Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Rzecz o mojej byłej współlokatorce. Była to osoba, hm...., zajmująca dużo miejsca.…

Rzecz o mojej byłej współlokatorce.

Była to osoba, hm...., zajmująca dużo miejsca. W pokoju stały dwa biurka i stół, a ona zajmowała dwa meble z trzech, bywało, że u mnie w szafie znajdowałam jej rzeczy, bo "u niej się nie mieściły". Co więcej praktycznie jej w akademiku nie było (nocowała u swojego faceta - ważne).

Jęczenie o zwierzaka zaczęła dosyć niewinnie: że chciałaby mieć chomika, czy tam innego gryzonia. Kategorycznie się nie zgadzałam, aż pewnego razu pół-żartem, pół-serio powiedziałam jej, że jak odda mi połowę należnego mi stołu, to może sobie sprowadzić te gryzonie. I to był mój błąd. Pokłóciłyśmy się strasznie, dostało mi się, że jestem nieczuła, że nie pomagam potrzebującym (?), ale chwilowo po tym nastała cisza. Pozornie. Sąsiedzi zza ściany pozbywali się biurka, które to ostatecznie wylądowało u nas. Następnego dnia, gdy wróciłam z zajęć na stole stał mały pojemnik z parką myszy. Nie powiem, wkurzyłam się strasznie, ale B. obiecała, że będzie codziennie im kuwetę zmieniać, żeby nie śmierdziało.

Pamiętacie, że na początku wspominałam, że często nocowała u swojego faceta? To możecie się teraz domyślać, że obietnicy nie spełniła. Bywało, że nie było jej tydzień - dwa, myszy piszczały z głodu (w końcu mimo mojego wstrętu zaczęłam je dokarmiać - szkoda zwierząt), śmierdziało nieziemsko. Okazało się również, że parka to samiec i samica, a nie dwie samice jak B. na początku zapewniała. Zaczęły się więc rozmnażać - po dwóch miesiącach było już ich w sumie ponad dwadzieścia. Zarówno ja, jak i koledzy z segmentu byliśmy bardzo niezadowoleni - w momencie gdy cała nasz trójka dorwała B. pół korytarza zleciało się sprawdzić, co się dzieje.

Smród pochodził nie tylko od odchodów myszy, ale też, jak się okazało, gdy w końcu łaskawie sprzątnęła, od ciałek noworodków, które podobno zagryzła matka.

Osądźcie sami, czy była piekielna. Moim zdaniem była to skrajna nieodpowiedzialność, tym bardziej, że wiedziała o moim wstręcie do jakichkolwiek gryzoni.

współlokatorzy

by wredne_babsko
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
6 18

Jeżeli z dwóch myszy po dwóch miesiącach było dwadzieścia, to łatwo policzyć że po kilku latach całe mieszkanie wypełniłoby się myszami i zajęłyby całą waszą przestrzeń życiowa. Mylą się więc ludzie twierdzący że zjedzenie Popiela przez myszy to była tylko legenda. Spokojnie gryzonie mogłyby zapełnić całą wieżę i pochłonąć ciało Popiela i jego żony, jeżeliby tylko przyrastały w postępie geometrycznym.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2012 o 21:39

avatar archeoziele
18 18

Historycy legendarne myszy łączą raczej z jakimś buntem chłopskim. Zwłaszcza że motyw plagi myszy czy szczurów jest dość popularny w średniowieczu. Wystarczy wspomnieć legendę o fleciście z Hameln.

Odpowiedz
avatar 7medeis
37 39

A słyszałaś o mieszkańcach akademika, którzy w 101% przestrzegają regulaminu?

Odpowiedz
avatar archeoziele
18 20

Na Uniwersytecie Łódzkim nie robią problemów. Znajomi trzymali szczury, a pod koniec studiów przygarnęli kota. Kierownik o wszystkim wiedział. Ktoś tam nawet podobno psa trzymał. Prosta zasada- trzymaj co chcesz, dopóki wszyscy lokatorzy się zgadzają.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 6

No właśnie nigdy się nie spotkałam z tym,żeby ktoś w akademie trzymał jakiekolwiek zwierzę, ale będę o tyle mądrzejsza na przyszłość ;)

Odpowiedz
avatar Mikaz
5 7

Też słyszałam o kocie, rybki to prawie na każdym piętrze i jeden znajomy trzymał ptasznika.

Odpowiedz
avatar nisza
14 16

Moja mama psa miala w akademiku donrych 30lat temu. Oficjalnie nie wolno bylo, ale portierzy przymykali oko. Raz jedna pani powiedziala "dziewczyno, jak ja tego psa zobacze jeszcze raz, to bede musiala zglosic i zostanesz ukarana. pamietaj, wyprowadzaj do tylnymi drzwiami".

