Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia CherryPie o wizycie w rowie przypomniała mi sytuację mojej mamy z…

Historia CherryPie o wizycie w rowie przypomniała mi sytuację mojej mamy z zeszłej zimy. Nie była może tak drastyczna, ale sam fakt...
Moi rodzice dziwnie się dobrali w kwestii prowadzenia auta. Tata jeździ jak szatan, często gęsto nieprzepisowo, mamę doprowadzając do zawału. Dlaczego? Dlatego, że mamusia moja "jeździ bo jeździ". W zestawie ze swoim "cienkocienko" i 50-60 na liczniku niezależnie od otaczającego krajobrazu stanowi niejednokrotnie dość skuteczną zawalidrogę. Stara się więc, jak tylko jest to możliwe ułatwiać pozostałym kierowcom życie.
Było ślisko, a sterty śniegu po obu stronach, zwężonej w ten sposób naturalnie, jezdni stosunkowo wysokie. Z naprzeciwka jechał z dość sporą prędkością, idealnym środeczkiem jezdni elegancki, drogi samochód. Logicznym byłoby, że samochody w takiej sytuacji "idą na kompromis". Ale gdzieżby. Przecież pan i władca w czarnej limuzynie nie będzie robił miejsca dla "czinkolka", prawda? Mama, chcąc nie chcąc - na cóż jej wypadek? - postarała się zjechać jak najbardziej do prawej. Był to niestety błąd - prawe koło auta trafiło na śnieg, lewe zostało na lodzie. Jak każdy się pewnie domyśla, auto po malowniczym piruecie zakończyło podróż w rowie. Odwróciło się o 180 stopni, wobec czego mama dojrzała jeszcze zwalniającą limuzynę. No oczywiście, chyba wypada pomóc, prawda? "Czinkol" sam się z zaśnieżonego rowu nie wykopie, a owo autko z całą pewnością miało tyle KM, aby wyciągnąć go w minutę. A gdzie tam! Kierowca zwolnił po to, aby wystawić przez szybę środkowy palec, następnie zawrotnie przyspieszyć.
Mama w rowie siedziała jeszcze przez 3 godziny. Chyba nie muszę mówić, że przy jej śmiałości na drodze była to dla niej niemała trauma? Do dziś wpada w panikę, kiedy musi jechać gdziekolwiek w ślizgawicy.

by Ascara
Dodaj nowy komentarz
avatar Ascara
1 7

Mama niestety ma nieprzyjemny nawyk pozostawiania komórki w domu. :)

Odpowiedz
avatar Rubcil
-1 21

Przepraszam bardzo,ale ktoś,kto boi się prowadzić i nie jest w stanie poradzić sobie w trudnych sytuacjach na drodze,nie powinien w ogóle prowadzić auta,to całkiem proste i logiczne. Jak nie umiem kroić warzyw,to się za to nie zabieram,bo zrobię sobie krzywdę nożem. Jak nie umiem spawać,to się za migomat nie łapię,bo też sobie mogę zrobić krzywdę. A mimo tego ciamajdy drogowe wsiadają za kółko i jadą,kij,że utrudniają ruch,bo nos przy szybie,30km/h,ale jadę! No dajcie spokój,samochód nie jest dla wszystkich,prawo jazdy to przywilej,nie obowiązek. Po to mamy Komunikację Miejską i PKS,żeby niektórzy nie musieli wsiadać za kółko,gdy nie czują się na siłach.

Odpowiedz
avatar soraja
-2 4

To akurat kwestia presji społecznej/braku asertywności. Niektórzy przy każdej okazji muszą się tłumaczyć, czemu nie robią prawa jazdy, więc wolą zrobić dla św. spokoju.

Odpowiedz
avatar Ascara
-1 3

Moja mama je miała, nie jeździła przez 10 lat właśnie dlatego, że niespecjalnie się w tym czuła, a był w domu tata, który mógł wszędzie podjechać.

