Działo się to w Brazylii ładnych parę lat temu. Żaglowiec "szkoły pod żaglami" zawinął do portu - niezwykle malowniczego, egzotycznego i starego miasta. Pobyt miał trwać kilka dni. W planach było zwiedzanie i oficjalne imprezy, ale i czas wolny podczas, którego członkowie załogi mogli eksplorować miasto na własną rękę, zazwyczaj grupami. Ostrzeżono nas na co uważać, które regiony są niebezpieczne, jakie atrakcje warto zobaczyć na własną rękę, itd.
Większość młodzieży wyruszyła do portu spragniona świeżego jedzenia i ciekawych widoków, mając w planach zakupienie pamiątek, zrobienie zdjęć i nacieszenie się urokiem dalekiego kraju. Wśród tych ludzi trafiła się wyjątkowo wredna grupka młodzieńców specjalnej troski. Byli to ludzie z zamożnych domów, obwieszeni sprzętem - dobre aparaty, drogie zegarki, itp., dla których wydanie 100-200 dolarów na rozrywki w takim miejscu nie było żadnym problemem. Oczywiście, nie ich stan majątkowy był problemem tylko ich zachowanie. Wykazując całkowity brak instynktu samozachowawczego, zignorowali bowiem ostrzeżenia kapitana i ruszyli na podbój najbiedniejszej dzielnicy.
Na swoje szczęście, dotarli tylko na jej obrzeża, gdzie natknęli się na skromny targ. Po obejrzeniu towaru wystawionego na straganach, wybrali sobie pewną ilość rękodzieła artystycznego na pamiątkę, dołożyli owoców i zaczęli się targować. Dzieciak, który na rzeczonym stoisku sprzedawał, zgodził się na 10 dolarów (to nie pomyłka) za całość zakupów. Uradowani niską ceną, postanowili wykazać się wyjątkowym cwaniactwem i wręczyli chłopakowi 10 złotych polskich w postaci starej monety, jeszcze sprzed dewaluacji, którą jeden z nich nosił na szczęście. Brazylijczyk dał się przekonać, że to 10 dolców i radośni młodzieńcy wrócili na żaglowiec. Nie mieli nawet tyle przyzwoitości, żeby przemilczeć swój "skok na kasę", tylko dumni opowiadali pozostałym członkom załogi o swoim wyczynie. Przeliczyli się jednak, bo większości ludzi nie poraził ich geniusz, a raczej oburzyło okradanie biedoty. Niestety, z braku dowodów (przechwałki można zawsze odwołać) ze sprawą nikt nic nie zrobił - poza zastosowaniem ostracyzmu społecznego oczywiście.
Następnego dnia, dzielna grupa pod wezwaniem, ruszyła znowu na podbój targu na pograniczu faveli (slums'ów). Traf chciał, że znowu spotkali tego samego chłopaczka. Zadowoleni zaczęli dobierać towary, na co młodzik zaproponował, że im sprzeda okazyjnie coś fajniejszego tylko muszą z nim podejść do niego do domu. Po krótkiej naradzie, cwaniaki postanowiły skorzystać z oferty. Weszli w ciasny labirynt uliczek i po chwili stali otoczeni przez kilkunastu zdecydowanie starszych Brazylijczyków, uzbrojonych w przyrządy służące do wycinki krzewów w dżungli, powszechnie zwane maczetami.
Finał historii jest taki, że pozbyli się wszystkiego - zegarków, aparatów wartych po 2000-3000 złotych, pieniędzy, a na pokład wrócili w tempie ekspresowym. Do tej pory zastanawiam się, czy nie powinni pójść na pielgrzymkę dziękczynną, za to, że ich tam nie porąbali na kawałki.
W razie wątpliwości - byłem członkiem tej załogi, historia rozegrała się w Salvador de Bahia ponad 10 lat temu.
zagranica
Ale sobie przyoszczędzili panowie, nie ma co. Szczerze? I bardzo dobrze.
Odpowiedzmnie wynik tej historii też jakoś ucieszył...
OdpowiedzDokładnie. Nie opowiadam się za kradzieżą, ale w tym wypadku cieszę się z zakończenia.
OdpowiedzNie ma to jak dbać o wizerunek swojego państwa za granicą, że o reszcie załogi nie wspomnę.
OdpowiedzNie ma jak dobra historia z happy endem. Należało im się :).
OdpowiedzJakby ich posiekali świat by na tym nie stracił.
