Przed świętami Bożego Narodzenia zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Grajcie, surmy anielskie! Bratowa znalazła pracę.
Przez ponad miesiąc żyłam w przekonaniu, że może razem z moim bratem wzięli się w garść, może ktoś nalał im odrobinę oleju do głów. Może uznali, że przyszła w końcu pora by uniezależnić się od rodziców?
Niedzielny, rodzinny obiad. Atmosfera podejrzanie spokojna. Nie zrozumcie mnie źle, nie żeby moja rodzina kojarzyła mi się z awanturami, sączeniem jadu i zimną wojną.
Po prostu od momentu pojawienia się konfliktu na linii ja-brat i jego żona o spokój trudno.
Zapewne bardzo dobrze wspominałabym to spotkanie, gdyby nie...
- Jesteśmy w ciąży!- wyrzuciła w pewnym momencie z siebie dumnie bratowa. Cisza jaka zapadła po tym wyznaniu będzie mi się śniła po nocach, w najgorszych koszmarach.
- No cóż... myślałam, że to nastąpi znacznie później, ale ten... gratulacje- mama zdecydowała się pierwsza przerwać niezręczne milczenie.
-To już czwarty miesiąc! Mamusia da mi L4- tutaj przeuroczy, tylko odrobinę sztuczny, uśmiech w stronę mojej mamy- pracować przecież nie będę, a kaska będzie spływała na konto co miesiąc! Nieźle to sobie wykombinowaliśmy, nie?
Faktycznie, genialnie.
Chyba nie muszę dodawać, że moja mama nie zgodziła się na wystawienie jej lewego L4. Bratowa zaniosła się łkaniem "bo nawet na rodzinę nie można liczyć! załatwi sobie u kogoś innego!"
No w to akurat niestety nie wątpię...
rodzinnie
Ciekawe, czy zostaniesz zminusowana i historia skończy w archiwum jak większość historii o ciążowych oszustkach idących na lewe zwolnienia.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 stycznia 2013 o 0:17
Jednak nie zostałam doszczętnie zminusowana.
OdpowiedzTyle dobrego. Może dlatego, że trudniej przypiąć łatkę męskiej szowinistycznej świni do kobiety :P
OdpowiedzMam inną teorię, bloodcarver. Bardziej... sytuacyjną! Bodaj dzień wcześniej w poczekalni zawrzało, rozgorzała dyskusja o piekielnych "celebrytach", którzy dodają masę historii i za sam fakt bycia popularnym użytkownikiem ich historie trafiają na główną i dostają same plusy. Nie żebym sama doszła do wniosku, że taką celebrytką jestem, jednak dostałam kilka prywatnych wiadomości uzmysławiających mi ten fakt w iście żołnierski sposób. Cytat: "Możesz dodać byle chłam ale ludzie widząc przy historii Twój nik i zdjęcie od razu dają ci + bo jesteś przecież tutaj taaaaaaaaaka faaaaaaaajna, elita piekielnych, urwa" Koniec cytatu.
OdpowiedzNie zminusowali- zarchiwizowali... 437 na 481. Sirjusli? Chyba mnie nie lubią...
OdpowiedzJuż na pierwszej ciążowej wizycie ginekolog zapytał bez ogródek czy chcę sobie od pracy odpocząć. I zdziwił się, że nie. Inna rzecz, że zanim do drugiej wizyty doszło L4 okazało się być niezbędne... Może gdybym od razu wzięła to zwolnienie obyłoby się bez chwil grozy?
OdpowiedzPrzykro patrzeć, że takie rzeczy stają się na tyle popularne, że aż naturalne. Oczywiście rozumiem, że jeśli miejsce pracy ewidentnie niesprzyjające ciąży, ciąża zagrożona etc. to zwolnienie wziąć można. Mimo wszystko, przez takie jak moja bratowa kobiety postrzegane są jako mniej wygodni pracownicy niż mężczyźni. I wcale się pracodawcom nie dziwię...
OdpowiedzJestem zdrowy, ale jutro mogę wpaść pod samochód w drodze do pracy. Albo dostać nerwicy. Albo kostkę skręcić. Może jeśli wezmę L4, to tego uniknę?.. Do takiego myślenia sprowadza się branie L4 profilaktycznie. Jeśli jest powód, zagrożenie, podejrzenie czy coś to inna sprawa.
