Zdarza się, że od samego rana w Wigilię, dom mój zapełnia się sąsiadami bliższymi i dalszymi. Powód oczywisty i co roku ten sam: żony, a właściwie ich tradycyjne „wynoś się i nie przeszkadzaj mi tu, jak nie umiesz pomóc”. No to mężowie skwapliwie i jakże chętnie, od wczesnych godzin rannych pukają do moich drzwi w celu przezimowania do pierwszej gwiazdki.
Zimowanie polega na popijaniu kawy lub herbaty przy kominku i opowiadaniu historyjek nadających się na piekielnych. Takoż i w tym roku, już wczesnym przedpołudniem kilku sąsiadów szukało u mnie schronienia. A ja, będąc uczynnym członkiem naszej małej społeczności, schronienia udzieliłem. Po pewnym czasie rozmowa zeszła na jakieś tematy samochodowe, toteż przenieśliśmy się wszyscy do garażu, coby sobie unaocznić temat, na przykładzie mojego auta.
Jak to w takim gronie i przy takiej okazji bywa – jeden z sąsiadów zauważył, że coś nie tak z moją bramą – podniósł ją i zaczął majstrować. Drugi sąsiad zauważył, że dość nieudolnie przykleiłem sobie osłonę na ścianę garażu. Zaczął domagać się kleju i uparł się, że to zaraz poprawi. Wywiązała się ogólna krzątanina - nic co mogłoby urągać randze święta, ale ktoś z zewnątrz pewnie mógłby pomyśleć, że praca wre na całego.
I jak na złość, ktoś z zewnątrz się trafił. Dwóch sąsiadów akurat stało na zewnątrz, na „dymku”, więc to w ich kierunku poszła pierwsza salwa w stylu „bo to się nie godzi pracować – zwłaszcza tak ciężko, bo to czas spokoju ma być a nie pracy, bo to grzech prawie śmiertelny...” Ekskomuniki tylko brakowało, choć było już blisko.
Wyjrzałem na zewnątrz. Z okna samochodu, grzmiała tak jedna z dalszych sąsiadek – emerytka pani Maria. Nie przejęliśmy się specjalnie, bo przyzwyczailiśmy się do jej wybuchów i prób naprawy świata przy użyciu donośnego głosu, dlatego – delikatnie mówiąc – zawsze staramy się uprzejmie ją ignorować. Poza tym ma ona bardzo miłego męża, który właśnie siedział na miejscu kierowcy i starał się ją powstrzymywać.
Zważywszy na to co powyżej, życzyliśmy im tylko gromko „wesołych świąt”. Ta, zobaczywszy, że nic nie wskóra odpuściła i kazała mężowi, ostrym tonem, jechać.
Pojechali ale zaraz na końcu ulicy się zatrzymali. Pod bramą Karola - sąsiada, który prowadzi mały warsztacik samochodowy. Usłyszeliśmy że dzwonią... Pech jednak chciał, że sąsiad ten stał był obok mnie i właśnie zaczynał sączyć drugą herbatę. Gdy dobiegł do nas charakterystyczny dźwięk dzwonka, skurczył się tylko z lekka i stwierdził coś w stylu „ojojoj...” Znając jego żonę, która bardzo nie lubi jak jej się w kuchni przeszkadza, musiałem mu przyznać rację. Historia milczy na temat, niewątpliwie ekspresyjnej, konwersacji jaka się odbyła a my, nie zdziwiliśmy się kiedy goście szybko wrócili do nas.
Zatrzymali się, z auta wygramoliła się nasza bohaterka i zażądała wydania Karola.
- Bo, panie Karolu, potrzebujemy szybkiego przeglądu, do syna jedziemy, a to daleko. Pan zrobi szybko.
Mówiąc szczerze - osłupiałem. Karol jednak grzecznie odpowiedział.
- Ale pani Mario, ja dziś nie pracuję.
- Panie Karolu, bo my bardzo potrzebujemy, jak my pojedziemy 60 km (!!!) bez sprawdzenia auta.
- No ale sama pani przed chwilą nas nawracała, że dziś nie wolno pracować, choć my tylko z kolegami rozmawiamy.
- Ale...
Dotarło. Poczerwieniała.
Mąż pani Marii dotychczas milczący skomentował tylko.
- To teraz masz nowe słowo do tych swoich krzyżówek: hipokryzja.
Życzył nam wesołych, zapakował milczącą już żonę do samochodu i pojechali. Stwierdziliśmy że poczekamy i zobaczymy czy święta naprawdę odmieniają ludzi. Może i tak – do dziś podobno nikogo nie skrytykowała.
...
Komentarz męża po prostu fenomenalny :)
OdpowiedzNie daję słabe, nie wierzę
OdpowiedzA powodem niewiary jest..?
OdpowiedzTak to już jest. Ludzie chcą mieć wolne święta, weekendy itp., a jednocześnie chcą mieć możliwość załatwienia wszystkiego w świeta, weekendy itp.. A, że to oznacza, że ktoś musi wtedy pracować to już nie ich problem. Święte oburzenie pojawia się dopiero, gdy tego samego od nich żądają.
OdpowiedzDo hipokryzji p.Marii dodac należy również ignorancję.Wigilia to nie święto....
OdpowiedzNawet w święta nie ma zakazu pracy. Jakby sąsiadka słuchała Radia Maryja, to by wiedziała ;-) Można wykonywać rzeczy, które są konieczne do wykonania i w taki sposób, a nie zakłócać świętowania innym osobom. Pani Maria może i do kościoła chodzi, ale nic z niego nie wynosi.
OdpowiedzAutor nie doczytał - Wigilia to nie święto, to normalny dzień pracy.
OdpowiedzRozumiem, że panom pracować się w święto nie godzi, ale żony zasuwać przy kuchni to już mogą? Ach, zapomniałam, to nie praca, to relaks... Żeby nie było - do panów nic nie mam, po prostu zgłębiam meandry rozumowania pani świątobliwej.
OdpowiedzBo kobieta po to jest, żeby gotowała! (Nie linczować, ironia!)
OdpowiedzKto mieczem wojuje od miecza ginie.
OdpowiedzŚwietnie napisane i oczywiście zabawne. Leci mocne.
OdpowiedzBardzo ładnie jest napisana ta historia. Przecinki, styl, itp. sprawiają, że świetnie się czytało.
OdpowiedzBez urazy, ale dawno nie czytałem na tym portalu tak nudnej historii...
OdpowiedzBylo juz na glownej i admini przerzucili do przodu troche stron, czy przypadkiem zawedrowalem kiedys na poczekalnie i tam czytalem?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2013 o 8:21
Trafiłam na tą historię przez losowanie, więc pewnie mało kto przeczyta ten komentarz, ale zauważyłam w niej błąd popełniany przez zdecydowaną większość kobiet, mianowicie nie dopuszczenie mężczyzn do pomocy w domu bo "on nie umie", "ja zrobię lepiej/szybciej/dokładniej", a potem płacz, że "on nic w domu nie robi!". A naprawdę wiele panów chce pomóc i nie lubią patrzeć jak ukochana się męczy, tylko trzeba ich nauczyć, bo kiedyś ich mamusie miały podobne podejście ;)
Odpowiedz@theBeetle: Osobiście nie znoszę, jak mi się ktoś pod nogami kręci w kuchni i jeszcze chce do mnie rozmawiać, ściszyć muzykę itd. Wolę sama gotować/piec.
Odpowiedz