Zastanawia mnie jedno...
Któryś rok z rzędu pracowałem sobie w wigilię. Możecie mi wyjaśnić dlaczego co roku, w każde święta, mamy tonę wezwań do PRZEŻARĆ? Czy ludziom odbija jak widzą jedzenie? Występuje jakiś wirus wywołujący zbiorowe zaburzenia łaknienia? Do tego stopnia, że trzeba obeżreć się do nieprzytomności?
Wigilia 2012.
Ledwie przekraczam próg stacji, jeszcze nie zdążyłem zaznaczyć, że już jestem, a byłem wsadzony do karetki i wio. Facet, za przeproszeniem, rzyga. Klęka, głową nurkuje w sedesie, a w ręku... Udko kurczaka! Autentycznie facet rzygał przegryzając co przerwę mięcho. Jak już nerwy nie wytrzymują, krzyczę:
-Puść pan to! Przestań żreć!
-Zmarnuje się!
I gadaj tu...
Inne wezwanie. Czyli "lekcja dla żołądka". Babka blada, spocona, z gorączką. "Zdaje się, że trochę przesadziła z jedzeniem". Całkiem możliwe, mogła przestać zaraz po pierwszym daniu. Niestety, apetyt dopisywał na tyle, że wciągnęła jeszcze karpia, lody, śledzia, kawę, sałatkę, pasztecik, bigos, barszcz, drugą kawę, wszystko zapiła colą i na doprawkę rzuciła karpatką (nie pamiętam wszystkiego co wymieniła, ale byłem pod wrażeniem pojemności jej żołądka)... A była dopiero 10 rano.
Dzieci wymiotują. Dwójka. Maluchy, całkiem sympatyczne. Od rana babcia i mama wcisnęły w nie tyle jedzenia, że zaczęły kulać się przez ból brzucha. Nic dziwnego jak musiały posmakować każdą rybkę, zupkę, pierożka, ciasteczko, placek i inne smakołyczki... Żeby na wieczór wszystko było tip-top i nie było zażaleń typu "nie smakuje mi". Według mnie nie byłoby. Bo dzieciaki i tak nie zmieściłyby tego dnia nic więcej.
Pani gotuje potrawy na rodzinną wigilię. Z niewiadomego powodu jednak zaczęła strasznie wymiotować. Choć dla mnie powód był jasny jak już babka wygadała się, że robi wigilię dla duuuużej rodziny i od rana smakuje dziesiątki potraw. Zwyczajnie próbowała tak dużo, że się przeżarła. "Co prawda czuła, że trochę jej niedobrze, ale smakowała dalej, bo co się mogło stać...".
Myślę, że w każde święta ludzie popadają w jakiś zbiorowy stan hipnotyczny. Jedzenie do nich przemawia: ŻRYJ!
Praca praca
Zaczyna się od szału w supermarketach i niemozliwej do przejedzenia ilości żarcia. W końcu trzeba pokazać rodzinie/sąsiadom/Duchowi Świętemu, że stan majątkowy pozwala na bogate święta, przy suto zastawionym stole. Potem trzeba dla 5 osobowej rodziny i kilku gości nagotować żarcia jak dla pułku, tak, by stół trzeszczał z przeciążenia, po postawieniu kolejnego półmiska. Potem się zjeżdża rodzina, patrzy na ten stół i rzuca się na żarcie, w końcu pół dnia nie jedli, zmarnować się nie może, jak dają za darmo, to trzeba się nawpie...alać jak prosię. Oczywiście, nie ważne, że śledź w occie, a potem ciasto zapijane koniaczkiem, czy inną wódeczką, nie jest tym, za czym żołądek by przepadał (przynajmniej na mnie osobiście działa to jak kiszone ogórki z mlekiem). Pokutuje durne przeświadczenie, że w święta trzeba żreć, że stół ma się uginać, że nie ważne, że będzie się rzygać, srać na rzadko, uszami barszcz się zacznie wylewać - trzeba żreeeeeeeeeeeeć!
