A propos historii Rickey.
Lubię od czasu do czasu wybrać się do teatru, ale chyba jeszcze nigdy nie dane mi było w spokoju obejrzeć całego spektaklu. Pozwólcie, że przytoczę parę sytuacji z widowni.
1. Głośne komentowanie aktorów. Naprawdę podziwiam człowieka, który jest w stanie grać słysząc grupkę nastolatek obrabiającą pod sceną tyłek. "Ta i ta aktorka wygląda w tej roli tragicznie, a ten gra jak kłoda, o, a ten z kolei łysieje!", itd, itd.
2. Głośne rozmowy w ogóle. W mojej prywatnej czołówce jest pełen zgrozy okrzyk "Jezu, przegapię odcinek mojego serialu!" (jeśli dobrze pamiętam M jak miłość) jakiejś pani na widowni, oczywiście w kulminacyjnym punkcie przedstawienia.
3. Jeszcze z czasów gimnazjum. Gdy tylko gasło światło, rząd, w którym siedziała moja klasa zamieniał się w stołówkę. Pół biedy gdy ktoś miał jakieś jabłka, ale większość jadła czipsy, orzeszki, ciastka - słowem rzeczy maksymalnie chrupiące, z maksymalnie szeleszczącymi opakowaniami. No i oczywiście "Ej, dajcie czipsa!", "Kto chce żelki?", "Ma ktoś coś do picia?" krzyczane do kolegów.
4. Zdarzało się i rzucanie do siebie paczek czipsów, szczególnie gdy w teatrze było kilka klas i zajmowaliśmy więcej niż jeden rząd.
5. Ja wiem, że czasy się zmieniają i nie wymagam od nikogo, żeby szedł do teatru we fraku, ale chyba od tego jest szatnia żeby zostawić w niej puchatą zimową czapkę, która dokładnie zasłania scenę osobie z tyłu.
6. Przy okazji, nie uważacie, że przyjście na spektakl w dresie to jednak drobna przesada?
7. Skoro ktoś już idzie do teatru, mógłby chyba okazać trochę dobrej woli i się na tą okazję umyć? Dzięki pewnemu panu siedzącemu przed nami moja mama nie wytrzymała i musiała się ewakuować do toalety w połowie przedstawienia. Wiem, że to powszechny problem, ale w miejscu kojarzącym się z kulturą razi podwójnie.
Może przesadzam, ale wychowano mnie w dużym szacunku dla aktorów i teatru w ogóle, więc takie sytuacje naprawdę działają mi na nerwy. Współczuję tylko aktorom i naprawdę podziwiam, że chce im się jeszcze występować przed ludźmi. Ja chyba bym nie wytrzymała.
teatr
W Teatrze Osterwy w Lublinie gra Jerzy Rogalski, aktor, którego na pewno znacie ;) W gimnazjum wybraliśmy się klasowo na jeden ze spektakli. Gdy tylko moja znajoma zobaczyła na scenie pana Rogalskiego, na cały głos wrzasnęła: OOOOOOOO BOŻE, TOSIEK!
OdpowiedzDla mnie to zawsze będzie Mundek z "Wesela".
OdpowiedzTypowe. Chociaż nie powiem, natknięcie się na Mirosława Bakę pod Wybrzeżem nie raz przyprawiło mnie o szybsze bicie serca, ale do etapu "O bogowie, Szajba!" jeszcze nie dotarłam. ;) Ostatnio spotkałam się z odwrotną sytuacją- w moim ulubionym przybytku jest kilku aktorów, którzy zajmują się też graniem w serialach (i ponoć cieszą się niezłą popularnością). Najgorszy rodzaj towarzystwa, jaki zdarzyło mi się spotkać na widowni to tychże aktorów "znajomi z telewizji"- po pół godziny nieustannego marudzenia dobiegającego z balkonu miałam ochotę towarzystwo powybijać.
OdpowiedzNawet gdybym nie szanowała aktorów, to na pewno zaczęłabym po tym jak zobaczyłam facetów biegających w 10cm szpilkach po scenie.