OdpowiedzW moim przypadku to była właśnie taka sprawa. Ciąża była zagrożona od początku. Teoretycznie. Ale kiedy teoria zamieniła się w praktykę nie byłam już taka dzielna...
OdpowiedzJeśli była zagrożona od początku, to faktycznie nie powinnaś była forsować się pracą.
OdpowiedzDopóki nic widocznego się nie działo i nie miałam nakazu leżenia nie widziałam powodu by siedzieć w domu, skoro pracuję przy biurku, nie dźwigam, nie biegam. Brać w tej sytuacji zwolnienie to zostać wrzuconą do jednego worka z wyłudzaczkami ciążowymi ;) Tylko właśnie, potem pojawiają się wyrzuty sumienia, i nie wobec pracodawcy a własnego dziecka, po co ryzykowałam, a jakby skończyło się inaczej? Pierwszą ciążę straciłam, do końca życia będę się zastanawiać co poszło nie tak, co mogłam zrobić by tego uniknąć. Ot, życie.
OdpowiedzHasło ,,jesteśmy w ciąży" niezmiennie mnie bawi. Moja córka tak samo mówiła, ale po narodzinach wnuczki (wyjątkowo długi i bolesny poród)jak tylko zięć o tym wspomni, zawsze teraz dodaje ,,ale rodzić k**wa musiałam sama"
OdpowiedzTak mi się przypomniało odnośnie cierpień - podobno ból przy solidnym kopnięciu faceta w kulki jest kilkukrotnie większy, niż ból porodowy. Nie wiem tylko, czy to badanie uwzględniało czas trwania przyczyny i efektu, ale w razie czego córka może się z mężem podzielić.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 stycznia 2013 o 1:33
Kobieta mimo bólu zazwyczaj po roku lub dwóch od urodzenia marudzi, że chce drugie dziecko(jeśli status finansowy pozwala). Znacie faceta który marudzi, że chce drugiego kopa w kulki?? :D
Odpowiedz@Borek panowie, tak się zastanawiam po co to porównywanie "kogo bardziej boli"? To, że facetowi można zadać silny, fizyczny ból jakoś umniejsza wielogodzinne bóle porodowe? Nie ogarniam.
Odpowiedzhttp://kobieta.wp.pl/kat,65524,title,Porod-w-wykonaniu-mezczyzny,wid,15269280,wiadomosc.html?ticaid=1ff22&_ticrsn=3 Ci panowie widać w kulki nigdy nie dostali bo ból porodowy uznali za najgorszy jaki przeżyli ;)
Odpowiedz@Vella - z tego co czytam, do eksperymentu podano kilka kontrargumentów. (cytuję z tekstów, nie z doświadczenia) - intensywne skurcze porodowe nie trwają 2 godziny i dłużej - kobiety dostają naturalne środki przeciwbólowe produkowane przez organizm
Odpowiedz@Bukimi sama podałabym jeszcze kilka, ot, chociażby ten, że po porodzie jest "nagroda" w postaci maleństwa, endorfiny zalewają kobietę po uszy ;) Z drugiej strony takie elektrody dają tylko wrażenie skurczów, nic nie mówią o krwi, rozrywaniu tkanek, nacięciu krocza, strachu o dziecko... doprawdy porodowe bóle to nie tylko skurcze. Tak naprawdę to taki eksperyment ma się do prawdziwego porodu jak pięść do nosa. Wrzuciłam jako ciekawostkę i tak proszę traktować ;)
OdpowiedzOdnośnie linku wrzuconego przez Vella i podanych kontrargumentów: Ja próbowałam urodzić naturalnie przez 48 godzin, skurcze na poziomie 80-60 miałam przez 4 godziny, na poziomie 80-100 przez 6 godzin. Niestety nie było w moim przypadku mowy o "naturalnych środkach przeciwbólowych" ani o "zalaniu po uszy endorfinami". I poród nie skończył się "nagrodą w postaci maleństwa", ale robioną na prędce, wybłaganą cesarką, żeby ratować dziecko. Które zresztą natychmiast mi zabrano. Poród to koszmar. I chyba nie tylko ja tak twierdzę.
OdpowiedzJak napisałem - ot tak mi się przypomniało, bo też mnie bawią teksty w stylu "jesteśmy w ciąży" (choć weselej by brzmiało "mamy okres"). Ale uderz w stół, a...
