Moje najbardziej pamiętne walentynki...
14.02 kilka lat temu, dość spokojny dzień w pracy.
Zima była ostra, śniegu po kostki, drogi poza miastem mimo wysiłków drogowców oblodzone. Dostaliśmy wezwanie "nieprzytomny, pijany, kod 1".
Wskoczyliśmy do karocy, włączyliśmy światełka i wio w tę zamieć. Prędkość mniej więcej dostosowana do warunków.
W pewnym momencie zza widocznej na lewym pasie osobówki wyskakuje nam na czołówkę... ciężarówka. Chłopina rozum postradał i chciał spokojnie jadący osobowy wyprzedzić. Wyskoczył na lewy pas i dopiero wtedy zobaczył nas. Jakimś cudem udało mu się natychmiast odbić z powrotem na prawo nie wpadając w poślizg, minęliśmy się o centymetry. Ufff, ładnie się zaczęło.
Dojeżdżamy do zapadniętej chałupy. W środku obraz nędzy i rozpaczy - w brudnej, zapuszczonej izbie (inaczej nijak nie idzie tego nazwać) leży chłop jak dąb, ululany do nieprzytomności. Nad chłopem lamentuje chuda jak patyczek, przygarbiona matula. Że ona już siły nie ma, że mu znowu na krechę sprzedali i się napruł w trzy...
Po wstępnych oględzinach zdecydowaliśmy kobietę od pasożyta na trochę uwolnić - reagował tylko na silniejszy ból, a analiza stojących na stoliku trunków (denaturat, podejrzane 'coś' w plastikowym kanisterku) poddawała w wątpliwość to, czy ich składową był sam tylko etanol).
Kolega stwierdził, że idzie nawrócić karetkę i wróci zaraz z noszami, ja zabrałam matulę do drugiej części chałupy, gdzie było może i biednie, ale czysto i schludnie. Trafił się poczciwej babince syn nierób... Usiadłyśmy przy stole, w oczekiwaniu na powrót kolegi zajęłam się papierologią. Nagle z pokoju synalka doleciało do nas głośne: "jebuduuu!".
Menel rozruszany przez nas nieco, stwierdził najwyraźniej, że na boku mu niewygodnie i próbował przekulnąć się na brzuch. Zleciał z barłogu, zawadzając przy okazji łukiem brwiowym o szafkę nocną. Do alkoholowego zatrucia w gratisie dołożył sobie wielkie, rozkrwawione limo nad okiem.
Po chwili z hukiem otwarły się drzwi wejściowe i stanął w nich - przysięgam - sam Dziadek Mróz. A nie, chwilę... Dziadek Mróz po chwili okazał się być moim zaginionym kolegą, który powinien pojawić się już dobre dziesięć minut wcześniej.
"Rany" - wycharczał - "wjechałem w bramę sąsiada i się cholera tyłem zakopałem. Pół wsi obleciałem, żeby mi chłopy pomogły karetkę z tej %$^*$ zaspy wypchnąć".... "A temu co?"
Donieśliśmy torbę opatrunkową, opatrzyliśmy trutnia i
zapakowaliśmy na nosze. Niestety, szybko pożałowaliśmy pomysłu przyciągnięcia ich pod same drzwi. Czekała nas bowiem droga do furtki - oblodzona ścieżynka, pod śniegiem zdradliwie czyhało ubite klepisko i pojedyncze wysepki betonu. Truteń po tym jak wystukaliśmy mu pięścią na klacie marsz turecki i zaliczył spotkanie trzeciego stopnia z szafką nocną, nieco się ożywił i doraźnie zaczął wierzgać. Przetransportowanie go na chybotliwym, wysokim stelażu od noszy, toczącym się na plastikowych kółkach i nie łomotnięcie przy tym w śnieg wymagało nie lada finezji.
Ale jest, udało się, zapakowaliśmy się do karocy. Teraz tylko piętnaście kilometrów spędzone z woniejącym przetrawionym denaturatem jegomościem, wysadzenie go na Izbie przyjęć (o dziwo, personel nie był specjalnie zadowolony z przywiezionego im walentynkowego prezentu), gruntowne sprzątanie i powrót na podstację.
