Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Karma is a bitch :) Historia rozciąga się na przestrzeń 9 lat.…

Karma is a bitch :)
Historia rozciąga się na przestrzeń 9 lat. Zaczyna się w podstawówce, w małej i uroczej wsi.
Każdy z nas miał w szkole lizusów, dzieci bogatych darczyńców i dzieci nauczycieli czy chociażby personelu szkolnego.
Ja też takich miałam.
Były to absolutne omnibusy we wszystkim. Najlepsze oceny i najlepsze nagrody za konkursy to właśnie oni. Ja przez domową biedę byłam zaliczana do szarych mas. Oceny miałam zaniżane jak większość szarej masy. Podstawówka minęła, czynnie brałam udział w konkursach typu Olimpus i uzyskałam nawet parę wyróżnień ale średnia nie podskoczyła nawet odrobinkę powyżej 4.70. Oczywiście nasze dzieci lepszego boga dostały wszystkie możliwe wyróżnienia (te prawdziwe i te wymyślone na poczekaniu).
Na ich nieszczęście gimnazjum we wsi obok zostało zamknięte (za mało uczniów) i wszyscy musieli się udać do gimnazjum "w wielkim mieście"*.
Tam nagle się okazała że nasze omnibusy wcale takie straszne bystre nie są. Ocenki poleciały w dół na łeb i szyję, żadnych nagród w konkursach. Wreszcie tacy jak ja zaczęli być doceniani. Pomimo wielu pielgrzymek do pana dyrektora i obiecankach, nasz pan dyrektor nie dał się ugiąć. Nie ma, uczyć się albo nici z kokosów.
I tak nasze złote dzieci albo nie zdawały z roku na rok, albo zdawały ale z wielkim trudem.
Pomimo grubiańskiego zachowania tych osób, które po prostu pominę jest mi ich szkoda. Winę za ten stan ponoszą rodzice, gdyby zamiast podlizywać się i wydawać często grubą kasę na "prezenciki" po prostu poświęcili więcej czasu swoim dzieciom. Nauczono mnie że nic za darmo się nie dostanie i trzeba na to niekiedy ciężko pracować, szkoda że tamtych osób też tego nie nauczono.
* nie jest to w rzeczywistość jakieś wielkie miasto, taka mała mieścinka, ale dla nas (dzieciaków) już była to metropolia.

Ośrodek prania mózgu i produkcji szarej masy.

by Cyanopsittaspixii
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
5 9

Tylko najgorsze jest to, że gdy z tej szkoły wyjdą, to będą się śmiali dyrektorowi prosto w nos, bo w polskiej rzeczwistości okazuje się, że układziki, prezenciki, znajomości, tatusiowie na stanowiskach radnych, lekarzy czy adwokatów są wielce pomocne w załatwieniu pracy albo w awansie. Uczciwi uczniowie mają wiedzę, umiejętności, ale choćby i wysłali po sto CV, to i tak przyjęty będzie szwagier kierownika. Ale to za kilka - kilkanaście lat. Na razie niech przynajmniej złota młodzież pozna co to upokorzenie.

Odpowiedz
avatar Lina
3 15

Jak dla mnie historia strasznie przesadzona i wypłakana. Nie pamiętam takich praktyk w żadnej mojej szkole, a dzieci nauczycieli nigdy tam nie brakowało. Nagrody dostawał ten, kto się postarał i tyle.

Odpowiedz
avatar Miniaturowa
7 9

A u mnie w szkole był syn dwojga nauczycieli. Miał średnią 6,0. Myślisz, że rzeczywiście był taki genialny? Jak synek dostał złą ocenę, to rodzice wpadali do nauczyciela na lekcję, urządzali awanturę, straszyli kuratorium, dyrektorem i papieżem. A jak miał dostać na koniec roku 5, to chodzili, płakali, błagali... A potem zdziwienie, że życie się synkowi nie ułożyło.

Odpowiedz
avatar Lina
4 6

Znałam kiedyś córkę nauczycielki. Uczyła się przeciętnie, nikt jej niczego nie podciągał i w życiu nie miała paska na świadectwie. Z drugiej strony ja miałam zawsze bardzo dobre stopnie i pamiętam, jakie o mnie plotki chodziły po szkole, czego to w zamian za te stopnie nie robię... Jakaś teoria spiskowa i tyle.

Odpowiedz
avatar InuKimi
3 3

U mnie też była dziewczyna z 6,0, nie była żadnym dzieckiem nauczyciela. Wcale taka genialna nie była, owszem, w książkach ryła, ale bez przesady. Jedynie z wf-u nie umiała kompletnie nic, idea wykonania przewrotu do przodu doprowadzała ją do ryku. Ale pod koniec semestru zawsze widywało się w szkole jej mamusię. A czemu to piszę? Ano dlatego, że to że rodzic płacze czy grozi "bo średnia będzie niższa" nie zależy od tego czy jest nauczycielem.

Odpowiedz
avatar grubasss
2 2

ja do podstawówki miałam przyjemność chodzić z koleżanką, której siostry i mama dość często wpadały do nauczycielki od matematyki i wychowawczyni z....POMIDORAMI! Nie wiem jaki był przelicznik ilości pomidorów na sympatię nauczycielek ale zdawało to egzamin.