OdpowiedzI przez takie wyłudzaczki zwolnien, normalne kobiety, gdy zajdą w ciążę i okaże się ona zagrożona, i będą musiały iśc na zwolnienie, są traktowane jak oszustki, bo przecież L4 łatwo załatwić.
OdpowiedzOtóż to. A naprawdę nie jest niczym przyjemnym leżeć 24/7 i zamartwiać się o życie dziecka :/
OdpowiedzA potem kobiety są oburzone że na rozmowach kwalifikacyjnych pracodawcy pytają się o chęć założenia rodziny itp... W sumie to tym pracodawcom się nie dziwię...
OdpowiedzZ dużą dozą prawdopodobieństwa przewiduję taki ciąg wydarzeń: (było) zatrudnienie -> w niedługim czasie długotrwałe ZLA* -> (będzie) kontrola z ZUS -> stwierdzenie fikcyjnego zatrudnienia -> pozbawienie zasiłku. *druki L4 już dawno wyszły z mody :)
OdpowiedzZUS stwierdzający fikcyjne zatrudnienie albo lewe zwolnienie u ciężarnej? Owszem, tak POWINNO być*, ale w to nie wierzę. *powinno oczywiście w sytuacjach gdy faktycznie fikcyjne/lewe. Do uczciwych ciężarnych nic nie mam, jak to mi często pod takimi historiami wmawiają.
OdpowiedzUwierz. Są bardzo wyczuleni na takie coś...
OdpowiedzWidziałem coś przeciwnego. Jeśli się zmienia, to dobrze.
OdpowiedzLudzie, ciąża to nie choroba żeby na L4 iść tylko normalny stan fizjologiczny, no chyba że przebiega nieprawidłowo. Strasznie to jest teraz postawione na głowie, kiedyś nikt się tym nie przejmował czy jedna ciąża mniej czy więcej, kobiety zachodziły a pracowały dużo ciężej niż teraz. Ludzie się wydelikaceni zrobili.
OdpowiedzWydaje mi się, że to raczej wina wieku. Kiedyś kobiety zaczynały rodzić dzieci wcześniej - a młodszy organizm, co tu ukrywać, jest jednak silniejszy.
OdpowiedzDrill, za to kiedyś śmiertelność kobiet w ciąży wynosiła ok 10%, a śmiertelność dzieci do 4 roku życia nawet 50%. Co jak co, ale chyba wolę żyć we współczesnych czasach.
OdpowiedzWiesz co... o ile calkowicie zgadzam sie, ze ciaza to nie choroba, a cos jak najbardziej normalnego, o tyle druga czesc Twojej wypowiedzi nazwac mozna tylko bzdura. Po co chodzisz do lekarza? Przeciez w dawnych czasach nie bylo lekow i ludzie tez jakos dawali rade... Prawda, ze idiotyczny argument? Myslisz,ze te kobiety byly takie szczesliwe, ze rodza dziecko za dzieckiem? Myslisz,ze nie mialy zadnych dolegliwosci? To, ze o czyms sie nie mowilo, nie znaczy, ze czegos nie bylo. De facto - po cholere w ogole szpital? Dawniej na klepisku rodzily, na co komu lekarze w ogole..?
Odpowiedz@Drill zjedzą cię zaraz za ten słuszny pogląd, no ale takie mamy czasy, ingerujemy we wszystkie okołoludzkie procesy i tierdzimy ze jest git. Tak jak piszesz, ludzie są "mientcy" bardzo, dziecko po urodzeniu ma 1000 alergii, 200 wyimaginowanych schorzeń innego typu, rehabilitacje inhalacje, wziewny cuda i to wszytko ma zdrowe dziecko.. ZDROWE.. nie daje się żadnych szans ,żeby organizm młodego człowieka sam się bronił, potem byle grypa i dwa tygodnie z życia. Jak z tak hodowanych ludzi mają wyrosnąć zdrowe osobniki ,w tym zdrowe kobiety zdolne samodzielnie donosić ciąże.. to niemożliwe..organizm który zaczyna od wspomagaczy i cały czas jest pod kloszem leków i osłon już zawsze będzie ich potrzebował, spier .. liliśmy własny system reprodukcyjny już dawno i będzie tylko gorzej, o czym świadczy ilość urodzeń z wadami, genom jest coraz słabszy, no ale co ja opowiadam, chory jestem, leczyc mnie trzeba .....:)
OdpowiedzWsciekly, przeginanie w którąkolwiek ze stron jest szkodliwe. Normalne, niewychuchane dziecko nie będzie miało 1000 alergii. A nawet jeżeli, to jednak wolałabym, żeby moje dziecko miało alergię. Lepsze to, niż śmierć z powodu zapalenia płuc, czarnej ospy czy komplikacje z powodu awitaminozy.