Podsumowując - cudem uniknięta randka ze Świętym Piotrem, półtorej godziny blokowania karetki, kilka godzin przerąbane dla personelu SORu... a wszystko, bo jakaś durna baba w sklepiku, sprzedaje denaturat na krechę znanemu pijakowi...
walentynki
Zaraz posypią się na mnie minusy. Osobiście kupiłabym wiadro denaturatu i rozdawała takim pijaczynom nawet za darmo. Naturze czasami trzeba pomagać w eliminacji najsłabszych ogniw.
OdpowiedzW tym tylko problem, że denaturat nie szkodzi bardziej, niż spirytus. Jest normalnym alkoholem etylowym, wbrew obiegowej opinii. Jego kolor, zapach i smak wynikają z domieszki substancji, które mają zniechęcać do spożycia, ale nie są szkodliwe dla zdrowia.
OdpowiedzWłaśnie w tym problem nie są szkodliwe a powinny. Dopiero w tedy odstraszył by amatorów tanich trunków.
OdpowiedzNo raczej nie, bo pierwotnie był trujący, a ludzie go dalej pili, dlatego już nie może być trujący ;)
Odpowiedzprzez ponad rok był szkodliwy, jednak znacząco wzrósł odsetek zgonów wśród meneli, czyli zwiększył się problem ich utylizacji przez państwo i to był dodatkowy "niepotrzebny" koszt, obecnie denaturat jest dobarwiany fioletem krystalicznym, zmętniany niewielką ilością nafty, do tego odrobina glikolu etylowego(potencjalnie "szkodliwego") i kilka innych substancji nie znanych nikomu oprócz producenta(te nie są szkodliwe, raczej powodują negatywne wrażenia smakowe, bądź są lekko przeczyszczające)
Odpowiedz@Painkiller: podejrzewam, że "utylizacja" meneli jest jednak mniejszym kosztem niż utrzymywanie ich dożywotnio z różnych rent i zasiłków... Do tego należy doliczyć zmniejszony koszt ewentualnych interwencji Straży Miejskiej i zmniejszenie liczby przestępstw. (a zysków z tego żadnych, bo denaturat nie ma akcyzy) Nie rozumiem czemu mielibyśmy nie sprzedawać denaturatu jako mix etylowego i metylowego 50/50. Każdy menel by się napił tego tylko raz w życiu.
OdpowiedzPewnie nie będzie to popularne ale moje zdanie jest takie. Denaturaciarzy NIE RATOWAĆ. Karetka przyjeżdża, stwierdza, że pacjent pijany, pomoc NIE jest udzielana.
OdpowiedzGbursson, niestety, jeśli okaże się, ze pan ululał się metylowym i wzięło mu się umarło to jak myślisz, kogo do sądu wyśle jego matula? Znam taki przypadek, kolegów uratował fakt, że truteń nabazgrał na karcie, że do szpitala nie chce. Mimo tego zostali przez kochającą mamuśkę opisani w prasie. Gdyby zostawili go sami z siebie 'bo pijany' mieliby prokuratora na karku. Smutna prawda. Popieram was w stu procentach, niestety, kiedy już człowieka oficjalnie zawezwą to odpowiedzialnośc jest na jego dupie. Za wyjazd, za który mi 15 zł zapłacą nie będę tej dupy nadstawiac w imię własnych przekonań :(
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 12:24
@Caron: ja wiem, ze to nierealne. Ale powinno byc prawo - jestes pijany - nie jestes ratowany. Badanie krwi/alkomat czy jakie tam techniczne mozliwosci jeszcze i by byla podkladka. No ale to juz moje marzenia ;/
OdpowiedzNierealne. Bo co? Ululasz się, ktoś Ci wpie.doli i co? Nie ratować, bo pijany?
OdpowiedzTrafił się poczciwej babince syn nierób... - takiego sobie wychowała, na to sobie pozwalała to tak ma...