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 14:00
Szczurzyca, zawsze jak komentujesz to uśmiech mimowolnie wkrada mi się na usta. :) Te szczury, nawet podświadomie działają... ;)
OdpowiedzAle dlaczego tyle ma minusów jak w większości to prawda?
OdpowiedzKorbalodz, pewnie dlatego, że zaszczurzony na nią leci i odezwały się zazdrosne kobiety ;)
OdpowiedzBo prawda boli.
OdpowiedzHmm... no to nie wiem w jakim świecie ja żyję, czytam tego typu historie i wierzyć mi się nie chce! W życiu nie słyszałam by karetka musiała przyjeżdżać w wigilię z powodu przejedzenia... masakra jakaś. Wydaje mi się, że owszem robi się więcej zakupów i przygotowuje sporo jedzenia zwłaszcza jak rodzina przybywa, ale wszystko w granicach normy i rozsądku! Nie wiem gdzie żyją tacy ludzie, może kiedyś tak było jak się czasy zmieniły i wszystko zaczęło być dostępne, no ale teraz już chyba nieco inaczej to wygląda. Chyba nie wierzę, w to co opisujecie...
Odpowiedz@Nemezis2012: Dołączam do Twoich wątpliwości. Przejedzenia, owszem, zdarzają się. Nie tylko z okazji świąt. Tyle, że nie polega to na rzyganiu, bynajmniej. Żołądek jest rozepchany do granic pęknięcia, więc nie ma siły na najmniejszy nawet skurcz, przestaje trawić, a żarcie zalega w nim jak "stygnący" beton. Bez fachowej pomocy "przejedzony" delikwent może nawet zejść śmiertelnie, więc wiezie się go do szpitala, a nie obserwuje jak sam wywala nadmiar potraw w kibel. A, poza wszystkim, ludzie biesiadując przejadają się raczej nie z powodu "pazerności", tylko dlatego, że gospodyni stawia na stole coraz to nowe dania i nie wypada nie spróbować "chociaż ociupinki", bo jak się tak napracowała trzeba docenić i pochwalić jej kunszt kulinarny.
Odpowiedz@Bedrana nie nie, nasz żołądek tak nie działa :). Jesteśmy bardziej jak pies - nażreć się, wyrzygać i jeść dalej a nie jak koń który po przejedzeniu może dostać kolki i zejść.Są dwie opcje po przejedzeniu - albo odciążymy żołądek rzygając jak kot, albo powoli sobie wszystko w środku przetrawi. Oczywiście w obu przypadkach możemy spodziewać się bonusów w postaci różnego rodzaju zaburzeń działania układu pokarmowego - od kolki wątrobowej poprzez biegunki po zaparcia. Ale nigdy nie słyszałem żeby przejeść się do takiego stopnia że mięśnie brzucha nie są w stanie wykonać skurczu.Znacznie znacznie wcześniej pojawi się odruch wymiotny. Jak taki łakomczuch sam się wypróżnia do kibelka i to w zasadzie jego jedyny problem związany ewidentnie z przejedzeniem, to karetka nie za bardzo ma coś do roboty, bo przecież nie będą wieźli go na SOR żeby sobie tam porzygał-bez jaj.Chyba że pojawią się inne niepokojące objawy. Tak więc jak najbardziej wierzę Zaszczurzonemu, choć ja akurat częściej spotykam się z problemami dnia następnego - "gniecenie w boku","leje się ze mnie tam z dołu od wczoraj","całą noc rzygałem","przywieźliśmy babcię bo po tych ......(wstawić popularne danie wigilijne) leży i jęczy".
OdpowiedzMnie też to zastanawia. Niestety osobniki tego typu mam w rodzinie. I aż się za przeproszeniem rzygać chce jak się na to patrzy. Po świętach wielkie żarcie trwa nadal, bo przecież nie może się zmarnować. A wystarczyłoby zrobić mniejsze ilości tego wszystkiego. Ale rok w rok jest to samo. A potem na śmietnikach widać góry popsutego jedzenia, bo na takowe się już nikt nie pokusi. Na świecie panuje głód dla jednych, inni wpierdzielają na potęgę.
