Odpisując na komentarz do jednej ze swoich historii, przypomniałam sobie swój egzamin na prawo jazdy.
Mam pewien apel. Kiedy już jakiś gamoń postanawia przeciąć główną bez zatrzymania się, mimo, iż do skrzyżowania główną zbliża się inny samochód, to niech już JEDZIE. Owego kierowcę ruszyły chyba wyrzuty sumienia, w związku z czym się zatrzymał. Z końcem maski na wysokości mojego lewego lusterka. Może dwa metry przed moją maską.
Gdybym nie zareagowała odruchowo (i nie miała wolnego pasa) i nie ominęła kretyna lewą stroną, a hamowała, miałabym oczywiście po egzaminie - nie było fizycznej możliwości wyhamowania i uderzyłabym w idiotę.
Zastanawia mnie tylko, czy, widząc "elkę" egzaminacyjną, zrobił to celowo, tak jak barany wbiegające na przejścia dla pieszych? Tylko czy rozwalenie samochodu, byłoby odpowiednią ceną za taką satysfakcję...
egzamin na prawko
Generalnie nie cierpię elek. Wloka się tak, że nie wiadomo, czy stoją, czy jadą, gasną im silniki itp. Nie, nie jestem piekielna bo wiem, że każdy się musi uczyć i wcale nie zapomniał wół, jak cielęciem był. Z tym, że mój instruktor był chyba mądrzejszy bo nie wybierał tras tzw. jednopasmowych ( czyli z jednym pasem w obie strony), które na kilometrowym odcinku mają podwójną ciągłą. Czyli nie ma mozliwości wyprzedzenia wlokacej się elki, za którą tworzy się gigantyczny korek.
OdpowiedzW moim mieście jest z elkami tak, jak było u Ciebie. A z kolei to, że nie lubi się elek, nie świadczy o tym, że należy im szkodzić w trakcie egzaminu. Ja sama nawet robiąc kurs narzekałam na elki gasnące i jadące 20 km/h, co mi się nie zdarzało, nawet mój instruktor był tym rozbawiony. Ale żadnej elce (zwłaszcza egzaminacyjnej) nie wskakiwałabym pod koła. Są granice sku*wysyństwa.
OdpowiedzAscara- to się wie. Zawsze jak widze elkę egzaminacyjną to nawet nie wyprzedzam. Grzecznie się za autem wlokę co by nie dawać pretekstu egzaminatorowi. Choć raz zdarzyło mi się być za grzeczną. A było tak: Egzaminacyjna elka wyjeżdżała z ośrodka z podporządkowanej. Ja jechałam główną, ruchu praktycznie nie było. I widzę, że egzaminujacy się wacha: to lekko się wysuwa, to cofa (względnie auto mu zjeżdża bo to na wzniesieniu). Chciałam być grzeczna to myśle: " a zatrzymam się i biedaka przepuszczę". Tak i zrobiłam. Nagle drzwi elki się otwierają i egzaminator zamienia się miejscami ze zdającym- znaczy egzamin oblany. A że jestem z natury ciekawska to podjechałam i pytam: " Panie, za co Pan go oblał? Przecież to ja ustępowałam i gestem dawałam znać by jechał". Odpowiedź egzaminującego: " Bo spytał, czy może jechać". Hm....gdyby nie spytał to pewnie też by oblał bo egzaminujący by stwierdził, że zdający wymusił pierwszeństwo.
OdpowiedzAle błąd! WaHa a nie waCHa. Wstyd!
OdpowiedzIdiotyzm. Mnie na kursie wręcz kazano zapytać egzaminatora, czy można wykorzystać fakt, iż ktoś ustąpił.
OdpowiedzAle tez w Elce niech uczy sie prawidlowej reakcji. Swoja droga w grudniu na placu manewrowym WORDu idiotka rozwalila slupek ogrodzenia i dwie siatki, a auto zawislo na malej skarpce (maly kat nachylenia, max 1 metr wysokosci).
OdpowiedzO cholera... Kto taką do egzaminu dopuścił? ;o
Odpowiedz