Odpowiedz
avatar Ascara
4 12

U nas, tam gdzie diabeł mówi dobranoc, komunikacji nie ma niemal w ogóle (3 autobusy na krzyż i to tylko w dni nauki szkolnej). Uwierz, że mama nie była zachwycona, gdy tata wyjechał do pracy za granicę i musiała wrócić po 10 latach do jazdy samochodem. A musiała - miała wówczas dziecko w wieku szkolnym, mamę w starszym wieku, a i do kościoła 2 kilometry, babcia rowerkiem nie dojedzie. Powiem Ci poza tym tak - myślę, że bezpieczniejsze jest mojej mamy 60, niż mojego taty 160 - on z całą pewnością nie tamuje ruchu, ale czy tylko o to chodzi? Ja, dzięki niebiosom, jestem zupełnie wyśrodkowana pomiędzy nimi i jeżdżę "normalnie". Ale co z tego, skoro ja studiuję 300 km od domu i mama nadal jest zdana na siebie? Ma usiąść z założonymi rękami, a babcia do kościoła i wszędzie, gdzie trzeba, niech fruwa, gdyż mama nie czuje się na drodze pewnie? Czasami łatwo jest tak ot, sobie gadać. A istnieje niekiedy coś takiego jak konieczność. A jak Ci się nie podoba, to wyprzedź i tyle. Mama w miarę możliwości zawsze to umożliwia. Poza tym ona jeździ w sumie to według przepisów. Nie wyjeżdża przecież ze swoją prędkością na autostrady, porusza się w obrębie kilkunastu kilometrów. A to świadczy o tym, że Ty jesteś piratem drogowym :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 stycznia 2013 o 5:59

avatar plokijuty
-2 8

Piszesz, że twoja mama jeździ 50-60 km/h. Istnieje jeszcze coś takiego jak warunki na drodze, do których należy się dostosować. Bywało tak, że dwupasmową drogą gdzie zwykle jedzie się 100-110, jechałem 20-30km/h. Warto też w ramach praktycznej nauki jazdy zaliczyć coś takiego jak płytę poślizgową, a nie wyłącznie przygotowywanie pod egzamin.

Odpowiedz
avatar Ascara
1 9

Nie, nie to. To, że uważasz osoby jeżdżące w obrębie zabudowanego przede wszystkim 60 km/h, już tak. Przecież tłumaczę, jak krowie na rowie, że mieszkamy NA ZADUPIU BEZ KOMUNIKACJI MIEJSKIEJ. I że MAMA MOŻE SOBIE CHODZIĆ, ALE BABCIA NIESZCZEGÓLNIE. Ja do szkoły, w niektórych sytuacjach, gdy autobus nie przyjeżdżał, też nieszczególnie mogłam zapieprzać z ciężkim plecakiem 11 km. Jaśniej? ;)

Odpowiedz
avatar jaelithe21
-1 5

Ascara, zdecyduj się na jedną wersję. Najpierw piszesz o 50-60km/h "niezależnie od otaczającego krajobrazu", czyli także poza terenem zabudowanym. Potem twierdzisz, że to tylko w zabudowanym, a następnie tłumaczysz "jak krowie na rowie", że mieszkacie na zadupiu, czyli w terenie niezabudowanym. 60k/h w zabudowanym jest ok, 60k/h w niezabudowanym - to lekkie utrudnianie ruchu, co zresztą sama w historii przyznałaś ("stanowi niejednokrotnie dość skuteczną zawalidrogę").

Odpowiedz
avatar Ascara
-2 2

Każde zadupie, na którym jest kilka domów, i gdzie nie dojeżdża autobus, i tak jest terenem zabudowanym. Mama jeździ tylko w obrębie kilkunastu km, niezabudowany owszem, jest, ale niespecjalnie jest go dużo. Mowa o zabudowanym to zaokrąglenie.