OdpowiedzTu sie musze pochwalic. W tym roku to ja przyrzadzalam rodzinna wieczerze. Powiedzialam stanowcze "Nie!" chomikowaniu i robieniu zapasow jak dla pulku wojska. Efekt - nikt glodny nie byl, kazdy wstawal od stolu o wlasnych silach, a jedzenie swiateczne zniknelo 2 dnia Swiat :)
OdpowiedzNo i da się? Da się. Wystarczy chcieć. I chwała Ci za takie podejście:)
OdpowiedzZgadzam się, poza jednym szczegółem: "A potem na śmietnikach widać góry popsutego jedzenia, bo na takowe się już nikt nie pokusi.Na świecie panuje głód dla jednych, inni wpierdzielają na potęgę". Nawet jeśli będziemy mniej jeść i przestaniemy wyrzucać jedzenie, to w jakiejś Afryce czy gdzieś jedzenia nie przybędzie...
OdpowiedzAle ja nie twierdzę, że tak będzie. Chodziło mi tylko o ten paradoks.
OdpowiedzLudziom starszej daty się specjalnie nie dziwię, pamiętają czasy kiedy nie było co do garnka włożyć i po prostu odruchowo jedzą do oporu niejako "na zapas", choć już dawno za nami wojna i komuna. Natomiast żal w tym wszystkim dzieciaków, bo nie dość że jedyny sport jaki zazwyczaj uprawiają to Fifa albo PES na Playstation, to jeszcze są tuczone jak młode świniaki. Supersize Me w wersji pl nadchodzi.
OdpowiedzDodaj jeszcze do tego, że wiele osób na starość robi się po prostu łakomych. I efekt widać zwłaszcza w święta. No właśnie, dzieci szkoda. A potem będzie lament dlaczego dziecko jest otyłe i ma złe nawyki żywieniowe.
OdpowiedzUdko kurczaka w wigilię? Ciekawa koncepcja dania postnego. BTW: według tradycji chrześcijańskiej wigilia powinna być dniem postnym, dopiero samo Boże Narodzenie to okazja do uczty.
Odpowiedzponoc JP II dal dyspense jakis czas temu. i teraz maja wybor, czy poscic, czy nie. ponadto znam wielu "ateistow" z luboscia organizujacych wigilie Bozego Narodzenia.
OdpowiedzTo chyba według tradycyji wegetariańskiej. http://www.ultramontes.pl/o_postach.htm http://ekai.pl/wydarzenia/ciekawostki/x17088/czy-w-wigilie-obowiazuje-post/ i jeszcze pełno innych stron z google.
OdpowiedzToteż mówię "tradycji" a nie "nakazu kościelnego".
OdpowiedzNIGDY nie było postu w Wigilię! To tylko inicjatywa polskiego duchowieństwa, że niby w ten sposób odrzekamy się i protestujemy przeciw komunie. Ale takie rzeczy tylko w Polsce. Jeszcze przed wojną (drugą światową) postu w Wigilię w Polsce nie było. Jak wypowiedział się o. Leon Knabit : "Spośród dni postnych nigdy nie była wymieniana Wigilia. Ten dzień nie był nigdy nakazany pod grzechem dniem, w którym obowiązuje ścisły post i zakaz spożywania mięsa. Był to tylko wybór wiernych. Jedzenie mięsa nie jest więc grzechem." Zapomniał tylko dodać kiedy i kto ten "wybór" za nas zrobił.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 15:23
Znajoma pracująca w powiatowym szpitalu powiedziała: "Najgorszymi dniami przyjęć są: Chmielaki, Wigilia i Sylwester"
OdpowiedzCo to są Chmielaki?
OdpowiedzCoś jak oktoberfest chyba. Z piwem w roli głównej.
