Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dawno nie gościłem na Piekielnych z historią, ale opowieść użytkownika Lavinka123 http://piekielni.pl/41684#comments…

Dawno nie gościłem na Piekielnych z historią, ale opowieść użytkownika Lavinka123 http://piekielni.pl/41684#comments przypomniała mi historię z UMK, która jak straszak krąży wśród corocznego nowego narybku zwanego pierwszym rokiem.

Sytuacja normalna. Dwie dziewczyny, nie powiodło im się na egzaminie w pierwszym terminie, czekała je poprawka ustna. Co ważne, przedmiot prowadzony był przez prodziekana wydziału.

Prodziekan nie przychodził, dziewczyny zaczęły więc go szukać. Pukają do pokoju asystentury:
- Dzień dobry, jest prodziekan X? Przyszłyśmy na poprawkę ustną.
Chwila przerwy...
- Tak, jest, proszę poczekać pod drugimi drzwiami pokoju - odpowiedziała osoba, która otworzyła drzwi.

Po chwili drugie drzwi się otwierają, wychodzi... ta sama osoba co wcześniej.
- Dziękuję Paniom za egzamin poprawkowy. Obie Panie nie zdały. Zapraszam na egzamin warunkowy.

Edit dla wyjaśnienia: egzamin w pierwszym terminie prowadzony był przez kogoś z innego z racji wyjazdu prodziekana na konferencję.

UMK

by polarinho
Dodaj nowy komentarz
avatar Poison_Ivy
22 22

Skoro panienki nie poznały osoby prowadzącej przedmiot, to chyba zbyt pilnie nie uczęszczały na zajęcia?

Odpowiedz
avatar soraja
-5 9

Na UMK część wykładów jest nieobowiązkowa - co wydaje się logiczne, biorąc pod uwagę że w tym czasie ma się konwersatorium, seminarium itp.

Odpowiedz
avatar soraja
2 6

Zdaniem minusujących student powinien się rozdwoić i jednocześnie przebywać na seminarium i wykładzie? Może niech najpierw zapoznają się z podstawowymi prawami fizyki, a potem zabierają do klepania komentarzy w internecie.

Odpowiedz
avatar Maruda_Waleczna
0 0

iiii tam, mój mąż ma w tym momencie i po 4 różnie bloki zajęć w tym samym czasie. jak się studiuje, to się potrafi być w kilku miejscach jednocześnie d:

Odpowiedz
avatar Draco
5 11

Hmmm... obstawiam że historię wymyślili wykładowcy :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 19

Podobna historia krążyła na mojej uczelni: Do pokoju zajmowanego przez 3 doktorów puka student, wchodzi... - Dzień dobry, jest doktor X? - spytał student - A widzi go pan tu? - spytała jedna z osób siedzących w środku - Nie... - Znaczy go nie ma - odparł doktor X.

Odpowiedz
avatar mesiaste
12 12

W sumie to jest pewna urban legend, krążąca po uniwerkach, w rożnych wariacjach, ale jest w tym chyba ziarno prawdo, bo samam miałam na swoim roku osoby, które nie znały prowadzących (,bo zwyczajnie nie chodziły na zajęcia), ale były na tyle bystre, że wcześniej po prostu kogoś spytały, jak wygląda Pan/Pani X.

Odpowiedz
avatar fenirgreyback
11 11

Ja skłaniałbym się ku wersji, że to dość częsty przypadek, a nie urban legend.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
13 15

Ja myślę, że historia prawdziwa i że podobne sytuacje zdarzają się co jakiś czas na każdym uniwerku. Najbardziej dziwi mnie "sieroctwo" tych studentów... OK, nie chodzą na wykłady, ich sprawa, ale co za problem podpytać się jak wykładowca wygląda, jak jest tego dnia ubrany, albo poprosić kogoś żeby zajrzał do pokoju i im sprawdził? Że już nie wspomnę o tym, że wyszukanie zdjęcia prorektora w internecie, np. na stronie uniwerku, nie powinno być problemem.

