Większość swoich wyjazdów w roli opiekuna, mimo drobnych niedogodności, wspominam bardzo pozytywnie. Gdyby nie to, że często okazuje się to hobby, do którego czasem trzeba dopłacić, na pewno jeździłbym dużo częściej. Jednak na jednym wyjeździe zdarzyła mi się historia, może nie do końca piekielna sama w sobie, ale ujawniająca kilka pomniejszych piekielności.
Pojechałem kilka lat temu w nasze polskie góry jako opiekun z dużą (prawie sto osób, szczęśliwie opiekunów było więcej, niż zazwyczaj) grupą młodzieży z trudnych rodzin. W większości nie byli to ludzie przysparzający problemów. Przyznam się, że mam pewną mało pedagogiczną zasadę, pod którą po cichu podpisują się inni opiekunowie - jeżeli podopieczny/a pali papierosy, daję na tę czynność nieme przyzwolenie, pod warunkiem, że jest to poza terenem wypoczynku i tak, by nie rzucało się to w oczy. Wychodzę bowiem z założenia, że w ciągu dziesięciu dni nikogo palić nie oduczę, a że sam ten nałóg praktykuję, potrafię trochę spojrzeć nań pobłażliwiej. Jednak czasami są sytuacje, w których owe przyzwolenie cofam.
Nie wnikając w szczegóły, była grupka czterech nastolatków (starszych, niż młodszych), która miała u mnie zakaz na tym tle. Dlatego też pilnowałem ich (a także, w ramach sprawiedliwości, innych) bardziej, niż zazwyczaj. Pewnego razu, krótko po północy, wyszedłem (o hipokryzjo) na papierosa, bo skoro i tak miałem nocny dyżur, trzeba było go jakoś skrócić. Ci nastolatkowie mieli swój pokój na parterze, od strony ulicy, więc palące się w ich pokoju światło od razu rzuciło mi się w oczy.
Pod pokojem było jednak cicho. Odchodząc, kiedy już zdążyłem wyciągnąć papierosa, usłyszałem jednak jakieś szelesty za jednym z dwóch autokarów. Pomyślałem, że to na pewno któryś z chłopaków uciekł z pokoju, aby zapalić. Obszedłem autokar z jednej strony - niestety, pojazd stał tak blisko żywopłotu, że niczego nie widziałem. Postanowiłem więc podejść z drugiej strony i bingo, widzę jakąś postać, przykucniętą.
- No, no... Na papierosa się wyszło, co? - zapytałem, zbliżając się do postaci. Niestety, nie byłem zupełnie przygotowany na to, co nastąpiło.
Nim zdążyłem podejść na dwa metry, zobaczyłem tylko coś wielkiego lecącego w moją stronę. Nie zdążyłem się uchylić, skutkiem czego zachwiałem się, a postać zaczęła uciekać sprintem. Krzyknąłem za nim kilka inwektyw, których tu nie przytoczę i puściłem się w krótki, bo nieskuteczny, pościg. Wróciłem do autokaru, w szoku szukając, czego ktoś tam szukał i zobaczyłem trzy metalowe kanistry oraz długą, gumową rurkę, wciśniętą w bak, z której lała się ropa.
Pobudziłem kierownictwo ośrodka oraz kierowców. Wezwałem policję. Poszedłem uspokajać tych, którzy niekiedy przy okazji się obudzili. I dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że mam całkowicie rozciętą wargę, a na dodatek w mostku strasznie mocno coś boli.
W skrócie okazało się, że jeden kanister był pełny, ale blisko sto litrów płynu zdążyło przez rurkę wyciec na ulicę, gdyż w szoku nie pomyślałem, by tę rurkę wyciągnąć. Policja przyjęła zgłoszenie, przyznając, że to się powtarza od lat, kilkanaście razy w sezonie - a mimo tego nadal nie wiadomo, kto to robi. Kierownictwo ośrodka otwarcie przyznało, że u nich to już ósmy raz ktoś tak robił - nikt jednak o tym nie poinformował organizatora, który na dobre zrezygnował z tego miejsca. Monitoring (a jakże, jest!) niczego nie zarejestrował, bo kamery były ustawione tak, że nagrywały tylko mały kawałek z zupełnie innej strony.
