Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

I ponownie o ocenach niedostatecznych. Część druga. Swojego czasu przejęłam pod opiekę…

I ponownie o ocenach niedostatecznych.

Część druga.

Swojego czasu przejęłam pod opiekę dydaktyczną pewne klasy szóste. Dzieci uczyły się szósty (a niektóre nawet siódmy, wliczając zerówkę) rok języka angielskiego i przerażające jest to, że niektórzy nie potrafili się po tym czasie nawet przedstawić. Jak to możliwe? Zapewne główną przyczyną jest postawa zaprezentowana w części pierwszej. Zamiast zostawić ucznia na drugi rok w momencie, kiedy ma możliwość nadrobić zaległości, przepycha go się na siłę, żeby jak najszybciej pozbyć się problemu i potem dziwi, że sobie uczeń nie radzi.

Co się dzieje z uczniami w ten sposób przepchniętymi? W szóstej klasie, kiedy operujemy już czasem przeszłym i przyszłym i powinniśmy mieć całkiem niezły poziom, nudzą się na lekcjach bo nie mają możliwości nadążać za ich tokiem, a przecież nie będzie się na tym etapie na nowo robić kolorowanek i uczyć liczyć do dziesięciu. Kolejne lata są po prostu zmarnowane. I zostawienie ich na kolejny rok w szóstej klasie mija się z celem, bo braki mają z dużo wcześniejszego okresu i powtarzanie klasy nic tu nie pomoże. Ale może mieć element wychowawczy.

Tak więc przejęłam te klasy szóste. Świata nie zmienię, cudów nie uczynię, zdawałam sobie dobrze sprawę z tego, że ci uczniowie mi past simple, present perfect i innych tego typu zagadnień nie mają szansy pozaliczać. Ale bez wkładu pracy i bez opanowania chociaż kilku podstawowych rzeczy stwierdziłam, że za żadne skarby nie wypuszczę z murów szkoły podstawowej. Zapadłabym się pod ziemię, gdybym wypuściła w świat kogoś, kto po sześciu latach nauki nie umie się przywitać i przedstawić.

Wymyśliłam sposób. Podczas zajęć co jakiś czas robiłam krótkie przypomnienie absolutnych podstaw podstaw. Dzieci potem dostawały do zeszytu podsumowanie tej malutkiej porcji materiału i na następnych zajęciach była mini-kartkóweczka na zaliczenie. System polegał na tym, że kartkówka była z serii "wszystko albo nic". Albo napiszesz wszystko dobrze, albo będziesz pisał znowu. I znowu. I znowu. Aż się nauczysz. Nie wstawiałam za te kartkówki ocen, dzieci zostały poinformowane, że na koniec semestru każda z tych kartkówek ma być przez nie zaliczona i bez tego nie ma mowy o pozytywnej ocenie. Pomyślicie teraz pewnie, że wyjątkowo "upierdliwa" ze mnie nauczycielka, ale porcje wiedzy były naprawdę drobne. Np. odmiana czasownika "być" (czyli raptem trzy słówka do zastosowania: am, is, are), umiejętność odpowiedzi na trzy pytania: "Jak się nazywasz?" "Ile masz lat?" "Skąd pochodzisz?" albo znajomość liczb od 1 do 10. Dla dziecka w normie intelektualnej żaden problem.

Zasada była też taka, że pierwszą kartkóweczkę piszemy razem na lekcji, jak kogoś nie było akurat wtedy w szkole to może ją szybciutko nadrobić na przerwie, natomiast jak ktoś się nie nauczył i nie zaliczył, musiał przyjść zaliczać na zajęcia wyrównawcze - żeby uczniom było trochę mniej "wygodnie" i nie opłacało się nie nauczyć na wyznaczony termin. Dzieci, które nie miały zbyt dużych zaległości, nie miały większych problemów z zaliczaniem a dla tych, którzy zaległości mieli kolosalne, była to szansa, żeby zdać szóstą klasę.

