Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Aby kontynuować swój kierunek studiów na drugim stopniu, musiałem się przenieść do…

Aby kontynuować swój kierunek studiów na drugim stopniu, musiałem się przenieść do Poznania. Pracy nie znalazłem żadnej przez pierwsze miesiące, dlatego starałem się utrzymywać z korepetycji - doświadczenie mam, uczyłem trochę, stawka w tym mieście nie jest najgorsza. W większości przypadków było w porządku (drobne zgrzyty typu brak pracy domowej u dorosłej - starszej ode mnie - klientki, czy drobne zaległości z płaceniem), ale jedną rodzinę wspominam, cóż... źle.

Zadzwoniła do mnie pewnego popołudnia kobieta o przyjemnym głosie. Poszukiwała kogoś, kto jej jedenastoletniego syna będzie uczył angielskiego, bo Młody na angielski ze szkoły jest za mądry. Zgodziłem się spróbować, uprzedzając, że bezpłatnie dojeżdżam tylko w konkretnym rejonie, ale spokojnie, proszę się nie martwić, mieszkamy tuż przy pewnym dużym rondzie. Umówiliśmy się na lekcję próbną, dostałem krótko po rozmowie adres, jest fajnie. Kobieta jeszcze pytała, czy mogę odrobinę zejść z ceny, bo u nich się nie przelewa, a bardzo jej zależy na lekcjach dla jej syna, na co przystałem.

Kiedy przyszło mi jechać, sprawdziłem w Internecie ten adres. Pierwszy zgrzyt - mieszkanie było bynajmniej nie blisko tego ronda, a jakieś 10-15 minut jazdy autobusem od niego.

Dotarłem, krótko błądząc, pod wskazany adres. Otworzyła mi kobieta atrakcyjna, ale przypominająca bardzo stereotypową blondynkę - platynowe włosy, solarium, mnóstwo puchu i różu. Jednak kobieta wydaje się sympatyczna. Mieszkanie było małe, dwupokojowe, ale urządzone tak, że mucha nie siada: wielki telewizor plazmowy (spokojnie ponad 40 cali), komputer, drogo wyglądające meble, jakaś konsola do gier. Trochę, jakby ktoś próbował żyć ponad stan, tak na mój gust, biorąc pod uwagę prośby o zniżkę w wysokości 5zł.

W końcu poznaję Młodego - cudowny chłopak, grzeczny, ułożony, zdolny, jak się później okazało. Blondi się uparła, by siedzieć przy nas i obserwować. No dobra, myślę sobie, pierwsza lekcja, chce zobaczyć. Zatem zacząłem - sprawdzanie wiedzy Młodego zajęło mi nieco ponad pół godziny, potem próbowałem z nim w miarę luźno porozmawiać po angielsku - chłopak czysty talent.

Wychodząc wspomniałem, że dojazd jest jednak dużo dalszy, niż się umawialiśmy, więc muszę podnieść ciut stawkę - była to kwota rzędu równowartości dojazdu, więc nie przekroczyła bodaj 5 złotych. Oporów, choć się ich spodziewałem, nie było żadnych; Blondi poprosiła tylko, bym następnym razem przygotował coś ciekawego, co by Młody się jeszcze bardziej zaangażował.

Chłopak przyznał mi się, że uwielbia motoryzację - przygotowałem niesamowitą (zwłaszcza dla jedenastolatka) prezentację różnego rodzaju pojazdów, ich opisów, związanych z tym słówek... Druga lekcja się zaczyna, a Blondi nadal z nami siedzi. Ale żeby tylko siedziała - co chwilę próbowała mnie poprawiać, pytała, czy na pewno ja to dobrze tłumaczę, bo ona ze szkoły inaczej pamięta (nie była wiele starsza ode mnie). Irytowało mnie to, bo jej angielski był o wiele słabszy od poziomu jej syna, ale cierpliwie milczałem. Tak samo przy trzeciej i czwartej lekcji. Oczywiście, co chwilę musiałem przygotowywać coś "co by Młody się nie nudził".

Przed piątymi zajęciami spędziłem naprawdę dużo czasu nad "czymś ciekawym". Dojeżdżam na miejsce. Wchodzę do mieszkania i widzę, że Młodego nie ma. Pytam. Dostaję odpowiedź, że muszą zrezygnować z moich usług. Dlaczego? Bo mój angielski jest za słaby, ona sama wychwyciła u mnie mnóstwo błędów*, a Młody się ze mną nudzi. Cóż, nie wyglądało na to w trakcie zajęć, ale co się będę kłócił.

Poprosiłem tylko o zwrot pieniędzy za ten dojazd - wszak Blondi mogła do mnie zadzwonić bez fatygowania mnie tutaj. To było chyba jednak za dużo.

