, mamy tak powiedziane i tak robimy skoro nam każą. Z dziećmi było ok tylko były głodne i lekko odwodnione (nawet matka nie była...). Robiłem edycję żeby bardziej rozjaśnić sytuację i poprawić błędy, ale nie moglem zapisać bo weszło na główną. W każdym razie schodząc zaproponowaliśmy kuratorowi, że obejrzymy chłopaczków. Zgodził się. Trzeba ich było tylko wyszorować, "odrobaczyć" i nakarmić (nawet bardziej byliśmy skłonni ich zawieźć niż matkę, ale kurator powiedział, że skoro nic im nie jest to oni się już tym zajmą w ośrodku). BŁAGAM nie panuj mi! ;)

Odpowiedz
avatar Blackdagger
1 1

Ja nie wiem czy prawidłowo czy nie, dlatego się pytam i dziękuję za odpowiedź ;) Z panowaniem się postaram ;)

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
1 1

A tak na poważnie - nie mam takich uprawnień (bo chyba dziwnie zabrzmiało to co napisałem wcześniej ;)). Zgon może stwierdzić (znaczy się, formalnie i wypisać kartę zgonu... bo zauważyć to i ja zauważe, że nie żyje ;)) lekarz POZ (ale tu zdaje się są jakieś ograniczenia dniowe, jeśli w ciągu miesiąca widział pacjenta), lekarz, który był na miejscu i jakieś tam jeszcze miejscowe lekarzowe jednostki ;) Bo zdaje się niewiele (czyli nic) nie zmieniło się po 2006 roku (wejście w życiu ustawy o rm). Nie zacytuję Ci ustawy, bo zwyczajnie nie pamiętam, ale możesz sobie odgrzebać gdzieś w googlach. :)

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
1 1

Co do "prawidłowo czy nie" miałem na myśli, że może powinni to zmienić, normalnie, w ustawie. ;) Ale niestety nie ja o tym decyduję. ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 4

I dobrze, że jej nie pomogliście. Nie zasługuje na to. Zasługuje tylko na utopienie się we własnym gównie. Szkoda tylko tych dzieciaków.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
3 3

To nie jest tak żeśmy jej nie pomogli bo zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Zbadaliśmy na tyle ile się dało, załatwiliśmy transport i siedzieliśmy tam z nią. To ona nie bardzo chciała pomocy. ;) Więc określenie: "dobrze, że jej nie pomogliście" ma się raczej średnio do sytuacji. ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Kolego, wiem że nie było w tym Twojej woli aby jej nie pomóc. Uważam tylko że na taką pomoc nie zasłużyła.

Odpowiedz
avatar myszon
0 0

Boże święty... "Panie" zaszczurzony, sądząc po ilości historii które zamieszczasz na piekielnych i patrząc na to co opisujesz naprawdę trudno uwieżyć że "ludzie" mogą sie doprowadzić do takiego stanu. I juz kij z tym ze siebie, ale skazać na cos takiego dzieci!? Z tym większym szacunkiem patrzę na pracę w karetce pogotowia. (Uwaga, będę troche kadzić). I naprawdę świat byłby lepszym miejscem, gdyby bylo wiecej takich ratowników "z prawdziwego zdarzenia". Bo, tak akurat przypadkiem- wczoraj musiałem wzywać pogotowie; moja babcia miala strasznie wysokie cisnienie. Przyjechali... po pół godzinie (bylo troche po 21, wiec serio, korkow nie ma). Ale to pomijam, mogli mieć przecież jakas poważniejsza robotę. Ale. Przyjechali, zapytali co jest, dali tabletkę (babcia wzięła juz wcześniej 3 takie, nie pomogły). Posiedzieli chwilę, zmierzyli cisnienie, dalej duzo za wysokie. Stwierdzili ze juz spada i pojechali. Potem jeszcze długo trzeba bylo działać "na własną rękę"- uspokajać, leżeć itd. O zabraniu na oddział czy ekg nawet mowy nie bylo. Ale płaćmy na zus. Fajnie jest. Tym większy szacun, ze nie olewasz (jak wynika z Twoich opowiadań). Dobra. Rozpisałem sie. Jutro pisze maturę, oby tez mi poszlo tak dobrze... Edit. Jeszcze jedno. Osluchali babcie... przez bluzkę. W życiu sie z czymś takim nie spotkałem. Oczywiscie nic nie usłyszeli. Dzisiaj byla u lekarza 1-go kontaktu. Szmery w płucach, skierowanie na przeswietlenie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 maja 2013 o 0:11

avatar zaszczurzony
3 3

Nie bierz tego tak do siebie, te wszystkie historie wydarzyły się na przestrzeni wielu lat. To nie jest tak, że poszedłem raz do pracy i miałem pisania na dwa lata (bo tyle mniej więcej tu urzęduję). ;) To nie jest określenie czy ktoś jest "z prawdziwego zdarzenia" czy też nie - nie wiesz skąd jechali, jeśli karetka z Twojego rejonu była zajęta mogła wyjechać z rejonu sąsiedniego (najbliższego ale jednak dalszego). Ale to można sprawdzić jeśli pamiętasz oznaczenie na boku karetki. Nie chcę też podważać umiejętności "kolegów" ratowników bo nie widziałem tego badania to też średnio mogę się wypowiedzieć. Być może wielu moich pacjentów/rodzin pacjentów podobnie wyraziłoby się o nas. ;) W każdym razie trzymaj się i zdrowia dla babci.

Odpowiedz
avatar shemza
0 0

w wyobrazni mialem scene ze sloth z "se7en"

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 1

Nie rozumiej jednej rzeczy. Smród na dwa pietra niżej i żaden z sąsiadów nie reaguje?

Odpowiedz
Udostępnij