Odpowiedz
avatar AceLevy
3 5

W Katowicach w akademiku można trzymać wszystko. Nawet psa. Trzeba tylko mieć badania i książeczkę.

Odpowiedz
avatar Kanna
12 14

A mi się dziwią, że w akademiku z dzieckiem mieszkam.. I też niektórzy pytają czy można..

Odpowiedz
avatar Reszka
8 10

Trzymałam szczury i chłopaka, wbrew zasadom. Można, tylko trzeba umieć się dogadać ze współlokatorami, ale u mnie było łatwo, pokój jednoosobowy i 6 osób w budynku, nie wiem, czy przeszłoby w akademiku z 30 osobami na piętrze.

Odpowiedz
avatar adzata
1 3

W akademiku UŚ w Cieszynie nie ma problemu ze zwierzętami. Jeżeli współlokatorzy zgadzają się na to, kierownik nie robi problemu ;-)

Odpowiedz
avatar Felixis
1 1

w gliwicach koledzy mieli ptaszniki i szczury, a nawet ktoś tam miał królika :P

Odpowiedz
avatar matias_lok
3 3

co za bzdura. W moim akademiku jeśli tylko miało się książeczkę to ludzie mieli zwierzęta i to często. koty, króliki, psy, węże, pająki, ryby debilni współlokatorzy :D

Odpowiedz
avatar TomX
23 25

Piekielny to był koleś w moim akademiku. Też mu się myszki rozmnożyły. Wziął te 12 młodych po prostu wypuścił luzem po akademiku taboret jeden...

Odpowiedz
avatar RudaMaupa
8 10

U mnie zaraz ktoś by chciał przygarnąć, ostatecznie węże i inne takie też muszą jeść. Na przyszłość możesz podpowiedzieć.

Odpowiedz
avatar Lypa
22 26

Historia na plus. Swoją drogą, myślałem z początku, że "zajmowała dużo miejsca" to kolejny eufemizm na "była gruba". :P

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
9 9

Też znałam taką miłośniczkę gryzoni, była to młodsza siostra mojej koleżanki. Dostała w końcu od rodziców dwa szczury z przykazaniem, że ona ma się nimi zajmować, jak wszystko będzie dobrze, to jej sprawią jakiegoś "konkretniejszego" zwierzaka. Ale nie sprawili, bo dziewczę z powodu smrodu (klatki nie sprzątała) wyniosła szczury do mało uczęszczanego garażu. Po pewnym czasie moja koleżanka zainteresowała się nimi, bo jakoś nie widziała, by siostra często garaż odwiedzała. Zastała 1,5 szczura. W sensie jeden zagryzł drugiego z głodu i go do połowy zjadł.

Odpowiedz
avatar Naa
4 16

No żesz! To rodzinka bardzo sprawdzała, jak ona się tymi szczurami zajmuje! Ci rodzice powinni dostać wyroki sądowe za znęcanie się nad zwierzętami, i dożywotni zakaz posiadania czegokolwiek poza karaluchami.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
11 11

Karaluchy też by pewnie zagłodzili...

Odpowiedz
avatar InuKimi
3 5

Gówniara powinna ponieść konsekwencje. Rodzice też, ale przede wszystkim gówniara.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
11 11

Współczuję bardzo, bo mimo mojej ogromnej miłości do gryzoni muszę przyznać, że myszy śmierdzą po prostu koszmarnie. O myszach, którym nikt nie sprząta w ogóle wolę nie myśleć...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 17 grudnia 2012 o 1:14

avatar kaede
2 2

Niestety, maja ten swoj specyficzny zapach nawet jak sie im czesto sprzata. :/

Odpowiedz
avatar OddajMiSwojMozg
11 13

Współczuję, sama miałam kiedyś taką sytuację :/ Mieszkałam ze znajomą, która uprosiła mnie i kupiła sobie szczurki - dwie samice i samca (a potem, oczywiście, to wszystko się zaczęło mnożyć w tempie strasznym...) Po czym w mieszkaniu, w którym internetu nie było (czekałyśmy na montera) zaczęło się jej nudzić i uciekała do znajomych. I siedziała u nich czasem i parę dni, czasem tydzień. I szczury spadły na mnie, a ja gryzonie darzę tylko ciepłymi uczuciami jak mają być jedzeniem dla mojego węża, więc moje relacje z nimi nie są najlepsze >.>" Telefony, kłótnie, awantury, nic nie pomogło. Wreszcie wróciłyśmy do swoich domów (szczury trafiły do mnie, a jakże, szanownej właścicielce nawet się po nie przyjechać nie chciało) i wbiłam na forum dla miłośników szczurów z tekstem: "Moi drodzy, spadło mi na głowę 14 szczurów do utrzymania. Jak ktoś mi ich nie zabierze w ciągu tygodnia, to będę je kolejno oddawać wężowi. Wąż rośnie i potrzebuje dużo jeść. Z pewnością będzie zachwycony." Forumowicze byli bardzo mili, szczury zniknęły ode mnie już dwa dni później. Polecam tę metodę na ewentualną przyszłość - jak właścicielki nie ma, zagrozić raz, drugi, trzeci, po czym po prostu pod nieobecność oddać w cholerę.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
11 11

