Pewnego pięknego dnia prosto rzecz ujmując wybyłam na imprezę do klubu. Wszystko pięknie, ładnie razem z grupą znajomych "dansing" na całego. Do mniej więcej drugiej nad ranem balety się ciągnęły, a potem...cóż...wracanie z bucika bo żadnego miejskiego transportu nie ma co wypatrywać.
Pełnia księżyca, czyste niebo i przyjemny chłodek... I ja, która pomimo wyjścia na imprezę ubrana byłam klasycznie w moro, koszulkę, długie spodnie i adidasy.
Co mnie podkusiło, żeby skracać sobie drogę...? Nie wiem sama do tej pory...możliwe, że był to szumiący mi w głowie alkohol...możliwe, że zwykły strach przed godziną trzecią w nocy, którą chciałam już zastać w domu. W każdym razie w pewnym momencie zboczyłam z głównej, oświetlonej drogi na przejście nieoświetlone przy ogródkach działkowych (tuż koło kościoła na Chodkiewicza w Gorzowie dla tych którzy przypadkiem kojarzą). Rozkoszując się orzeźwiającym powietrzem wyciągałam nogi dziękując wszystkim stworzeniom nadprzyrodzonym za pełnię księżyca i blask, który umożliwił mi nie połamanie nóg na tym przejściu...
Mimo późnej pory nie zdziwiło mnie to, że minęłam jakąś postać na tej drodze. Pomyślałam, że pewnie ktoś się przechadza albo tak samo jak ja próbuje wrócić do domu. Pamiętam dokładnie co wydarzyło się chwilę później... Zauważyłam swój własny cień przed sobą i co najśmieszniejsze jakiś inny, który szybko się zbliżał (może jakiś biegacz...ki czort...). Odsunęłam się z drogi w momencie, kiedy już był na tyle blisko, że mogło dojść do zderzenia. Odwróciłam się natychmiast żeby zobaczyć jakiegoś gościa, który właśnie się zatrzymał.
G - Siemasz
J - No hej (dopóki obcy nie zaczynają się do mnie nieprzyjemnie odnosić zwykle z nimi rozmawiam jak równy z równym, a będąc w odludnym miejscu wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić, żeby się na mnie w*urwił i zaatakował)
G - Gdzie idziesz?
J - A do domu.
G - To ja pójdę z tobą.
Ohooo...troszkę późno, ale jednak zapaliła się ta lampka ostrzegawcza. Chciałam go po prostu spławić...
J - Ale ja mieszkam z rodzicami. Niestety nie lubią gości
G - A to nie szkodzi. Bo ja bym chciał żebyś popatrzyła co robię, może tutaj?
I już wszystko jasne. Spojrzałam na jedyną furtkę w zasięgu wzroku prowadzącą do kamienicy.
J - Jak mnie nie zostawisz to będę krzyczeć.
G - Jeśli będziesz krzyczeć zrobię ci krzywdę.
Tak szablonowej i spokojnej dyskusji nie prowadziłam nigdy wcześniej i nigdy później pomimo szumu paniki a już nie alkoholu w głowie.
J - Tu mieszka moja koleżanka. Idę do niej wezwać policję.
Powiedziałam idąc w stronę wyżej wspomnianej furtki. Koleżanka rzeczywiście tam mieszka...i dlatego te kilka kroków było dla mnie straszliwie długich i przerażających...ponieważ wiedziałam że furtka ta bywała dość często zamykana na kłódkę.
Ostatni shot adrenaliny przeżyłam kiedy dotknęłam klamki...
Furtka była otwarta.
Jak na skrzydłach popędziłam po schodkach i ruszyłam w stronę klatki, która znajdowała się po drugiej stronie budynku.
Już za mną nie szedł.
I dobrze...ponieważ klatka ZAWSZE była zamknięta...a w środku nocy nikt by mi nie otworzył na czas.
Z tamtego miejsca ruszyłam już rzęsiście oświetloną ulicą do domu. Powstrzymywałam się ledwo, żeby nie biec, ponieważ to by mogło kogoś zachęcić do zaczepiania mnie.
