Mieszkam w akademiku. Każdy ma jakieś wyobrażenie na temat tutejszych warunków. Pewnie sporo osób wyobraża sobie brud i robactwo. Nie, nie jest tak źle. Robactwo jest zwalczane, gdy tylko się pojawi, a panie sprzątaczki na bieżąco usuwają zagrożenia. Problem polega na czymś zupełnie innym.
W miastach żyją ptaki. Póki jest ciepło, znajdują sobie schronienia i jedzenie, nie są uciążliwe dla mieszkańców. Zimą jednak, kiedy temperatura znacznie spada, ptaki ciągną do ludzi, bo to oznacza ciepło i darmową wyżerkę. Zauważyły to nawet gołębie. I w ilościach trudnych do określenia okupowały korytarze akademika.
Były wszędzie.
Idziesz pod prysznic - z kabiny wylatuje gołąb.
Smażysz naleśniki - słyszysz za plecami gruchanie. Nie wypędzisz, bo gdy próbujesz to zrobić, ptak miota się jak opętany po całej kuchni, również nad jedzeniem. Nie ryzykujesz.
Idziesz korytarzem - omijasz ślady przelotu stada gołębi.
Wracasz z zajęć - sąsiadowi pod drzwiami do pokoju zagląda ciekawski gołąb.
Działania zwalczające ptactwo?
Zamykanie okien i drzwi. Wszystkich. Szczególnie wyczuleni byliśmy na dostęp do kuchni. Nie pomagało, strach było przejść korytarzem, żeby przypadkiem nie otrzymać prezentu.
Wybrałam się do administracji, pod którą podlegam. Okazało się tam, że problem był nie raz zgłaszany, sprawa szła dalej - efektów brak. Odesłano mnie do administracji ogólnej.
Poszłam, wyjaśniłam. Pani wzięła w rękę słuchawkę:
- Panie Władziu, studentka zgłasza, że na górze są gołębie. Proszę pozamykać okna, żeby nie miały się jak dostać.
Nie zdołałam wyjaśnić, że gołębie nie wpadają przez okna, a dziurę w drzwiach na strych. Nie. Ptaki wlatują przez okna.
Wieczorem okna były pozabijane gwoździami. W kuchni nie dało się wytrzymać, bo nie dało się okna nawet uchylić, a po całym dniu gotowania panował tam okropny zapach.
A gołębie przez następny miesiąc rządziły korytarzem. Wyniosły się same dopiero, gdy temperatura nieco wzrosła...
Akademik
Ta historia mnie powaliła. Jak niemal zawsze zachowuję "stoicki spokój" podczas czytania historyjek, tak teraz nie mogłem powstrzymać śmiechu. Absurd całej tej sytuacji mnie rozłożył.
OdpowiedzGłupie pytanie: Kraków?
OdpowiedzWidzę, że problem jest powszechny. Nie, nie Kraków.
OdpowiedzMiałam o to samo zapytać :) Problem jest powszechny, ale zdaje się, że tutaj te ptaszyska są wyjątkowo bezczelne. Nie wiem jak teraz, ale swego czasu widziałam je koczujące w budynku dworca głównego, a nawet w restauracji o.O
OdpowiedzJa widziałam równie bezczelne gołębie... w pewniej sieciówce pizzerii, latem, czekały w ogródku na to, aż ludzie zamówią pizzę, skosztują, zapłacą i oczywiście coś zostawią... po czym gołąbki informowały chyba całą swoją rodzinę i zlatywało się ich około 20. Kelnerki były dość bezsilne...
OdpowiedzTeż mi się skojarzyło z Krakowem ale sprzed 27 lat ;)
OdpowiedzTrzeba było nasypać na parapety ziarna zmieszanego z trutką na szczury.
OdpowiedzI potem znajdować wszędzie padłe ptaki? Już pomijam niehumanitarność takiego rozwiązania, ale wyobrażasz sobie ten smród?
Odpowiedz@grupaorkow - wyjaśnij 'humanitarność' działań ze zwierzętami? Wedle słownika wyjazów obcych - poszanowanie człowieka, jego godności, pragnienie oszczędzenia mu cierpień. W jaki to sposób można je traktować po ludzku? To zwierzęta. Nie znoszę, gdy ten zwrot jest używany w stosunku do zwierząt.