Odpowiedz
avatar MaryAnnn
2 4

A jeśli mają indywidualny tok nauczania z jakichś powodów, to od tego powinni zacząć rozmowę.

Odpowiedz
avatar polarinho
0 2

Wiedziałem, że pojawi się stwierdzenie "Urban legend" :D Może i tak jest. Tę historię opowiedział mi znajomy, który studiował z tymi paniami. A rzeczywiście słyszeliśmy ją kilkukrotnie na różnych wykładach i ćwiczeniach.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
5 9

Żadna urban legend, takie jednostki naprawdę istnieją, przynajmniej po kilka sztuk na każdym roczniku. Jedną z naszych pań doktor prowadzących ćwiczenia i laboratoria bardzo brzydko przezywaliśmy per "dr Raszpla". Pod koniec semestru jedna z koleżanek jej szukała w celu uzupełnienia wpisu w indeksie. Zapukała do pokoju i wypaliła: "dzień dobry, czy zastałam doktor Raszplę?" Osoby z pokoju znały studentkę z widzenia i szczerze się zdziwiły, że szuka osoby, która nie pracuje na wydziale. Odpowiedziały, że to pomyłka, studentka podziękowała. Potem pdchodzi do nas i się skarży, że te asystentki Raszpli jakieś niekumate, nie znają nazwiska swojej szefowej. Ze zdziwieniem przyjęła do wiadomości, że Raszpla naprawdę nazywa się Kowalska.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 października 2012 o 19:22

avatar mesiaste
1 1

To, że tacy ludzie istnieją, to wiem i z autopsji, chodzi o samą skalę zjawiska, która z opowieści, chociażby na Piekielnych, wskazuje na to, że co drugi student wykazuje się nieogarem do tego stopnia, że nawet ciężko mu się dowiedzieć do kogo idzie zaliczać albo chociaż wygooglować, bo teraz większość wykładowców ma swoje fotki czy to na stronie uniwerku czy jakiś prywatnych. Najbardziej jednak w kwestii oceny, że to urban legend, skłoniło mnie, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam, to, że laski miały już jeden termin z tym facetem, poszły na poprawkę, więc...nie wiedzieć z kim miało się pierwszy termin ? No i sam opis sytuacji, żywcem właśnie wyjęty z wiecznie krążących po świecie opowiastek, przekazywanych ustnie, a których nikt nie widział na własne oczy :)

Odpowiedz
avatar polarinho
-1 1

W tym przypadku egzamin w pierwszym terminie prowadził ktoś inny z tej samej katedry z racji konferencji, na którą prodziekan pojechał.

Odpowiedz
avatar unitral
4 6

To że student nie zna prowadzącego to żadna nowość. Sam doświadczyłem prawie identycznej sytuacji. Wykłady nieobowiązkowe, ćwiczenia i laborki zaliczone na 5, to z egzaminu zwolniony byłem. Wesoły więc idę po wpis, wchodzę do pokoju, a tam przy stołach siedzi 4 "profesorków", oczywiście żadnego do tej pory nie widziałem. Grzecznie mówię "Dzień dobry, ja do Profesora X". Na co rzeczony odwraca się i z uśmiechem informuje mnie "Profesor jest w innej katedrze w pokoju xxx, gdyby go nie było proszę tu wrócić, możliwe że się zjawi". Zadowolony idę do wskazanego gabinetu, aby pocałować klamkę. Wracam więc jak mnie poinformowano, a owy profesorek mówi że Profesor X był właśnie i udał się na zajęcia na inny wydział (jakieś 20 minut spacerkiem). Na tamtym wydziale spotkałem 2 kolegów z grupy z identyczną historyjką. Dopiero wracając na właściwy wydział uświadomiliśmy sobie że to piekielny Profesor X nas tak przegonił. :) Ale wpis zdobyłem :)

Odpowiedz
avatar mesiaste
0 0

polarinho, a widzisz, to dość istotna informacja, która nie padła w historii, a mnie zmyliła i pozwoliła pochopnie ocenić całą sytuację. W takim razie zwracam honor.