OdpowiedzJestem tego samego zdania. Nikt nie rodzi się alkoholikiem czy złodziejem, dziecko trzeba na takiego wychować.
OdpowiedzMinusy dostajecie od rodziców wychowujących swoje pociechy bezstresowo albo już wychowanych na nieroby :)
OdpowiedzDziecko rodzi się ze swoją własną osobowością i rodzice mogą tylko próbować korygować niektóre wady, czasem bez efektów. Moja córa urodziła się urocza i bezproblemowa, i codziennie dziękuję za to siłom wyższym. Na pewno miło byłoby sobie powiedzieć "tak ją wychowałam", ale nie widzę tu swojej zasługi. Nigdy nie borykałam się z problemami, które dla innych rodziców są codziennością. Dlatego też nie jestem skora oceniać innych rodziców. Jasne, że mogli się do wychowania takiego "charakterku" walnie przyczynić, ale mogli też zrobić wszystko co w ich mocy, by temu zapobiec - i to nadal mogło być za mało.
OdpowiedzChyba nie macie dzieci, jeśli uważacie, że charakter dziecka to tylko i wyłącznie kwestia wychowania. Wystarczy popatrzeć na dzieci wychowane w patologicznych rodzinach - wszystkie są takie same? No chyba nie. Po drugie, nawet zakładając, że podły charakter syna to wynik wychowania, to dlaczego od razu zakładacie, że wychowania matki, a nie ojca? Mój ojciec wyrastał w rodzinie, w której matka nie miała nic do powiedzenia, a on rozpijał synów, bo nie miał z kim pić. Teraz dziadek nie żyje, a babcia została z problemem - dorosłym synem alkoholikiem. Szczęśliwie po długiej walce udało się go z nałogu wyciągnąć, ale pracowała na to cała rodzina - jego dzieci, rodzeństwo, nawet zaprzyjaźnieni sąsiedzi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2013 o 10:39
Denaturat nie służy do picia więc twoje pretensje do sklepowej są nie na miejscu. Jeśli by odmówiła mu sprzedarzy i wpadłby on przez to w amok, w amoku pobił matkę to napisałbyś: Bo jakaś pinda nie sprzedała mu butelki denaturatu?
Odpowiedz"Denaturat nie służy do picia więc twoje pretensje do sklepowej są nie na miejscu." - Na jakim Ty świecie żyjesz? Co do reszty, takie rozważania można dowolnie wykręcać w każdą stronę. Co, jakby po sprzedaniu denaturatu gość go jednak wypił i wpadł w pijacki szał?
OdpowiedzIdiotyzmem jest sprzedawanie czegokolwiek na kreche. Sklep, to nie bank, zeby dawal pozyczki.
OdpowiedzNie jest idiotyzmem. Ale z głową to robić trzeba. Bo przecież załóżmy, zabraknie Ci paru groszy, czy Cię okradną i musisz czym prędzej np. kupić wodę.
OdpowiedzCzemu durna baba? Jej sklep, jej biznes i jej zasady. Jest sklepikarką a nie założycielką lokalnego koła AA, to chyba naturalne że chce zarobić. Skoro sprzedaje na krechę znaczy że facet oddaje, zresztą sprzedaż na kredyt to nieraz jedyne w czym mały sklepik może przebić supermarket. Facet nie był nieletni, siłą w niego alkoholu nie wciśkała więc w czym problem?
OdpowiedzNo dokładnie, co to ma być? Dorosły facet, kij z tym, że pijak - sklepikara nie jest od tego, żeby miejscowego menelstwa pilnować. Jakby kupił wódkę za gotówkę w supermarkecie to byłoby cacy?
Odpowiedzminusujacy, prosze odezwijcie sie i napiszcie dlaczego sie z tym nie zgadzacie?
