Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czytając Wasze piekielne historie i ja chciałabym podzielić się z Wami sytuacją,…

Czytając Wasze piekielne historie i ja chciałabym podzielić się z Wami sytuacją, która mnie spotkała. Sytuacja nieciekawa, dla mnie do tej pory bardzo przykra. Trochę przydługawa, nie będę Was winić, jeśli nie dotrwacie do końca, ale chciałam to po prostu wyrzucić z siebie i podzielić się moimi przeżyciami ze światem.
Dokładnie mija rok odkąd poroniłam. 2 dni przed poronieniem usłyszałam od mojego ginekologa, że moje maleństwo nie rozwija się prawidłowo, jest zbyt małe jak na 6 tygodni i uprzedził mnie o przykrych konsekwencjach jakie mogą nastąpić, jeśli się nie myli (oczywiście w sposób jak najbardziej delikatny i ludzki – mój lekarz to Anioł). Dwa dni później zaczęłam krwawić, więc wystraszona zadzwoniłam do ginekologa z pytaniem, co mam robić. Tak jak mi kazał, pojechałam do szpitala, żeby zrobić badanie B. I tu zaczyna się horror.

Wiadomo - sytuacja dla mnie niewesoła, więc zapłakana, zasmarkana i ledwo przytomna wchodzę do szpitala, kieruję się do laboratorium z prośbą o zrobienie badania B (dodam, że była to sobota, po 10:00 rano). Laborantka słysząc moją prośbę, odpowiada, że nie ma już pielęgniarek (bo są tylko do 10:00) i nie ma mi kto pobrać krwi (w szpitalu!), więc jak im dostarczę krew, to oni mi to badanie zrobią. No, nic mi nie pozostaje, jak tylko podciąć sobie żyły i nakapać im trochę do fiolki.

Wiele wtedy nie myśląc, udałam się drzwi obok, na izbę przyjęć, myśląc, że przecież, do jasnej ciasnej, w tym szpitalu musi być jakaś pielęgniarka albo ktokolwiek zdolny pobrać mi krew! Po wejściu na izbę przyjęć „przemiła” pani pseudo-pielęgniarka widząc w jakim jestem stanie, rzuca poirytowane „co się dzieje?”. No to opowiadam co się stało, drżącym głosem, ale takim, że da się mnie zrozumieć. Ta, zniecierpliwiona, jeszcze raz z wyrzutem pyta co mi jest, no to ja od nowa tłumaczę wszystko z takim spokojem, na jaki tylko mogłam się zdobyć. Pseudo-pielęgniarka słysząc moją odpowiedź przewraca oczami, wzdycha i z łaską sięga po telefon. Dzwoni. Na oddziale odbiera widocznie lekarz, bo słyszę następujący dialog:

Pseudo-pielęgniarka z ironią w głosie: Panie doktorze mam tutaj pierwiastkę.
Doktor: Co mamy?
Pseudo: No pierwiastkę! Pierwsza ciąża, plamienie!

Po czym pseudo-pielęgniarka zwraca się do mnie, że mam zabrać piżamę i iść na górę, bo będę przyjęta na oddział. Kiedy słyszy ode mnie, że ja chcę tylko zrobić badanie, tak jak kazał mój lekarz, pada pytanie, jak się mój lekarz nazywa. No to mówię, dr X (dodam, że nie pracuje w tym szpitalu). W odpowiedzi słyszę, że badanie to mi zrobią w laboratorium i mam tam iść a nie na izbę przyjęć, jak nie chcę być przyjęta na oddział. Kiedy tłumaczę, jak wygląda sytuacja w laboratorium, pseudo-pielęgniarka odsyła mnie do innego szpitala na izbę przyjęć, bo podobno tylko tam mają pielęgniarki.

No więc mama zabiera mnie, zwijającą się z bólu i zapłakaną, pod ramię i dreptamy powolutku do szpitala obok.
Kolejna izba przyjęć. W PRL-owskiej poczekalni czekam 15 minut aż mlaskająca pielęgniarka raczy wychylić się ze swojej kanciapy i z pretensjami oznajmić, że „Pani doktor jest teraz zajęta, trzeba czekać”. Na mój komentarz, że krwawię i potrzebuję lekarza, mlaskająca powtarza, że trzeba czekać.
Czekałam. Ponad godzinę. Nadal płacząc i skręcając się z bólu. Po godzinie zjawia się wielce szanowna, zajęta i zabiegana Pani Doktor przez duże „D”. Pada pytanie o nazwisko mojego lekarza prowadzącego. Cisza. Bierze mnie na badanie...

