Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym dlaczego pewne szpitale nazywane są umieralniami. Pewnego wieczoru, kładąc się…

O tym dlaczego pewne szpitale nazywane są umieralniami.

Pewnego wieczoru, kładąc się spać, poczułam straszny ból brzucha. Nie żołądka, nie podbrzusza, bolała mnie cała jama brzuszna. Z minuty na minutę poczułam się jeszcze gorzej, nadęta byłam jak balon. Nie mogłam leżeć bo ból był nie do zniesienia, siedzenie równie bolało, a na nogach ustać nie mogłam. I tak kręciłam się, cierpiałam, ale nie wiedziałam co mi jest, ogólnie czułam się jakbym miała naprawdę mega wzdęcie. Dlatego nie chciałam wzywać karetki, bo pomyślałam, że za chwilę przejdzie.

Kiedy do 2 w nocy czułam się jeszcze gorzej, obudziłam kolegę, zapakowałam się do samochodu i pojechaliśmy na ostry dyżur. Po dwóch godzinach siedzenia na krzesełku w poczekalni, w końcu wzięli mnie na badanie. Pani doktor pomacała mój brzuch, stwierdziła, że to kolka jelitowa, podali mi kroplówkę i zostawili. Do 6 rano nie zmrużyłam oka, ciężko było mi znaleźć dogodną pozycję. Przepraszam od razu kobiety leżące ze mną w sali, za moje całonocne jęki i płacz.

W końcu mój narzeczony pomęczył trochę lekarzy, że mój stan wcale się nie poprawił i może by tak jakieś badanie, żeby wiedzieć co mi jest. Ok, wysłali mnie na usg. Znaczy dali mi skierowanie, a ja sama miałam udać się na drugi koniec szpitala. Chodzić nie mogłam, ale że nikogo to nie obchodziło, wsparta na ramieniu chłopaka, doczołgałam się na badanie. Wyszło na nim, że w jamie brzusznej mam rozlany płyn, konieczna konsultacja ginekologiczna.

Więc wysłali mnie na kolejne badanie, a że tym razem trzeba było udać się na wyższe piętro, posadzili mnie na wózku i jazda. Pani pielęgniarka powiedziała, że boi się tej windy, bo ona lubi się zacinać, więc gdybym mogła wejść te parę schodków... I znów wsparta na ramieniu, czołgałam się po schodach, zmęczona całonocnym cierpieniem, trzymałam się za obolały brzuch. Mijał nas doktor, zmierzył mnie z góry do dołu i z uśmiechem tylko powiedział: "ale pani śmiesznie chodzi, chyba panią boli." Pozostawiam to bez komentarza.

Kolejny etap, dwugodzinne siedzenie na plastikowym krzesełku przy recepcji i czekanie na badanie. Dużo ludzi wchodziło i mierzyło mnie spojrzeniem (wyglądałam jak ćpunka w ciąży) ale było mi już wszystko jedno. Pierwsze badanie się odbyło, pan doktor się zadumał i stwierdził, że musi to obejrzeć starszy stażem lekarz. Więc czekam na kolejne badanie. Wchodzę do małego gabinetu, a tam z 10 osób. Lekarze, stażyści. Nikogo to nie dziwiło i od razu dostałam polecenie rozebrania się. Do samego badania zostało z 5 osób. Nie mogłam leżeć, z bólu się co chwilę zrywałam, ale lekarzowi nie przeszkodziło to w krzyczeniu na mnie.

W końcu wyszło, że mamy kilka opcji. Cośtam się powykręcało i operujemy, pękła torbiel i operujemy, lub pękła torbiel i czekamy, aż płyn się wchłonie. Zapisali mnie na oddział, pomijam burdel w papierach przez co trwało to pół godziny dłużej. Posadzili mnie na wózku i zaraz jakaś pielęgniarka zawiezie mnie na oddział. Więc czekam, minęło ok 13 godzin odkąd moje bóle się zaczęły i przez ten czas nie zrobili nic co by mi pomogło. Wyglądałam jak upiór i wciąż trzymałam się za brzuch. Przychodzi pielęgniarka i z szerokim uśmiechem pyta: "pani po poronieniu?". Akurat nie, ale jakbym była to za ten tekst chyba bym babę rozszarpała.

Nie przedłużając, gdy przyjechałam na oddział, posadzili mnie... na plastikowym krzesełku na korytarzu, bo nie było miejsc. W szpitalu spędziłam 3 dni i dzięki Bogu, poprawiło mi się, bo przez te 3 dni, dostałam może 2 kroplówki, jedną no-spę i na moje żądanie jeden ibuprom...

służba_zdrowia

by pusia
Dodaj nowy komentarz
avatar FretkaFineasziFerb
7 7

Dowiedziałaś się w końcu co ci było, zabrakło mi tego w historii.