Dostało mi się, żem zdzierca, bo TAKIE PIENIĄDZE biorę za lekcję, opie***lam się na zajęciach i w ogóle nieuk jestem i niedojda. Pozwoliłem sobie z Blondi się nie zgodzić, ale ciężko było ją przekrzyczeć. Uznałem, że lepiej uciekać, póki nie biją (te tipsy wyglądały groźnie) i tylko w głowie kołatało mi się pytanie, od kiedy to dwadzieścia złotych za godzinę (plus dojazd) to TAKIE PIENIĄDZE.


* żeby nie było, na czym jak na czym, ale na angielskim się znam i mogę zapewnić, że to, co Blondi uznawała za błędy, błędami nie było.

korepetycje

by Kampo
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Naa
35 37

...Zwłaszcza, jak się za tę sumę uczy dwoje uczniów na raz ;]

Odpowiedz
avatar Jasiek5
23 23

20 zł/godz + dojazd ... toż to była praca za pół darmo. W tak dużym mieście nie wypada brać mniej niż 2 razy tyle. Stawkę za korepetycje ustala się wg. stawek uczelnianych, np. asystent za 1 godz. ćwiczeń ma 2 razy tyle/godz.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2012 o 20:20

avatar Kampo
15 15

Wypada, nie wypada - to kwestie sporne. Kiedy się ogłaszałem za 30, nie miałem prawie wcale odzewu. Za 25 już jakiś był. I z tego, co słyszę od znajomych z uczelni, oni sytuację mają podobną. Po prostu narobiło się tych studentów, więc jest w czym przebierać. ;)

Odpowiedz
avatar kamilus
1 3

Z angielskiego akurat stawki są niskie. Dla przykładu z programowania korki onegdaj prowadziłem w małym mieście - 50zł za godzinę, a gdy uczeń ma już tyle zapłacić to się przykłada. I nie ma wtedy problemu abym zrobił czas dodatkowy gratis i przerobił zakładany materiał. Małe/duże miasto w dzisiejszych czasach nie ma już znaczenia.

Odpowiedz
avatar CzlowiekSgurfiel
5 7

25 to minimalne minimum, a w dużym mieście takim jak Poznać to nawet 30

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 16

Szkoda że nie mieszkam w Poznaniu, też bym pouczył się angielskiego w obecności syna za tą stawkę :)

Odpowiedz
avatar slawcio99
18 18

Jeżeli ona znalazła u ciebie błędy to ja się zastanawiam, czemu sama go nie uczy ??? W sumie jak taki dzieciak trochę podrośnie to niech jedzie na jakąś wymianę międzynarodową.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2012 o 20:38

avatar Kampo
12 12

Chłopak zdecydowanie by skorzystał na takiej wymianie, tego jestem pewny! :) A co do błędów - może źle to ująłem, bo cholera, akurat z angielskiego jestem dobry. Ona po prostu, kiedy było wspomniane coś, czego nie rozumiała, traktowała to jako "źle!".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 grudnia 2012 o 0:55

avatar MojaMalaAmi
15 15

Kampo> i tower you. :D

Odpowiedz
avatar Kampo
5 5

MojaMalaAmi - I will animal to you, że mnie to cieszy. ;)

Odpowiedz
avatar MojaMalaAmi
4 4

Kampo> no to sie dogadalismy :D

Odpowiedz
avatar misiek80
3 5

ja w 2000-2002 brałem 30zł za 45 minut matmy/fizy!

Odpowiedz
avatar SaszaRozbieraCiagnik
14 14

Nie byłeś po prostu wystarczająco hypnotajzing, jak ludzie ludzie z niu jorku :P... ot co ;)

Odpowiedz
avatar slawcio99
2 2

albo emejzing

Odpowiedz
avatar shpack
3 5

sfrajerowales sie, trzeba bylo na pierwszej lekcji powiedziec, ze ja tez skasujesz, poniewaz uczestniczy w lekcji

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
6 6

Miałam podobną sytuację: matka ucznia chciała koniecznie być przy tym jak uczę jej syna. Było w porządku, gdy usiadła w kąciku i czytała gazetę. Było nie w porządku, kiedy (skończywszy z gazetką) przysłuchiwała się nam i śmiała się z każdej pomyłki syna.

Odpowiedz
avatar bobylon89
5 5

A pamiętasz jakie to niby błędy wychwyciła?

Odpowiedz
avatar Kampo
8 8

Szczerze mówiąc, po tym czasie to już nie bardzo - ale było to coś w stylu "ale 'well' nie znaczy 'studnia', tylko 'cóż'!" albo "przecież Present Continuous to czas teraźniejszy, więc jak 'going to' ma się odnosić do przyszłości!".

Odpowiedz
avatar Szczurek
-2 4

Według mnie ta Blondi to jakaś poj***na s**a.Ja też mam korepetycje z angielskiego i bierze 30 zł więc nie wiem o co jej chodziło.

Odpowiedz
Udostępnij