OdpowiedzTo trochę seksizm jest :P Powinnaś w takim razie szanować też kobiety chodzące w takich szpilkach :P
OdpowiedzE tam, faceci mają łatwiej, przy większych stopach kąt nachylenia jest mniejszy. Babki z 35 dopiero mają problem. ;) No i to są zwykle pięknie wyważone, robione na wymiar (bo rozmiaru 44 raczej nie kupisz) buciki od teatralnego szewca, więc trochę inna liga niż sklepowa masówka.
Odpowiedz@Hebi Już sie w glowach(dupach?) przewraca, doczytaj o co chodzi w seksizmie. Faceci w szpilkach nie chodzą - na potrzeby spektaklu musieli opanować to w takim stopniu jak niektore kobiety po X latach praktyki. Płeć nie ma tu nic do rzeczy - natomiast czas przyswojenia jakiejś umiejętności - jak najbardziej.
OdpowiedzJeżeli są to klasowe wyjścia, to nauczyciele powinni oceniać takie zachowania i odpowiednio ukarać, np następnym razem niektóre osoby nie mogą jechać na wycieczkę czy iść do kina/teatru.
OdpowiedzNauczyciele wstawiali po minusie z zachowania, a przy następnym wyjściu sytuacja i tak się powtarzała. Rodzic płaci, dziecko idzie, cóż zrobić :)
OdpowiedzSzczerze, ale co to za kara dla takiego elementa, że nie będzie mógł iść do teatru? Naprawdę sądzisz, że osoby które się tam tak zachowują chodzą tam ze szczerą chęcią obejrzenia spektaklu?
OdpowiedzPowiedzcie mi,bo nie rozumiem! Za co 5 osób dało minus tej historii?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2012 o 20:49
To pewnie gimbusy, które właśnie tak się zachowują w teatrze, albo w ogóle do niego nie chodzą.
Odpowiedzmoże za ten dres? Autorka mogła nie wziąć pod uwagę że to był absolutnie wyjściowo-kościółkowy dres.
OdpowiedzZa co 5 osób dało minus tej historii? Ja dałem za koloryzowanie. Zdanie "Lubię od czasu do czasu wybrać się do teatru" sugeruje, ze autorka chodzi do teatru indywidualnie, a nie w ramach wyjść szkolnych, a jego dalsza część "chyba jeszcze nigdy nie dane mi było w spokoju obejrzeć całego spektaklu" świadczy o tym, że albo chodzi do jakiegoś dziwnego teatru, albo ściemnia. Takie rzeczy się oczywiście zdarzają, ale nie na każdym, nawet nie na większości spektakli, które dane mi było oglądać z widowni różnych teatrów. No chyba, że jednak autorka "lubi" się wybrać do teatru tylko w ramach wyjścia szkolnego; wtedy jestem w stanie uwierzyć.
Odpowiedzże chcą jeszcze występować? kapitalizm, liczy się kasa. oni zarabiają. więc jeśli byś im zapłaciła odpowiednią sumę, to odegrali by nawet spektakl na kupie obornika, występując przed stadem trzody chlewnej.
OdpowiedzPewnie, że zarabiają. W wielu miejscach najniższą krajową plus (wcale nie wysoki) dodatek za zagrane spektakle (czyli w wakacje najniższą krajową, bo teatr nic nie wystawia, ale przygotowuje premiery na nast. sezon, więc i tak 8 godzin w pracy). Większość dorabia gdzie może- mniejszymi czy większymi rólkami w serialach, reklamami czy epizodami w filmach. I mimo wszystko pozostają wierni teatrowi, dlatego mają mój szacunek.
OdpowiedzEch, "za moich czasów" (jak to dziwnie brzmi w ustach 23 latka...) jak klasa szła do teatru, to był taki rygor... Niby nauczycielki nie mogły już bić po łapach i ciągać za uszy, ale samo gniewne spojrzenie wystarczyło, żeby największa klasowa bandyterka spotulniała. Ktoś coś nabroił - szkoła informowała rodzica, rodzic prał skórę. I był spokój.