Choć są i pozytywne strony tego zajścia. Drugi z kierowców dziękował mi za to nieustannie (tłumacząc, że gdyby nie moja przypadkowa interwencja, oba autokary zostałyby bez ropy), zadzwonił do organizatora z pochwałą, a za każdym razem, gdy mnie widział, częstował papierosami (i to nie byle jakimi!). Miłe też było to, że jak tylko krzyknąłem za złodziejem, to owi karani przeze mnie tytoniową prohibicją młodzieńcy wyskoczyli oknem (parterowym) z zamiarem pomocy w bójce.
A jakby ktoś się martwił - ból w mostku ustał po tygodniu, choć śmiać głośno się nie mogłem.
miejscowość na południu polski
Historia mocna, jak najbardziej na plus, ale... Słabo z twojej strony z tymi papierosami. Rozumiem, że nałóg, że nikogo nie oduczysz, a zwłaszcza prawie pełnoletnich chłopów itp, ale mimo wszystko-zasady są po to, żeby ich przestrzegać. Nie jesteś uczestnikiem, tylko opiekunem, więc jesteś tam na innych zasadach-skoro musisz palić, to trzeba to było robić tak, żeby mieć 100% pewność, że NIKT cię nie będzie widział-albo też wyjaśnić kwestię podopiecznym i palić całkiem otwarcie przy nich. Ale nie powinieneś im pozwalać na takie same zachowania przy tobie.
OdpowiedzPalić i tak będą, tylko będą się z tym bardziej kryć i uciekać się do podstępów. W dodatku nie zaskarbiłby sobie sympatii podopiecznych i wywijaliby gorsze numery.Paląc robią krzywdę sobie, nie otoczeniu.
OdpowiedzRudaOna ma rację, moi wychowankowie w takich sytuacjach też mieli przyzwolenie na fajki ale pod kilkoma warunkami. Zarówno ja, jak i kierownik obiektu o tym wiedzieliśmy. Po drugie, papierosy trzymałam ja (mimo że sama nie palę). W założeniu dzieci mają odpoczywać bez nałogów, więc kolonista ustalał sobie sam dzienny limit fajek. I zawsze gdy chciał zapalić przychodził do mnie, ja z nim wychodziłam, palił i wracaliśmy. Dzięki temu nikt mi się nie wymykał, nie uciekał i zawsze wiedziałam gdzie jest moja grupa. Tak ja autor stwierdził, w 10 dni palenia nie oduczymy ale możemy je troszkę ograniczyć i uprzykrzyć ;)
OdpowiedzCzasem lepiej otwarcie pozwolić na popalanie, ustalając przy tym swoje zasady, których bezwzględnie muszą się trzymać niż zakazywać. A to dlatego, że zakaz z reguły nic nie zmieni i dalej będą popalać, tylko po pierwsze w ukryciu, a po drugie jeśli będą dobrze pilnowani, to mogą zacząć się ucieczki na dymka, a wiadomo co im potem może do głowy strzelić? Opiekun MUSI wiedzieć gdzie są jego podopieczni. W końcu po to tam jest. A że chłopaki (czy tam dziewczyny) mają już prawie po 18 lat, to w tych kilka dni palenia się ich i tak nie oduczy, choćby nie wiem jakie dostępne środki stosować.
Odpowiedz"moi wychowankowie w takich sytuacjach też mieli przyzwolenie na fajki"-Widzę, że ktoś pomylił role "opiekuna" i " wychowawcy". Jeżeli czyimś celem było jedynie dopilnowanie, żeby nikomu się nic nie stało, to można zrobić tak, jak jest tu opisane. Jeżeli jednak ktoś chciał wychować jakkolwiek te dzieciaki, to poniósł klęskę. Jeżeli dla kogoś, kto chce wychowywać, ważniejsza jest sympatia podopiecznych, niż wychowanie... "mogą zacząć się ucieczki na dymka, a wiadomo co im potem może do głowy strzelić? Opiekun MUSI wiedzieć gdzie są jego podopieczni"-równie dobrze powinno się pozwolić dzieciakom na picie piwka czy chodzenie na nocki do dziewczyn-bo przecież jak się im zabroni, to zaczną się ucieczki itp. Opiekun grupy musi nad swoją grupą mieć bezwzględną kontrolę chociażby na wypadek sytuacji kryzysowych, gdzie grupa powinna bez gadania robić to, co opiekun mówi. Żeby nie było nieporozumień-nie krytykuję takiego jak opisane w komentarzach zachowania. Po prostu-znajmy subtelną różnicę między opiekunem a wychowawcą.