Odpowiedz
avatar Marr
4 6

Nie dziwię się Twojej mamie. Miałem podobną sytuację, jako młody kierowca jakiś rok po zdaniu na prawo jazdy też wracałem do domu zimą z miasta na zadupie (więc Rubcil może sobie wsadzić gdzieś komunikację publiczną jeśli znajdzie ją u nas wieczornymi godzinami). Też z naprzeciwka pan i władca dróg nie zjechał do boku, tak że ja musiałem się ratować. Niestety trochę gorzej jak Twoja mama trafiłem, bo po drodze mojego poślizgu było drzewo ;). Dość, że facet który jechał z naprzeciwka pojechał sobie dalej, a ja potrafiłem tylko powiedzieć jakiego koloru miał samochód... Później przez dobre dwa lata nie wsiadałem do samochodu zimą - po prostu się bałem

Odpowiedz
avatar Ascara
-2 4

Wybacz, ale o tym, czy prowadzenie masz we krwi powinni decydować Twoi pasażerowie, a nie Ty sam. Zachowujesz się w tej chwili - przepraszam - jak egocentryczny dupek.

Odpowiedz
avatar Ascara
-1 1

Słuchaj, ja też jeżdżę swobodnie (przynajmniej na tyle swobodnie, na ile można jeździć mając plującego się ojca obok - prawko mam od kilku miesięcy, z racji studiowania w oddalonym mieście nie jeżdżę za często i woli mnie kontrolować, a pluje się o wszystko, a to mogłam pieszego przepuścić, a to, że powinnam zwolnić przed dziurą itp. itd., ma rację, ale to nieco deprymujące). Co nie znaczy, że wiem, jak zachowam się w jakiejś naprawdę stresowej sytuacji. W takim razie nie wiem, czy mam to we krwi.

Odpowiedz
avatar Midori912
1 7

W dupach się od tego dobrobytu przewraca...

Odpowiedz
avatar skrzat
-3 9

Wg mnie nie ma konieczności jazdy samochodem. Są zazwyczaj znajomi, sąsiedzi, których można prosić o pomoc, a wyjazd do kościoła, cóż... Lepiej, żeby jechać na mszę bez względu na to, jaka pogoda? Ryzykować życiem nie tylko swoim, żeby zawieźć babcię do kościoła? Zachowania drugiego kierowcy oczywiście nie pochwalam. Nie zbawiłoby go, gdyby się zatrzymał i pomógł.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 stycznia 2013 o 12:08

avatar Marr
2 6

yhym... a później na piekielnych pojawią się historie jak to znajoma/sąsiadka wykorzystuje innych bo sama "się boi" jeździć samochodem. I czas przez nią tracą i jaka to ona piekielna. A babci zazwyczaj nie przetłumaczysz. Powiesz że jest zbyt niebezpiecznie na samochód to pójdzie na piechotę. Pozwoliłbyś żeby w zimę babcia 2 kilometry szła do kościoła bo Ty jej nie podwiozłeś? Zaciskasz zęby i wsiadasz w samochód...

Odpowiedz
avatar Ascara
-2 4

Mama moja jeździ wolno, ale bezpiecznie. NIGDY nie miała stłuczki, nigdy w nikogo nie uderzyła na parkingu itp. itd. Nie rozumiem więc, dlaczego ma się zamknąć w 4 ścianach.

Odpowiedz
avatar Ascara
-1 1

Zdaję sobie z tego sprawę, bo z kolei mój tata potrafi przejechać całe miasto z co najmniej 100 na liczniku, a niezabudowany ze 180. Widzi przy tym o wiele więcej zagrożeń, niż mama, zawsze ma zapas czasu na ewentualny manewr, ba, on popełnia głupoty, gdy (np. przez warunki pogodowe) jest zmuszony jechać wolniej. Ale takich ludzi jak on i Ty jest niewiele. Ja na przykład (może dlatego, że mam prawo jazdy od niedawna) wolę nie przesadzać z prędkością, bo wiem, że wszystkiego wówczas nie zobaczę, na wszystko się nie przygotuję. Swoje prawo jazdy - prawdopodobnie - zdałam już na początku egzaminu za popisowe uniknięcie zderzenia z piratem, który najpierw mi wyjechał, a później postanowił, że jednak stanie. Metr przed moją maską. I ciekawe, czy ominęłabym gamonia mając na liczniku 100, a nie 50 km/h, że o hamowaniu nie wspomnę, bo i nawet przy tej prędkości byłoby bez szans.