OdpowiedzTrutka na szczury to nie cyjanek, nie działa w kilka sekund po zjedzeniu. Potrzeba około 2-3 dób, by taka trucizna aczęła działać. Jest to celowe działanie, żeby szczur nie skojarzył tego konkretngo pokarmu z niebezpieczeństwem. Gołębie żrące zatrute ziarno nie padają od razu, więc nie będzie setek trucheł w jednym miejscu. Zresztą te gołębie i tak prędzej czy później padną, to się dzieje cały czas. Druga sprawa - gołębie miejskie nie mają naturalnych wrogów (albo mają ich nieproporcjonalnie mało w stosunku do liczebności własnej populacji). Efektem tego jest wysoka przeżywalność ptaków chorych, stanowiących potencjalne zagrożenie dla innych gatunków i człowieka. Wielokrotnie widywałem w Krakowie gołębie porzebijane na wylot szpikulcami umieszczanymi na budynkach w celu ich ochrony. W naturalnym środowisku takie ptaki szybko stałyby się zdobyczą dla drapieżnika. W miastach Europy populacje goębi są kontrolowane, za ich dokarmianie grożą kary. Na krakowskim rynku mozna kupić kubek ziarna dla ptaków, nikt nic z tym nie robi, a zabytki niszczeją od guana.
OdpowiedzA co jest lepsze - wyrzucenie ptasich zwłok, czy zostanie obesranym? Trutka to dobra idea.
OdpowiedzSwego czasu w Gliwicach gdzie studiowali studenci z Wietnamu w kampusie wyginęły wszystkie psy, skończywszy na patelni. Może jakby nasprowadzać takich Chińczyków czy Wietnamczyków to gołębie by wyłapali na rosół?
OdpowiedzSą. Z wymiany studenckiej. Mój korytarz jest zapełniony wszelkiej narodowości cudzoziemcami. W tym Azjatami. Jakiś Murzyn ganiał gołębia w okolicach kuchni, ale jestem prawie pewna (zawsze pozostaje szansa, że jednak się mylę), że ptaszysko po prostu zalazło mu za skórę. Żeby nie było, nic nie mam do czarnoskórych czy innych "kolorowych", to przypadek, że akurat on tego gołębia ganiał.
OdpowiedzGołębie żyjące samopas w mieście są prawdziwymi inkubatorami dla wszelkiej maści pasożytów i choróbsk. Jedzenie ich to gwarancja choroby. To wyjątkowo brudne ptaki.
OdpowiedzNa takich niechcianych lokatorów polecam kuliste kapsułki stalowe z domieszką miedzi ϕ4,46-4,5mm podawane z siłą 17J
OdpowiedzPodobno na nadmiar myszy czy szczurów w piwnicach pomaga wypuszczenie pewnej ilości amoniaku albo chlorowodoru - może tutaj, we współpracy ze wszystkimi mieszkańcami - też by zadziałało?
OdpowiedzA po co się szczypać? Lepiej wypuścić SARIN.
OdpowiedzPrzyda Wam się służbowy kot. Chociaż jeden na piętro ;)
OdpowiedzPolecam :) U mnie już nawet za bardzo nie siadają na parapecie :D Kot był bardzo dumny, jak udało mu się wyrwać z doskoku jednemu pióro z tyłka, a jak potem z nim paradował :D
OdpowiedzKot oczywiście, byłby dumny. I pewnie szybko by się ptactwa pozbył. Wiem, jak szybko mój kocurek pozbyl się myszy, gdy się u mnie pojawiły. Ale kotem trzeba się zaopiekować. Załatwić kuwetę i miejsce do spania, dokarmić. A biorąc pod uwagę liczbę ludzi na korytarzu, miałby tyle jedzenia, że mógłby nawet nie patrzeć na gołębie. I niestety, w akademiku jest zakaz trzymania zwierząt.
OdpowiedzZgłoście do administracji, że ktoś założył hodowlę gołębi ;)
OdpowiedzNie sądzę, żeby nawet nażarty kot oparł się pokusie zapolowania na gołębia. Koty polują, bo tak im każe instynkt, one po prostu to uwielbiają. Jak są dobrze odżywione, to zdobyczą się pobawią i zostawią, ale samego polowania nie odpuszczą.
OdpowiedzMyślę, że gołębie też by nie czekały, aż je kot wyłapie, tylko widząc niebezpieczeństwo pomału by się zaczęły wymeldowywać.
