Właściwie to nie będzie o specjalnie piekielnych ludziach; będzie bardziej o piekielnych.pl :)
Szeroka ulica, bardzo szeroki chodnik oraz dysonans - kaprys urzędnika w postaci zakazu zatrzymywania. Oczywiście po obu stronach krawężnika stoją zaparkowane samochody. Jak to prawdziwy polski kierowca, kaprys urzędnika (a może nawet foch urzędniczki) potraktowałem bardziej jako delikatną sugestię niż zakaz i zatrzymałem auto na rzeczonym chodniku, za innymi. Miejsca dla pieszych co najmniej dwa metry, więc kłopotu nikomu nie sprawiam, a że sprawę miałem ledwie na parę minut... Wicie - rozumicie.
Wysiadam, drzwi zamykam, za Strażą Miejską się rozglądam i nagle widzę obok kilka osób najwyraźniej głuchoniemych, bo rozmawiających na migi. Normalnie nie zwróciłbym na nich większej uwagi, ale rozmawiali wyjątkowo ekspresyjnie, co wyglądało na krzyk, choć bez głosu. Aha, już wiem dlaczego - mandacik za wycieraczką, do kompletu blokada na kole. Nie będę wchodził w szczegóły: dość powiedzieć, że po chwili pisemnej konwersacji zadzwoniłem w ich imieniu po Straż Miejską, żeby odblokowali im ten samochód, poprosiłem o anulowanie mandatu, bo ludzie ci przyjechali tam do jakiegoś ośrodka dla głuchoniemych itd.
W nadziei, że zdążę odjechać, zanim SM przyjedzie, oddaliłem się pospiesznie.
Trochę mi się przeciągnęło, wracam więc jeszcze bardziej pospiesznie po jakichś 10 minutach. Głuchoniemych ani śladu, ich auto stoi jak stało, a obok - czyli również obok mojego - Straż Miejska.
"Każdy dobry uczynek musi zostać ukarany" - natychmiast przypomniałem sobie słowa hellrisera z Piekielnych. Z tą myślą podchodzę do swojego auta, próbuję jednak ataku uprzedzającego:
- Dzień dobry, jak to, nie było tych głuchoniemych ludzi od tego golfa? Czekacie na nich? To ja dzwoniłem - pytam. Przy czym pewność siebie trochę mi siada, bo skoro Straż Miejska, to i... sierżant Colon. A taki właśnie typ spogląda na mnie z wnętrza swego munduru.
- Nie - mówi - ale czekaliśmy na pana.
- Czemu? - gram głupiego. Długo się nie dało, bo facet zaczyna przepytywać mnie z przepisów ruchu drogowego.
Fajnie. Złośliwość. To lubię. Wyżej cenię sobie jednak poczucie humoru, podzieliłem się więc ze strażnikami konstatacją hellrisera, tą o karaniu dobrych uczynków.
- Znacie panowie piekielnych.pl? - pytam już nieco wkurzony - Miejsca pełno, nikomu nie wadzę, czasu nie mam, a wy mi tu drugi egzamin robicie. Nadajecie się tam.
I wiecie co? Znali Piekielnych. Hellrisera też. I puścili mnie. Nie wiem - może i tak by mnie puścili, trudno powiedzieć. Ale skoro już Straż Miejska czyta Piekielnych, to zostaje tylko Siarę zacytować: mają rozmach, sku*wisyny...
Wrocław
A straznicy miejscy to jakiś inny biologicznie gatunek człowieka, któremu nie wolno przeglądać popularnych stron w internecie?
OdpowiedzNo nie wiem. Dlaczego zakładasz, że "człowieka"? Przeprowadziłaś badania antropologiczne potwierdzające tę tezę?
OdpowiedzFacet nie miał prawa robić ci egzaminu. Miał za to obowiązek ukarać za złamanie przepisów ruchu drogowego. Dodam, że tak samo wkurzają mnie piesi chodzący po jezdniach jak święte krowy, tak samo wkurzają mnie parkujący na chodnikach. To drugie niestety jest częstsze. Chodnik i jezdnia słowotwórczo wskazują do czego służą. Jak ci się chce srać to za przeproszeniem zdejmujesz spodnie i walisz pod siebie czy szukasz sracza do skutku? Tak samo jest z parkowaniem.
OdpowiedzZnam takie jedno miejsce... przestrzeni pełno, a zakaz zatrzymywania się i postoju jest. Bo jak nie było, były wypadki. Często.
OdpowiedzI cała piekielna historia sprowadza się do tego że pogadałeś sobie o przepisach ruchu drogowego ze strażnikami miejskimi?
OdpowiedzOczywiście powiedzenie "Każdy dobry uczynek musi zostać ukarany" wymyślił@Hellriser i każdy, kto powiedzenie owo usłyszy, nieodmiennie kojarzy je z piekielnymi.pl. Tiaaa....
OdpowiedzPrzypomina mi się jak kilka lat temu dostałem mandat za parkowanie na chodniku. Na pytanie "dlaczego nie karacie innych kierowców, którzy parkują tutaj codziennie". Odpowiedź była rozbrajająca: "bo nie mamy tyle blokad". Ja niestety byłem tam po południu, kiedy jest tam tylko kilka samochodów. Wszyscy dostali mandaty. Wynika z tego, że jak łamać przepisy, to w kupie. Samodzielnie się nie opłaca.
OdpowiedzAkurat takiego postępowania jak twoje nie znoszę. Zostałem ukarany (nawet niesłusznie)? No to postaram się, żeby innym też się dostało. Zdechła mi krowa? To sąsiadowi też niech zdechnie...
OdpowiedzBo kupa brzydko pachnie i nikt jej nie rusza. ;)
OdpowiedzA ja się akurat zgadam, że albo przepis jest martwy, i nie należy karać nikogo a przepis znieść jak najszybciej, albo jest żywy, i wówczas za łamanie należy karać wszystkich, a nie na podstawie widzimisię.
Odpowiedz@Bloodcarver - jeśli przepis jest martwy i zostanę ukarany za jego złamanie, pretensje będę miał do wystawiających mandaty (i/lub ustalających przepisy) a nie do tych, którym się upiekło. To, że oni też zapłacą nie zwróci mi moich pieniędzy. Jeśli jest słuszny - no cóż, wędkarz łowiący ryby też z reguły nie złapie wszystkich...
OdpowiedzNo good deed goes unpunished - to raczej cytat z wiersza Amerykanskiego poety.
OdpowiedzA nie poetki?
OdpowiedzOd dzisiaj będę ludzi Piekielnymi straszył.
Odpowiedz