Odpowiedz
avatar skrzat
-3 7

Zaciskasz zęby i jedziesz z duszą na ramieniu, bo ktoś ci "każe"? A w razie nieszczęścia tłumaczysz się, że "przecież nie chciałem jechać, mówiłem, że się boję, ale mi kazali"? Prawo jazdy jest przywilejem, jak już ktoś tu napisał. Nie obowiązkiem. To nie wstyd przyznać się, że się nie umie, nie lubi jeździć. Lepiej zaoszczędzić sobie i innym niepotrzebnych nerwów. Zresztą myślę, że autorka tej historii chciała zwrócić naszą uwagę na znieczulicę na drodze, a nie wdawać się w dyskusje na temat tego, czy jej mama powinna czy nie wsiadać za kierownicę.

Odpowiedz
avatar Marr
1 3

Ale gdzie ja coś mówiłem o kazaniu? Ja się tylko spytałem, czy puścisz babcię w zimę na piechotę 2 kilometry do kościoła, bo nie przetłumaczysz jej że lepiej zostać w domu? Przecież jak powiesz babci, że się boisz i że nie zawieziesz jej to na 100% usłyszysz: "Nie ma problemu córciu, ja sobie pójdę na piechotkę". A może jednak mimo to wsiądziesz w samochód? Zgodzę się, że odeszliśmy od celu opowieści, ale myślę że po to są komentarze, żeby prowadzić dyskusję merytoryczną, nawet jeśli odbiega ona od tematu :)

Odpowiedz
avatar skrzat
-4 4

Dlatego napisałam "każe" w cudzysłowie. :) Babcia może tak przekonywać, że się zgodzisz wbrew sobie. Jednak nie wierzę, że nie można jej przekonać. Ewnetualnie ksiądz może przyjść do niej. Moi dziadkowie chodzili co niedziela do kościoła, choć mieli 3 km. Gdy zaczęło być to dla nich uciążliwe, a nikt z rodziny nie mógł przyjechać, żeby ich zawieźć, dzwonili do księdza z prośbą, żeby ich odwiedził z komunią. Zawsze jest sposób na babcię, i taką upierdliwą i taką, co to zawsze wszystko sama może. Łatwiej teoretyzować, gdy się nie zaznało tego w życiu. Mogę tylko gadać :)

Odpowiedz
avatar Ascara
1 1

Powtórzę - mama moja jeździ wolno, ale bezpiecznie. NIGDY nie miała stłuczki, nigdy w nikogo nie uderzyła na parkingu itp. itd. Nie rozumiem więc, dlaczego ma się zamknąć w 4 ścianach. A co do przybycia księdza... Nie sądzicie, że to by było upokorzenie dla osoby starszej, ale stosunkowo zdrowej? Nie chodzić na msze, nie widzieć ludzi, wzywać księdza z komunią?

Odpowiedz
avatar katem
3 5

Nie czepiajcie się dziewczyny i jej matki - przecież pisze wyraźnie, że matka jeździ powoli, ale stara się nie blokować drogi, a poza tym pewnie nie mieszkaliście na zadupiu i nie wiecie jak to wygląda - przypomnę, że zdrowy człowiek idzie w dobrych warunkach z prędkością ok. 6km/h, a w trudnych pewnie połowę tego 3km na godzinę. Teraz na wsiach posiadanie pojazdu zrobiło się koniecznością, a nie jest luksusem. A swoją drogą - takich piratów i morderców mamy więcej - wczoraj TIR mnie zepchnął z drogi wyprzedzając na trzeciego - musiałam wjechać na zaśnieżone pobocze ryzykując wpadnięcie w poślizg. Na szczęście - dobry i ciężki samochód mało skory do poślizgu, dobra droga z utwardzonym poboczem, i jednak brak lodu pod tym śniegiem. Żyję więc, bo w zderzeniu z tirem raczej nie przeżyłabym.

Odpowiedz
Udostępnij