Na jednej z naszych uczelni zbliżał się czas trudnego egzaminu. Tydzień przed nim profesor hab. danego przedmiotu oznajmił, że wydał książkę, w której są do niego wszystkie materiały. Wskazał miejsce zakupu, dając do zrozumienia, że kto z podręcznikiem przyjdzie, dostanie autograf, a nie dostanie pytań egzaminacyjnych :)
Książka nie należała do tanich, ale przedmiot był ważny, a kobylasty - kompendium się zawsze przyda, a i obietnica niebłaha.
Studenci się rzucili i nakład rozkupili.
Podczas egzaminu osoby z podręcznikiem dostawały błogosławieństwo, autograf i wpis "bdb" od ręki. Osoby bez niego dostawały 2 pytania i zależnie od udzielonych odpowiedzi - ocenę. Kilka osób nie zdało.
Po dwóch tygodniach rozpętało się piekło, bo okazało się, że książka została wydana nielegalnie, bowiem nie była recenzowana, nie miała prawa być wydana - mogła więc zawierać błędy merytoryczne.
Niestety, uczelnia profesora zawiesiła w pracy, książek nie pozwoliła zwrócić, a egzamin ponowiła z innym wykładowcą.
Ani kasy, ani piątek studenci nie mieli na koncie.
naukowcy na pięć
"Gdybyśmy nie skracali dróżki, nie bolałby nas nóżki".
OdpowiedzNie lubię odgrzewanych kotletów. Sprawa była głośna w mediach kilka lat temu.
OdpowiedzI co z tego ? Ja o niej słyszę pierwszy raz.
OdpowiedzIść na studia i kombinować żeby nie pisać egzaminu - PO CO W TAKIM RAZIE skoro nikt nie zamierza się uczyć tego, co studiuje? A później weź zatrudnij magistra... Szkoda, że u mnie na ratownictwie medycznym czegoś takiego nie było ;)
OdpowiedzTylko, że na naszych kochanych uczelniach bardzo często sztucznie tworzy się dodatkowe przedmioty, tylko po to, żeby dany profesor czy doktor dostał swój grafik. Te tzw zapchaj-dziury są nikomu do szczęścia nie potrzebne i nawet sami wykładowcy nie bardzo wiedzą co studentom przekazywać. Na politechnice np studenci mają czasami po naście egzaminów w czasie sesji, więc jak im jeden odpada w ten sposób, to ja się nie dziwię, że się cieszą i nie wnikają w etyczną stronę takiej sytuacji.
OdpowiedzDla mnie to nadal nie jest usprawiedliwienie. Jestem z czasów gdzie studiowanie jednak coś znaczyło. Coś więcej niż "jeeej gdzie by tu zaliczyć za nic!?!?!?"...
OdpowiedzNo Zaszczurzony, niestety ale na ratownictwie medycznym za to dużo osób ściąga na potęgę. Mój chłopak to studiuje i mówi, że u niego na roku nie ma z kim się pouczyć przed egzaminem bo 3/4 studentów pisze ściągi a reszta olewa. Jest tylko dwoje na roku którzy mogą gadać o ratownictwie i wiedzą o czym mówią. No i jest wykładowca z anatomii który wymaga od studentów tylko prezentacji multimedialnej i to nie musi być własnego autorstwa...
OdpowiedzWiem, bo uczę przyszłych ratowników ;> Ale za to tacy odpadają bardzo latwo na praktykach czy w pierwsze dni w pracy. Jak taki nowy przychodzi co nie potrafi na raz dwa obliczyć dawki leku to za kilka dni się z nim żeganmy... :)
OdpowiedzCo do wpisu AyatiSajani: autor (czy autorka) wyraźnie napisał, że przedmiot był ważny, więc nie była to żadna zapchaj-dziura. A co do politechniki - później wszyscy się dziwią, że lotnisko w Modlinie trzeba od nowa robić, że dwa końce autostrady się nie schodzą, albo, że metra nie można wybudować, bo coś się wali albo zalewa wodą. Jak się olewa nawet mniej ważne egzaminy, to tak niestety później jest. Jakoś panom inżynierom wykształconym przed wojną czy tym po wojnie nic się nie waliło i nie przeciekało, a dlaczego? Bo im zależało, żeby się dobrze wykształcić i ich profesorom też zależało na tym, żeby nie wypuszczać w świat debili, którzy psują renomę uczelni.