Odpowiedzfenirgreyback, uważasz, że jeśli szesnastoletniego człowieka nie wychowała rodzina, szkoła, najbliższe środowisko to zrobi to zupełnie obca osoba w ciągu 10 dni wakacji? Dodajmy, że ta osoba ma jeszcze kilkunastu takich młodych ludzi w grupie. I każdy chce zabłysnąć i pokazać się często w nowym towarzystwie. Na samym początku też nie pozwalałam na żadne naginanie reguł. Dosłownie "zero tolerancji". Jak cisza nocna to cisza nocna, jak nie palimy to nie palimy itp. Nigdy więcej tego co tam się działo. Kolonie miała rozwalone grupa, kolonie mieli rozwalone wychowawcy, kolonie miał rozwalony cały ośrodek. A tak na poważnie to oprócz postraszenia natychmiastowym powrotem do domu to nic więcej nie możemy w sumie zrobić. Więc tak, pozwalam na fajki, bo na własnej skórze porównałam działanie tych dwóch metod. Przez 10 dni widzą, że ja nie palę i mam się świetnie. Przez 10 dni ograniczają te fajki (np do 5 dziennie). Przez 10 dni o każdą fajkę przychodzą i proszą. I wiedzą, że jakieś przewinienie to fajka mniej itp. Ale chętnie posłucham jak w takiej sytuacji (jeździłam na dziesięciodniowe turnusy z dziećmi z tzw. trudnych rodzin - rodziny alkoholików, dzieci ze sprawami w sądzie, dzieci z kuratorami na karku, domy dziecka, dzieci upośledzone, niepełne rodziny itp) w ciągu 10 dni wychować kilkanaścioro dzieciaków, zabraniając oczywiście fajek osobie, która pali od np. pięciu lat. Jeśli masz jakiś sensowny pomysł, który sprawdzi się na kilkudniowym wyjeździe wakacyjnym to podziel się, następnym razem przetestuję :)
OdpowiedzNie znasz różnicy między słowami "wychować" i "wychowywać"? Z całym szacunkiem, ale jeżeli utrzymanie żelaznej dyscypliny=rozwalenie wyjazdu, to problem musiał tkwić w fatalnej kadrze. Po co ustalać regulamin, skoro nie zamierza się go przestrzegać? Nie piszę tu z punktu widzenia teoretyka, bo jakieś tam doświadczenie w opiece nad dzieciakami(dzieciaki to pojęcie względne-najstarszy mój podopieczny miał tyle samo lat, co ja-tyle że niższy rocznik) udało mi się zdobyć. Miałem do czynienia z dzieciakami "normalnymi" i tymi z dofinansowania-z biednych, często naprawdę nieciekawych rodzin. Pomysł jest prosty-wymaga tylko zdyscyplinowanej kadry i konkretnego szefa całej imprezy. Pierwsze dni-zero odstępstw od regulaminu, bez spoufalania się z podopiecznymi, wytworzenie odpowiedniego dystansu-który w miarę postępu się skraca. Moje wyjazdy miały swoją organizacyjną specyfikę, może też tu tkwi różnica, ale NIGDY nie było tam ani alkoholu, ani fajek. Jestem o tym przekonany w 100%, bo mówili mi o tym podopieczni już po zakończonym wyjeździe... Nie jestem oczywiście pedagogiem z wykształcenia i nie twierdzę, że moja racja jest najmojsza-ale sam widziałem, że można dyscyplinę i abstynencję od używek utrzymać. Ograniczając im fajki za karę pokazałaś tylko, że to coś dobrego, co jest nagrodą-z punktu pedagogiki gigantyczna wpadka.
