Mój koń gryzie.
Generalnie jest narwaną bestią.Wiszą tabliczki informujące na boksie? Ano, wiszą. Ale chyba tylko dla ozdoby.
Siedziałam sobie pod stajnią, gdy nagle zobaczyłam wybitnie otyłego, wytapetowanego Armagedona w zwiewnych, kwiecistych szatach, z dziećmi do kompletu.
No i włącza się czerwona lampka. Z takiej gromadki nic dobrego nigdy nie wynika.
Gdy tylko wycieczka znika w podwojach stajni, słychać komentarze. Donośne. " Że śmierdzi. Że konie brudne. Że "Andżelusiu, proszę, nie dotykaj, będziesz brudna..." . Przy tym zdaniu nieco mi ulżyło, ale...
Armagedon stanął przy jednym z boksów.
I był to boks- jak można się domyśleć- mojego konia. Wydałam z siebie cichy, zbolały jęk i ruszyłam do ataku.
-Proszę nie dotykać!- krzyknęłam, gdy pulchne paluszki już, już zbliżały się do chrap zwierzęcia.
-Dlaczego?- oburzył się Armagedon- Przecież koń jest publiczny!
Po tym zdaniu opadło mi wszystko, co kobiecinie wieku młodego może opaść. Bez zbędnych słów stanowczo wskazałam na jedną z wielu tabliczek, z tym, że ta akurat wisiała na drzwiach i była niebywale dobrze widoczna.
„Konie Prywatne- wstęp bez zgody właściciela wzbroniony”
Dama prychnęła tylko donośnie, i znów wyciągnęła łapsko. Zbladłam- Armagedon wyglądał na kogoś, kto lubi sale sądowe- a nie uśmiechało mi się bieganie po klimatyzowanych sądach, mimo wysokich temperatur i pewnej wygranej. Stanęłam więc dzielnie między kobietą i koniem.
-Jeździć go będę!- wydukałam mało gramatycznie, wchodząc do boksu i starając się jak najszybciej wyszczotkować ogiera, odwracając tym samym jego uwagę. W końcu zdecydowałam się zostawić Matkę Polkę z córką przed boksem. Szybkim truchtem ruszyłam do siodlarni, upominając w tym czasie synalka Armagedonu, usilnie próbującego pomacać przez kraty niezbyt zadowolonego kucyka.
Już, już, zdejmowałam uzdę z wieszaka....
Wrzask, pisk, przekleństwa na całą stajnę. Zamarłam w pół ruchu.
-I stało się co miało się stać... - zanuciłam pod nosem balladę Jaskra, przewiesiłam sobie ogłowię przez ramię i ruszyłam w drogę powrotną.
Armagedon trzymał się za nadgarstek i już miał pozwać i wyzwać Pannę...
-Mówiłam, żeby paluchów nie tkać. Niechno Pani pokaże.
- A co TY możesz, ździro, do sądu CIĘ podam, konia ze wścieklizną ma!- okazało się przy okazji, że może machać rękami, a ugryzienie tylko lekko się zaczerwieniło.
-Ręka PANI nie odpadnie. - wzruszyłam tylko ramionami, otworzyłam boks przy okazji znacząco pukając w czerwoną tabliczkę informującą jednoznacznie, że ogier i że gryzie, założyłam zwierzęciu ogłowie i wyszłam ze stajni, prowadząc konia ze wścieklizną za sobą. Armagedon został w tyle, dysząc, dymiąc i pocąc się jak parówóz.
Od tej pory w stajni funkcjonuje przysłowie "upartych konie gryzą" a ja na pozew czekam do dziś.
stajnia
Sorry ale nie wyszedł ci kwiecisty opis sytuacji, tylko mnóstwo błędów.
OdpowiedzA więc proszę je wytknąć, to poprawię. c:
Odpowiedzmogło jej tę rękę uwalić, przynajmniej do końca życia by pamiętała, żeby słuchać.
OdpowiedzZawsze mi jest przykro, gdy sympatyczna, piekielna historia - nadająca się na główną, zostaje przez autora przefajnowana. Szkoda.
Odpowiedz"Odfajnić" mogę zawsze, wedle życzenia. :3
OdpowiedzJeśli napiszesz to jeszcze raz, ale tym razem bez kwiecistych metafor, poetyckich przenośni i silenia się na oryginalność - gwarantuję sukces.
OdpowiedzSkopałaś opis pisząc w 3 osobie, koszmarnie się to czyta. Szkoda bo historia mogła być niezła.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 lutego 2013 o 16:16
Strasznie źle się to czyta. Idź być "fajna" gdzieś indziej.