Trafiło się kilku delikwentów, którym się uczyć nie chciało. Nadrabiać kartkówek też się nie chciało. Ja byłam uparta, przed zajęciami wyrównawczymi potrafiłam stanąć pod salą zanim klasa wyjdzie i uniemożliwić wycieczkę do domu bez wizyty u mnie. Zdarzyło mi się nawet jednego gagatka wyciągnąć za ucho z autobusu i zawrócić na zajęcia wyrównawcze. Pisali więc parę razy, ale nie chciało się nawet spojrzeć do notatek, moje materiały (kilkakrotnie dawane) w dziwny sposób się gubiły i nie było z czego się nauczyć.

Zbliżał się koniec semestru. Tym bardziej opornym, po wystawieniu zagrożeń, kazałam starą metodą chociaż przepisać pytania i odpowiedzi odręcznie w domu po 20 razy i przymaszerować z tym do mnie. Niektórzy to zrobili (i nagle okazało się, że po takim ćwiczeniu zapamiętali, wcześniej po prostu nawet nie spróbowali się nauczyć), jednak niektórym nawet tego się nie chciało zrobić. Koniec końców, pięciu chłopa miało niepozaliczane w żadnej formie kartkóweczki (a dużo ich nie było) i stwierdziłam, że cóż, bardzo mi przykro, słowo się rzekło i jedynki na semestr się wymalowały. Wydaje mi się, że wymaganie było tak niewielkie, że bez przesady, nie mogą mieć "dopa" za nic.

Po wystawieniu zagrożeń miałam ogromne naciski "z góry", że to nie do pomyślenia. Że nie mogę stawiać jedynek w szóstej klasie. Znowu argument, że wszystkim robię "kuku", bo będą się przeze mnie musieli o rok dłużej "użerać" (naprawdę? po wystawieniu jedynki NA SEMESTR?). Nie ugięłam się.

Tuż przed wystawieniem ocen zostaliśmy poinformowani, że w tym roku każdy nauczyciel, który postawi ocenę niedostateczną, dostaje polecenie służbowe wyspowiadać się na piśmie na temat każdego dziecka z osobna z tego, co zrobił, żeby dziecko tej jedynki nie dostało (tak, co zrobił nauczyciel, bo co zrobiło dziecko - albo czego nie zrobiło w tym przypadku, to nieistotne...), dlaczego się to nie powiodło i jaki ma plan naprawczy dla tego konkretnego ucznia na kolejny semestr. Są to sprawozdania nijak nie wymagane przepisami, ale polecenie służbowe ma to do siebie, że nie można odmówić jego wykonania. Cała "akcja" miała być oczywiście wycelowana we mnie, żeby mi się odechciało wystawiać jedynki, taka "kara".

Cóż... I tak wystawiłam. Oczywiście tylko ja. Po co sobie robić problemy - pomyśleli nauczyciele. Ale cel osiągnęłam. Na koniec roku mogłam dać zaliczenie każdemu szóstoklasiście. Z czystym sumieniem, bo nawet jeśli ich stan wiedzy odbiegał od oczekiwań, musieli nieco popracować na tę dwójkę. Na miarę swoich możliwości w danym kontekście sytuacyjnym. Tylko powiedzcie mi, dlaczego to nie jest normą?

by fanfarelle
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar fanfarelle
13 27

Kezia, to w przenośni, niczyjego ucha fizycznie nie dotykałam ;) Ale przyzwolenia na wagary nie ma.

Odpowiedz
avatar MCR
2 4

Jednak szkoda że przenośnia. By taki jeden z drugim został wyciągnięty po belfersku za ucho to może do pustego łba by coś dotarło.

Odpowiedz
avatar grruby80
-1 1

@MCR: nauczyło by te dzieci że jak sę nie radzisz słownie to musisz użyć siły. Tak, super

Odpowiedz
avatar konto usunięte
26 32

Masz bardzo dobre podejście, powinnaś "dzielić się" nim z innymi nauczycielami. Efektem takiego przepychania są gimnazjaliści, którzy nie znają żadnych podstaw i siedzą w pierwszej klasie po kilka lat, zwykle kończy się to OHAPem. I tego oni chcą? Naprawdę to takie miłe niszczyć komuś przyszłość przez swoją ignorancję? Wiele z nich ma ambicje, ale nigdy nikt nie próbował ich czegokolwiek nauczyć. Przykro mi, gdy na nich patrzę. :<

Odpowiedz
avatar fanfarelle
21 23

Ja dlatego związałam się z nauką "podstawówkowiczów". Na tym etapie mam szansę jeszcze coś zdziałać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
18 18

