Studenci ratownictwa w konfrontacji z medycyną ratunkową, odcinek kolejny.
Moi podopieczni skończyli już cykl szkolenia, teraz robią u nas finalne praktyki, po czym zdają egzamin i fruuu do roboty.
Przychodzi kolejna grupa, trochę praktyki, trochę teorii.
J: A jak możemy podnieść ciśnienie u pacjenta?
R1 i R2: Myślą. Napięcie wisi w powietrzu.
J: Mogą sobie panowie pomóc, tu jest szafka z lekami, można zajrzeć... (w szafce leki leżą "grupami" - w jednej kupce te podnoszące ciśnienie)
R1 i R2: Myślą, tępo wpatrując się w szafkę.
J: To jak, którymi?
R1 i R2: Cisza
J: Panowie, powiedzcie cokolwiek!
R1: (nieśmiało) Perlinganit?
J: Nie, to jest nitrogliceryna, silnie obniża ciśnienie. Proszę nie strzelać w ciemno, przecież już farmakologia była!
R2: To może... Clopidogrel?
J: Lek obniżający krzepliwość krwi... W tabletkach. Pan chce tabletkami podnosić ciśnienie umierającemu pacjentowi?
R2: No nie, nie...
J: To inaczej, od góry: co to jest za lek atropina, jak działa, kiedy stosujemy.
R1 i R2: Cisza pełna paniki.
J: Adrenalina?
R1: W reanimacji!
J: Brawo! Ale jak działa? Po co ją dajemy?
R1: Bo ona pobudza serce!
J: Ale jak działa? Dlaczego pobudza? I co pobudza? Siłę? Częstość? Na jakie receptory wpływa?
R1 i R2: Cisza.
J: Jak ja mam z panami rozmawiać, jak wy podstaw nie macie? Za pół roku pojedziecie do pacjenta i co?
R2: Nie, no wtedy to już będziemy wiedzieć.
J: Jutro już będziecie wiedzieć. Teraz macie 20 godzin na gruntowną powtórkę. Wszystkie leki z tej szafy na blachę. Do widzenia.
R2 Zdał w boleściach (ale przynajmniej coś już wiedział), za to R1 nie pojawił się na zajęciach. Chyba jeszcze nie wie, że to ja zaliczam te praktyki...
SOR
Pięknie... a potem trafia potrzebujący na takiego (nawet nie) konowała licząc na fachową pomoc. I dostaje- brutalnego kopa w dupę od rzeczywistości. A pacjenci mimo, że płacą te wszystkie składki, to i tak dają się ruchać takim "specjalistom"...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2013 o 13:00
Mam nadzieje, że te jednostki jednak tych praktyk nie zaliczą. Dla ogólnego dobra.
Odpowiedzsmokk: właśnie chciałam napisać, że mam nadzieję, że nie uda im się tego zaliczyć, bo coraz bardziej zaczynam się bać o swoje życie i zdrowie czytając takie historie...
OdpowiedzNiestety jest bardzo duża grupa młodych ludzi, którzy w ten właśnie sposób podchodzą do nauki zawodu - zawodu który przecież sami wybrali - i nie ma znaczenia czy to ratownik medyczne, księgowa czy mechanik samochodowy... nie uczą się, ściągają, byle zdać i dostać papierek... a potem jest lament, bo tacy "fachowcy" zasilają szeregi bezrobotnych...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2013 o 13:30
Perlinganit, Clopidogrel.. dobrze wiedzieć, bo nas takich nazw nie uczono.
OdpowiedzBardzo dobrze Traszko. Jeśli jakiś głupek myśli, że zda bez wiedzy, niech zamiata ulice.
OdpowiedzJak podnieść ciśnienie u pacjenta? Cóż, jeśli jeszcze w miarę kontaktuje, to przy nim spytać kolegi "eeee, wiesz do czego jest o to?" :D
Odpowiedz- Nie, ale daj mu, przecież chyba nie zaszkodzi :P
OdpowiedzPrzy okazji NFZ będzie zadowolony - pacjent natychmiast ozdrowieje, wstanie i ucieknie :D
OdpowiedzEwentualnie przyznać się, że się nie wie co mu jest bo się ściągało.
OdpowiedzNie istnieje "czestosc" serca, natomiast jest czestotliwosc. W Niemczech (gdzie zyje) nie ma zadnych studiow ratownictwa. Ratownikiem zostaje sie (jak pielegniarka, czy hydraulikiem) po 3-letniej szkole zawodowej. I ratownik nie daje samodzielnie lekarstw, tylko ewentualnie na polecenie lekarza. Dlatego lekarz powinien znac sie dobrze na farmakologii, a ratownik chyba nie na identycznym poziomie.
OdpowiedzTak jest w Niemczech... a w Polsce w karetkach nie ma lekarzy, więc jak zachodzi nagła potrzeba to reagować muszą ratownicy... i dobrze, żeby im się w tedy Nitrogliceryna nie myliła z atropiną...