OdpowiedzMam 21 lat, ale wyjścia do teatru ze szkołą kojarzą mi się raczej z sytuacjami opisanymi przez autorkę tej historii niż z Twoim komentarzem. ;-)
Odpowiedz"Za moich czasów" jak pisze TomX, gdy z klasą byłem w teatrze i znudzeni uczniowie siedzieli śnięci, aktorka przerwała przedstawienie i powiedziała, że to nie wypada iż oni recytują nam poezję a my tak siedzimy. Podziałało i nikt nie miał pretensji. Ale cóż, czasy sprzed reformy...
OdpowiedzJedzenie w teatrze jest dziwne, od dzieciństwa uczono mnie w szkołach, że w takim miejscu jak teatr się nie je, a już zwłaszcza chipsów ponieważ to brak szacunku dla aktorów. Swoją drogą skoro uczniowie nie wiedzą jak się zachować w teatrze to po co ich się tam ciągnie? Nie lepiej byłoby organizować wycieczki do kina dla takich jak ci obgadujący aktorów, a dla tych lubiących teatr możliwość wyjazdu w mniejszej grupie?
OdpowiedzCo do punktu 5 - czasy sie zmieniaja, bo ludzie na to pozwalaja. Same w sobie nie maja mozliwosci zmiany. Im mniej osob bedzie akceptowac te "zmiany" i ich przyczyny, tym wolniej bedzie sie wszystko zmieniac.
OdpowiedzCzasy się nie zmieniają-po prostu nasza kultura przesiąka "amerykańszczyzną" i to nie w pozytywnym znaczeniu. Nasz kraj bierze z zachodu tylko złe zwyczaje-szkoła od 6 roku życia, fast foody, stroje Barbie i plastiki, "poszanowanie osób mające w dup-*e czyjąś własność". PRL był tragiczny. Ale za to zjebki trzymały ręce przy sobie i nie ośmielały się robić tego co robią teraz. Pomijając oczywiście skrajne przypadki.
OdpowiedzJa nie wiem z kim Wy się zadajecie i do jakich teatrów chodzicie. Nieraz byłem w teatrze czy w operze, zarówno z klasą i bez klasy. I jakoś nikt z dzieciaków nie krzyczał, nie żarł czipsów, nie komentował. Czasem zdarzyło się komuś przysnąć, ale przecież tym chyba nikomu nie przeszkadzał? Nie wiem, może przez te parę lat odkąd skończyłem gimnazjum i liceum sporo rzeczy się zmieniło i między ludźmi chodzi bydło. Ja takich przygód nie miałem.
OdpowiedzMam dokładnie ten sam wniosek - gdzie oni chodzą wszyscy do teatrów? Byłam w teatrach w niejednym kraju na świecie i nie spotkałam się nawet z jednym przypadkiem, który mógłby nadać się na piekielnych... Czy to ja taka szczęściara, czy oni pechowcy? :)
OdpowiedzPrzyznaję, krakowska Bagatela może wysokich lotów nie jest, ale takie sytuacje zdarzały się też w Teatrze Słowackiego i Filharmonii. Może Mirame ma rację i po prostu mam pecha :p
OdpowiedzOgólnie chodzenie z podstawówką bądź gimnazjum do teatru to poroniony pomysł. Mówię z doświadczenia. Dopiero w liceum ludzie zaczynają ogarniać i zachowywać się lepiej niż trzoda przy korycie. Oczywiście nie wszyscy. Pamiętam jak kiedyś, chyba jakoś pod koniec podstawówki byłam w teatrze z kilkoma klasami. Był taki harmider, że grający główną rolę Marek Perepeczko przerwał przestawienie, dał reprymendę i potem jak gdyby nigdy nic kontynuował. Od tego momentu była cisza jak makiem zasiał. Ale było mi wstyd, że znalazłam się w tej gromadzie.
OdpowiedzTylko jeśli młodzież wcześniej nie będzie chodzić do teatru, to skąd jako licealiści mają wiedzieć, jak się zachować. Im wcześniej zaczną odwiedzać teatr, tym wcześniej wyrobią w sobie dobre nawyki, przyswoją teatralny savoir-vivre.
OdpowiedzTo chyba kwestia wychowania, jeśli rodzice wpoją dziecku szacunek do pracy innych, to niezależnie od wieku będzie wiedziało jak należy się zachować.