Odpowiedz
avatar pusia
7 7

Pękła mi torbiel na jajniku. Płyn się rozlał, ale na szczęście po ok. tygodniu sam się wchłonął.

Odpowiedz
avatar Vividienne
11 11

Polecam tę historię każdemu kto twierdzi, że nie możemy sprywatyzować służby zdrowia, bo ludzie zostaną bez pomocy. Tak jakby teraz ją otrzymywali.

Odpowiedz
avatar bimbarabim
3 9

Po prywatyzacji nie będzie lepiej, a przy dochodach na naszej zielonej wyspie, każdy konkretniejszy pobyt w szpitalu oznaczałby zaciągnięcie sporego kredytu. I wciąż nie jest pewne że byłoby się potraktowanym lepiej.

Odpowiedz
avatar Jiana
8 8

Jak to nie otrzymujemy pomocy? Oczywiście, że otrzymujemy. Właśnie ze strony służby zdrowia - dzięki niej jesteśmy bardzo zdrowym narodem. Tak panicznie się boimy chorób że nas się nie imają. I tak dziwne, że dziewczynę przyjęli do szpitala. W końcu to już listopad więc limit powinien się wyczerpać i powinni dać termin na luty tudzież marzec :)

Odpowiedz
avatar pusia
4 4

Po wyjściu ze szpitala, po 2 tygodniach miałam się stawić na badaniu kontrolnym w tym szpitalu. Pojechałam tam 3 razy i dzielnie próbowałam dostać się do lekarza. Raz byłam podobno o 2 minuty za późno i lekarze już nie przyjmują. Drugi raz nie było tego lekarza co to badanie mi zlecił, a inni nie chcieli mnie przyjąć. Za trzecim razem, stwierdzili, że co ja sobie myślę, mam się zapisać. Idę do recepcji zapisać się nie mogę, bo nie mam lekarza prowadzącego, a gdy go już wybiorę, mają dla mnie termin za 4 miesiące. Poszłam prywatnie.

Odpowiedz
avatar Jiana
3 3

No właśnie tak jak myślałam 4 miesiące. Żyjemy w chorym kraju. Całe życie odkładasz na służbę zdrowia a jak coś Ci się dzieje to słyszysz, że limit im się skończył i pomóc Ci nie mogą. A cholera jasna pomóc nie mogą a kasę dalej biorą?

Odpowiedz
avatar pusia
3 3

Żyjemy w bardzo chorym kraju, bo stojąc przy rejestracji, byłam świadkiem innej sytuacji. Podchodzi babka i mówi, że styczniu (był koniec maja) zapisała się na badanie do doktora x. Pani w rejestracji wzięła ubezpieczenie i skierowała panią do gabinetu. Po 15 minutach (dalej stałam przy rejestracji i prowadziłam abstrakcyjną rozmowę) wraca ta sama pani, załamana, a za nią wkurzony lekarz. Przytoczę tylko jedną wypowiedź lekarza: kto zapisał tą panią na badanie endokrynologiczne, kiedy w naszym szpitalu nie ma lekarza o takiej specjalizacji?"

Odpowiedz
avatar AyatiSajani
5 5

Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć tylko tyle- polska służba zdrowia jest tragiczna, ale ze względu na brak środków, sprzętów i skostniały system. Lekarzy mamy na ogół bardzo dobrych i ja z wszystkimi poważniejszymi dolegliwościami idę tylko do polskich lekarzy. W Norwegii jest równie tragiczna służba zdrowia. Tyle, że sytuacja jest odwrotna, mają kasę, sprzęt, tylko lekarze beznadziejni i nie potrafią powiedzieć nic mądrzejszego niż "To ja pani paracet przepiszę" (?!).

Odpowiedz
avatar Vividienne
3 3

@bimbarabim: w tej chwili wcale nie jest inaczej - za "opiekę" szpitalną płacisz przy każdej wypłacie grube pieniądze, więc zamiast zaciągać kredyt na faktyczne leczenie, musisz go zaciągać na każdy większy wydatek. A jak przychodzi do leczenia, to korzystasz z "darmowej" służby zdrowia, gdzie personel zajmuje się tobą tak, jakby faktycznie robił to za darmo. Gdyby tak się tobą zajęto w prywatnej placówce za twoje osobiście wypłacone z kieszeni pieniądze, to zaraz składałbyś reklamację, bo byłbyś klientem. A tak to sobie możesz co najwyżej skargę do NFZ napisać, ewentualnie ładować się w procesy sądowe (co, jeśli obyło się bez ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, i tak skończy się umorzeniem).

Odpowiedz
avatar bimbarabim
1 3

Tak, jest odejmowane z mojej wypłaty na "darmowe" leczenie. Wcale nie aż tak dużo. Sam pomysł publicznej służby zdrowia nie jest zły. Problemem jest to jak pieniądze na nie przeznaczone są rozdysponowywane i kontrolowane. Prywatyzacja służby to zmiana problemu no nowy, a nie rozwiązanie go.