Odpowiedzyannika - od jakiegoś czasu księża pozwolili jeść mięso w Wigilię ;) lol, przypomniałeś mi zaszczurzony jak miałam +/- 10 lat, uwielbiam pierogi mojej babci - napchałam się ich jak głupia, dosłownie dorosły mężczyzna by tyle nie wcisnął. Zrobiło mi się niedobrze, poszłam zwymiotować, więc wiadomo - jest miejsce na kolejną porcję pierogów... :) tak ze 2 razy poszłam się opróżniać, aż mnie matka złapała na tym, opitoliła od góry do dołu i skończyło się moje obżarstwo. I tak gorzej było dnia drugiego, bo się pojawił skręcający ból brzucha. Mam nauczkę do teraz.
OdpowiedzNawet nie wiedziałam. I tak ryby lubię więc mi to, nomen omen, rybka. Ale tradycja jest/była właśnie taka.
OdpowiedzWigilia brzuch pęka, sylwester rączki upitolone...
Odpowiedzmoże to wredne z mojej strony ale niesamowicie się uśmiałam z tej historii :D oczywiście z głupoty ludzkiej.
OdpowiedzCos w tym jest. Tradycji nie chce komentowac czy krytykowac, ale zastanawia niektorych podejscie do niej. Po pierwsze - w wielu domach do wieczerzy trzyma sie scisly post. Nic dziwnego, ze jak czlowiek glodny i zapachnie dobrym jedzonkiem to sie rzuca. A ze zoladek zdazy sie z lekka skurczyc, to i wrocic ta sama droga moze... Po drugie - 12 potraw i tradycja probowania kazdej z nich. Wlasnie - PROBOWANIA. "Spust" to kwestia indywidualna, ale nie wyobrazam sobie z kazdej z nich wziac wiecej niz lyzke, bo chyba bym pekla i "rozsiala" sie po calym mieszkaniu. A wiekszosc tradycyjnych potraw wigilijnych naprawde lubie. Wyposzczony zoladek po calym dniu plus spore porcje 12 jakby nie bylo ciezkostrawnych potraw niestety robi swoje.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 stycznia 2013 o 15:08
Nie miałam okazji przygotowywać świąt, jednak pamiętam jak robiła to moja mama i jak teraz robi to rodzina mojego TŻ. Liczba osób przy stole ta sama co i w inne dni roku, jednak trzeba nagotować żarcia trzy razy więcej niż normalnie. 11 ciast (nie przesadzam, naprawdę tyle robią), sałatki, 3 rodzaje śledzi, pierogi, uszka, dwa gary barszczu, gar bigosu itd, itd...Jak rano siądą przy stole, to wstają dopiero wiczorem-i żrą, żrą, żrą....w Wigilię masz obowiązek zjeść każdą z 12 potraw, bo "taka tradycja", nieważne, że nie masz ochoty/nie lubisz/najadłeś się...Oczywiście, święta trwają tylko dwa dni, więc pozostałe żarcie trzeba jeść jeszcze i po Sylwestrze, na obiad barszcz na kolację bigos a następnego dnia na odwrót tak, że już rzyagsz widząc świąteczne przysmaki...Na moje pytanie, po co robić tyle żarcia, jak każdy już patrzeć na nie nie może, wszyscy się obruszają, że "taka tradycja!" Ale dać komuś biedniejszemu? A po co?
OdpowiedzTo jest przerażające.
OdpowiedzPo przeczytaniu tej historii przypomniała mi się podobna, opowiadana przez moją babcię. Akcja też rozgrywała się w wigilię, ale kilkadziesiąt lat temu, na wsi. Babci koleżanka w czasie kolacji wigilijnej też się przejadła, aż ją brzuch rozbolał i całą winę zrzuciła na swoją matkę. Cytuję " Głupia matka, tak się dała dziecku najeść". No ale wtedy była bieda, więc to obżarstwo było niejako usprawiedliwione.