OdpowiedzJa właśnie z obawy przed takim zachowaniem nie chodzę już na przedstawienia, gdzie mogłabym spotkać wycieczki szkolne. Prawdziwą przyjemność sprawia mi za to wizyta w małym teatrze, gdzie jak usiądę sobie w pierwszym rzędzie to od aktorów dzieli mnie dystans 2 metrów, a po spektaklu można porozmawiać z autorem sztuki, czy właścicielem teatru.
OdpowiedzPodziwiasz aktorów,że występują na scenie, mimo braku kultury na widowni. Podziwiaj kasjerki w markecie, które użerają się z piekielnymi. Podziwiaj panie w rejestracji, które muszą toczyć walki z moherowymi. Podziwiaj nauczycieli, którzy muszą użerać się czasami z takim stadem baranów, jakiego nie powstydziłby się najlepszy baca. Być aktorem - praca jak praca. Jest wiele gorszych zawodów, wcale nie lepiej opłacanych. A aktorzy nie raczą nas "kulturą" za darmo.
OdpowiedzWidzisz, kiedyś do teatru szli sami zainteresowani, a teraz na siłę nagania się tam każde bydło, jeśli tylko jest w wieku szkolnym. Jak kiedyś w moim liceum parę osób w klasie zachowywało się w teatrze właśnie tak, jak opisałaś, wychowawczyni po przedstawieniu na godzinie wychowawczej powiedziała, że mimo fajnych osób w klasie jest też parę prostaków uniemożliwiających wyjścia do teatru, bo ich buractwo psuje czerpanie przyjemności ze sztuki, więc już nigdy tam nie pójdziemy. Jak powiedziała, tak było - wszystkie teatry, kina, muzea, inne rozrywki też nas omijały do końca roku. Gdy inni siedzieli sobie w kinie, my mieliśmy normalne lekcje. W następnej klasie wszyscy się dziwnie grzeczni zrobili na wyjściach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2012 o 16:47
Moja wychowawczyni wystawia oceny z zachowania na wyjazdach do teatru czy opery. To u nas wystarczyło.
OdpowiedzNo, ale to jest dziwne podejście - skoro ktoś nie chce iść do opery/teatru, niech nie idzie. Takie sztuczne próby zainteresowania kogoś "wyższą" kulturą są dla mnie bez sensu.
OdpowiedzNo tak, ale z drugiej strony, warto czasem zabierać do takich miejsc, chociażby żeby właśnie nauczyć do nich, i do aktorów, szacunku. :)
OdpowiedzJuż nie mówiąc o tym, że dzieci bardzo często, jeśli nie pójdą z klasą do teatru, to nie pójdą wcale, bo rodzice albo czasu nie mają, albo pieniędzy (a nierzadko na klasę przypadają jakieś darmowe wejściówki), albo ochoty, więc to jedyna szansa, by dziecku teatr pokazać.
OdpowiedzU nas niestety też była "kara boska" jechać do teatru, na operę, operetkę, cokolwiek. Ba, w kinie nawet nie było jakiegokolwiek szacunku do osoby obok. Telefony błyskały non stop, co niektórzy słuchali sobie muzyki w trakcie, bo to co na scenie nudne. (bez słuchawek.) :P
OdpowiedzU mnie kiedyś klasowym wyjściu do filharmonii koledzy wzięli jakieś rozgałęzienie do słuchawek (chwała im za to, że przynajmniej nie byli głośno) i oglądali we trzech jakiś horror z telefonu któregoś z nich. W sumie rozumiem, że nie wszystkich interesuje muzyka klasyczna, ale po co w takim razie w ogóle wydawali na to kasę?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 grudnia 2012 o 16:34
Z klasą ani ze szkołą do teatru się nie chodzi. No, nie warto. Nie lubiłam chodzić do teatru ze szkoły, bo sztuka zazwyczaj była nudna no i aktorzy niezbyt ogarnięci. Kiedy większość uczniów szła "bo musiała" to nudziła się i stąd to zachowanie. Dlatego wiele osób teraz nie lubi chodzić do teatru, bo wydaje im się nudny i kojarzy głównie z lekturami, bo na takowe sztuki najczęściej się chodziło. Przynajmniej u mnie. A to wszystko nieprawda. Teatr może być fascynujący, przekonałam się o tym dopiero w liceum, gdzie można było dostać bilety do miejscowego teatru za około pół ceny - szli chętni, odbywało się to poza godzinami lekcyjnymi np. sobota o 19:00, czyli właściwie tylko dla tych, którzy są tym zainteresowani. Nikt nie chodzi z przymusu. Zaczęłam chodzić, nie dość że tanio to i rozrywka na jakimś poziomie. Ludzie też są kulturalni, czasami jakaś czarna owca się trafi, ale chyba wszędzie tak jest.