Podczas, gdy ja jestem na badaniu, moja mama na izbie przyjęć jest świadkiem sytuacji: z Sali poporodowej przychodzi pacjentka, tuż po porodzie - cała obolała. Kazali jej przyjść i podbić kartę. Dziecko zostawia pod opieką innych pacjentek na sali, bo nie ma z kim go zostawić. Z kanciapy wyłania się poirytowana, ta sama mlaskająca pielęgniarka i oznajmia, że one (pielęgniarki – a było ich aż dwie) to sobie teraz obiad odgrzewają i musi czekać, żeby jej podbiły kartę. Nie pomogły ani prośby ani groźby, biedna kobieta musiała czekać pół godziny…

Ja na badaniu z Panią Doktor. Jest diagnoza. Już za późno. Zabieg w poniedziałek. Jak przyjdę na zabieg mam przynieść wyniki z badania B (tego samego, które zlecił mój lekarz). Pytam, gdzie je mam zrobić? Słyszę odpowiedź, że w szpitalu obok (tym z którego mnie odesłali), bo oni nie mają pielęgniarek, żeby mi pobrać krew… Tłumaczę, że tam też nie ma pielęgniarek, więc gdzie mam te badanie zrobić?! W odpowiedzi słyszę – „może prywatnie?”. No to pytam – tylko gdzie? Dzisiaj sobota i już 13:00?! Cisza. Wychodzę. Stan psychiczny – chyba nie ma takiego, który potrafiłabym opisać.
Na szczęście mam mamę, która myśląc trzeźwo, pyta przemiłej Pani mgr w aptece, gdzie można tu zrobić badanie B. Jest szansa. Jedziemy do kolejnego szpitala w innej części miasta. Na izbie przyjęć widzę przerażenie w oczach pielęgniarzy i ratowników medycznych, na mój widok i stan w jakim się znajdowałam. Mówią, że oni nie robią badań krwi, ale mam iść zapytać w ich laboratorium, może się wyjątkowo zgodzą. Pędzę na tyle, na ile siły pozwalają. Docieram do laboratorium. Otwiera miła pielęgniarka. Z żalem informuje mnie, że nie ma już laborantek, które robią to badanie. Załamana błagam, żeby mi pobrali chociaż krew. Pielęgniarka woła pielęgniarza, tłumaczy sytuację, on – złoty człowiek – lituje się i pobiera mi krew do fiolki. Jednak na tym świecie są jeszcze Anioły.

I tu zbliżam się do końca historii. Z fiolką docieram do szpitala nr 1, tam robią to nieszczęsne badanie (oczywiście prywatnie). Los sprawia, że na zabieg trafiam jeszcze tego samego dnia, wieczorem. Lekarka (ta sama, która mnie badała rano i skierowała na badanie B.), na przyniesione i podsunięte jej przed nos wyniki, nawet dla pozoru nie zerka. Ręce opadają. Wychodząc ze szpitala, widzę ekipę telewizyjną. Gdybym tylko myślała trzeźwo, wzięłabym ich ze sobą na tournee po szpitalach w moim mieście. Mieliby dobry materiał.

służba_zdrowia

by Wisdom
Dodaj nowy komentarz
avatar mailoo
7 11

Też poroniłam, też w szóstym tygodniu i też rok temu. Do tej pory mam uczulenie na pielęgniarki na ginekologicznym, które zamiast podejść do mnie jak do kobiety po poronieniu, z drwiąym uśmieszkiem pytały się, czy wiem chociaż z kim miałam to dziecko...