OdpowiedzJak jest zakaz posiadania zwierząt w akademiku to trzeba zgłosić, że kot należy do tej samej osoby, co gołębie :P
Odpowiedz''A gołębie przez następny miesiąc rządziły korytarzem. '' władcy przedsionków :D A juz myslałam że to tylko u nas w Instytucie taka wiocha ze gołębie wpadają na wykłady. Dobrze, że jedzenia nie ma bo by zostały na zawsze.
OdpowiedzZawiadamiasz Sanepid o podejrzeniu wystąpienia chorób zakaźnych przenoszonych przez gołębie. Ich listę znajdziesz choćby tu: http://www.kolce.bema.katowice.pl/ptaki_choroby.html
OdpowiedzJednego nie rozumiem - jeśli problemem była jedna dziura w drzwiach, to czemu nikt nie wpadł na to że sprawę załatwi jedna deseczka i dwa gwoździe (lub więcej jeśli dziura była spora)? Czy lepiej się męczyć, narzekać, zgłaszać administracji, niż samemu się ruszyć?
OdpowiedzOtóż, nie mamy jak się tam dostać. Wejście na strych jest zablokowane kratą. Niestety, nie jednym kawałkiem, a kilkoma. Przerwy są wystarczająco duże dla gołębia i za małe dla kogoś poza drobniutką dziewczyną. Wyślecie, panowie, drobną studentkę, żeby wspinała się po kracie na wysokości 9. piętra i zabijała dziurę deseczką? Ktoś najpierw musi tę kratę otworzyć, a zrobić to może tylko administracja (nas mogliby wywalić za celowe niszczenie).
OdpowiedzCóż, tego szczegółu brakowało w historii, bo z tego co napisałaś wynikało, że na tym piętrze mieszkała grupa bardzo nieporadnych ludzi. Tak więc zwracam honor.
OdpowiedzJak czytałam tą historię co chwila przechodziły mnie dreszcze. Mam ornitofobię i po prostu nie wyobrażam sobie życia w takich warunkach. To taka wyjątkowa sytuacja, czy dzieje się tak w innych akademikach?
OdpowiedzA mówią, że studenci głodni chodzą. Taki rosół z gołębia podobno dobry jest :D
OdpowiedzTylko gołąb musi być przebadany :P
Odpowiedzhttp://img1.joyreactor.com/pics/post/funny-pictures-auto-pigeon-chicken-382231.jpeg :D
OdpowiedzGołębie w miastach to takie samo "robactwo" jak szczury. Tak też należy z nimi walczyć. Bezwzględnie. Są też, jak na śmieciojady przystało, stosunkowo inteligentne. Znajomy strzelał do nich jakiegoś ASGa. Pomogło, okupowały wszystkie okoliczne balkony. Brutalne, ale "albo my, albo one" :D
OdpowiedzU mnie w akademiku też mieliśmy problem z gołębiami, może nie w takim stopniu jak autorka historii, ale cały rok mieszkały w takich wywietrznikach (nie wiem jak to się fachowo nazywa) i hałasowały, podobno na wyższych piętrach zdarzyło im się zawędrować pod prysznic czy do toalety. W końcu kierowniczka postanowiła załatwić sprawę i załatwiła założenie specjalnych kratek na te wywietrzniki. Efekt? Atak obrzeżka (coś w stylu kleszcza, który pasożytuje na gołębiach) na cały akademik, sporo osób pogryzionych. Potem dwa tygodnie lokowanie studentów po innych akademikach, bo konieczna dezynsekcja (w rzeczywistości powinna być przeprowadzona przed założeniem kratek). Sprawa nigdzie dalej nie wylądowała, kierowniczka obniżyła o połowę opłatę za akademik za ten miesiąc i sprawa rozeszła się po kościach. Obecnie nie mamy ani gołębi, ani obrzeżków :)
OdpowiedzChciałem napisać o sposobach, jednak przedmówcy praktycznie wyczerpali temat. Może warto było nasłać na własny akademik kontrolę sanepidu, zmusiłoby to może administrację do działania. btw. historia jest klasycznym przykładem "gotowanej żaby" bo gołębie powoli zdobywały teren, a mieszkańcy im na to pozwalali. Gdyby mi przyszło, zmierzyć się z taką sytuacją, to bym wytruł, wystrzelał, kotem poszczuł, w ostateczności kijem wytłukł.
Odpowiedz