OdpowiedzWsciekly, a Ty nie widzisz roznicy miedzy uposledzaniem systemu odpornosciowego organizmu, a ulzeniu kobiecie w bolach porodowych? To jest duza roznica. Propozycje mam - nie bierz lekow, jedz tylko ziola, w koncu to sztuczne ingerowanie w funkcjonowanie Twojego organizmu. Jak potrzebna bedzie Ci operacja - nie poddawaj sie jej, a jesli - to na zywca i bez znieczulenia... Co to bylby za przyklad dla potomnych, ze trzeba we wszystkim pomagac...
Odpowiedz@Nisza, mimo medialnego prania mózgu do lekarzy nie ganiam jak tylko mnie coś zastrzyka, leków nie biorę wiadrami, nie popadam w paranoje szczepień przeciw grypie czy innym cudom, jeśli już dostane co do 5 lat nie miało miejsca, kuracja ciepłą herbata+miód+cytryna i 3 dni w łóżku działa za każdym razem, wiec jestem totalnym farmaceutycznym troglodytą i fatalnym przykładem. Medycyna rzecz dobra ,ale my idziemy w kierunku nie wspomagania , czy jak to ujęłaś ulżenia w bólu , ale ku eliminacji pewnych rzeczy z naszego życia, co nie zawsze jest dobre. BÓL to nie zło czy kara za grzechy, TO DO CIĘŻKIEJ .. CHO..RY informacja , że coś się dzieje w naszym organizmie, nie mam nic przeciwko jego zmniejszaniu przy porodzie, ale kobiety idą w wygodę jego eliminacji poprzez cesarki, nie z powodów medycznych, a jest naukowo dowiedzione ,że poród naturalny, jakkolwiek ryzykowny, ale naturalny , wyzwala pewne reakcje u płodu, których jest on pozbawiany po wyjęciu jak ze słoika podczas cesarki. Ingerujecie same w proces , którego złożoności nie pojmujecie, z powodów estetycznych i to ja przeginam ??? Co do reszty, jakby osunąć lekarzy tak jak prawników ludzkość dałaby sobie radę na pewno i być może ze skutkiem o wiele lepszym, bo wiedza medyczna w całym społeczeństwie by wzrosła, nagle znalazły by się lekarstwa na wiele chorób, których z jakichś powodów ( dla kasy ), lekarze zakazali, zabrali te wiedzę i zamknęli w opisanych niezrozumiałym bełkotem tomiszczach, których znawcy nazywają się teraz lekarzami specjalistami i do których musisz czekać pół roku, nie ważne że z rozwijającą się chorobą czy dolegliwością. Chciałbym nie brać leków tylko zioła, i tak też czynię jak tylko mogę, bo leki koncentrat tego co powinniśmy przyjmować np przez miesiąc w jednej pigułce, efekty są, tylko nikt mi nie wmówi ,że taka dawka nie szkodzi innym organom. Próba ich zastąpienia czymś lżejszym nie musi od razu oznaczać powrotu do mroków średniowiecza, na to po prostu nie ma już czasu, ludzie mają brać to gówno i wracać do pracy, ale to już inna historia.