OdpowiedzNa identycznym poziomie znać się może i nie musi, ale CO NAJMNIEJ jakieś podstawy powinien znać śpiewająco..
OdpowiedzSzkoda, ze Polska ma takie warunki pracy dla ludzi, ze wyjezdzaja za granice. W Niemczech jest bqrdzo duzo polskich lekarzy, a w Polsce niemieckich, to chyba "na lekarstwo". Mimo wszystko, na karetce powinien byc lekarz, bo ratownik nie obejmuje niewatpliwie (z powodu swojego wyksztalcenia) calosci problemow, zarowno diagnostycznych, jak i terapeutycznych w wiekszosci przypadkow i nie mozna od niego wymagac jakiejs glebszej znajomosci farmakologii. Jezeli wolno takiemu ratownikowi w Polsce samodzielnie stosowac lekarstwa, to wymagania ich znajomosci powinny byc naturalnie na wysokim poziomie, przy czym nie musi znac wszystkich (co i tak jest samo przez sie niemozliwe) ale te podstawowe, ale za to dosc gruntownie.
OdpowiedzMatko i córko! Toż to podstawy absolutne! Niemieccy ratownicy medyczni to wiedzą i polscy też, a jak nie wiedzą, to pozostaje mieć nadzieję, że to odosobnione przypadki i modlić się do wybranego przez siebie bóstwa, żeby na ta takiego magika nie trafić. A co do niemieckiej służby zdrowia, to daleko nam , oj daleko.... nie fachowo, bo dobrzy lekarze, ratownicy, terapeuci etc. są w obydwu krajach, ale finansowo i organizacyjnie różnice są kolosalne. Naprawdę nie ma w Polsce niemieckich lekarzy? Dziwne, że nie pchają się drzwiami i oknami, żeby odwalać 16-20- godzinne dyżury za jedną trzecią swoich dotychczasowych zarobków ;) Tak na marginesie poznałam w Niemczech wielu lekarzy od czasu do czasu pracujących w Polsce.... prowadzą wykłady na uniwerkach i szkolenia specjalistyczne, szczególnie związane z najnowszym sprzętem medycznym, zarabiając przy tym w dwa dni tyle, co polski stażysta w szpitalu w trzy miesiące .
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2013 o 20:46
ZaglobaOnufry, nawet jeśli w historii nie chodziło o ten parametr to częstość skurczów serca (HR), jako taka istnieje.
OdpowiedzW porównaniu do Niemców to na służbę zdrowia płacimy żałośnie mało. Głównie dlatego, że i mniej zarabiamy. Doszukałem się, jakoby za 2010 wg Eurostatu przeciętna płaca brutto wyniosła w Polsce 3,6 tys. zł a w Niemczech w przeliczeniu 16,6 tys. zł. Czyli ponad cztery i pół raza więcej. Więc nawet jeśli procentowo płacą o połowę mniej, to kwotowo ponad dwa razy tyle.
OdpowiedzTak, bo akurat przeciętna płaca w Polsce wynosi 3,6tys brutto... Jasne. To chyba w innych krajach mieszkamy. Naprawdę wierzysz statystykom?
Odpowiedz>A jak możemy podnieść ciśnienie u pacjenta?< Nie mógłbym się oprzeć odpowiedzi na takie pytanie. 'Wkurzyć go'
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2013 o 15:16
Traszka - no ale powiedz: Nie podnieśli panowie Ci ciśnienia? Znaczy wiedzą jak - zaprezentowali w praktyce :D
OdpowiedzStrach się bać, takie osoby w ogóle nie powinny zaliczać... Kto ich uczył? Ja w swojej dwuletniej szkole dla techników farmacji miałam farmakologię, ale wykładowczyni cisnęła równo, nie obchodziło jej, że to "tylko" technikum... I tak powinno się robić, męczyć, aż się popłaczą, ale umieć muszą!
Odpowiedznie odpuszczać, żeby nie było potem takich sytuacji: "że jak pomyślę jaki ze mnie inżynier, to boję się iść do lekarza"
OdpowiedzOd kiedy odkryto, że psujące się konstrukcje napędzają gospodarkę nie inwestuje się już tyle czasu i pieniędzy w kształcenie inżynierów. A takie pytanko, bo nie wiem... Jest jakiś przepis, że jak inżynier zaprojektuje coś (np. most) i to coś z powodu złej konstrukcji zabije kogoś to kto za to pójdzie siedzieć? Inżynier, czy szeroko pojęty zarządca mostu (np. miasto) ???
Odpowiedz@khardimon - odpowiada właścicel budynku. Nie dotyczy sytuacji naturalnych typu budynek rozwalony przez huragan albo grad zsypujący się z dachu jak widać gdzie dach sie kończy. Jest na to przepis, niestety nie mam czasu w tej chwili szukać. Google twoim przyjacielem.
