A tymczasem na kolei...
Wiele osób narzeka ile to czasu muszą spędzać w pracy, że rujnuje im to życie prywatne. Mają pewnie rację, ale w porównaniu z pracą na PKP w latach '80 mają dziś sielankę.
Byłem jeszcze wtedy młodym pomocnikiem, kiedy trafiłem do drużyny na lokomotywie ST 44. W planie służba 12h, kanapki z salcesonem do torby, całus na drogę od narzeczonej i wio na towarową. Wyciągamy z szopy "naszą" lokomotywę, zapinamy na skład i jazda do Korszy, w obie strony powinno to zająć 12h, piękna służba. Objechaliśmy w dwie strony, tylko loka zdać i do domu...
- O nie, nie bratku - przyszedł dyspozytor - wracać na loka i do Karsznic po węgiel.
- Młody, idź pobierz kartki na zupę, wykazy i jedziemy dalej - mówi mój maszynista
- A godziny? - pytam nieśmiało
- Co godziny? Godziny lecą jedna za drugą, jazda do Karsznic.
Co było robić, pojechaliśmy po ten węgiel. Ale to nie był koniec, potem kręciłem się jeszcze po Łodzi, Płocku, Ełku, Tczewie, Pile itp. Czwartego dnia narzeczona poszła do dyspozytora zapytać czy jeszcze żyję (nie było komórek). Powiedział, że skoro nie ma informacji że coś mi się stało, to wszystko jest ok. W efekcie wróciłem do domu dnia siódmego, a wychodziłem tylko na 12h. Lokomotywa musiała trafić na przegląd, gdyby nie to pewnie jeszcze bym pozwiedzał.
Narzeczonej już w domu nie było, jej rzeczy też nie, później jeszcze kilka pięknie zapowiadających się związków kończyło się w ten sposób z powodu pracy. Mój najkrótszy miesiąc roboczy w tamtym okresie wynosił 280h w pracy, ale to tylko dlatego, że tydzień byłem na urlopie...
kolej wszelkiej maści
Ale pieniądze za te wszystkie godziny dostałeś czy nie?
OdpowiedzDostałem, a pewnie. Tylko co za te pieniądze mogłem kupić? Były lata 80-te...
Odpowiedzwtedy kartki były ważniejsze
OdpowiedzPamiętam kartki, pamiętam nawet czasy przed kartkami. Owszem, kartki były ważne, ale za kasę, tak jak dziś, można było mieć wszystko. Jak ktoś miał naprawdę dużo pieniędzy to kartki mu kalafiorem wisiały. Kupowało się w Pewexie... I jeszcze jedno pytanko do autora: wolisz warunki teraz czy dawniej?
Odpowiedz@tata Popraw mnie jeśli się mylę ale w Pewexach płaciło się dolarami a złotówka była niewymienialna. Więc jak ktoś z kasą mógł sobie coś kupić skoro nie miał ich gdzie wydać?
OdpowiedzKoniki ;) Wielu dzisiejszych bogaczy zaczynało na wymianie złotego za dolara. Ludzie byli bardzo obrotni i sprytni, życie ich do tego zmuszało.
OdpowiedzBonydolarybonydolary.... Spróbuj powiedzieć to monotonnym głosem, nie za cicho, nie za głośno, ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko. Tak kupowało się dolary na ulicy. Największą sztuką było nie dać się przekręcić cinkciarzowi. Droga młodzieży, ja wiem że fejsbuki, tłitery i inne szatany to dzisiejsza rzeczywistość, ale proszę czasem historii liznąć, to nie boli.
OdpowiedzTyle, że kurs (ten prawdziwy, u cinkciarzy, bo po oficjalnym kursie mało kto mógł wymieniać, a i oni tylko jakieś śladowe ilości) był taki, że naprawdę trzeba było być krezusem, żeby sobie pozwolić na regularne zakupy w Peweksie.
OdpowiedzNa kolei wyglądało to trochę inaczej: tu się coś dostało, tu się coś trafiło (sarna/jeleń), tu się wymieniło i jakoś się to kręciło;p Na towarowej zawsze dało się coś zakręcić. Mam sentyment do tamtych czasów, może dlatego, że byliśmy wtedy młodzi i całe życie było przed nami. Że kiedy mówiłem, że ta lokomotywa się do jazdy nie nadaje to brałem po prostu drugą... A dzisiaj? Latka poleciały, a kolej przedstawia obraz nędzy i rozpaczy...
Odpowiedz"Jak kocha to poczeka". To chyba nie kochała.
OdpowiedzDokładnie! Chciałam to samo napisać. Nie obrażając jej oczywiście, co z niej za narzeczona?! Ja ze swoim facetem widuję się raz na 2-3 tyg, ze względu na jego pracę i jakoś dajemy radę. Nie spakowałabym się po tygodniu nieobecności, tym bardziej, że to nie była Twoja wina.
OdpowiedzTylko, że teraz masz internet, telefon i milion innych sposobów kontaktu. A wtedy co? Co to za poważny związek gdy widzisz się raz na kilkanaście dni i poza tym nie masz żadnego kontaktu. Pomyślcie ludzie!