OdpowiedzHausgestapo, ważny niekoniecznie znaczy istotny dla toku nauki - u mnie za każdy zaliczony przedmiot przyznawane są tzw. punkty ECTS. Aby zdać na kolejny semestr, należy uzbierać ich określoną liczbę (dopuszczalny jest niewielki deficyt). Niejednokrotnie przedmiot zupełnie z innej bajki, zapchaj-dziura, był ich wart wiele w porównaniu z innymi. Na taki też często mówi się "ważny". Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tutaj o taką ważność chodziło.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 marca 2013 o 8:42
Salvaja jeśli nie interesowały Cię przedmioty na Twoich studiach rada jest prosta - trzeba było wybrać inny kierunek. Jak studiowałem nie miałem zapchajprzedmiotów. Wszystkie były dla mnie ważne nawet taki badziew jak socjologia czy epidemiologia.
OdpowiedzW dodatku jest zaznaczone bardzo wyraźnie w historii, że przedmiot był ważny. Może by tak przepuszczać moich słuchaczy z anatomii pato i fizjo za autograf... A co tam, po co ratownikom anatomia, a oni się ucieszą z jednego egzaminu mniej :)
Odpowiedz@Zaszczurzony: A miałeś też wspaniałe przedmioty w typie HDI (Humanistyka dla inżynierów), Społeczne Aspekty Informatyki, Zarządzanie firmą hi-tech, Biznes elektroniczny... (kompilacja g*wnoprzedmiotów z całych 7 semestrów inżynierskich informtyki). Nie wszystkie przedmioty na każdych studiach są bardzo interesujące. Tak jak jestem skłonny uwierzyć, że dla wielu studentów lekarskiego mało pasjonujący jest przedmiot "Historia medycyny" (obowiązkowy na GUMed). I potwierdzam jednego z przedmówców - "ważny" przedmiot to częstokroć określenie nawet g*wnoprzedmiotu który ma dużo ECTS. "Ważny", bo jak uwalisz to mogiła.
OdpowiedzWpisałam wczoraj odpowiedź i mi nie zapisało, nie wiem czemu. Do Salvaja i Memnonic. Studiowałam w zamierzchłych dla was i wielu użytkowników latach 90-tych, kiedy nikt nie słyszał o punktach, licencjatach i tego innych tego typu, moim zdaniem, zupełnie niepotrzebnych wymysłach. Też miałam przedmioty, wydawałoby się niepotrzebne dla moich studiów, jak filozofia, socjologia, chociaż jednak w jakiś pokrętny sposób, na upartego, lekko powiązane. Ale przedmiot jest - zaliczyć trzeba, egzamin jest - zdać trzeba. Nikt nie szedł na łatwiznę, wszyscy grzecznie się uczyli, chociażby po to, żeby wiedzieć coś więcej niż tylko ze swojej dziedziny.
OdpowiedzA kto Ci takich glupot naopowiadal, że książka nierecenzowana to nielegalna? Książkę może wydać sobie każdy. Również ten pan profesor i jeśli nie okradl banku, żeby zdobyć środki na to to książka jak najbardziej legalna, ale owszem moze zawierac błędy merytoryczne.
OdpowiedzW historii chodzi chyba o podręcznik do danego przedmiotu. Ten, wydaję mi się, że powinien być w jakiś sposób sprawdzony. Nie każdy chyba może sobie tak po prostu napisać podręcznik i wprowadzić go na studiach? Znajdzie się jakiś znawca podręcznikowych kwestii..?
Odpowiedzniepotrzebnie siejesz ferment i się wypowiadasz błędnie, sadako. książka naukowa (podręcznik wykładający przedmiot lub opracowanie badań) musi mieć recenzję specjalisty, który ma prawo ją odrzucić, jeśli zawiera błędy merytoryczne. musi być dopuszczona jako podręcznik do nauczania wg naszego prawa. wykładowca inaczej nie zostałby ukarany. dlatego jest to tu opisane. co do studentów - dano im wędkę. ktoś rzuci pierwszy kamieniem?..