OdpowiedzEch...wy nic nie rozumicie.. <irony mode on> Nasza kultura wywodzi się z Rzymu! A tam uczty na cześć Bachusa zawsze kończyło się rzyganiem, by zrobić miejsce na kolejną porcję. Tak więc tradycja ponad wszystko!
OdpowiedzJeśli dobrze pamiętam to polska szlachta podczas uczt miała na podorędziu piórko. W momencie krytycznym merdała sobie piórkiem w tym tamtym, zapuszczała rzyga i żarła dalej. Niewiele się zmieniło...:p
OdpowiedzRaz mi się zdarzyło przejeść - nie do tego stopnia na szczęście, ale chodzić było ciężko - jednak nie z własnej woli. Klient mnie zmusił, że się tak wyrażę, bo jest właścicielem restauracji. Nigdy więcej nie pozwolę sobie na nic takiego, samo uczucie jest straszne. A oni tak sami z siebie...? :/
OdpowiedzNie. Jest właścicielem restauracji i uznał, że tylko osoba, która zna jego kuchnię jest w stanie dobrze wykonywać zlecenie. Kazał przynieść po trochu każdego dania - i trzeba to było zjeść, choćby po kęsie. Cóż, umowy nie leżą na ulicy, więc przejadłam, co było trzeba.
Odpowiedz"Bo się zmarnuje"... A od czego mądrzy ludzie wymyślili zamrażarkę?
OdpowiedzGościu pożerał udko w trakcie wymiotowania... Dla mnie obłęd:D ---------------------------- Ja i mój narzeczony mamy ten problem, że musimy obskoczyć dwie Wigilie. Jest kosmos, bo trzeba zjeść obowiązkowo barszczyk/zupę grzybową, rybkę i pierogi/sałatkę/coś tam. Dajemy radę dzięki sztuce asertywności^^
OdpowiedzJak to śpiewał Kazik: "...niedługo święta już (...) Co z Bogiem może mieć wspólnego, że ludzie żrą jak świnie?"
OdpowiedzKazik i jego zawsze trafne antykościelne teksty :)
OdpowiedzW tym roku o moje zdrowie podczas wigilii zadbali złodzieje. Ukradli wszystkie potrawy, które stały na tarasie :]
OdpowiedzNas od nadmiaru ciast kupionych pod wplywem impulsu przez tesciowa uratowaly psy, wygryzajac w uwielbianej przez wszystkich babie wisniowej krater, kiedy nieopatrznie zostaly zostawione same na werandzie :P
OdpowiedzTaka to już tradycja, że świętuje się jedząc. Po prostu w dawnych czasach z jedzeniem było na tyle krucho, że święto było jedyną okazją do pofolgowania sobie. Zwłaszcza że np. mięso na wsi było jedzone tylko od wielkiego dzwonu. Dodaj do tego jeszcze polską, siermiężną kuchnię. Tłuszcz w tłuszczu polany tłuszczem. Dobre dla kogoś, kto fedruje w kopalni. Za to dla przeciętnego Kowalskiego taka dieta jest zdecydowanie zbyt ciężka i szybko prowadzi do przeładowania żołądka. Niestety, mamy smartphony i audice, ale wciąż ciągnie się za nami mentalność czasów, w których nic nie było a na przednówku jadło się lebiodę.
OdpowiedzŁapię się za głowę. Na co dzień jem mało, w święta dużo więcej, bo jestem łakomczuchem i jak trafię na dobre ciasto czy maminą pizzę, to wciągam do oporu i nic mi nie jest - ile w takim razie trzeba zjeść, żeby wywołać takie sensacje w organizmie? Pół kilo każdej z dwunastu potraw? Czy w Wigilię ludziom wyłącza się mechanizm "więcej nie mogę"? Pan przegryzający mięso wymiocinami zwalił mnie z nóg.