Odpowiedz
avatar Vividienne
3 3

W przypadku prywatnej służby zdrowia albo masz leczenie, albo pieniądze w kieszeni. W państwowej nie masz ani jednego ani drugiego. Naprawdę uważasz, że to w jakiś sposób porównywalne sytuacje? Ja uważam, że państwowe powinno pozostać wyłącznie ratownictwo (żeby np.ofiary wypadku nie musiały się najsamprzód wylegitymować dowodem ubezpieczenia), natomiast cała reszta powinna być prywatna. Wyobrażasz sobie, że ktoś leżałby w szpitalu trzy dni bez żadnych badań, płacąc z własnej kieszeni za każdy dzień pobytu? Szpital w życiu nie zobaczyłby kasy za takie "leczenie".

Odpowiedz
avatar bimbarabim
1 1

Zobaczyłby. Po prostu każdego dnia byłoby wykonywane BWB - Bardzo Ważne Badanie. Już teraz szpitale walczą z NFZ o kasę zalecając pacjentom dłuższe pobyty w szpitalu niż to konieczne. W małych miejscowościach ludzie byli by skazani na korzystanie z jedynego szpitala tak czy siak. A ten mógłby ustalać ceny jak leci. Jak sobie wyobrażasz leczenie długotrwałych przypadków? Ceny lekarstw, zwłaszcza w przypadku chorób przewlekłych albo nieuleczalnych? Generalnie wyglądałoby to tak, że albo masz DOBRZE płatną robotę, albo zdychaj. Szpital nie powinien być firmą, nie powinien zarabiać na bajkowe pensje zarządu, idealnie powinien wychodzić w budżecie na 0.

Odpowiedz
avatar AyatiSajani
0 0

Można połączyć parę opcji w jedną. Prywatne szpitale i cała służba zdrowia (oprócz ratownictwa np), pacjent musi płacić z własnej kieszeni, ale po osiągnięciu pewnego progu wydatków państwo dofinansuje resztę. W ten sposób część ludzi, chorych "okazjonalnie" mogłaby zamiast płacić na ZUS sama decydować kiedy lekarz potrzebny, a kiedy nie. Natomiast reszta, ciężko chora płaciłaby do ustalonej z góry kwoty, po czym mogłaby liczyć na pomoc państwa. W ten sposób np skończyły by się pielgrzymki do lekarzy w kompletnie błahych sprawach lub np niektórych starszych ludzi, którzy czasami idą żeby sobie pogadać z lekarzem i się pożalić.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 listopada 2012 o 12:53

avatar Vividienne
0 0

Szpitale zalecają pobyty dłuższe niż konieczne nie dlatego, że brakuje im pacjentów do zapełnienia łóżek, ale dlatego, że NFZ wymyślił sobie, że za pobyt powyżej 3 dni płaci znacznie więcej niż za taki do 3 dni. Gdyby nie było NFZ, nie byłoby powodu dla takiej sytuacji - chorych nie brakuje, po co trzymać jednego za samą stawkę dzienną, jak można wziąć kolejnego i kasować za pobyt + badania? Pacjent, któremu wykonywanoby takie BWB albo byłby doskonale zdiagnozowany, albo (jeśli BWB nie miałoby związku z jego chorobą) po zakończeniu pobytu składałby reklamację lub pozew. Dziś nikt tego nie robi, bo przecież te badania to nie za jego pieniądze, więc po co się wysilać? A co do reszty: wprowadźmy koniecznie Narodowy Fundusz Żywienia! Bo przecież jeśli ludzie będą sami zapewniać sobie żywność, to: W małych miejscowościach ludzie będą skazani na korzystanie z jedynego sklepu tak czy siak. A ten mógłby ustalać ceny jak leci. Jak sobie wyobrażasz żywienie ludzi z szybką przemianą materii i dużym apetytem? Ceny pieczywa, zwłaszcza w przypadku chorób alergicznych i nietolerancji? Generalnie wyglądałoby to tak, że albo masz DOBRZE płatną robotę, albo zdychaj. A teraz tak całkiem serio: Każde państwowe dofinansowanie powoduje wzrost ceny. Doskonały przykład mieliśmy niedawno właśnie w medycynie - kiedy wycofano refundację kilku popularnych preparatów, ich ceny spadły z ponad 100zł do max.27zł (a gdzieniegdzie nawet do 8zł!). Więc terapie, których cena obecnie przekracza możliwości finansowe przeciętnego Kowalskiego, po zniesieniu państwowej refundacji będą znacznie tańsze. Nie mówię, że każdego będzie na wszystko stać, ale na pewno będzie go stać na więcej niż teraz, i w lepszej jakości. Kolejna sprawa - w Polsce obecnie praktykuje się często przestarzałe, nieskuteczne terapie, tylko dlatego, że NFZ płaci właśnie za nie. Wydaje się często dziesiątki tysięcy złotych na leczenie o średniej skuteczności, kiedy na rynku od lat dostępne są terapie o wysokiej skuteczności - lecz trochę droższe. Gdyby to pacjent był klientem szpitala, to do niego należałaby decyzja z czego skorzysta. Może sprzedałby mieszkanie, żeby skorzystać z lepszej terapii - ale koniec końców byłby zdrowy. A w obecnej sytuacji, gdy klientem jest NFZ, pacjent nie ma wyboru. Korzysta z najtańszej terapii (chyba, że jest naprawdę bogaty i stać go nie tylko na finansowanie NFZ przez całe życie ale też na wybulenie kilkudziesięciu lub -set tysięcy na prywatne leczenie), i w efekcie często umiera. No, ale my mamy czyste ręce - w końcu sfinansowaliśmy mu (z jego własnych pieniędzy) leczenie (co z tego, że nieskuteczne).

