Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia @hiyorin25 (http://piekielni.pl/49357#comments) przypomniała mi niedolę mojego kuzyna, której w dzieciństwie kilkukrotnie…

Historia @hiyorin25 (http://piekielni.pl/49357#comments) przypomniała mi niedolę mojego kuzyna, której w dzieciństwie kilkukrotnie byłam świadkiem.

Pomiędzy mną a Adamem jest różnica kilku miesięcy – mianowicie o całe 5 jestem od niego starsza.
Cofnijmy się o grubo ponad półtorej dekady wstecz.
Ferie zimowe, mróz aż gile w nosie zamarzają, dużo śniegu, a to oznacza ni mniej, ni więcej, jak genialną zabawę dla dzieciaków. Moja mama zaproponowała mamie Adama, by Młody przyjechał do nas na tydzień, ja z Adamem dogadujemy się dobrze, atrakcji u nas sporo, także nudzić się nie będziemy.
Ciocia zastanowiła się, po czym stwierdziła, że ok, przyjadą oboje, bo ‘Adaś jest nazbyt rozbrykanym dzieckiem i nie wie, czy moja mama sobie poradzi z dwójką dzieci’. No nic, mama przystała na ten warunek, chociaż zachowanie cioci czasem doprowadzało ją do białej gorączki – ale o tym za chwilę.

Przyjechali. Cud, miód i orzeszki, bo z Adamem mamy i mieliśmy zawsze dobry kontakt. Uciecha dzieci i pierwsze pytanie: IDZIEMY NA SANKI?

No i tak w niedługim czasie po przyjeździe, po obowiązkowym obiedzie i mini – rozpakowywaniu (mini, bo w przypadku pakunków wyglądało na to, jakby ciocia wraz z synem mieli się u nas zainstalować minimum na 3 miesiące), ekspresowym ubieraniu się, z sankami jadącymi za nami, wyruszyliśmy na podbój górki położonej nieopodal.
Ważne dla historii – górka położona w lesie, jeden jej spad jest gęsto porośnięty drzewami, więc w przypadku zjazdu na sankach, może ten zjazd skończyć się tragicznie, toteż rodzice strzegą tego, by dzieciaki tam się nie zapuszczały.
Drugi zaś ‘stoczek’ jest dość łagodny, po bokach rosną jakieś tam pojedyncze drzewa, ale generalnie latem jest tam naprawdę szeroka ścieżka (dwa samochody mogłyby się spokojnie mijać) i tam właśnie było miejsce do zjeżdżania.

Dotarliśmy na miejsce. Adamowi strzeliła palma, dostał głupawki. Rzucał się na śniegu, robił orły, rzucał śnieżkami i biegał w kółko, jakby nigdy śniegu nie widział. Nawet mnie to skonsternowało, nie mówiąc o mojej mamie. Ciocia za to wpadła w panikę i biegnąc za uciekającym jej synem wykrzykiwała frazy typu: ‘Adaś, nie biegaj tak bo się spocisz i się przeziębisz!!!’

No nic.
Kiedy Adam nieco się uspokoił, a cioci opadło niebezpiecznie wysokie wcześniej ciśnienie, postanowiliśmy pójść na górkę pozjeżdżać na sankach.
Moja mama, znając mnie i ufając (zasada ograniczonego zaufania, ale jednak nadgorliwości u niej brak, na szczęście) została na dole bacznie obserwując co się dzieje, natomiast ciocia… ta z nami na górę. Ja usadowiłam się na swoich sankach i wio do przodu, dbając o to, by sanki za wolno nie jechały. Adaś za to… no bidulek został zaprowadzony przez mamę na mini stoczek, z którego ‘zjeżdżają’ dzieci w wieku 3 – 5. Mówiąc ‘zjeżdżają’ miałam na myśli to, że były na sznureczku prowadzone przez rodziców z małego pochylenia górki. To właśnie planowała ciocia.