OdpowiedzStraciłby - świetnego kapitana, który głupio założył, że jak ktoś ma 17-18 lat to już rozumie co do niego się mówi i przed czym ostrzega (mówimy o młodzieży z tzw. "elitarnych liceów" z lat 90'tych), a jakby się ich rodzice zamiast odbioru w porcie macierzystym doczekali ołowianych trumien z mielonym w środku to przecież kapitana pierwszego by linczowali, a resztę załogi zawodowej zaraz po nim.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 listopada 2012 o 14:47
Nie wiem kto bardziej piekielny jest w tej sytuacji...
OdpowiedzKurtyna?
OdpowiedzTadam!
OdpowiedzZastanawia mnie na ile akcja Brazylijczyków była zemstą, a na ile to mogła być rutyna w postępowaniu z bogatymi głupkami. Z opowieści Brazylijczyków, z którymi miałem okazję rozmawiać jasno wynika, że wyprawa człowieka "z Zachodu" do biedniejszych dzielnic nie jest dobrym pomysłem. Gangi specjalizujące się w okradaniu turystów raczej ich nie zabijają. Za kradzieże czy nawet rozboje nikt im nic nie zrobi, bo lokalna policja jest albo przekupiona, albo obojętna. Natomiast morderstwo cudzoziemca to trochę grubsza sprawa, która nie rozeszłaby się po kościach jak zwykły rabunek.
OdpowiedzNie wiem czy była to zemsta, przypadek czy zorganizowana akcja :), wiem za to, że mi gnojków nie żal. Co do zabijania, pewnie masz rację, ale favelas to miejsca gdzie policję ciężko znaleźć, a pozbycie się zwłok nie jest trudne.
OdpowiedzJak sie nie mylę to jednostki BOPE pacyfikują raz na jakiś czas favele i trochę spokoju jest... na chwilę.
OdpowiedzZawsze ceniłem osoby, które dzielą się z innymi. Powinniście im gratulować świetnych prezentów jakie sprawili miejscowym. Bezinteresowność jednak nie umarła. :)
OdpowiedzNastępny wyznawca świętego apostrofu...
OdpowiedzNie wiem, czemu @whateva ma minusy? Chyba, że za niezbyt uprzejmą formę, wtedy mogę zrozumieć, bo rzeczowo ma rację - "slumsów" powinno być, gdyż apostrof w odmianie tego wyrazu jest zbędny do poprawnego odczytania - po spółgłosce go NIE stawiamy :)
Odpowiedznależałoby też skasować ten zupełnie bez sensu postawiony przecinek: "czas wolny podczas, którego"
OdpowiedzTeż mnie drażni nieinteligentne stosowanie apostrofów.
Odpowiedz"po spółgłosce go NIE stawiamy :)" Nie do końca tak to działa. Apostrow stawiamy w momencie, kiedy zdanie odmienione na złączeniu miało zbitek liter niespotykany w języku polskim - na przykład kiedy mówimy o kolesiu o imieniu Gary, to celownik od tego słowa napisalibyśmy "Gary'emu" - jak widać, mamy tutaj samogłoskę, po której jednak apostrof występuje.
OdpowiedzJako, że odpowiedzi edytować się nie da - sam się zastanawiam, jakim cudem napisałem "apostrow".
OdpowiedzSniegu, przeczytaj sam siebie jeszcze raz - Ty napisałeś o SAMOgłoskach, a Mirame pisała o SPÓŁgłoskach. Nota bene zasada jest bardzo prosta - stawiamy po samogłosce, której po odmianie w języku polskim nie słychać. Dobry przykład z tym Garym - Gary, Garym, ale już Gary'ego - bo wymawia się [garego] i to "y" w wymowie znika. Proste jak budowa cepa ;)
Odpowiedz@Śniegu - to, że napisałeś "apostrow", to jedno, ale mnie znacznie bardziej dziwi, dlaczego piszesz, że nie mam racji, po czym w wyjaśnieniu swojego komentarza mi ją przyznajesz... :)
OdpowiedzDziękuję za wykład o apostrofach i postaram się pamiętać. Niestety błędy się zdarzają, a jeśli to był największy problem z moją historią to znaczy, że nie jest źle. Z drugiej strony pomyślałby kto, że człowiek po przeczytaniu historii mógłby mieć do powiedzenia coś więcej niż - tu wstaw przecinek lub źle zastosowany apostrof. No, ale ja dziwny jestem :). Pozdrawiam czytelników.
OdpowiedzHmm, ciekawe. Najwyraźniej powinienem przestać pisać komentarze tuż przed pójściem spać jak mózg już nie działa :P
OdpowiedzA jak przebiegała dalsza morska wyprawa? Pan kapitan "odpuścił" grzechy? Kara jakaś była? Po powrocie reperkusji żadnych? Rodzice gnojków pogodzili się ze stratą i nie szukali winnego? Bo wiesz, ich wersja wydarzeń pewnie była zgoła inna...