OdpowiedzThe, a Ty chyba masz problemy z czytaniem. Ksiazka nierecenzowana jest legalna. Kazdy może sobie wydać co chce. A podreczniki to zatwierdza ministerstwo eddukacji, a nie nie szkolnictwa wyzszego. Wykladowca może sobie zadawać jakie chce książki. Mialam egzamin z 4 ksiazek i zadna nie byla recenzowana. Glupoty piszesz a chcesz uchodzic za eksperta.
OdpowiedzRzeczywiście biedactwa z was, nie udała się próba oszustwa, bardzo piekielne... Niby czemu mielibyście móc zwrócić zakupione książki? I tak jak sadako mówi, nie ma czegoś takiego jak nielegalna książka, mogła być co najwyżej nie dopuszczona jako podręcznik dla was. Dobrze wam tak, Ci co nie kombinowali mają z was ubaw teraz :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2013 o 20:13
Ubaw to można mieć z Ciebie, że nie czytasz ze zrozumieniem. Pisać też nie potrafisz. proponuję idź na uczelnię, nawet na tę opisywaną w tej historii.
OdpowiedzDzięki za poradę, obecnie jestem na Cambridge ale może wezmę sobie twoją uwagę do serca i się przeniosę.
OdpowiedzJak wygląda habilitacja profesorska? Nie wiedziałam, że jest wyższy level. :)
Odpowiedzprofesor nadzwyczajny w Polsce może być doktorem habilitowanym, ale nie każdy dr hab jest profesorem. w ten sposób rozróżniamy inne tytuły, ułatwia to nazewnictwo na uczelniach tytułów, nie funkcji, bo to dwie różne rzeczy.
OdpowiedzOczywistości nie musisz mi tłumaczyć. To, co napisałaś w historii jest błędem. Nie ma profesora habilitowanego. Jest doktor, później doktor habilitowany a na koniec tytuł profesora zwyczajnego lub nadzwyczajnego. Nie wiem, jak zapisuje się tytuł prof. nadzwyczajnego (u mnie zapisuje się prof. UAM), jednak przy tytule profesora zwyczajnego zapisuje się prof. zw.
Odpowiedzsie nie chciało uczyć, sie zapłaciło... sie nie zdalo .... Co w tym piekielnego? Aha dobrze, że sie nie zdało
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2013 o 23:40
Brawa dla uczelni: za zawieszenie profesora, za niemożliwość zwrotu książek i za przymus zdawania i innego wykładowcy. Mam nadzieję, że mieliście wszyscy kampanię wrześniową.
OdpowiedzA dlaczego wszyscy? Przecież na pewno wśród studentów było jak zawsze ci co umieli wszystko, ci co nie umieli nic, i wiele osób pomiedzy tym stanem.
OdpowiedzWszyscy, którzy chcieli pójść na łatwiznę, a nie ci, którzy uczciwie przystąpili do egzaminu. Jeżeli umieli, to kampania nie powinna być im straszna. Ale nie sądzę, aby umieli.
OdpowiedzJa przyszłam na magisterskie żeby się dokształcić. Ale większość moich wykładowców przychodzi do kwestii swoich przedmiotów olewczo - albo chcą żebyśmy robili za nich prezentacje, albo wydzierają się że danego pojęcia nie znamy (zapisalam się na te zajecia żeby sie czegoś dokształcić, poza tym mam 24 lata nie 4..). Ale kase za zajęcia dostają i to wcale nie jest malutka uczelnia.
OdpowiedzPamiętam podobny wałek u mnie. Poszedłem do dziekanatu przepisałem już wstawioną ocenę i nikt nie miał problemów.
OdpowiedzCiekawa jestem w jaki sposób to weryfikowali - "geniusze" rozgłaszali że dostali bdb za przyniesienie książki? Albo kupowali je imiennie? Bo nie wiem w jaki sposób uczelnia rozróżniła studentów którzy dostali ocenę za kupno "podręcznika" od tych, którzy po prostu nauczyli się i bardzo dobrze zdali egzamin.
OdpowiedzJak to jak? Skoro się nauczyli to nie było problemu, żeby pisać drugi raz :)
Odpowiedz