A szczurowicze nie zwyzywali Cię od morderców? Swego czasu dość uważnie obserwowałam wielką wojnę pomiędzy miłośnikami gadów "kochamy węże, a one sałaty i marchewki nie jedzą", a miłośnikami gryzoni "kochamy szczurki, myszki świnki etc. jak możecie oddawać te cudowne puchate kulki paskudnym wężom na pożarcie?!" Wymiana zdań była dość... ostra.

Odpowiedz
avatar elda24
13 13

nic dziwnego w tym, ze matka zagryzla młode bo pewnie nie była w stanie ich wykarmić, ewentualnie samiec to robił żeby moc szybciej sobie pokopulowac. Piekielna koleżanka ze nie rozdzielila ich po pierwszym miocie, chociaż jak się czyta to i tak dziewczę lekko szurniete.

Odpowiedz
avatar matias_lok
-2 4

Ja miałam współlokatorkę z kotem. Uwielbiam koty. mam dwa teraz gdy mieszkam sama. Są cudownymi stowrzeniami. Ale ta moja współlokatorka nie dbała o niego w ogóle. Kot nie miał książeczki, o sterylizacji nie wspomnę. Często chodził głodny, bo laska na końcu przypominała sobie o swoim pupilu. Zdarzało się, że kot gdzieś nabrudził, bo kuweta była niewyprzątnięta - a wiadomo, że kotem zajebiście jebie, jeśli się nie wysprząta na bieżąco. Żal mi było tego stworzenia bo to bardzo ufne, towarzyskie i inteligentne zwierzaki. Kot z głodu właził często do garnków, gdy ktoś coś gotował. Zaczęłam kupować mu jedzenie, ze zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości. To był błąd, bo laska potem uważała to za mój obowiązek. Oczywiście przed znajomymi szczyciła się, jak to dba o tego kota. Czasem jej nie było na wiele dni i oczywiście zero karmy dla zwierzaka, czy żwirku na ten czas. Skończyła się nasza przyjaźń i znajomość. Nie wiem, co teraz z tym kociakiem. Niektórzy ludzie nie powinni mieć zwierząt w ogóle.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2012 o 2:16

avatar karrola
-1 5

Trzeba było zabrać kociaka. Skoro ona nie miała książeczki i innych papierów to wystarczyło, żebyś Ty się z nim do weterynarza wybrała, zaszczepiła i podała się za właścicielkę. Nie mogłaby Cię oskarżyć o kradzież (brak dowodów, że kot był jej), a Ty byś kotu możliwe, że życie uratowała, bo wątpię, żeby długo przeżył z koleżanką.

Odpowiedz
avatar InuKimi
2 4

"Cudownymi" jak już. "Zdarzało". "Bieżąco". Błagam, słowniki ortograficzne czy interpunkcji nie gryzą.

Odpowiedz
avatar matias_lok
1 1

Nie miałam wtedy możliwości finansowych, żeby przygarnąć kota to raz, swojego mieszkania, to dwa. Z tego co wiem, to chyba nadal mieszka z ludźmi na kupie, więc inni sublokatorzy jej kota dokarmiają, o ile nie wydoroślała. Błędy ortograficzne już poprawiam, wstyd mi za siebie :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2012 o 2:16

avatar karrola
1 1

Chyba, że tak, jakoś zrozumiałam, że skoro teraz masz dwa kociaki, to ta możliwość była, ale w sumie nie ma określone ile czasu minęło między mieszkaniem ze współlokatorką a samej, więc sobie dopowiedziałam, że zwiałaś od niej na swoje ;)

Odpowiedz
avatar kaede
2 2

W momencie gdy porzuciła te myszy i znikneła u chłopaka, po prostu bym je komuś oddała a wspollokatorce powiedziala ze zdechły...

Odpowiedz
avatar matias_lok
-1 3

posypią się minusy, ale ja bym kupiła pytona - darmowe żarcie z tego rozrodu. ]:->

Odpowiedz
Udostępnij