Służba zdrowia.
Mając około 9/10 lat, dostałam ataku duszności. Pamiętam, że było to w nocy, jakoś na przełomie marca i kwietnia. Coś okropnego, nie mogłam złapać tchu i myślałam, że po prostu się uduszę. Rodzice zdecydowali, że nie będziemy wzywać karetki, tylko pojedziemy samochodem, bo szpital był dość niedaleko, a na karetkę nie wiadomo ile trzeba by było czekać.
Zanim się ubrałam, zanim wsiedliśmy do samochodu - minęło kilka dobrych minut. W czasie kiedy wyszliśmy na dwór, zaczęło mi się lekko poprawiać.
W szpitalu zamiast od razu podać mi leki na rozkurczenie oskrzeli (nadal się dusiłam!), pielęgniarka-biurokratka ze stoickim spokojem zaczęła wypełniać te wszystkie papierzyska potrzebne do rejestracji. Lekarza zawołała dopiero wtedy, kiedy skończyła. Rodzice widząc w jakim jestem stanie, poganiali ją, mówiąc, że przecież można wypełnić to później. Ona jednak uparcie ich ignorowała. Nie wiem czy nie widziała czy nie chciała widzieć, że ledwo żyję.
Na szczęście zauważyła to lekarka, która najpierw ochrzaniła pielęgniarkę za opieszałość, a następnie szybko zabrała mnie do zabiegowego i podała zastrzyk.
A teraz pointa.
Po długim czasie od tego wydarzenia dowiedziałam się, że moja mama w czasie kiedy ja leżałam już na sali, poszła do pani ordynator, która oznajmiła jej, że było zagrożenie życia i wystarczyłyby jakieś 2 minuty, a mogłoby być naprawdę nieciekawie. Pozdrawiam serdecznie panią biurokratkę.
służba_zdrowia
Z jednej strony opieprzają ją, że wpuściła nieubezpieczonego, że pacjent nie wypełnił papierków i po zabiegu poszedł, z drugiej pretensje że papierki wypełnia... Od zagrożenia życia nie jest rejestracja tylko oddział ratunkowy lub karetka, tam procedury są do tego dopasowane. Błąd chyba tylko twoich rodziców.
Odpowiedzbłędem jest wyłącznie to, że komuś nie zależało ratować czyjegoś życia.
Odpowiedz@bloodcarver - w pełni się zgadzam. Winni są tu przede wszystkim rodzice, którzy do duszącego się dzieciaka nie wezwali karetki. Bo samochodem szybciej... Może i szybciej, ale karetka to, wbrew pozorom, nie jest taka duża taksówka, co do szpitala wozi. Załoga karetki prawdopodobnie miałaby przy sobie odpowiedni lek, po podaniu którego duszności ustąpiłyby bądź się zmniejszyły - i wtedy można byłoby dziecko na spokojnie zawieźć do szpitala. I problemu z "panią biurokratką" by nie było...
OdpowiedzDziecko, mające 9-10 lat, jest ubezpieczone z racji wieku, pielęgniarce nikt nie mógł powiedzieć, ze przyjęła nieubezpieczonego. Natomiast w Karcie Praw Pacjenta można przeczytać: "3. Prawo do natychmiastowej pomocy medycznej w zakładach opieki zdrowotnej, ze względu na zagrożenie zdrowia lub życia pacjenta (art. 7 ustawy o zakładach opieki zdrowotnej)." Pielęgniarka, zajmując się papierkami, zamiast jak najszybciej wezwać lekarza, to prawo złamała.