OdpowiedzSiedząc w fotelu zadumał się, odejmując od ust garniec naparu z liści indyjskich, herbatą zwanym, przez wyrobników manufaktury Twinnings zmieszany. Tak oto altruista dumał i rozmyślał, gładząc skórę oparcia naprzemian z brodą swoją - czy nie przekraczamy pewnych granic w pogwarkach naszych? Keats krzyczał lat tyle z papieru stronnic przecież 'Piekno jest prawda, prawda pieknem! – oto co wiesz na ziemi i co wiedziec trzeba.' W gaszczu liter, zawilosciach odniesien, lasach paralel i labiryntach porownan chowac sensu nie lza. Jak zyc moze autor ze swiadomoscia porzucenia czytelnika, zagubienia go w odmetach retoryki?
OdpowiedzMożliwe to, jesli po stronie ciemnej jest.Ta przecież ludzką bardziej zdawać się może:)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 lutego 2013 o 21:53
A ja się z przedmówcami nie zgodzę - czyta się świetnie :) I piekielne zaiste :)
OdpowiedzPrzyznam, że barwność opisu nie jest szczególnie adekwatna do sytuacji, ale przeczytać się to da, zrozumieć też, więc nie mam pojęcia w czym Wam przeszkadza. Poza tym- fajnie jest móc się wypowiedzieć i pochwalić własnym zdaniem, jednak dodawanie przez kolejne osoby komentarzy o tej samej treści (zwłaszcza zawierających te same lub też bardzo podobne zwroty) chyba nie ma zbyt wielkiego sensu.
Odpowiedzmi sie nawet styl podoba, ale niepotrzebnie w trzeciej osobie.
OdpowiedzChylę czoła z szacunkiem, jednocześnie zawstydzoną będąc- ku chwale waszej i języka polskiego pójdę być fajna gdzie indziej, ale najpierw to przepiszę. Przesadziłam trochę, macie rację. x3
OdpowiedzA najśmieszniejsze jest to, że w tym bełkocie, którego nie dałem rady doczytać do końca, stoi coś o „gramatycznym mówieniu”.
OdpowiedzHaters gonna hate, ale do błędu się przyznałam i historię poprawiłam. Tak, "chciałam być fajna" ale przesadziłam. Od teraz będę skromna i niewinna. c:
OdpowiedzKtoś kto Cię krytykuje nie jest od razu hejterem, nie pochlebiaj sobie ;) Po prostu nie podoba się ludziom Twój styl. Połóż uszy po sobie, niema tu pola do dyskusji- albo popraw, albo zostaw :)
OdpowiedzPoprawione. C:
OdpowiedzRzeczywiście nieco "przefajnowana" opowieść. Chociaż tekst "koń jest publiczny!" spowodował, iż parsknęłam śmiechem ;)
OdpowiedzJa nie wiedziałam, czy po publicznym koniu mam się zacząć śmiać, czy płakać. :)
OdpowiedzPolacy to naród konie miłujący i nawet jeśli koń prywatny, to jednak publiczny.
OdpowiedzMiało babsko szczęście. Jak mnie kiedyś, przez moją nieuwagę, koń udziabał w przedramię, to nie dość że ręka kolorystycznie przypominała tęczę, to jeszcze nabrała takiej grubości, że się w żadną bluzę nie mieściła.
Odpowiedzotworzyłam a nie otwarłam :)
OdpowiedzDziękuję, poprawione. C:
OdpowiedzOd razu inaczej :) jeśli możesz popraw jeszcze "krzyknęłam cicho" bo coś mi tu jedno z drugim nie gra.
Odpowiedzgotowe. :)
Odpowiedz"Wstęp wzbroniony" JAK MNIE TO MOŻE ŚMIESZYĆ. Wstępu się....( no co...??? )... ZABRANIA. Wzbraniać to się można przed wypiciem kielicha na imprezie/weselu itp. Ale żeby nie było offtopu - piekielna dostała piekielną nauczkę od ( za przeproszeniem ) konia. Pfffff.....
Odpowiedz"Koń publiczny" to jak wyciągnięty z Barei:D Szkoda, że konisko nie ugryzło jej mocniej. Może nie na tyle, by łapsko straciła, ale na tyle, żeby zapamiętała, że paluchów nie należy wtykać wszędzie.
OdpowiedzNiestety, wtedy odpowiada za zdarzenie wlasciciel. Nerwow ma przy tym tyle, ze zadna nauczka nie jest tego warta. Niestety - wiem to z autopsji.
Odpowiedza ja z innej bajki PannaKota - avatar tak z przypadku czy z zamiłowania (gry czy historii)?:)
OdpowiedzZe szczerej miłości i do jednego, i do drugiego. ;)
Odpowiedzbratnia dusza ;)
Odpowiedz