OdpowiedzZdrowia życzę :)
OdpowiedzNo i nie odpuszczać, męczyć, dręczyć, ale nauczyć. Taka rola nauczyciela/wykładowcy/ćwiczeniowca. Wskazać czego i z czego się uczyć, sprawdzić wiedzę, wskazać błędy i braki, dać możliwość poprawy i albo zaliczyć albo wywalić na zbity pysk. Fakt, że powinni to wiedzieć już dużo wcześniej, ale może u nich na studiach farmakologia była robiona po łebkach, jednak jak pokazał R2 przy odpowiednim nauczycielu i z odpowiednią motywacją wszystko można nadrobić.
OdpowiedzJa chciałabym z takim apelem wystąpić, by wszyscy piszący tu lekarze przestali się bawić w ogólniki i walili po imieniu i nazwisku osób, które opisują, np. pacjentów, współpracowników itd.
OdpowiedzAle... po co?! Primo - Pomijając już wszelkie kwestie zniesławień etc. to zwykłe chamstwo by było. Wiadomo, piekielne bywają sytuacje, piekielne bywa zachowanie takich ludzi, co nie znaczy że samo Ci ludzie są na wskroś źli i trzeba im psuć opinię jako takim. Secundo - skąd pewność, że tutaj wina leży akurat po stronie tych ratowników? Znaczy część na pewno, nawet spora w przypadku R1, ale... jak widać R2 w bólach bo w bólach ale w niespełna dobę potrafił się nauczyć, co znaczy że część piekielności może być zasługą osoby, z którą miał farmakologię na studiach - albo olała swój własny przedmiot i nie uczyła, albo po prostu nie wymagała za bardzo, przez co studentom nie chciało się uczyć. Mogli przyswoić wiedzę we własnym zakresie? Ano mogli, więc też święci nie są. Tertio - Po co Ci imię i nazwisko? Żyjemy w 38-milionowym kraju, chce Ci się szukać takiej osoby?? Serio?! Wręcz działa to w drugą stronę - uderza w prywatność autora historii. Jeszcze "po nitce do kłębka" jego samego się znajdzie, zwłaszcza jeśli pracuje w małej miejscowości bądź znajdzie się ktoś, kto go zna i... No właśnie, z tego co pamiętam przynajmniej raz już taka sytuacja na piekielnych była, o ironio - w ratownictwie. Ergo, bo się już rozpisałem - Nie mam nic przeciwko podawaniu nazw firm, których z konkretnych powodów należy unikać. Nie mam nawet nic przeciwko podawaniu danych np. lekarzy(mimo, że sam lekarzem jestem) czy specjalistów(a raczej "specjalistów") z innych dziedzin. Nie mam oczywiście tylko wtedy, jeśli podany powód, dla którego lepiej ich unikać, jest prawdziwy - nawet jest to dobra forma prewencji. Ale po co podawać dane każdego pacjenta/współpracownika/szefa/psa/chomika/cholerawiekogojeszcze (niepotrzebne skreślić) który raz czy kilka zachował się piekielnie ale mimo to może być np. dobrym specjalistą? Albo jak w tym przypadku - teraz "młodzi" są jacy są, ale za lat parę będą z nich naprawdę porządni ratownicy? P.S. Dane pacjentów?! O czymś takim jak "tajemnica lekarska" słyszała?!
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 22 lutego 2013 o 13:55
Było to ironiczne. To, co napisałam, ofkors. Piłam do tego, że wypowiadający się tu "lekarze", czynią to w sposób na tyle szczegółowy, że dość łatwo dotrzeć do bohaterów ich opowieści:)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 lutego 2013 o 14:37
W takim razie przepraszam, po prostu ironii nie dostrzegłem - może zmęczenie, może to, że w tej historii Traszki nie zauważyłem żadnego szczegółowego opisywania(praktyki odbywają się praktycznie wszędzie, a tacy praktykanci to nie jest odosobniony przypadek. Do innych historii Traszki i innych lekarzy się nie odnoszę bo tę historię komentujemy), może oba naraz... Bywa. Cieszę się w takim razie, iż jesteśmy podobnego zdania na ten temat. Aczkolwiek mój powyższy komentarz nadal pozostaje aktualny, gdyż już niejednokrotnie spotkałem się pod historiami z całkiem prawdziwymi, bez cienia ironii, komentarzami ludzi oburzonych tym, że historie są opisywane ogólnikowo, bez podawania nazw/nazwisk. Może ktoś taki to przeczyta, przemyśli... jak chociaż jedna osoba zrozumie to już sukces :) Pozdrawiam serdecznie! :)
Odpowiedzmój bląd, pomieszały i się linijki i wielkie faux pas popełniłem, już usunąłem ze wstydu, dzięki za zwrócenie uwagi
Odpowiedz