Odpowiedz
avatar bimbarabim
0 0

@AyatiSajani ZUS to nie to samo co składki na leczenie. ZUS to inna bajka i dla mnie mogą nie istnieć. Niektóre choroby mogą się ujawnić w późniejszym wieku i co wtedy? W tym, że wszyscy zrzucają się do jednego portfela, z którego jest potem fundowane ich leczenie jest jeden plus - leczenie jednej osoby, warte 100 tys. przy założeniu, że zrzuca się 10 mln. osób kosztuje każdego 10 gr. @Vividienne Mówiąc o walce o kasę, miałem na myśli to, że szuka się sposobów jak dostać więcej pieniędzy za to samo, np. właśnie przez zatrzymywanie pacjentów na dłużej, odpowiednie kwalifikowanie zabiegów, itd. NFŻ? - przecież już jest zasiłek socjalny. Co do cen leków - to znaczy, że ktoś źle negocjował ceny, jeśli bez dopłaty okazały się tańsze. Albo firma produkująca leki obcięła koszty, np. przez użycie tańszych składników, tańszego procesu. Jak już pisałem, a także jak wynika z twojego komentarza - głównym problemem jest NFZ. To jak dysponują pieniędzmi, jak narzucają limity. Do tego dochodzi wszechobecny nepotyzm, także w szpitalach i tego nie rozwiąże prywatyzacja, w prywatnych firmach też panuje nepotyzm i prezesi wyprowadzają kasę. Problemem jest zbyt mała możliwość kontroli przez społeczeństwo na to, co jest robione za nasze pieniądze. Bo co z tego, że media sobie pohałasują o nepotyzmie - posadkę straci najwyżej jakiś kozioł ofiarny w widowiskowy sposób, ale i tak będzie ustawiony do końca życia. A my jedyne co robimy to gapimy się na małą grupkę cwaniaków dorabiającą się naszym kosztem.

Odpowiedz
avatar AyatiSajani
0 0

@Bimbarabim Faktycznie trochę mi się porypało :)

Odpowiedz
avatar Litterka
8 8

"ale pani śmiesznie chodzi, chyba panią boli." - hahaha, jak zaraz pana kopnę w jaja, też pan będzie śmiesznie chodził. Szkoda, że nie miałaś siły mu przykopać. Nie cierpię bezczelności u lekarzy!

Odpowiedz
avatar AyatiSajani
4 4

To fakt, lekarzom się czasami w głowach coś przestawia. Szkoda i pielęgniarek, które są traktowane z góry, i pacjentów, których czas jest marnowany, bo "gdzie im się spieszy? Mogą poczekać."

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Leżałam kiedyś w podobnym szpitalu, z tym, że u mnie było tak, że niczego właściwie nie wykryli, ale faszerowali lekami na wszystko. Po 1,5 tygodnia wypisałam się na życzenie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

A skąd wiecie czy szpital był prywatny, czy państwowy? Jakoś ludzie nie zdają sobie sprawy, że w prywatnych też nie trzeba płacić...

Odpowiedz
avatar Vividienne
2 2

Tak naprawdę w obecnym systemie nie robi to pacjentowi wielkiej różnicy. Jakość leczenia jest w obu przypadkach poza jakąkolwiek kontrolą, bo kto inny korzysta, a kto inny płaci. Kiedy piszę o prywatyzacji służby zdrowia, mam na myśli zlikwidowanie obowiązku państwowego ubezpieczenia - dopiero to postawiłoby sytuację do pionu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Raczej o zlikwidowaniu centralizacji tego ubezpieczenia, uwolnienie rynku, a nie o zlikwidowaniu obowiązkowości. Bo, znając nasze społeczeństwo, wtedy dopiero byłby dramat...

Odpowiedz
Udostępnij