Mam nadzieję, że ci się uda coś zrobić z większą ilością uczniów. Co prawda całego świata nie zbawisz, ale mnie by ucieszyła nawet jedna osoba. Nieco gorzej z innymi przedmiotami, ale sam angielski też się przyda. Zawsze można delikatnie wprowadzić zagadnienia matematyczne lub geograficzne, a nawet inne. =)

Odpowiedz
avatar fanfarelle
14 16

Chimeryczka, wyjątkowo lubuję się w przemycaniu innych przedmiotów do mojego - w końcu język nie jest celem samym w sobie, a narzędziem do poznawania świata. Nauczenie się listy słówek z dziedziny np. geografii jest bez sensu, lepiej je osadzić w kontekście.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

To bardzo dobrze. U mnie w podstawówce dostaliśmy zakładki do książki z odmianą przez czasy i co rusz były z tego kartkówki. Od święta czytanki z jakąś fabułą, tyle dobrego. Teraz jest trochę lepiej, bo mamy dużo wypracowań i podobnych, gdzie możemy się wykazać weną, ale jednak mi ciągle mało - zawsze jestem w tej "najlepszej" grupie, która ma mieć coś ponad program, a nigdy nie wychodzimy poza książkę.

Odpowiedz
avatar elda24
15 19

mało jest nauczycieli z powołania w tych czasach, kiedyś durni trzymali ile wlezie w jednej klasie, teraz się ich przepycha, bo "nikt nie ma siły" pracować z takim dzieckiem. U nas w liceum był chłopak, który w klasie maturalnej nadal nie potrafił dobrze czytać i pisać, tabliczka mnożenia to była czarna magia, już nie mowię o ułamkach czy geometrii. I go tak przepychali z 2 na świadectwie, do samej matury i potem chłopak się zdziwił, że jednak to 30% to nie jest tak łatwo zdobyć. Szkoda go mi było, ale pomocy żadnej nie chciał, bo przecież nauczyciele lepiej wiedzą, a wmawiali mu, że da radę bez problemu, a mamausia dopingowała obok, przecież jak coś to "nauczyciele zaradzą" :|

Odpowiedz
avatar mrreska
6 6

No czy ja wiem, kiedyś też przepychali "aby podstawówkę zdał i do zawodówki poszedł", nauczyciele sami ściągi w kanapkach na maturach rozdawali i te de. Nie biadolcie tak na te okropne obecne czasy :I

Odpowiedz
avatar elda24
4 6

a z tego co mi babcia opowiadała, to jak ktoś był głąb to go nie przepchali. Ja nie mówię o latach 70, ja mówię o latach 30.

Odpowiedz
avatar adamiko
14 14

Pokazane podejście edukacji w tym kraju... łatwiej przepchnąć kogoś niż czegoś nauczyć. Ja miałem piękny przykład takiego nauczenia jak Ty fanfarelle w liceum - byłem na mat-inf wychowawczyni matematyczka ("jej sala zwana salą śmierci":)) wiadomo osoby o różnym poziomie wiedzy. Większość wychowawców tym bardziej "wypycha" swoich a ona - potrafiła dać 50 % zagrożeń i naprawdę te osoby musiały się nauczyć aby nie dostać 1 na koniec. Ale przynajmniej coś więcej umiały.

Odpowiedz
avatar Vivian
7 7

Tak nie jest tylko w Polsce. Wystarczy popatrzeć chociażby na poziom nauczania w np. Wielkiej Brytanii. Najlepiej "uczą" kraje azjatyckie - Korea Południowa jest chyba na 1. miejscu w rankingu.

Odpowiedz
avatar MyCha
11 13

Szkoda, że każdy nie takiego samego podejścia do swojej pracy jak autorka historii. Przecież jak już się czegoś podejmie to warto chyba zrobić to porządnie. Takie samo olewackie podejście panuje nie tylko w szkołach ale nawet na uczelniach wyższych. I nie dotyczy to wcale tylko wydziałów gier i zabaw. PS: Jak ja bym chciała mieć w podstawówce i gimnazjum nauczycieli angielskiego z powołania, chlippppp. Takich, którzy uczyliby mnie czytać, pisać, rozumieć ze słuchu i gadać po angielsku zamiast tylko gramatyki i rozwiązywania testów. Raz tylko trafiła mi się nauczycielka, z trzynastu które mnie uczyło, która uparła się, że nas czegoś nauczy. Każdy sprawdzian mieliśmy poprawiać do skutku i nie ma zmiłuj. Nawet kolega, który nigdy się niczego nie uczył w końcu się czegoś z tego angielskiego nauczył. Jak sam powiedział, miał już dość pisania w kółko tych sprawdzianów i chciał aby babka dała mu spokój :D.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 marca 2013 o 18:41