OdpowiedzCóż, nie ukrywam, że lubię dobrze zjeść, niemniej obżarstwo niektórych osób mnie przeraża. U mnie wigilijna obiadokolacja jest relatywnie skromna, nie różni się rozmiarami od codziennego obiadu.
OdpowiedzMimo swoich niepozornych rozmiarów lubię jeść, a Wigilia też jest u mnie bogata. Wiele razy zdarzyło mi się w swoim mniemaniu "przeżreć", ale to co opisujesz O.o Nigdy nie byłam nawet świadkiem sytuacji, w której do kogoś musiałaby przyjeżdżać pomoc. Ja jem w myśl... "Jestem pełna, ale to wszystko takie smaczne... Odleżę sobie godzinę lub dwie, to coś jeszcze skubnę." Zwykle też często zasypiam, zanim to zrealizuję xD Takie leżenie z obżarstwa może i nie jest godne pochwały, ale jakie przyjemne xD
OdpowiedzSzczerze mówiąc to ja też lubię żreć niesamowite ilosci jedzenia. Zwłaszcza jak jestem w Polsce to obżeram się do tego stopnia, że nie mogę się ruszyć z miejsca i jest mi niedobrze. Nie wiedziałam natomiast, że możliwe jest przeżarcie do tego stopnia aby potrzebna była interwencja karetki! Zaszczurzony napisz proszę co robicie w takich sytuacjach? Jest jakis magiczny sposób, aby człowiek poczuł się lepiej? I jak można do rzygania karetkę wzywać, przecież to nie jest zagrożenie życia.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2013 o 14:57
-Puść pan to! Przestań żreć! -Zmarnuje się! Padłem :D. Swoją drogą, nie wiem jak można naładować się aż tak, żeby się zrzygać... czy ból nie jest dla tych ludzi wystarczającym sygnałem, żeby podziękować za piątą dokładkę?
OdpowiedzTaka jest tradycja, a tradycji się nie kontempluje tylko ślepo jej ulega. Coś w temacie dla bardziej kumatych: http://www.youtube.com/watch?v=LdPMSd7xA7U
Odpowiedza ja byłam w totalnie odwrotnej sytuacji. W wigilię czymś się zatrułam. Nie mam pojęcia, co to było bo zjadłam jedną, albo dwie kanapki w ciągu dnia. Starałam się trzymać postu. Wieczorem jednak było tak fatalnie, że pojechałam do szpitala. Na izbie przyjęć każda mijająca mnie osoba komentowała moją obecność "no, przeżarło się... przeżarło.. to się ma teraz". A ja byłam głodna. Tak źle, i tak niedobrze ;)
OdpowiedzAch, te szały żarłoczności ,ale żeby karetkę wzywać, to już przegięcie, jak można nie znać samego siebie i nie wiedzieć ile da się zjeść a ile nie;>
Odpowiedz1 przykazanie świąteczne: Twój Bóg się narodził. ŻRYJ!!! 2 przykazanie świąteczne: Lepiej zjeść i zwymiotować niżby miało się zmarnować. Ja tam w święta niedojedzony chodzę, bo za karpiem nie przepadam.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 stycznia 2013 o 15:57
Rozwalił mnie najbardziej gość rzygający i zagryzający jednocześnie. Przecież można włożyć kurczaczka do lodówki i spożyć następnego dnia. Nie ukrywam, że byłabym niesamowicie zażenowana, gdybym musiała wezwać karetkę do PRZEŻARCIA.
OdpowiedzAż mi się przypomniał kolega z którym się śmialiśmy, że jak u niego będę w porze obiadowej to będzie na mnie się darł ,,ŻRYJ KU*WA'' :) Od razu humor się poprawił, ale pierwszy gość wymiata :D
OdpowiedzOd kiedy objadłam się na Wielkanoc (to było ładnych parę lat temu) zaczęłam w święta jeść tak, żeby nie najeść do syta ;). Unikam tego, bo wiem już, że do syta=już za dużo się zjadło, bo poczucie sytości przychodzi z małym opóźnieniem...
Odpowiedz