Wiem, że pewnie każdy to już słyszał milion razy albo i więcej... Myślcie o tym, jak się poruszacie po zmroku. Wybierajcie "te dobre" drogi. Ponieważ to był tylko czysty przypadek, że udało mi się przed tym gościem uciec.
po zmroku
Matko, aż mnie dreszcze przeszły...całe szczęście, że udało Ci się zwiać. Miałam tylko raz podobną sytuację, w dodatku na terenie zupełnie niezabudowanym. Skończyło się na tym, że maszerowałam w nocy przez las w śniegu po kolana. Od tej pory nigdy więcej podejrzanych miejsc po zmroku!
OdpowiedzZdarzylo nam sie z kuzynka na wsi byc sciganym przez pijanego oblecha podejrzanego o gwalt... Szok taki ze zrazu nie zalapalam co sie naprawde dzialo, dopiero jak dotarlysmy do domu (jak kuzynka sie wydarla na cale gardlo to go przystopowalo i sie zatrzymal) zdalam sobie sprawe jaka "atrakcja" nas wlasnie ominela
OdpowiedzPrzede wszystkim masz zamiar pałętać się po nocy - idź na kurs samoobrony! Trochę techniki i nie utrzyma cię nikt za wyjątkiem wprawnego zapaśnika - a i to niekoniecznie.
OdpowiedzPo ilu latach kobieta będzie tak wyszkolona, żeby sobie dać radę z umięśnionym facetem? Po czterech? Pięciu? Trening combatów, sztuk/sportów walki powinna być przyjemnością, nie przykrym obowiązkiem.
OdpowiedzŻeby się wyrwać i wiać? Miesiąc, dwa, o ile nie ma jakiegoś większego problemu ze zdrowiem. A o niczym więcej nie mówię. Żeby nie było, mam 190-coś cm, ponad sto kilo wagi (nie tłuszcz) i 45kg piętnastolatka która zaczynała z początkiem października wyrywa mi się bez problemów. A jej koleżanka ćwicząca o rok dłużej mogłaby zrobić ze mną co by chciała praktycznie, bo w życiu nie dogonię jej z szybkością i gibkością.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2012 o 8:35
Nie mam nic wspólnego ze sztukami/systemami walki, ale nie chce mi się nawet komentować tego, co napisałeś. Miesięczny kurs, po którym zwykła kobieta będzie bandytów napierdzielać jak dzika i nie utrzyma jej nikt, prócz zawodowego zapaśnika takie oferty stoją na jednej półce z "idealne mięśnie w 6 tygodni", "schudnij 10 kg w tydzień" i "powiększanie penisa".
Odpowiedzfenirgreyback, naucz się czytać zanim znów skomentujesz. Nie mówię "napierdzielać jak dzika", mówię "wyrwać się, zrobić dystans i wiać". Naprawdę nie widzisz różnicy?!
Odpowiedzhahah fenir i umiejętnośc czytania, muahaha
Odpowiedzblood-pytam bez szydery, masz na to jakieś dowody? Oczywiście nie propagandę mistrza, tylko np filmik sparingu full contact, na którym facet nie oszczędza kobiety. Bo nie wierzę, że 15latka po strzale/liściu na twarz od takiego chłopa jak ty będzie w stanie zrobić cokolwiek. Swoją drogą, nie rozumem jednej rzeczy. Jesteś wielkim gościem, trenujesz sztuki walki, a jakaś trenująca od roku małolata może "zrobić z tobą co chce"? Co mógłby zrobić z tobą trenujący od roku facet twoich gabarytów? No i napisz co to za magia-może i ja się skuszę? Oliwa-powiedz mi, jak to jest, że stary chłop odwala taką dziecinadę? To jest na poziomie wczesnej podstawówki, za to powinienem cię kopnąć w kostkę albo zabrać ci worek z kapciami...
Odpowiedzbloodcarver, kiedy bylam jeszcze w liceum, jedna z opcji w-fu byla 'samoobrona'. Zajecia prowadzil byly komandos, uczyl nas podstawowych rzutow i chwytow, przez 2 godziny, co tydzien. Sam nam powiedzial, ze watpi,ze, gdyby nie daj boze, ktos nas napadl, bedziemy umialy ten trening zastosowac. Facet stwierdzil, ze przecietna dziewczyna nie ma szans w walce z facetem, bo roznica wagi, sily i zasiegu rak jest zbyt duza. Prosze wiec, nie opowiadaj bzdur, czego to dziewczyna nie da rady zrobic po kursie samoobrony.