OdpowiedzMoi nauczyciele starali się dobrać sztuki pod uczniów, chodziliśmy głównie na jakieś komedie. Nie chcieli nas zniechęcać inscenizacjami lektur. Jak widać nie pomogło :p
OdpowiedzMoim zdaniem autorka trochę przesadza sam grałem w wielu spektaklach (na scenie jak i w szkole) i żadne z wymienionych elementów mnie nie zdekoncentrowały.A to że ktoś zje chipsy czy inny napój gazowany to moim zdaniem nic złego sam lubię sobie coś pochrupać będąc przed wejściem na scenę i nikomu na scenie jak i za kulisami to nie przeszkadza a jest to w tych samych "Głośnych" opakowaniach jakie przedstawiła autorka.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2012 o 19:04
Poza szkolnymi przedstawieniami nie mam doświadczenia scenicznego, więc nie wiem, jak to jest ze strony aktorów. Niemniej z perspektywy zainteresowanego widza, który siedzi obok takich "szeleszczących", to naprawdę przeszkadza :)
OdpowiedzMoja czołówka: - ludzie wychodzący z sali podczas oklasków, na oczach aktorów, żeby jako pierwsi mogli dotrzeć do szatni - starsi panowie, rozsiadający się jak basza i wręcz spychający mój łokieć z podłokietnika, BO TO W KOŃCU ICH PODŁOKIETNIK (w Narodowej podłokietniki sa dzielone między dwa fotele) - dwie młode dziewczyny, które na premierze "Madame Butterfly" zaraz po zapaleniu światła zerwały się z miejsc i warcząc: "Co to za PIERDZIMORDKI!? Na co my przyszłysmy, tyle kasy w błoto!", ostentacyjnie wyszły z sali - widzowie z pierwszego i drugiego rzędu w teatrze "Roma", którzy podczas dramatycznej sceny samobójstwa bohatera, zaczęli kaszleć na cały głos, bo strzępki dymu symbolizującego rzekę docierały do ich foteli. Siedziałam w pierwszym rzędzie i nawet go nie poczułam. - pan odmawiający ustąpienia mi mojego miejsca. Raz w życiu spóźniłam się na przedstawienie, a kiedy chciałam wejść na salę podczas antraktu, zastałam na moim miejscu obcego faceta, który z beszczelnym uśmichem poinformował mnie, że to już nie jest moje miejsce. On wykupił wejściówkę i po trzecim dzwonku to miejsce było wolne, więc de facto nalezy już do niego. Przesiadł się dopiero po interwencji biletera. Z drugiej strony, kiedy byłam z klasą na "Krakowiakach i góralach", ochroniarz niemal wywlókł mnie z balkonu, argumentując to później tym, że patrzyłam na żyrandol, a nie na scenę. Zostałam również objechana od góry do dołu przez pania bileterkę, za to że weszłam na salę (jeszcze podczas przerwy) z zakręconą butelką wody (kupioną w bufecie), żeby wziąć torebkę.
OdpowiedzZarejestrowałem się tu aby dodać komentarz do tej "piekielnośći" konkretnie punkt odnośnie gimnazjalistów mimo że skończyłem tą szkołę 6 lat temu nikt mi nie wmówi że gimnazjaiśći chętnie idą do teatrów za moich czasów przykro mi to pisać ale to teatru się chodziło tylko po to żeby nie być na lekcjach...
OdpowiedzA teraz nie?