OdpowiedzPedagogiem też nie jestem, wszystko co wiem z wyjazdów - to moje próby i błędy, bo nikt kandydata na wychowawcę tak naprawdę do niczego nie przygotowuje. Co do kadry - różnie się trafiało. Opiekunów poznajesz albo w podróży albo na miejscu, więc nigdy nie wiesz na kogo trafisz. I fakt, trafiały się "opiekunki", które pozwalały się starszym chłopakom klepać po tyłkach. Częściej jednak byli to rozsądni ludzie. Robotem nie jestem i nie upilnuję kilkunastu prawie dorosłych osób przez 24 godziny na dobę. Szczególnie gdy w domu mają przyzwolenie na fajki i rodzice sami im na peronie dają papierosy (koleżanka z turnusu miała taki przypadek). Masz rację, że wiele zależy nie tylko od kolonistów ale i od kadry. Sytuacja, o której pisałam z "rozwaleniem" kolonii była na turnusie, na którym miałam najgorszą kierowniczkę pod słońcem - sama faworyzowała część dzieci, nie miała żadnego posłuchu itp. I nie uważam, aby uderzenie w najczulszy punkt dla palacza - odebranie mu używki - było nagrodą. Zachowując się poprawnie unikali kary czyli pogorszenia swojego samopoczucia i "normalnego" dla nich życia i porządku rzeczy. Nie wiem jak się czuje palacz po kilkunastu godzinach / kilku dniach niepalenia, bo nie znam tego uczucia. Ale walczyć z wiatrakami i martwić się gdzie jest pół grupy albo wiecznie ich śledzić to nie najlepszy pomysł. Być może dla niektórych to pójście na łatwiznę ale pokazywałam im inne życie na swój sposób, a przy tym miałam pewność, gdzie są i że się nie wymykają. Bo na kolejną paczkę fajek po prostu nie mieli. A Tobie zazdroszczę na tyle zgranej kadry i kierownika (na kilkanaście wyjazdów taki komfort miałam tylko ze dwa razy), że udało się to tak zorganizować. To były kolonie czy obóz (skoro opiekowałeś się praktycznie równolatkiem)?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2013 o 18:47
Czyli miałem rację-rozwalenie obozu powoduje nie dyscyplina, tylko beznadziejna kadra. Ja jeździłem na wyjazdy oazowe-dlatego pisałem o specyfice wyjazdów. O jakichkolwiek używkach nie mogło tam być mowy. Szefa imprezy znałem całkiem nieźle, reszta była dobierana bez naszego wpływu. "Opornych" opiekunów byliśmy w stanie ustawić szybciej, niż opornych wychowanków-bez najmniejszych problemów. Też nie jestem robotem, a dałem radę upilnować konkretną liczebnie grupę-cóż, jak już mówiłem może to w jakiejś tam części specyfika organizacji tego wyjazdu, chociaż wiem, że na innych tego typu turnusach bywało baaardzo różnie. "nie uważam, aby uderzenie w najczulszy punkt dla palacza - odebranie mu używki - było nagrodą"-to nie odebranie było nagrodą, to używka była nagrodą. Bez napinki, ale jeżeli tam pojechałaś wychowywać, a nie jedynie pilnować, żeby nikt sobie krzywdy nie zrobił, to nie możesz tego uznać za sukces. Ja też pilnowałem, żeby nikt mi się nie wymykał-bez sztuczek z fajkami. Słabe tłumaczenie...
OdpowiedzWięc widzisz - oprócz kadry ogromny wpływ ma też specyfika wyjazdu. Ja na oazowe szkółki nie jeździłam więc może faktycznie tam są grzeczne dzieci. Mając w grupie dzieci upośledzone po operacjach nóg (wysłane oczywiście w góry), czasami kogoś ze sprawami w sądzie bądź dzieciaka stojącego na zewnętrznym parapecie okna drugiego piętra to fajki są najmniejszym problemem. Jeśli w kadrze masz 5 osób "fajnych" i jedną "niefajną" to nie ma problemu. Ciekawe co powiesz jak proporcje są odwrócone i jak ich wszystkich "ustawisz" niekoniecznie mając poparcie kierownika. Widocznie trafiłeś na taki wyjazd. Ja na kilkanaście turnusów miałam dwa z fajkami: na jednym to tępiłam i wspominam te kolonie najgorzej, na drugim pozwalałam na moich warunkach - wyjazd był udany. Ty cały czas uważasz, że w kilka dni wychowasz dziecko, którego przez 16 lat nie zdołała wychować rodzina? Wychowa je obcy człowiek, który ma kilkanaście takich osób w grupie? Gratuluję optymizmu. Ja się nimi opiekuję, pokazuję im inny świat, opowiadam co mogą osiągnąć, daję możliwość odpoczęcia od ich często smutnego życia. I nic nie da zabranie im fajek, skoro w domu palą razem z rodzicami. To sztuczne rozwiązanie problemu aby później móc sobie pomyśleć: nie palili. Zapalili po powrocie.