Adaś z miną cierpiętnika przystał na taką opcję swojej mamy - czy miał inne wyjście? Moja mama za to, gdy to zobaczyła, podeszła do cioci i powiedziała jej coś na ucho. U cioci odmalowało się niezadowolenie, ale przytaknęła. Puściła Adama na górkę z której ja wcześniej zjeżdżam.
Młody ucieszony jak nigdy, biegnie ze mną na stoczek, już dosiada sanki, już chce się odpychać nóżkami, aż tu nagle, obok, materializuje się ciocia… No ale nic to! On już siedzi, już niemal czuje wiatr we włosach i własna matka mu w osiągnięciu celu nie przeszkodzi. ;)
Adaś jedzie, cieszy się jak szalony, steruje sankami jak umie najlepiej, ciocia biegnie obok z górki, niemal ślizga się na własnych butach przypominając serfera na fali, by odnotować na dole, że to zbyt niebezpieczne dla Adama. Że tak nie można! A co by było jakby się o drzewo rozbił?! Nic to, że najbliższe drzewo było w odległości dobrych 10 metrów w bok, ale ciocia swoje. Zaprotestowała, nadęła się i stwierdziła, że na dziś koniec zabawy.
My niepocieszeni, protestujemy, ale ciocia była nieugięta. Moja mama za to nie odezwała się ani słowem, patrzyła tylko dziwnie na ciocię. Postanowione, wracamy do domu.

A w domu… ciocia ‘rozpakowuje’ Adama. Buty, kurtka, czapka, rękawiczki etc. Mówiąc przy tym ‘A teraz zdejmiemy kurteczkę… a teraz czapeczkę,… a teraz rękawiczki… a teraz szaliczek’. Młody się buntuje, bo przecież taki wstyd przed kuzynką… A ciocia dalej swoje.
Za chwilę słyszymy: ‘Adasiu, idź umyj rączki’.
Adaś grzecznie udaje się do łazienki umyć rączki.
Chwilę później: ‘Adasiu, a nie chce Ci się siusiu?’
Adaś grzecznie odpowiada: ‘Nie, nie chce mi się siusiu.’
Ciocia: ‘Ale Adasiu, dawno nie byłeś w ubikacji’

I tak w koło Macieju.
Mama Adasia przeszła za to samą siebie, gdy któregoś dnia pobytu, po powrocie ze spaceru Adam udał się do WC, po zakończonej czynności umył ręce, siłą rzeczy sądziliśmy więc, że ciocia do niczego się nie przyczepi. O naiwności.. Wywiązał się taki oto dialog (C)iocia, (A)daś:
C: Byłeś w ubikacji, tak?
A: Tak mamo.
C: A co robiłeś?
A: (z miną WTF) no mamo…..
C: No powiedz, przecież wszyscy się wypróżniają.
A: (teatralnym szeptem) robiłem kupę.
C: A pupę dobrze wytarłeś?

Takiego buraka jak wtedy u Adama więcej nie widziałam. Chłopak był totalnie zażenowany, nie mniej niż moja mama. Mnie to natomiast rozbawiło. Żal mi było kuzyna, ale jego mama wówczas wydawała mi się po prostu śmieszna i upierdliwa. Dla Młodego był to po prostu koszmar.

Po tym zdarzeniu, mój tata w krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnił na osobności swojej siostrze kilka rodzicielskich spraw. I o ile do końca ferii mieliśmy z Adamem względny spokój, tak po ich powrocie do domu wszystko wróciło ‘do normy’.
Od tamtej pory na sanki wychodziliśmy wyłącznie z moim tatą, ciocia i mama zostawały w domu. Dla spokoju dzieciaków i w trosce o bezpieczeństwo cioci – a może i na odwrót… :)

O ile w historii @hiyorin25 dziewczynce odpowiadało takie nadgorliwe wychowywanie rodziców, tak Adam buntował się odkąd pamiętam.
Przykre jest to, że ciocia do teraz nie zauważyła faktu, że Adam zwyczajnie stał się dorosłym mężczyzną, a nie pozostał jej małym chłopcem i obrażona o nierespektowanie jej zdania, nie utrzymuje z synem kontaktów.
Może na szczęście dla niego?