OdpowiedzWiesz co.. ja sie calkowicie z Toba zgadzam, ze obecnie nawoluje sie ludzi do cpania lekow na kazda blahostke. Nazresz sie? Po co sie przejsc na swiezym powietrzu - lyknij tabletke na niestrawnosc. Boli glowa? Po co wylaczyc komputer i sie polozyc, albo pooddychac swiezym powietrzem - lyknij pigulke. Osobiscie staram sie faszerowac farmaceutykami jak najrzadziej i jak najmniej, poki nie musze lekow brac, to przezziebienie lecze domowo, herbaty, mleko z czosnkiem, syrop z cebuli, a tabletki przeciwbolowe biore jak juz naprawde nie moge wytrzymac i migrena zabija (bo bol glowy nie zawsze sam przechodzi), albo jak w 1 dniu okresu umieram (a to naprawde nie jest fajne, nawet jesli "prawidlowe" :P). Ale nie rozumiem dlaczego wrzucasz wszystkie kobiety do jednego worka? Skad wiesz, jakie ktora z nas ma poglady? Skad wiesz, czy ja rodzac, chcialam/bede chciec cesarke? Owszem, bol jest oznaka tego, ze cos w organizmie jest nie tak, czy ze cos sie po prostu dzieje. Ale podczas porodu nadzorowanego przez lekarza, w momencie, gdy znieczulenie nie zagraza matce ani dziecku, to ja naprawde nie widze sensu cierpiec ku chwale tradycji "porodu w bolach", bo tak prababki i pracotki rodzily.. Takze - podstawa to zdrowy rozsadek. I nie bedzie ani bezsensowanego katowania sie dla zasady i "powrotu do sredniowiecza", jak to ujales ladnie :P ani tez lekomanii. Bo medycyna naprawde moze pomoc (nawet jesli w zyciu nie zawsze to widzimy, ale coz, jak ujales, to juz inna historia), tyle, ze podstawa to nie dac sie zwariowac. I ani nie dac sie zrobic w trabe koncernom farmaceutycznym, ani tym, ktorzy nawoluja do calkowitego powrotu do natury i porzucenia zdobyczy cywilizacji. Starczy myslec i wszystko bedzie ok.
OdpowiedzMnie dobija w tej historii jeszcze jedna kwestia - powód zajścia w ciąże. Nie z chęci posiadania dziecka tylko z zimnej kalkulacji, że walnę sobie dzieciaka to będę mogła sobie leżeć do góry brzuchem przez ładnych kilka miesięcy a kasa będzie. Gorzej jak się okaże, że dzidziuś to jednak sporo roboty oraz poświęcenia i już nie będzie tak kolorowo jak sobie bratowa założyła.
OdpowiedzGorzej jak naprawdę leżenie brzuchem do góry okaże się konieczne, nikt kto nie musiał "wypoczywać" nie zrozumie, że jest to najbardziej męcząca rzecz na świecie ;)
Odpowiedz@Dama_Pik Zawsze można podrzucić dziecko do babci.
OdpowiedzDama_Pik, to nie do końca tak. Chęci posiadania dziecka nie było, ciąża to wpadka, jednak kalkulacja przyszła po fakcie. Kiedy zorientowała się, że jest w ciąży wymyślili razem z moim bratem, że pójdzie do pracy na kilka tygodni a ciążę zachowa w tajemnicy przed pracodawcą i zaraz pójdzie na zwolnienie.
OdpowiedzMoja mama zawsze mowila "Ciaza to nie choroba".
Odpowiedzhttp://mjakmama24.dlarodzinki.pl/threads/156-CI%C4%84%C5%BBA-TO-NIE-CHOROBA-Ja-to-wiem!!?p=282356&viewfull=1#post282356
OdpowiedzZrzucenie sobie cegły na stopę też chorobą nie jest, ale jednak tak jakoś bywa nieprzyjemne.
OdpowiedzMam koleżankę, która przez całą ciążę tak źle się czuła (była chodzącą antyreklamą ciąży), że właściwie powinna cały czas siedzieć na zwolnieniu, zwłaszcza pod koniec. Ale chodziła wytrwale do pracy do samego końca (a poród miała wywoływany 2 tygodnie po terminie), bo wolała w pracy z ludźmi, niż sama w domu (mąż w pracy), gdzie ani siedzieć, ani stać, ani leżeć, ani chodzić, ani poczytać, ani pooglądać telewizji nie mogła, tak się źle czuła. A w pracy trochę z ludźmi i mogła zapomnieć na chwilę o samopoczuciu.