avatar Bryanka
5 5

Myślałam, że to na Zachodzie jest tak, że uczniów się przepycha z klasy do klasy, bo jedynki w podstawówce są "niehumanitarne". Widać Polska goni Zachód.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
10 12

Już za moich czasów (koniec lat 90 i początek 00') oblanie dziecka w podstawówce było uznawane za zbrodnię gorszą niż morderstwo. Co roku, na zakończenie, pani dyrektor niezwykle się szczyciła 100% zdawalnością i wbijało ją to w ogromną dumę. Fakt, że w 5 i 6 lasie były dzieciaki literujące przy czytaniu i mające problemy z dodawaniem jakoś jej nie bolał.

Odpowiedz
avatar crach
12 20

Społeczeństwem kretynów łatwiej się steruje

Odpowiedz
avatar wiewiora
4 4

A u mnie w szkole był taki gagatek, którego nie przepuszczono do drugiej klasy szkoly podstawowej. Nie pamiętam juz dlaczego dokładnie. Byl równiez chłopaczek, który 2 krotnie zaczynał klasę siódmą, a za trzecim razem wylądował w pierwszej gimnazjum, do tego w mojej klasie. Po dwóch miesiącach nas jednak opuścił. Dużo poźniej okazało się, że chłopak praktycznie nie potrafił czytać i pisać. Nie była tak, bo był głąbem czy leniem, tylko dlatego, że nikt, żaden nauczycie ani poprzedni wychowawcy, nie zauważyli, że chłopak miał wielgachną wadę wzroku.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

Ja kończyłam podstawówkę jeszcze w latach 90-tych i w czwartej klasie miałam dwóch "kiblujących", a w szóstej jeszcze jedna dziewczyna została na drugi rok. Jakoś się specjalnie nie patyczkowali. W liceum "kiblujących" było nas troje - chociaż ja nie z powodu ocen, miałam ponad pół roku zwolnienia i powtarzałam maturalną klasę.

Odpowiedz
avatar walk3r
9 11

@ Fanfarelle Powiedz mi, Ty jakiś młody rocznik jesteś? Prawda? :) Nie wierzę, że jakaś "stara" nauczycielka ma jeszcze jakieś ambicje w stosunku do tego zawodu...

Odpowiedz
avatar fanfarelle
11 13

No pewnie! Młodziuchna trzydziecha :) A duchem to mam nadzieję, że do końca świata zostanę małolatą w podstawówce, żeby wspólne lekcje zawsze mi sprawiały radochę.

Odpowiedz
avatar mastalerzmm
1 1

Ach, ile ja bym dał aby nauczyciel uczył z pasją... Chodzę do 1 gim i zawsze mam taką nauczycielkę, która nie potrafi zainteresować lekcją, która zawsze ma wszystko gdzieś. Mam nadzieję,że kiedyś trafi mi się taka nauczycielka.

