Opowieść mojego kolegi z ćwiczeń walk.
Ćwiczymy, ale szanujemy swoje zdrowie. Tzn jak pójdzie jakiś cios który, krzywdzi, przerwa i dochodzimy do siebie.
Są to ćwiczenia także jak mnie znokautują to nie mam za złe.
Jest to w regulaminie.
Przyszła mamusia z synkiem. Niby trenuje karate od 4 lat. Pierwszy trening, lekki. Chłopak nie potrafi upadać i ręka złamana.
Pogotowie gips....
Teraz mamusia:
"Przecież mój synek miał tylko uderzać, nikt nie ma prawa go dotknąć"
Gratuluje podejścia. Chodzi na Karate to tylko on bije. On dostanie jak to tego nie wolno.
kurs ATK
O co chodzi w ostatnim zdaniu??
OdpowiedzW styl pisania Milorda Victora trzeba wsiąknąć... Przeczytaj wszystkie jego historyjki ciągiem, a nauczysz się god rozpoznawać po pierwszym zdaniu ;) Jak trochę poćwiczysz, to czytanie tekstów bez znaków interpuncyjnych stanie się łatwiejsze. Zresztą, to dobra gimnastyka dla umysłu :)
OdpowiedzLord powoli się wyrabia, dopiero po ostatnim zdaniu zorientowałam się, kto jest autorem.
OdpowiedzJa znam jego wczesniejsze historie. Poczatkowo myslalam, ze pisze je jakis ujarany gimnazjalista z ADHD. Czasami ciezko sie polapac kto z kim, gdzie, dlaczego i wogole o co kaman;)
OdpowiedzTak przyzwyczaiłam się do do stylu lordvictora, że dopiero po przeczytaniu komentarzy dostrzegłam, że coś z tym zdaniem jest nie tak.
OdpowiedzDodam od siebie. Na takim treningu sensei rzucił mnie kilka razy. Ale, potem potrafiłem się bronić. W końcu nauka, a że boli ;-) Trza mieć Cochones, a nie być maminsynkiem i oj jak mnie biją to obraza.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2013 o 14:49
Chodzilam podczas studiow na aikido. Trafilam do takiej smiesznej grupy, na ktora skladali sie ludzie w roznym stopniu zaawansowania - od poczatkujacych (w tym ja) po noszacych spodnie hakama. Jako dopiero zaczynajaca mialam na poczatku taryfe ulgowa, bo musialam nauczyc sie rzeczy, ktore wiekszosc miala juz opanowane - przede wszystkim poprawnie padac. Lekkim szokiem byl moment, kiedy wspoltrenujacy plynnie przeszli od markowania niektorych bardziej dokuczliwych ciosow do ich prawdziwego wyprowadzania - za pierwszym razem zobaczylam wszystkie gwoazdy, bo, nastawiona na lekki, zamarkowany cios, nie oslonilam sie odpowiednio :P, ale po upewnieniu sie ze zyje cwiczylam dalej jakby nigdy nic. Tu nawet nie o cohones chodzi, a o fakt, ze to w koncu sport walki, a w takowym jest sie zarowno atakujacym jak i broniacym sie.
OdpowiedzCojones, cojones moi mili:) Ale trzeba mieć, to oczywiste!
OdpowiedzA czy autor wogole ogarnia to co pisze?? Czy to taki amok tworczy??
OdpowiedzCzujecie taką samoobronę na ulicy? Grupa dresów chce wam spuścić łomot, a ty wyskakujesz z hasełkiem, że ćwiczyłeś /tu wstaw np rzeczone karate/, więc ty ich możesz lać, ale oni w tym czasie mają stać grzecznie i broń Boże atakować. ... idę o zakład, że po usłyszeniu tego dresy i tak nie byłyby już w stanie czegokolwiek zrobić. Bo zwijaliby się ze śmiechu. Ludzka głupota mnie poraża...
OdpowiedzWidzisz, bo to całkiem dobra taktyka. Tylko jak ze śmiechu sobie żebra połamie może wnieść o odszkodowanie;)
OdpowiedzMamusia mogła zakupić worek treningowy zamiast wysyłać na zajęcia.
Odpowiedz