Odpowiedz@nataliabtw może taka która potrzebowała więcej kontaktu z narzeczonym? ludzie są różni, wyobraziła sobie pewnie, że tak będzie wyglądać jej życie i zrezygnowała. Dziwisz jej się? Nie ma co szukać tutaj winnych.
Odpowiedz@wadziu Wiesz, nawet gdyby mi, na miejscu tej dziewczyny nie pasowało takie życie, to z miłości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości zaczekałabym na już byłego faceta i mu to po prostu wyjaśniła. Przecież on w tym czasie nie balował, lecz ciężko pracował.
OdpowiedzAle mi nie chodzi tylko o fakt, że nie chciała czekać, ale o to, że się spakowała i zwyczajnie zwiała! To była miłość? Jak się kogoś kocha, to się nie zostawia w ten sposób :) @jaaaaaaaaa, uwierz, że znam ludzi "z tamtych czasów" w podobnej sytuacji i jakoś dali radę. :) Poza tym, tak jak napisałam wyżej, nie chodzi o sam fakt, że zrezygnowała, bo to jej wola, ale o to, że uciekła bez pożegnania.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2013 o 21:11
Mój tata za młodych lat jeździł :) Mama mi opowiadała, że jak naprawdę nie mogli już bez siebie wytrzymać, a tatuś miał przewidzianą służbę, to parę razy przemycił ją ze sobą na trasę i razem zwiedzili kawałek Polski... :D Potem mama zaszła w ciążę, urodził się mój starszy brat, a tata zrezygnował i postarał się o pracę na miejscu, co mu się na szczęście udało ;) A rodzice są razem już 29 lat, więc najwyraźniej naprawdę dało radę to przeżyć... ;p
OdpowiedzA ja się tylko tak chciałam zapytać: i ten cały tydzień to tak w jednych majtochach, skarpetkach i koszuli?
OdpowiedzOczywiście że tak - i robiło się do wiadra, bo wc nie przewidziano konstrukcyjnie, przynajmniej nie we wszystkich typach.
OdpowiedzTo były jeszcze czasy kiedy po większych stacjach były noclegownie, czasami jak hotele. Jak się miało dobry układ to przez te kilka godzin snu sprzątaczki koszulę przeprały, guzik przyszyły albo zeszyły pęknięte spodnie (ile razy je podarłem). Teraz noclegowni praktycznie nie ma. Np na Krakowie Płaszowie zrobiono w niej hotel. Do wiadra, na szmatę i za drzwi...
OdpowiedzNie ma już noclegowni? To gdzie teraz nocują maszyniści, gdzieś przecież muszą?
Odpowiedzdla zainteresowanych: http://pl.wikipedia.org/wiki/ST44
OdpowiedzZawsze mnie zastanawiało, co się czuje, kiedy się wchodzi do pustego domu i widzi się, że ukochana osoba odeszła. I co się robi...
Odpowiedzproste, przestaje sie kochać i wiedzie żywot szczęśliwego singla. jak ktoś rozpacza to nie ma żadnego poczucia godności, ze mnie by uczucie wyparowało natychmiast, byłam w pewnej sytuacji i oczywiście sie ucieszyłam z rozstania, bo jak sie ludzie rozstają to tylko sie cieszyć że już sie nie jest z nieodpowiednią osobą
Odpowiedzhttp://www.youtube.com/watch?v=Xn6oGTIdF80
OdpowiedzNa to mogę odpowiedzieć - żyje się dalej. Mnie też tak narzeczona zostawiła. Wróciłem ze służby i już jej nie było. Co więcej - zapadła się tak bardzo pod ziemię, że przez kilka tygodni nie wiedziałem co z nią w ogóle. Tylko co się czuje? Ciężko na to odpowiedzieć, w każdym razie to nie jest coś, co człowiek chciałby poczuć.
OdpowiedzNie wyobrażam sobie jazdy ,,Gagarinem" przez tak długi czas.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 marca 2013 o 21:29
nikt nie ostrzegal, ze tak to wyglada?
OdpowiedzMoj pierwszy szpital (260 lozek), jako mlody lekarz w Niemczech, wymagal ode mnie czasami normalnej 9-godzinnej dniowki, potem natychmiast bez zadnej przerwy, 48-godzinny dyzur weekendowy (jako jedyny lekarz, odpowiedzialny za caly szpital), czesto bardzo pracochlonny, a nastepnie, tez bez zadnej przerwy, normalna minimum 9-godzinna dniowka z praca w OP. Czyli za jednym zamachem pracowalo sie 66 godzin na raz jako t.zw. Assistenzarzt (za "bombowe" 16 marek i 50 fenigow na godzine). I to nie bylo tylko w mojej klinice, tylko prawie wszedzie. No i co, takie czasy byly i nikt sie nie rozklejal nad soba, albo innymi (lata 80-te). U naszego lokomotywisty z historii, nie walil parowozem na pewno 7 dni bez przerwy, tylko mial mozliwosc odsapnac i odespac, tyle ze nieplanowano i poz domem. Tak to bywa(lo). Ale na szczescie - tempora mutantur.
OdpowiedzHmm. Zastawiłeś pułapkę dla dzieci ery googla? :). Ale w tym powiedzonku było jeszcze coś o tym, że my z nim czy coś takiego (szczęśliwy łaciny od 15 lat nie kultywuję).
Odpowiedz