Odpowiedz
avatar efate
1 7

Miałam taka nauczycielkę w gimnazjum! Ohhh jak ja jej nie cierpialam prez 3 lata!! Co epitetów mogłam nazywać ze ho ho!! Zawsze tez miałam gorzej niż inne dzieci bo starsze rodzeństwo chodziło do tej szkoły zanim ja tam poszłam, ja pierwsza gimnazjum, straszne okrucieństwo jakie MEN zrobiło a do tego wszyscy znali rodziców i dwie ciotki tam uczyły. Ale moja babka o angielskiego potrafiła zrobić co lekcje kartkowke z ostatniej a jeśli był Present Simple albo Continous to nawet po miesiącu kartkowka czy pamiętamy albo dwa czasy razem. Aż do upadłego minimum 3. Nie wspominając o slowkach. Co lekcja a miesiąc po czy pamiętamy. Tez do upadłego. Tak naprawdę z biegiem czasu stwierdzam ZE KOCHAM JA ZA TO I MAM NADZIEJE ZE NIGDY NIE STRACI TEJ OCHOTY BY NAUCZAĆ!! :) i chciałabym by moje dzieci miały takich właśnie pełnych pasji nauczycieli. Gdy poszłam do liceum 75% nie miało podstaw a ja całe liceum miałam 5 z angielskiego i nie robiłam nic gdy w gimnazjum ledwie 3 dostawałam. Na studiach tak samo gdyby nie ona. Nie wladalabym tak swietnie po angielsku właśnie bez tych podstaw które są naprawdę ważne! Dopiero pobyt w stanach poprawił wszystko co i tak było dobre na lepsze. Fanfarelle podziwiam i proszę byś tak zawsze robiła :) PS: przepraszam za pisownia ale słownik w tel robi swoje

Odpowiedz
avatar MsciwyFrustrat
8 8

Właściwie jedyne, czym nauczyciel może postraszyć ucznia to nie przepuszczenie go do następnej klasy. Jeśli uczniowie zauważyliby, że nie da się nie zdać to poczuliby się bezkarni. Swoją drogą, spodobało mi się wyciąganie za ucho z autobusu :D

Odpowiedz
avatar niechcenicpisac
4 4

Tacy nauczyciele są potrzebni, sama mam ogromny problem z tym językiem, po 10 latach nieuczenia się(brakowało mi motywacji) i ocenach 1 na semestr trafiła mi się świetna nauczycielka, teraz mam 3 bez problemu i chce mi się uczyć... Myślę że pani również otrzyma podziękowania od niektórych uczniów że motywuje ich pani do pracy :)

Odpowiedz
avatar obserwator
4 4

Nie przejmuj się. Na zmywak wystarczy znajomość angielskiego "Kali jeść, Kali spać". Wielu innych Twoich wychowanków na pewno założy własne działalności gospodarcze i zdobędzie zagranicznych klientów. Dzięki Tobie.

Odpowiedz
avatar urwis
1 1

Brawo!

Odpowiedz
avatar kuli
0 4

Akurat starsi nauczyciele maja racje. Edukacja jest obowiazkowa i trzeba sie skupiac na tych, ktorzy jakis poziom prezentuja, bo z matolow i tak nic nie bedzie. A tak i zdolni traca, bo sie mniej naucza i nauczyciel ma mniej czasu itd.

Odpowiedz
avatar fanfarelle
5 5

Na zdolnych się człowiek skupia, oczywiście. Ale ze zdolnymi nie ma piekielnych historii ;) a z tymi, co się uczyć nie chcą, człowiek nie walczy o edukację, tylko o elementarne wychowanie i zaszczepienie pewnych wartości, skoro w domu tego nie uświadczyli.

Odpowiedz
avatar Agness92
5 5

Takie kartkóweczki to genialna metoda. W liceum nasza Pani od biologii się na nas raz zdenerwowała i zaczęła robić takie pięciominutówki na każdej lekcji (tyle, że na ocenę). Wystarczyło raz zeszyt przejrzeć w domu, żeby zaliczyć, a potem na sprawdzianie nie było problemów.

Odpowiedz
avatar BananUst
0 2

Odpowiedź jest prosta, dla szkoły ważniejsza jest zdawalność, a nie nauczenie. Pół biedy, jeśli liczą tylko na olimpiady i inne konkursy, bo do tego też wiedza jest wymagana, ale jeśli renomę werabiają na zdawalności, to przejdzie nawet dzieciak, który popełnia błędy w swoim nazwisku. I to jest ostrzeżenie przed prywatyzacja edukacji - wtedy to dopiero będzie masakra.