Edit: W czasie wyżej opisanych ferii zimowych mieliśmy z Adamem po 9 lat. :)

ciocia

by lapidynka
Dodaj nowy komentarz
avatar toomex
9 11

Podałaś różnicę wieku, mniej więcej czas wydarzenia, ale zapomniałaś podać wiek jaki miałaś gdy to się działo. W historii można jedynie dociec, że to było więcej niż 5 lat, a taka informacja wydaje się być dosyć istotna :)

Odpowiedz
avatar lapidynka
4 6

Słusznie. :) Już dodaję.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
-3 19

Ja proponuję żeby każde dziecko w wieku np. 8 lat wyjeżdzało obowiązkowo na roczny Obóz Hartowniczy z dala od rodziców. Tam by wszystkie dzieci żyły wspólnie i przechodziły pod okiem wyszkolonych opiekunów (oprócz normalnych zajęć szkolnych), kurs relacji interpersonalnych i samodzielności.

Odpowiedz
avatar anndab7
5 9

Popieram, może niekoniecznie od razu obóz hartowniczy, sam obóz / kolonie wystarczą. Ja jeździłam od 1-szej klasy szkołī podstawowej i uważam, że to dobra szkoła samodzielności. Wprawdzie znałam inne dzieciaki (zespół taneczno-harcerski), ale z dala od domu, to z dala od domu. Do rodziców wysyłało się kartkę i koniec. Oni jak chcieli też mogli pisać. I nikomu się krzywda nie działa, nikt nie grymasił, że tego nie chce, tego nie je, a tego nie potrafi.

Odpowiedz
avatar gorzkimem
2 12

Problem w tym, że obecny rząd bardzo chętnie przyjąłby takie rozwiązanie, gdyż lubuje się w akcjach indoktrynacyjnych od żłobka, poprzez cały system edukacji, a później akcje medialne, odbieranie dzieci rodzicom, inwigilacja poprzez służby socjalne itp. Na szczęście rodzice niechętnie pozbywają się swojego wpływu na wychowanie własnych dzieci, o czym świadczy choćby akcja przeciwko posyłaniu sześciolatków do szkoły.

Odpowiedz
avatar Agness92
2 2

My od drugiej klasy podstawówki mieliśmy co roku zielona szkołę.

Odpowiedz
avatar Miryoku
0 2

Agness92, ale na taką Zieloną Szkołę na pewno nie jechały wszystkie dzieci, choćby z przyczyn finansowych.

Odpowiedz
avatar Elewator
4 6

Przymusowe obozy dla dzieci? Oczywiście przymus musiałoby wywrzeć państwo? Ten pomysł... śmierdzi. Państwo powinno zaprzestać wtykania nosa w sprawy obywateli, a nie wtykać go jeszcze głębiej.

Odpowiedz
avatar Kropucha
9 11

I tak dobrze, że ciotka tylko pytała, a nie kazała mu się wołać jak skończy robić kupę :)

Odpowiedz
avatar blabla
0 4

Znam przypadek, gdzie mamusia podcierała tyłek córce aż ta skończyła 7 czy 8 lat...

Odpowiedz
avatar snapper
-1 3

Też znam przypadek, gdzie ośmioletni dzieciak domagał się podcierania sobie tyłka.

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 7

To mi przypomina mojego kolegę z gimnazjum. Jego rodzice mieli go dosyć późno i być może dlatego jego mama była taka nadopiekuńcza, jeździła z nami na obozy jako jedna z opiekunek. Kolega był delikatny, ale bardzo lubiany, buntował się jak matka przychodziła i 15-letniemu chłopakowi kazała "włożyć kurteczkę, bo się przeziębi", albo "nie biegać, bo się spoci".

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
1 5

Czy Twoja ciocia sama wychowywała Adama?

Odpowiedz
Udostępnij