OdpowiedzPowód dla którego szwagierka autorki zaszła w ciążę jest tak śmieszny, że aż żal mi tego dziecka, które ma się narodzić. Ale śmieszą mnie również wypowiedzi osób, które jak mantrę powtarzają, że "ciąża to nie choroba". Z tym, że tak jak mamy różne charaktery tak każda kobieta ciążę przechodzi inaczej. Moja koleżanka z pracy twierdzi, że gdyby nie rosnący brzuch nie wiedziałaby, że jest w ciąży. Czuła się tak dobrze, że na zwolnienie poszła dopiero miesiąc przez porodem. Natomiast moja szefowa tak bardzo obawiała się wypowiedzenia po macierzyńskim, że siedziała w pracy pomimo mdłości i wymiotów. Naprawdę świetnie się pracuje rozmawiając z kimś przez drzwi od wc. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze momenty kiedy ni z gruszki ni pietruszki robiła się blada jak ściana i musiała natychmiast usiąść. Ja się z nią bałam pracować. Więc z ulgą przyjęłam wiadomość kiedy po 6 miesiącach wreszcie poszła na zwolnienie. Wymioty niby nic prawda? Przecież to nie choroba! Ot normalny stan fizjologiczny u niektórych kobiet w ciąży.
OdpowiedzCo prawda nie byłam w ciąży i w najbliższym czasie nie planuję, ale wiem co to znaczy co rano wymiotować. Miałam tak silną nerwicę, że każdego ranka przez około miesiąc zwracałam, po śniadaniu to samo. Schudłam z 5 kilo. Szczerze współczuje kobietom które w ciąży mają te dolegliwości. Ja nie mogłam później nic zjeść. A one przecież muszą się zmuszać ze względu na swoje maleństwa i siebie. Nie rozumiem, mówi się tyle o tym, że w Polsce jest polityka prorodzinna, a kobiety w ciąży które czują się gorzej niż źle pracują 8 godzin do 6 czy 7 miesiąca ciąży, bo boją się o utratę pracy(tu nawiązuje to wypowiedzi malami1001). A przecież praca jest ważna zarówno dla kobiet jak i mężczyzn zwłaszcza gdy jest tyle wydatków na nowego członka rodziny: pieluszki, ubranka(przecież dzieci rosną jak na drożdżach), kosmetyki pielęgnacyjne dla niemowląt, leki itp. Moja kuzynka miała o tyle szczęścia, że wiele ubranek kupiła w niemieckim lumpeksie, a ubranka były naprawdę dobre jakościowo i niektóre wyglądały nawet na nienoszone. Cóż i dziwić się, że wiele młodych osób boi się zakładać rodziny i mieć dzieci skoro w każdej chwili mogą stracić pracę. A zachowania Twojej bratowej nawet szkoda komentować. Nie wiem co trzeba mieć w czerepie żeby powołać na świat nowego człowieka nie mając stałego dochodu i być na utrzymaniu rodziców.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 stycznia 2013 o 12:47
Hehe, miałam takie wymioty, że już nawet komponowałam jadłospis pod kątem tego jak danie smakuje "na wyjściu" :P Jogurt poziomkowy jest całkiem niezły, ale kanapka z kiełbasą już nie ;)
OdpowiedzAle zrobila kwoka w konia niewinnego pracodawce. Chcialbym splunac w twarz kazdemu nierzetelnemu "koledze" - lekarzowi, wystawiajacemu falszywe zwolnienia, bez stwierdzenia rzeczywistej niezdolnosci do pracy, czy z powodu choroby, czy ciazy. Nie pacjent stwierdza, czy jest niezdolny do indywidualnie specjalnej pracy, tylko lekarz. N.p. gosc ze zlamana, bezbolesna noga w gipsie, na pewno nie moze pracowac jako powiedzmy murarz, ale przypuszczalnie moze jako telefonista. A jeszcze wystawianie L4 za lapowke jest podle.
OdpowiedzNo akurat ze złamaną nogą może pracować, ale nie może do pracy się dostać, więc tu zwolnienie jest uzasadnione. I jak wśród rodziny i znajomych widziałem już ładnych parę złamanych nóg, to u żadnego z nich nie była bezbolesna. Zwłaszcza, jak próbowali posiedzieć godzinkę czy dwie w jednej pozycji by np film obejrzeć - to weź tu pomyśl o siedzeniu w boksie na niezbyt wygodnym krzesełku przez godzin cztery czy osiem.
OdpowiedzCoś jak dla "fachowców" z ZUS. Człowiek nie ma rąk, nie ma nóg, ale do pracy zdolny, bo: "no przecież może w chórze śpiewać" :P
Odpowiedz