Odpowiedz
avatar kurczakus123
-1 3

Takie historie się zdarzają. U mnie na uczelni był jeden profesor, który miał "monopol" na pewne wykłady, na wszystkich kierunkach na wydziale. Nie muszę mówić, że spotkać go na tych wykładach było sztuką - na szczęście jego doktoranci i doktorzy prowadzący ćwiczenia byli na wysokim poziomie i nadrabiali przekazywanie nam wiedzy (tudzież skutecznie "motywowali" do samodzielnego przyswajania podczas przygotowywania się do ćwiczeń). Nadszedł czas zaliczeń, otrzymawszy wpisy od prowadzącego ćwiczenia wybrałam się z dwójką kolegów do pana profesora o wpisanie tzw "oceny końcowej" (studiowałam dawno, nie wiem, czy to jeszcze istnieje). Profesor o dziwo był w swoim gabinecie, ale gdy nas zobaczył stwierdził "siedzę tu już kilka godzin, muszę coś zjeść, idę do bufetu, ale proszę tu poczekać na mnie". Profesor wyszedł a kolega żartowniś zasiadł za jego biurkiem, nogi nań i udaje profesora... wtem do drzwi rozlega się pukanie, otwierają się i ukazują grupę studentów, pytających o profesora. Kolega - "Profesor" był tak zaskoczony zastaniem go w tej sytuacji, że odrzekł "tak, no widzicie, że jestem, ale teraz egzaminuję tę oto dwójkę (wskazując na mnie i drugiego kolegę), przyjdźcie później". Studenci wyszli... szkoda, że nie widziałam ich miny, gdy w końcu spotkali prawdziwego profesora :)

Odpowiedz
avatar Maruda_Waleczna
0 0

To mi przypomniało, jak kolega z mojej grupy (swoją drogą uczęszczający na maksymalnie 50% zajęć) dwukrotnie trochę nie wcelował z wiedzą o wykładowcach. W pierwszym przypadku przy windzie zapytała go o naszą koleżankę pewna doktorka, dość młoda jak na tytuł i młodo również wyglądająca. Kolega barwnie poinstruował panią doktor jak koleżankę znaleźć słowami: "noo, Martyna jest na dole, ale chyba się już zbierała. Jak będziesz odpowiednio szybko za****dalać to ją dogonisz na parterze" - na szczęście prowadząca uznała to za coś w rodzaju komplementu. Drugim razem ten sam kolega wpadł do sekretariatu i pyta o panią, powiedzmy Nowak. Pech chciał, że w sekretariacie siedziała akurat druga doktorka, Kowalska-Nowak, którą dla uproszczenia pracownicy nazywali Nowak. Pyta więc, pani z sekretariatu wskazuje na Kowalską-Nowak i mówi "Tu przecież siedzi". Kolega zmierzył wykładowczynię przeciągle od stóp do głów i z pełną powagą oświadcza "Pani sobie ze mnie jaja robi. Przecież ja wiem, jak wygląda pani Nowak i to na pewno nie jest pani Nowak". Po czym odwrócił się napięcie i wyszedł szukać szczęścia. Jakimś cudem skończył studia (:

Odpowiedz
avatar obserwator
0 0

Przyjść na konsultacje trzeba, choćby na wyjaśnienie jakiejś dyrdymały, to już się ma plusa. A jak profesor mówi, że widział kogoś na wykładzie, to dopiero zaleta! Pamiętajcie, że na grzeczności jeszcze nikt nie stracił - wielu wykładowców odwzajemnia szacunek!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2012 o 22:43

avatar didja
0 0

@obserwator: Wiem, że po bez mała 10 latach nikt tego komentarza nie przeczyta, ale się podzielę :). Przyjść trzeba na konsultacje, owszem, ale nie z dyrdymałką, ale z jakimś zagadnieniem. Najlepiej ciekawostką spoza programu. Że się zainteresowanym i chciałoby się z panem profesorem przedyskutować, jeśli, rzecz jasna, pan profesor miałby czas na rozmowę. Wtedy dopiero się punktuje :D.

Odpowiedz
Udostępnij