OdpowiedzJak pisałem w historii, Pan Kapitan o cwaniackim numerze nie wiedział, bo z braku dowodów nikt mu tego nie zgłosił. Jeśli mowa zaś o okradzeniu członków załogi, to sprawa została zgłoszona i nikt się raczej nie spodziewał, że coś dalej z tym będzie zrobione - wychodziliśmy z tego portu parę dni później, a z Brazyli zniknęliśmy w ciągu 2 tygodni około. Rodzice poszkodowanych, ze stratą się pogodzili - trzeba im przyznać, że przyznali się do samowolnego zwiedzania gorszej dzielnicy - i dosłali, więcej kasy. Kapitan był zły na opuszczenie bezpiecznej strefy przez podkomendnych, ale jego repertuar był ograniczony. Dostali zakaz wyjścia do portu do końca pobytu w Brazylii i karną wachtę trapową i tyle.
Odpowiedzdenominacja a nie dewaluacja, jeżeli masz na myśli reformę pieniężną z 1995 r.
OdpowiedzPrawda. Poprawione.
OdpowiedzNie poprawione. Historii na głównej nie można zedytować chyba. Tak czy siak masz rację ;)
OdpowiedzHmm, swoją drogą ciekawe jak opisana była by ta historia gdyby jednak okazało się, że to nie zemsta Brazylijczyka za oszustwo tylko zaplanowana akcja? Komentujący tak szafują tekstami, że dobrze im tak, a gdyby sami zostali ofiarami kradzieży to pewnie bluzgi z ich ust nie miały by końca.
OdpowiedzA jakie to ma znaczenie? Jeżeli padli ofiarą zemsty ze strony Brazylijczyka to dobrze, ale jak była to zaplanowana akcja to źle i mam im współczuć. Wiedzieli o tym, że jest to dzielnica, którą lepiej omijać szerokim łukiem. A za cwaniactwo nauczka się należy.
OdpowiedzKarma's a bitch.
OdpowiedzA można wiedzieć kto był kapitanem?
OdpowiedzKpt. Ziemowit Barański.
OdpowiedzPłynęliście Chopinem, czy inną szkoleniówką? :)
OdpowiedzChopinem :)
OdpowiedzZazdroszczę wielce, jako, że Szkoła pod Żaglami była moim wielkim marzeniem. Niestety wybranie liceum plastycznego, w którym nie nadrobiłabym 3-miesięcznych strat, pokrzyżował te plany. Ale przynajmniej dzięki umiejętnościom wykształconym w tymże liceum pomogłam w ratowaniu Chopina w zeszłym roku po połamaniu masztów robiąc rysunki na licytację :)
OdpowiedzCSpŻ 88/89? Z ciekawości - ile taka impreza kosztowała?
OdpowiedzKilka tysięcy złotych za kilka miesięcy w rejsie (łączny koszt był większy, ale był też załatwiony sponsoring).
OdpowiedzWow, super - spodziewałam się kilku tys. za miesiąc, teraz jest chyba przelicznik 100zł/dzień - fakt, że jest inna wartość pieniądza, ale nadal :)
OdpowiedzO ile mnie pamięć nie myli - było to jednak dosyć dawno - doba na Chopinie wynosiła jakieś 200 złotych od osoby, więc gdyby nie sponsorzy, to by mnie tam nie było (dyrektor mojego liceum niesamowicie pomógł w tej kwestii). Jedno jest pewne, to była przygoda życia.
OdpowiedzAle kretyni, po przekręcie pokazywać się ponownie w miejscu zbrodni? Jednak inteligencja jest wrodzona.
OdpowiedzNie trzeba było pozbywać się szczęśliwej monety.
OdpowiedzTrzeba być idiotą, żeby się pchać w takie miejsca. Będąc w Johannesburgu (RPA) też szlajałam się po różnych niezbyt bezpiecznych dzielnicach, ale byłam z miejscowymi. Sama nigdy w życiu bym tam nie poszła, to jest po prostu proszenie się o kłopoty. No i przekręt stulecia zrobili, na prawdę. Poza tym to jedna z najfajniejszych historii jakie czytałam tutaj i jeżeli masz jeszcze jakies opowiesci dziwnej tresci to wrzucaj proszę :)
OdpowiedzDziękuję za sympatyczny komentarz. Opowieści nazbierało się sporo przez lata, chociaż nie koniecznie tak egzotycznych. Jak natchnienie przyjdzie to wygrzebie coś ze śmietnika zwanego pamięcią :). Jak zauważyłem muszę również nad warsztatem popracować, bo ostatni raz słowem pisanym w formie pseudo literackiej posługiwałem się około dekady temu i zwyczajnie zardzewiałem - błędy, interpunkcja, stylistyka etc.
Odpowiedz