OdpowiedzA czy ty masz jakiś filmik full contact na którym wyszkolona dziewczyna nie dała rady? Wiem, bo próbowałem. Sam, osobiście. Chcesz filmik ze mną, to najpierw wstaw tu swoje pełne dane osobowe...
OdpowiedzPoza tym jak już gadamy na zasadzie "pic or it didn't happen" to ja poproszę filmik z tej historii na początek - chyba, że jest to tylko anty-męska propaganda...
OdpowiedzChłopie, nie wiem nawet, w czym twoja koleżanka jest wyszkolona, co mam ci pokazać? Mam znaleźć ci filmik, jak szczupła nastolatka dostaje po twarzy od dobrze zbudowanego faceta? Tego, że nastolatka dostanie po twarzy od wielkiego gościa chyba nie trzeba udowadniać... Udowodnij mi, że wyszkolona przez rok nastolatka może naklepać potężnego gościa. Nie musisz to być ty, chyba twoja "szkoła"(nie wiem, jak inaczej to nazwać) walki nie jest jedyną na świecie, prawda? Podbijam temat, skoro nastolatka jest cię w stanie obić po roku treningu, to co po roku jest w stanie zrobić równy tobie gość?
OdpowiedzJa chce filmik z Tobą :)
OdpowiedzTeż zdarzało mi się wracać, na szczęście nikt się do mnie nie przywalił. Niestety żaden z dżentelmenów bawiących się na imprezie nigdy nie raczył podprowadzić, mimo iż czasami nawet obiecywali. No, ale taszczyć takiego pijanego... szybciej ucieknę sama. Ale ten strach zawsze jest.
OdpowiedzKażda wie, ze nie chodzi się zaułkami po nocy, ale większość musi doświadczyć na sobie
OdpowiedzPoprawka. Każda musi doświadczyć na sobie. Bo inaczej nie zapamięta i nie zrozumie.
OdpowiedzDas Gas! Albo inne coś do obezwładniania. Puszka z farbą (jeśli jesteś skejtem, na pewno jakąś masz :) ), dezodorant (byle nie w kulce, jak to było w jakiejś historii), czy cokolwiek innego, co umożliwi ci szybsze przemieszczanie się, niż ktoś, kto cię goni.
OdpowiedzJak uzywasz dezodorant w sprayu to go bierz. A jezeli nie.. Woreczek z sola w kieszeni i kiedy czujesz sie nieswojo wez spora ilosc soli w garsc. Jak cie ktos zaczepi to zmachnij sie kierujac w oczy i wysyp sol. To takie najprostrze metody. Parasolke nos najlepiej ze szpicem. Nie chodzi o zalatwienie goscia ale o efekt zaskoczenia zebys mogla zwiac.
OdpowiedzJeżeli już fantazjujesz o dezodorancie czy soli... Nie lepiej gaz? Sól w oku nie jest tak bolesna, żeby napastnik zaprzestał działania...
OdpowiedzJasne że lepszy, ale jak akurat nie ma gazu pod ręką. Jeśli ma gaz to oczywiście że lepszy .
OdpowiedzWiem, że to żadne uspokojenie, ale kobietki, pamiętajcie, że ekshibicjoniści to tchórze. Im zależy tylko na tym, żeby się obnażyć, zrobić sobie dobrze i przy okazji wystraszyć kogoś na potęgę. To daje im przyjemność. 99% ekshibicjonistów to istoty całkowicie nieszkodliwe, które za nic nie zrobią fizycznej krzywdy "zaatakowanej" osobie. Wiem, że łatwo się mówi, a inaczej się myśli w ciemnym zaułku twarzą w twarz z obcą osobą. Gdzieś czytałam, że najlepszy sposób na takiego to ignorancja lub wręcz wyśmianie. No nie wiem czy stać by mnie było, żeby kogoś wyśmiać o 3 w nocy w ciemnym zaułku, ale mimo to taka wiedza trochę uspokaja. Ale swoją drogą, nie łaźcie po podejrzanych miejscach nocą :)
Odpowiedz