Odpowiedzpunkt 6 - nie. wiele razy tak jest że mówi się że nie wypada czegoś robić, a to coś tak naprawde nikomu krzywdy nie robi, i to tylko był czyjś wymysł że nie można pójść w dresie do teatru. wygodny strój w miejscu do któego idziesz dla rozrywki, przyjemności, jak najbardziej. przeszkadzał ci ten dres? osobie zdrowej psychicznie na pewno by nie przeszkadzał (nie sugeruje że jesteś chora bo podejrzewam że ci nie przeszkadzał tylko tyle że zostało ci wmówione że nie można/nie wypada). ja bym nawet nie zwróciła uwagi na człowieka w dresie w teatrze, niech każdy nosi co lubi, jeśli już jakiejś normy mamy sie trzymać to niech to będzie jedynie nie świecenie cyckami czy tyłkiem, chociaż tutaj też można dyskutować, że właściwie to wmówiono nam że są to miejsca wstydliwe, a gdyby nie to nikt nie robiłby wielkiego halo na widok ciała ludzkiego
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 grudnia 2012 o 23:49
Nigdy nie zdarzyło mi się spotkać aż tak jaskrawych przypadków hołoty gdy oglądałam spektakl. Niestety, dane mi było przed taką grać, naprawdę ostatnim wysiłkiem woli powstrzymywałam się od wyrażenia swojego zdania na ich temat ze sceny...
Odpowiedz@Serekwiejski. Serio - wiejski. To co piszesz o ubiorze to Homogenizacja kultury. Czyli piszac prosciej - jak zrobic z ludzi bydlo i kretynow (bo takimi sie latwiej rzadzi i latwiej wyciaga od nich pieniadze) - ano uderzajac w kulture. Zeby czlowieka zniszczyc - trzeba mu zabrac wlasnie kulture. Homogenizacja to nic innego jak sprowadzanie wyzszych warstw do nizszych, z rzeczy wspanialych - robienie zwyczajnych, zeby kazdy matol mogl zrozumiec. Wiem iz wydaje sie to nie na temat - ale: Chodzenie do teatru w dresie to wlasnie zanizanie wartosci teatru. Ludzie ktorzy to promuja - to idioci :) Bez obrazy. Sa pewne rzeczy ktorych nie mozna ruszac zeby nie robic pod siebie. I jedna z tych rzeczy jest kultura - teatr to miejsce kulturowe i jako takie powinno byc odbierane. Chodzenie do teatru w dresie to zaniezanie poziomu tego miejsca. Czyli mowiac inaczej - plucie na wlasna kulture - a kto na wlasna kulture pluje - ten pluje sam na siebie - a kto pluje sam na siebie - warty jest zero. Pomijajac kwestie iz wlasnie do tego poziomu swiat stara sie sprowadzic wszystkich - to nie, sa pewne miejsca gdzie nie wolno "chodzic jak komu wygodnie, dla rozrywki". Zreszta, ladnie zauwazylas ze wmowiono nam iz trzeba zaslaniac cycki i tylek - w tym toku w ktorym idziemy - nie zauwazylas jeszcze iz to sie juz wykrusza? Teraz TRZEBA pokazywac, czasy sie takie robia. Szkoda tylko ze wszyscy mowiac "jestem wolna i nowoczesna" nie umieja zerknac odrobine do przodu, do czego to prowadzi. Ta wasza i "nasza" nowoczesnosc - rozpieprzy ten swiat. Swiat ktory przetrwal tysiace wojen, kataklizmow i zniszczen - zostanie rozpieprzony przez glupote. Mam tylko nadzieje ze tego niedozyje.
OdpowiedzO tak, homogenizacja kultury w środku zdania koniecznie wielką literą, żeby ktoś przypadkiem nie przeoczył jaki jesteś wykształcony i jakimi wyszukanymi terminami operujesz. Otóż chodzenie do teatru w dresie nie jest idiotyzmem. Idiotyzmem jest tworzenie i narzucanie norm, które izolują sporą ilość ludzi tylko z powodu garderoby. Powiadasz, że pozwalanie ludziom na chodzenie do teatru w dresie koniec końców prowadzi do zidiocenia społeczeństwa i zrobienia z niego bydła? A ja powiadam, że bardzo ważne jest, żeby jak najwięcej osób chodziło do teatru. Bo społeczeństwo kulturalnie nieuświadomione to dopiero pożywka dla różnego rodzaju demagogów i innych sępów. Nie chcesz oglądać ludzi ubranych swobodnie wśród publiczności? Chodź do teatrów, w których wymagane są ścisłe zasady ubioru przy wejściu. Wówczas będziesz mógł się ukisić we własnym sosie poubieranych we fraki elitystów.