OdpowiedzZ tym sprzedawaniem na zasadzie "mój biznes, moje zasady", to tak nie do końca jest prawda, jeśli chodzi o alkohol. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi zabrania sprzedaży alkoholu na kredyt osobom fizycznym. Sklepikarkę z historii, ratuje fakt, że denaturat nie jest produktem spożywczym, więc nie podlega rygorom ustawy. Natomiast nie może ona sprzedawać na kredyt piwa, wódki, win, gotowych, nawet słabych drinków, po prostu niczego co ma powyżej 0,5% alkoholu - bo taka forma sprzedaży jest nielegalna.
OdpowiedzKocham walentynki. W ten dzień, co roku, bawimy się w darmową poradnię psycholgoiczną na kółkach i co drugie wezwanie to godzinna rozmowa z pacjentem zamiast jakichkolwiek czynności mechanicznych :) Tak, wczoraj też miałem służbę... :)
Odpowiedzoo, a my tego samego dyżuru w nocy gnaliśmy do znerwicowanej dwudziestoparolatki. Leży toto rozdygotane w łóżku z mężem i biadoli, że się Relanium skończyło i zapomniała iśc po receptę... :D
OdpowiedzMoją faworytką była laska, która nas wezwała bo miała chęć spędzić choć chwilę z mężczyznami ;)
OdpowiedzZawiozłabym na podstację i kazałabym z tymi Ogrami noc na dyżurze przetrzymac, jakby milion razy klapę w kiblu opuściła, trzy razy naczynia pozmywała i rzuciła parę razy butem w tych szczególnie głośno chrapiących, tudzież na "Marcinek, wyjazd mamy" usłyszała odpowiedź "fajnie, na stole masz kluczyki, nie budź mnie jak wrócisz" to by jej męskiego towarzystwa na rok wystarczyło :D
OdpowiedzCaron, wyjdź za mnie! Wezmę Cię do nas na stację, babka by się nam przydała ;) A tak tylko nas trzech i strażacy - ani kawałka kobiety :( Na szczęście strażacy ciągle u siebie kogoś na szkoleniu mają i tych zaganiamy do sprzątania :P No i raz w tygodniu przychodzi pani sprzątaczka... Bo po prostu przy takiej ilości chłopa szef nie mógł znieśc tego syfu :P Ja się cieszę, że z mojej zmiany nikt nie chrapie ;) Jak dawniej robiłem na Sce i dyżurka była mniejsza od klatki i 4 osoby w niej spały w tym dwie chrapały tak, że wytrzymać nie szło... Po jednej nocce byłem jak zombie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2013 o 1:53
Ładna by z nas para była ;) Utyskuję tak sobie żartobliwie, bo kolegów miałam fajnych - nie bolało ich łapanie za odkurzacz czy mopa, jak ktoś chrapał za bardzo to przenosiłam się na kanapę do socjalnego, syf był zawsze w dyżurce lekarskiej. Przyjeżdżała średnio raz w miesiącu na dyżur lekarka i zawsze sprzątała, bo twierdziła, że w tym syfie nie potrafi spędzic nocy :D Btw, ja się z kolei śmiałam, że to skandal, żebym była w wielkim budynku z sześcioma facetami (naszych 4 + 2 ochroniarzy z patrolu interwencyjnego piętro niżej) i musiała iśc spac sama ;)))
OdpowiedzCaron, wyobrażasz sobie? Wtedy to byśmy stali się tu legendą... A ślub z zaproszeniem użytkowników i administratorów piekielnych? :) I oczywiście, nie da się inaczej, zamiast limo karetunia!
OdpowiedzA jak już w końcu (co nieuniknione sądząc po naszych charakterkach) za bardzo zaleźlibyśmy sobie nawzajem za skórę to moglibyśmy piekielne historie jedno na drugiego pisac :DDD Ale karetkę do ślubu musi nam Hellraiser prowadzic :D
OdpowiedzMasakra.. w zyciu nie przyszloby mi do glowy dzwonic po karetke z takimi bzdurami., niektorzy ludzie zatrzymali sie w rozwoju na poziomie 5 latkow
OdpowiedzCudowna narracja - miałam wrażenie, że czytam Chmielewską :)
Odpowiedzcieszę się, że nie tę panią co 50 twarzy Greya popełniła ;)))
Odpowiedz