Odpowiedz
avatar rahell
1 1

Co ja bym zrobiła, żeby swego czasu mieć taką nauczycielkę jak Ty :) U mnie w podstawówce kompletnie zawalili sprawę z angielskim. W klasach 1-3 było normalnie, uczyliśmy się jak jest mama, tata, kolory, cyfry, zwierzątka. W klasach 4-6... zaczęliśmy zupełnie od zera. Pamiętam to jak dziś, od nowa zwierzątka i kolory. Pytałam się nauczycielki dlaczego tak jest, bo pół klasy się nudziło na lekcjach i panował ogólny chaos, przecież to umiemy. Jej odpowiedź: "część klasy nie umie, taki mam odgórny nakaz, żebyście szli równo". No świetnie. Oczywiście wszyscy z góry na dół mieli piątki i szóstki na koniec, ciężko było mieć gorszą ocenę, bo nawet słabsi uczniowie mniej więcej po roku opanowali już podstawy, a my dalej tłukliśmy to samo w kółko, nie ruszając żadnych czasów, budowania zdań. Po dostaniu się do gimnazjum przeżyłam szok. Nauczycielka oczekiwała, że ja mam budować zdania, operować czasami itp. Twierdziła, ze przecież mamy to umieć ze szkoły podstawowej... I w gruncie rzeczy miała rację. Inni uczniowie z mojej nowej klasy byli nauczeni, w ich wcześniejszych szkołach nikt tak się nie litował nad nieukami. I tak łapałam pały z gramatyki, chociaż trochę mnie ratowały dodatkowe zajęcia, na które przez kilka lat chodziłam, ale tych przeklętych czasów to mnie nikt nie chciał przez długi czas nauczyć, wszyscy twierdzili że powinnam to umieć z poprzedniego etapu edukacji. No szlag mnie z tym trafiał przez ładne parę lat :) Chwała Ci za to, że brniesz z materiałem i nie pobłażasz dzieciakom, które są leniwe do nauki takich prostych rzeczy!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Czytałam również poprzednią historię i bardzo, naprawdę bardzo podziwiam Twoją postawę! Gratuluję Ci takiego podejścia i oby tak dalej :)

Odpowiedz
avatar JarkacPL
-3 3

Ja zawsze się dziwie jak mieć takie oceny z anglika i matmy.

Odpowiedz
avatar MojaMalaAmi
1 1

Ja być sie dziwić jak ty sie po polskiemu pisac.

Odpowiedz
avatar buntowniczka_
-4 4

Nie wiem co bym zrobiła gdybym miała taką nauczycielkę. Strasznie upierdliwa jesteś :) Znaczy ja nigdy nie miałam problemów z nauką, ale tak czy inaczej nie wytrzymałabym z taką nauczycielką, wolę mieć spokój i radzić sobie sama, niż żeby taka baba za mną łaziła i mi coś kazała.

Odpowiedz
avatar fanfarelle
1 3

Od tego jest nauczyciel, żeby być upierdliwym. Jak kto sam potrafi o siebie zadbać i się nauczyć (lub z pomocą rodziców), istnieje coś takiego jak nauka w domu, nie chodzi się do szkoły, tylko zalicza egzaminy. Większość jednak nie potrrafi się zmobilizować bez bacika nad głową.

Odpowiedz
avatar Czekoczeko
2 2

Miałam w gimnazjum upierdliwą nauczycielkę od angielskiego w gimnazjum. Strasznie się mnie czepiała. Ale wiesz co? Doceniam to. W jeden rok nadrobiłam wszelkie braki. Obecnie nie mam większych problemów z językiem angielskim, ba nawet go polubiłam.

Odpowiedz
avatar santiraf
0 2

Odpowiadając na pytanie autorki. Myślę, że dlatego, iż tak rzadki jest teraz przypadek nauczyciela z powołania. Często nauczycielami zostają osoby po kupionym mgr (w sensie z jakiejś "fabryki magistrów") którzy nie dostali po prostu innej pracy. Takich osób które są nauczycielami bo chcą uczyć dzieci/młodzież jest BARDZO mało. A jak się komuś nie chce tylko robi bo musi to takie są efekty.

Odpowiedz
avatar Ananasowa
-2 2

Ja bym chciała mieć taką nauczycielkę.Ja z angielskiego jestem tak słaba, że rozumiem tylko słówka i present simple oraz continus - tzn. wiem , że do simpla jest 's a do co continusa to ing. Więcej nie daję rady, szczególnie że wchodzą warunkowe.Kiedyś nawet specjalnie próbowałam obalić przedmiot, aby nie zdać i powtarzać, bo nie dawałam rady nadążać, jednak niestety jest właśnie tak, jak Autorka opisuje.Każdego przepuszczają. -.-

Odpowiedz
Udostępnij