Odpowiedz@Naa - klasyczne "nie znam się to się wypowiem". Niestety dziecko w tym wieku może być nieubezpieczone. Jeśli rodzice nie zgłoszą do ubezpieczenia przy swojej pensji, ani przy placówce oświatowej, ani przy odpowiedniej jednostce pomocy społecznej, dziecko ubezpieczenia nie ma. Mimo że ma do niego nieodpłatne prawo. Ale szpital by za to kasy nie dostał i oberwałoby się rejestratorce... a jej dzieci też muszą jeść. Owszem, złamała jeden artykuł zamiast innego, ale rodzice postawili ją w bardzo złej sytuacji. Zresztą nie wzywając karetki implicite zadeklarowali, że nie ma zagrożenia, a rejestrator nie lekaż, nie ma obowiazku na oko poznać.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2012 o 8:52
Bloodcarver, dziecko 9-10 letnie jest w wieku obowiązku szkolnego, musi być więc ubezpieczone właśnie przez placówkę oświatową (no, chyba, że rodzice by z nim w lesie siedzieli przez ostatnie 10 lat - co raczej nie zachodzi, skoro mogli szybko przyjechać samochodem ;] ). A ryzykowanie życiem dziecka "za karę", bo rodzice nie wezwali karetki... Jedyne, co mogę mieć rodzicom za złe, to że grzecznie stali i odpowiadali na te pytania, bo należało zignorować wielbicielkę papierków i wedrzeć się do środka, wołając o lekarza tak głośno, żeby jakiś usłyszał i przyszedł. Owszem, rejestratorka nie lekarz - nie ma prawa na oko stwierdzać, że pacjent może poczekać, skoro wszystko wskazuje na coś przeciwnego. W dodatku rodziców było dwoje, jedno mogło towarzyszyć Nadinne, której już by udzielano pomocy, a drugie w tym czasie spokojniej już odpowiadać na pytania biurokratki. To była ewidentnie jej zła wola, i to w sytuacji, która mogła spowodować zgon niewinnej osoby.
Odpowiedz@Naa - musi być ubezpieczone przez placówkę JEŚLI RODZIC TO PLACÓWCE ZGŁOSI! Dotarło?
OdpowiedzMasz rację, rodzice, którzy tak się przejmują dobrem dziecka, że woleli pojechać (razem!) własnym samochodem, żeby być szybciej, niż byłaby karetka, z pewnością zaniedbują zapewnienie temu samemu dziecku ubezpieczenia :p A w ogóle jak można twierdzić, że czyjeś życie jest ważniejsze, niż wypełnienie dokumentów?? Te nieprzyjemności, które miałaby rejestratorka, gdyby najpierw wezwała lekarza, a dopiero później wypytała któregoś rodzica o papierki, z pewnością byłyby koszmarne, dziesięć lat ciężkiego więzienia co najmniej! Bloodcarver, wybacz, ale zupełnie tracisz dystans, i pomyliło Ci się, co tu jest najważniejsze, a co mniej. Szpital jest po to, żeby ratować ludzkie życie i zdrowie, a rejestracja jest dla pacjenta, nie pacjent dla rejestracji...
OdpowiedzPrzeżyłam to na własnej skórze...kilkanaście razy. Zaiste piekielne. A co powiesz o wypełnianiu "biurokracji" podczas porodu trwającego łącznie 40min(od odejścia wód w domu do urodzenia łożyska w szpitalu), z jednoczesnym lewatywą, goleniem i obowiązkowym prysznicem z gromadą studentów medycyny na karku i dziecięciem 3950gram?Szczęście, że w czasie ciąży miałam remisję choroby(astmy oskrzelowej) bo bym chyba...
OdpowiedzWiesz, studentów zawsze możesz wyprosić, jeśli ich nie chcesz w pobliżu. Z drugiej strony każdy jeden lekarz z którego usług chcesz skorzystać musiał swego czasu być takim studentem i obserwować określoną ilość zdarzeń medycznych, więc wypraszając zmniejszasz szansę swoich dzieci na opiekę medyczną... Tak że akurat na to nie bardzo masz powód marudzić. Wg mnie nikt nie ma, bo robi to raz że z własnej woli, a dwa, że w ten sposób spłaca to, co pacjenci pokolenie temu zrobili dla niego.
OdpowiedzJeśli się rodzi w szpitalu akademickim, studentów nie można wyprosić. Ponieważ decydując się na poród, podpisujemy zgodę na ich obecność przy czynnościach medycznych. Więc ani wyprosić, ani narzekać na ich obecność, bo oni też muszą się w jakiś sposób wszystkiego nauczyć, a jak wiadomo praktyka jest najlepszą metodą.
Odpowiedz