OdpowiedzNie, na "oazowych szkółkach" nie ma 100% "grzecznych dzieci". Całkiem spora część to dzieciaki z patologii, którym ksiądz proboszcz opłacił wakacyjny wyjazd. A i te, których rodziców było stać na zafundowanie wyjazdu, często wcale nie były lepsze-spora część dzieci wysyłana jest na takie wyjazdy tylko po to, żeby pozbyć się ich z domu. "Ty cały czas uważasz, że w kilka dni wychowasz dziecko"-napisałem wyżej coś dokładnie odwrotnego-wiesz jaka jest różnica między "wychować" a "wychowywać"? Nie interesuje mnie, kto co będzie robił po powrocie-po prostu nie znoszę hipokryzji. Gdy istnieje regulamin, a ja podjąłem się przed organizatorami wyjazdu pilnowania tego, żeby był przestrzegany, to czułbym się zwyczajnie źle ze świadomością, że pozwalam go łamać. Dlatego właśnie wybrałem wyjazdy oazowe, zamiast kolonii-ja miałem zawsze wyższą instancję, do której mógłbym się odwołać nawet w sytuacji, w której nie miał ze sobą ani jednej "fajnej" osoby. W sytuacji podbramkowej przy użyciu samego telefonu byłbym w stanie "nakłonić" do przestrzegania regulaminu przy użyciu telefonu. Do tego też mogłem zapewnić "niefajnemu" opiekunowi, że na następny taki wyjazd nie pojedzie. BTW, teraz dopiero rzucił mi się w oczy fragmet: "Bo na kolejną paczkę fajek po prostu nie mieli"-tacy straszni nałogowi palacze, którzy nie mogli kilku godzin wytrzymać bez peta, a zabronienie im fajki było największą karą, mieli 1 paczkę na kilkanaście dni?
OdpowiedzFenrir, obserwuję tę dyskusję od samego początku i jednego pojąć nie mogę. Skoro uważasz, że nie powinno pozwalać się podopiecznym palić, to nie pozwalaj. Jeżeli ktoś inny na to pozwala, to, że tak powiem, jego/jej sprawa. Czy Wy naprawdę musicie udowadniać jeden drugiemu, czyje podejście jest prawidłowe albo czym się kierujecie? Jeden woli pomidorówkę, drugi grochówkę, a jeśli wolicie, to jeden je mięso, a drugi nie. I co z tego? Chcecie oceniać, oceniajcie, ale czy warto naprawdę wywoływać dyskusję na kilkanaście komentarzy dotyczącą sprawy, która bardzo pobieżnie dotyczy sedna opisywanej tutaj historii? Od kilku komentarzy to nie jest już obrona własnego zdania, a doszukiwania się nieścisłości bądź czepiania się słów u innych. No i po co? :) I tak z miejsca wiadomo, że nikt nikogo nie przekona, tutaj jest Internet. :) Może niedobrze robię, że odnoszę się tylko to Fenrira, więc jaelithe, też proszę, skończcie już tę bezcelową dyskusję. :) Choć osobiście, jak wynika z tekstu, podpisuję się pod niepedagogicznymi metodami jaelithe i RudaOna. ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 stycznia 2013 o 20:45
Nie będziesz mi, smyku, ustalał, kiedy mogę dyskutować, a kiedy nie. Czy ktoś każe ci brać w niej udział? Czy bluzgamy się tu wzajemnie? Czy ktoś odnosi się do innego personalnymi argumentami? Nie, ot-dyskusja jak dyskusja. Nie rozumiem twojego problemu. Uwielbiam takie słodko-pierdzące podejście-"każdy ma prawo do swojego zdania, ty go nie musisz komentować, jeden woli to, a inny tamto-po co dyskutować..."-skoro jeden z drugim wyraził na publicznym forum jakąś opinię, to moim świętym prawem jest się z nią nie zgodzić, a jeżeli nie naruszam ogólnych reguł dyskusji, to nikt mi nie ma prawa zabraniać dyskutować.