OdpowiedzMasz rację - muszą istnieć pewne kanony zachowań, które trzymają nasze społeczeństwo w pewnych ryzach. Czy to przełożonego mówimy po imieniu? Na pewno nieliczni. Marynarka i biała koszula na wieczór do teatru ma uwypuklić, że wizyta w teatrze jest czymś niezwykłym - okazją do obcowania ze sztuką. Kto tego nie rozumie to trudno - niech siedzi w dresie z piwem przed telewizorem albo pójdzie do kina. Niestety część społeczeństwa jest po prostu mniej rozgarnięta i ma w głębokim poważaniu sztukę wyższą.
OdpowiedzPrzypomniała mi się zasłyszana historia: Okolice roku 2000, na scenie Jolanta Fraszyńska odgrywa dramatyczny monolog, na widowni dzieciarnia robi burdel. W pewnym momencie aktorka staje prosto i z kamienną miną wskazuje palcem na jednego z rozrabiaków: - Ty! Tak, ty! Wyjdź. Natychmiast wyjdź. Dzieciak wychodzi odprowadzony piorunującym spojrzeniem aktorki. Pani Jola jakby nigdy nic wraca do roli. Do końca przedstawienia na widowni panuje cisza.
OdpowiedzTaki kawał przypominam sobie Teatr Wielki w Warszawie - grają Wesele. Jeden facet na widowni zaczyna czuć zapach gówna. Po paru minutach poszukiwań zidentyfikował prawdopodobne źródło smrodu - faceta siedzącego przed nim. Puka go w ramię i szepcze: - Pan się zesrał? - Tak, a co chodzi?
OdpowiedzDla odmiany autentyk ze wspomnień Stefana Wiecheckiego - "Wiecha". Starsi, zwłaszcza Warszawiacy wiedzą kto zacz, młodszych posyłam do wujka Gugla.<br/> Wiech przed wojną był dyrektorem małego teatru. Widzami była głównie okoliczna prosta ludność. Stałymi bywalcami byli także panowie od niejakiego Tasiemki, którzy zajmowali się, powiedzmy "usługami ochrony osób i mienia świadczonymi wszystkim zainteresowanym i niezainteresowanym kupcom pobliskiego bazaru". Panowie ci nie mieli też we zwyczaju płacić za bilety do teatru. Jednak dyrekcja nie tylko nie starała się walczyć z "Tasiemkowcami", ale była zadowolona z ich obecności. Bowiem gdy tylko ktoś z widzów zaczynał rozrabiać podnosiło się dwóch panów i po chwili słychać było łomot spadającego ze schodów delikwenta. <br/> Myślę, że w dzisiejszych teatrach przydaliby się tacy panowie od przedwojennego Tasiemki.
OdpowiedzTzw Tata Tasiemka... Był taki, był. Baj de łej - dzięki wielbicielom cichym za minusy w poprzedniej wypowiedzi. Żebyście kiszone ogórki maślanką popijali.
OdpowiedzAd. 6 eeee... nie. Poza tym teatr ssie.
Odpowiedza ja bym chciala zeby do teatru chodzili we frakach i wieczorowych sukniach .po to jest teatr zeby sie odstawic i spedzic milo i kulturalnie czas a za takie zachowanie jak opisane wyzej to bym wyzucala ,moga byc od tasiemki albo zwykla ochrona nie umiesz sie zachowac nie szanujesz aktorow i innych widzow twoje miejsce jest na ulicy.a szczegolnie dotyczy sie to dzieci i mlodziezy ,jak sie teraz niemaucza to jak ma pozniej dorosly sie zachowywac
OdpowiedzBorze , jeśli kiedyś trafie na scenę i będe miał taką publikę to lipa...
Odpowiedz