Odpowiedz
avatar soraja
6 6

"Każdy z nas miał w szkole lizusów, dzieci bogatych darczyńców i dzieci nauczycieli czy chociażby personelu szkolnego." Nie myl pojęć. Każdy miał w szkole dzieci nauczycieli, darczyńców czy personelu, ale poza tym faktem nic innego nie wynikało. Nauczyciele mieli swoich pupilków, ale na zasadzie zamiłowania do przedmiotu czy zachowania, a nie pochodzenia. Jak dzieciak nauczyciela uczył się dobrze to był oceniany na równi z innymi dobrymi uczniami, jeśli źle - nikt nie traktował go lepiej niż pozostałych. Co najwyżej dało się zauważyć że pierd***nięty nauczyciel jest też takim samym rodzicem, a dzieciakowi współczuło że nie może się normalnie bawić z resztą, tylko musi zakuwać, nawet zachęcało się do buntu wobec szurniętego rodzica, a nie trzęsło portkami ze strachu że to córka nauczycielki więc pewnie pupilek i naskarży mamusi. Wychowawczyni nie bała się publicznie zrugać syna bogatej lekarki, który zachowywał się jak idiota i nie dać mu promocji do następnej klasy (rodzice przenieśli potem swojego "skrzywdzonego" synka do prywatnej szkoły), a szkoła dbała o to żeby rodzic nie uczył własnego dziecka o ile tylko w szkole był inny nauczyciel od tego przedmiotu. Jedyna różnica między dziećmi nauczycielskimi a pozostałymi była taka, że tym pierwszy trudno było cokolwiek zataić, bo przy każdej wpadce nauczyciel biegł na skargę do rodzica. O modzie na faworyzowanie dzieci nauczycieli i sponsorów dowiedziałam się dopiero z piekielnych - jest dość nowa.

Odpowiedz
avatar Lina
2 6

Bo najpewniej taka moda nie istnieje. Po prostu mniej obdarzeni przez los zdolnościami uczniowie muszą gdzieś wylewać frustrację.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2012 o 14:56

avatar mrkjad
2 12

No właśnie! Jestem dzieckiem nauczycielskim i w szkole moich rodziców uczyłam się od zerówki do końca gimnazjum. Uczyłam się bardzo dobrze, byłam w czołówce szkoły, konkursy itd. I chociaż nikt mnie nie faworyzował a wszystko zawdzięczałam mojej własnej pracy i pracy rodziców, którzy douczali mnie w domu i byli wymagający nie raz i nie dwa słyszałam zarzuty, że wszystko to mam "po znajomości". Mało tego, często konflikty moich rodziców z innymi nauczycielami odbijały się na mnie. I jakoś kiedy poszłam do liceum, później na studia to i ja i moi wszyscy znajomi będący dziećmi nauczycielskimi wciąż są najlepsi mimo, że ich rodzice nie mają już żadnych wpływów na tym etapie edukacji. Weźcie się do roboty frustraci a nie narzekać, że ktoś ma lepiej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2012 o 15:13

avatar axi
1 3

Od Podstawówki do jednej klasy chodziłam z córką woźnej... Była to mała wiejska szkoła. Na każdym kroku było widać specjalne względy dla koleżanki, nie przypominam sobie by ją wywyższali aż tak, ale większość nauczycieli traktowało ją inaczej, pobłażliwie. W gimnazjum miała kłopoty z ocenami i zachowaniem... O ile wiem na gimnazjum zakończyła edukacje... Może w większych szkołach takiego zachowania nie ma, ale do dzisiaj pamiętam to uczucie niesprawiedliwości w pierwszych klasach podstawówki.

Odpowiedz
avatar nuclear82
6 6

Szczerze to naprawdę nie chciałbym być żadnym dzieckiem kogokolwiek kto pracowałby w mojej szkole. Wywiadówka cały rok. Co to za dzieciństwo, 24/7 rodzice, gdzie się nie ruszysz tam oni też.

Odpowiedz
avatar InuKimi
6 10

Jako dziecko nauczycielki daję Ci minusa. Na wszystkie swoje oceny i osiągnięcia zapracowałam sama, mama jedynie kilka razy przyniosła mi zapomniany z domu strój z WF-u, kiedy przychodziła na późniejszą godzinę. A poza tym? Pierwsza osobą która wie o Twojej jedynce jest mama, bo na przerwie można szepnąć. Nie potrafisz być obiektywna? To twój problem. Wyżal się gdzie indziej niż w internecie - a skoro ocenki miałaś mierne, to trzeba było się uczyć lepiej.

Odpowiedz
avatar Elewator
0 2

Rzeczywiście dzieci nauczycieli raczej tak lekko nie mają, jak w historii opisane. Ale z twoją opinią też się nie zgadzam - jak rodzic jest normalny, to OK. Ale zdarzają się też tacy, co lubią wypraszać dziecku lepsze oceny. A jeśli są nauczycielami, to taki proceder, przez znajomości, jest ułatwiony.

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

A pewnie, kilka komentarzy wyżej opisałam taką sytuację, mamusia koleżanki z równoległej klasy zawsze pod koniec semestru zadziwiająco dużo czasu w szkole spędzała ;P Bywały takie sytuacje, to pewne, ale znając kilka nauczycielskich dzieci - z żadnym z nich.

Odpowiedz
avatar mijanou
-4 8

"Pomimo grubiańskiego zachowania tych osób"- albo podaj przykład albo nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz.

Odpowiedz
avatar Mikaz
2 2

Miałam w podstawówce kolegę, który nie uczył się z niczego, w czwartej klasie nie potrafił płynnie czytać i miał problem z tabliczką mnożenia. Zapytany przez nas, dlaczego się nie uczy, stwierdził, że nie ma po co, nie chce mu się, a i tak się nad nim zlitują i go przepuszczą :O W każdym razie przez cały okres 4-6 nie nauczył się nic i rzeczywiście był przepuszczany z klasy do klasy.

Odpowiedz
Udostępnij