OdpowiedzKtoś tu, widzę, się mocno obruszył, nawet dostało mi się z racji wieku. ;) A wszystko przez to, że niesłusznie wziąłeś to za atak na własną osobę. Ja najzwyczajniej w świecie poszukuję odpowiedzi na pytanie "skąd w ludziach takie umiłowanie do przedstawiania innym swoich racji?", kiedy wiadomo, że nie o przekonanie drugiej osoby tutaj chodzi. :) O co mi chodzi? O to, że to nie jest już dyskusja dotycząca podejścia pedagogicznego, a zwyczajne czepialstwo. Zejście z tematu. Przedłużająca się dygresja. I wręcz przeciwnie, nie kazałem Ci niczego, nie wymagałem niczego od Ciebie, niczego Ci nie zabraniałem, ot, poprosiłem o zakończenie bezcelowej dyskusji. Uwielbiasz takie słodko-pierdzące podejście? To się cudownie składa, bo ja właśnie takie podejście praktykuję. :)
Odpowiedzkto powiedział że regulamin jest prawidłowy? fajki są dla ludzi, byle robili to z dala od tych, którym dym przeszkadza. każdy jest wolnym człowiekiem, niech sie truje.
Odpowiedzserekwiejski-jeżeli godzisz się pojechać jako opiekun, to z automatu musisz zaakceptować regulamin. Jeżeli uważasz go za niesłuszny, to nikt cię do takiego wyjazdu nie zmusza. I nie, nie "każdy" jest wolnym człowiekiem-dzieci nie są.
Odpowiedz@RudaOna: Otoczeniu też mogą i to większą niż sobie - zależy gdzie palą.
Odpowiedz@Kampo to ciesz się, że zdążyłeś jedynie wyciągnąć fajke, a nie ją zapalić. Mogles zrobic dzieciakom ' darmowy' pokaz fajerwerków...
OdpowiedzRopa (olej napędowy) tak łatwo się nie zapala, to nie benzyna.
OdpowiedzTak łatwo to może i nie, ale ryzyko zawsze pozostaje. Ja tam się zgadzam z BeerMakerem. Bo a nuż by się jednak zapaliło?
OdpowiedzNie zapaliłoby się. ON musi być podgrzany do bardzo wysokiej temperatury przez dość długi okres czasu, aby się zapalił. Poczytaj o zasadzie działania silnika Diesla. Wrzucenie zapałki czy papierosa do zbiornika NIE spowoduje wybuchu czy zapłonu. Zapałka w zbiorniku pełnym oleju napędowego... zgaśnie. W benzynie też, gorzej z oparami tej ostatniej, te są bardzo łatwopalne.
OdpowiedzWciąż wolę nie ryzykować. Już przecież w podstawówce uczą, że ropa jest cieczą palną, a ja nie chcę otrzymać nagrody Darwina.
OdpowiedzW jednym z warsztatów, przy zdejmowaniu z ciężarówki zbiornika paliwa, w którym było ok. 50zł oleju napędowego mechanikowi wpadł do wnętrza baku zapalony papieros, nikt nie zginął, pet... zgasł. Aby ON się zapalił trzebaby go podpalić np. palnikiem acetylenowym.
OdpowiedzPowtórzę (z uporem maniaka) - wolę nie ryzykować. Nie napisałem nigdzie, że Ci nie wierzę. Nie napisałem, że jest inaczej. Piszę, cały czas, wolę nie ryzykować. I uważam, cholera, że zachowanie tego mechanika było profesjonalne.
OdpowiedzZbiornika po benzynie na pewno nie czyściłby z papierosem w zębach.
Odpowiedzw benzynie też się da zgasić papierosa >:)
Odpowiedz@Kampo: Dokonałeś cudu. Zamknąłeś buzię "fenirowi". To się jeszcze tutaj chyba nikomu nie udało, bo komentarz "fenira" zawsze musi zostać "na wierzchu". A mnie zżera ciekawość: "...zobaczyłem tylko coś wielkiego lecącego w moją stronę." CO TO BYŁO?
OdpowiedzO, widocznie zapomniałem sprecyzować - to był właśnie jeden z kanistrów, na szczęście pusty (pełnym nie byłoby tak łatwo rzucić). ;)
Odpowiedz