Odpowiedz
avatar Wisdom
3 5

Dokładnie.. Jak obudziłam się po zabiegu, stwierdziłam na dodatek, że ktoś podwędził mi moje klapki.. A jeszcze przed zabiegiem prosiłam siostrę o schowanie ich do mojej torby.. Tak więc po szpitalu biegałam w skarpetkach. Sala pozabiegowa była pod porodową i wszystkie musiałyśmy w nocy słuchać jak u góry rodzą się dzieci. Jak przy wypisie poprosiłam lekarza o L4, to popatrzył na mnie tak, jakbym o zwolnienie na katar prosiła i z łaską dostałam 3(!) dni. O antybiotyku, który powinnam była dostać, mogłam zapomnieć, dzięki czemu jeszcze przez tydzień prawie nie mogłam chodzić. POLSKA SŁUŻBA ZDROWIA.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
7 7

Ossstro... Te wycieczki to pewnie w ramach polityki prorodzinnej państwa, no i oczywiście ochrony życia poczętego.

Odpowiedz
avatar Wisdom
3 3

Masz rację, to tak na zachętę pewnie.

Odpowiedz
avatar iguana
3 3

A potem pitola zeby kobiety rodzily dzieci bo spoleczenstwo nam sie starzeje. Po przeczytaniu takich wielu historii, po wlasnych doswiadczeniach (tez odbylam taka tulaczke po szpitalach ze swoja siostra, gdy poronila), bedac kobieta z przekonaniem stwierdzam ze o dziecko starac sie bede jak najpozniej. O jedno dziecko. W tym kraju AZ o jedno dziecko.

Odpowiedz
avatar sewii
6 8

Mam kilkoro znajomych, ktore sa strasznie tepe, a jako kierunek studiow wybraly wlasnie pielegniarstwo, bo fajnie, bo bedziemy robic badania. Kur... ten zawod, podobnie jak policjant, lekarz, prawnik, ksiadz, etc. powinny byc wykonywane z powolania. dawno sie tak nie wkur... czytajac historie na piekielnych... Droga Autorko, przyjmij wyrazy mojego najglebszego wspolczucia.

Odpowiedz
avatar ewilek
1 1

Popieram, zawód pielęgniarki powinien być z powołania, nie z łapanki. Niestety z uwagi na bezrobocie wiele osób wybiera to zajęcie licząc , że łatwiej znajdą zatrudnienie. Bardzo współczuję wszystkim kobietom, które w tak strasznej dla nich sytuacji jak poronienie, muszą jeszcze dodatkowo przechodzić piekło stworzone im przez pracowników służby zdrowia. Zastanawia mnie jednak jedno, dlaczego pacjenci i ich rodziny nie tępią z całym zaangażowaniem takich zachowań. Gdyby na pielęgniary pokroju tych z tej historii co tydzień regularnie wpływałyby coraz to nowe skargi to jestem pewna, że dyrekcja musiałaby coś z tym zrobić. Przykład poszedłby dalej, a pozostałe "siostry miłosierdzia" już dużo mniej chętnie obrażałyby i lekceważyły swoich pacjentów. Zacznijmy po prostu sami coś z tym skutecznie robić nie pozwalając na takie zachowanie i każdorazowo zgłaszając takie przypadki do przełożonych tych pracowników.

Odpowiedz
avatar pasia251
5 5

Bardzo współczuję :( Na miejscu tej pani po porodzie, co jej kazały podbić kartę - na tekst, ze mam czekać zabrałabym się poszła -w końcu komu te papierki są potrzebne - pacjentowi czy szpitalowi? I zastanawia mnie czy te pielęgniarki mają dzieci? Bo ja sobie nie wyobrażam tak potraktować kobietę, która właśnie traci swoje...

Odpowiedz
avatar kszksz
3 5

Skąd ja znam taką znieczulicę... Zaczynam wątpić, czy są w ogóle jakiekolwiek pielęgniarki i położne, które potrafią wykazać się choć trochę empatią. Tyle się mówi o kobiecej solidarności, a jak zdarzają się takie sytuacje to właśnie kobieta, wydawałoby się że z racji wykształcenia i doświadczenia mądrzejsza, zamiast pomóc utrudnia i upokarza. Trzymam kciuki Wisdom, nie trać nadziei!

Odpowiedz
avatar Bryanka
3 3

A ja się cały czas zastanawiam skąd ta znieczulica i jak to możliwe, że kobiety, które prawdopodobnie też kiedyś rodziły, posiadają dzieci, potrafią tak potraktować inną kobietę.

Odpowiedz
Udostępnij