Pracuję w 8-piętrowym biurowcu, moje biuro (takie biuro-centrala - łączność z całym obiektem) jest na parterze tuż przy wyjściu dlatego też w nim znajduje się cały osprzęt przeciwpożarowy i to do nas mają numer centralki ppoż.
Cały budynek jest obklejony wszelkimi zakazami palenia, informacjami o niezliczonych kontrolkach ppoż.
Siedzę sobie, wypełniam jakieś papiery, rubryczki i inne dziwadła, które mnie dotyczą i *PIII* *PIII* *PIII* *PIII*. Wystraszyłam się, patrzę na centralkę - POŻAR I PIĘTRO firma XXX.
Natychmiast więc zgłaszam to do naszej centrali, wstrzymuję alarm i lecę na I piętro. Zanim jednak dotarłam do schodów *PIII* *PIII* * PIII* *PIII* zostawiam więc alarm i idę sprawdzić. Zaczyna dzwonić centralka E, która informuje, że wysyła straż pożarną, dzwoni mój przełożony "co się tam u was dzieje?", dzwoni nasza centralka, wszystkie telefony dzwonią, alarm wyje, ludzie się przekrzykują "co się dzieje?". Na I piętrze nic nie wiedzą, wyje jak porypane, między sobą trzeba krzyczeć, nie idzie zestopować alarmu, uruchomiłam więc wyłączanie alarmu bo straż już jedzie.
Ma się zacząć ewakuacja budynku. Razem z kierowniczką idziemy po wszystkich piętrach, blokujemy windę, a reakcja pracowników?
- Aaa, pali się?
I... wracają do swoich zajęć. Alarm znów wyje, czujka coś wyczuwa ciągle na I piętrze, słychać z oddali gwiazdki strażaków, lecimy znów na dół do firmy XXX - czuć wyraźnie dym...
Po naszej prośbie żeby firma XXX zaczęła się ewakuować bo u nich jest "źródło", niektóry nie raczyli nawet wstać zza biurka!
Czujka w końcu przestała wyczuwać dym, udało mi się zatrzymać alarm, ale strażacy już byli. Mimo to pracownicy nadal nie kwapili się do ewakuacji. Reakcja banku umieszczonego na parterze mnie rozłożyła - "póki co nikt nie ucieka to my też nie, w razie czego mamy najbliżej..."
Sprzątaczka jakby nic się nie stało myła sobie podłogę, ktoś miał pretensje, że portiernia jest zamknięta a on chce klucze zdać, kto inny gadał z kimś przez telefon na korytarzu, dzwoniła jedna pani z biura żeby znaleźć miejsce na parkingu dla jej męża bo przyjedzie czerwoną skodą... A w tym wszystkim biegali strażacy, pod budynkiem stał duży wóz na gwizdkach...
A 1,5 miesiąca temu była próba, wszyscy się ewakuowali, wszystko fajnie. A jak doszło co do czego nikt nie raczył nawet przerwać tego co robił, mimo że wyliśmy na całą okolicę (na każdym piętrze jest kilka sygnałów).
W dodatku okazało się, że ta cała akcja to przez kilku uosiów, co paliło papierosy w biurze na I piętrze i nikt się teraz nie chce przyznać. Przez nich na nogi postawiono kilka centralek, straż pożarną, całe kierownictwo i przy okazji pół okolicy.
A najlepsze jest to, że 3 miesiące temu miejsce miała identyczna sytuacja tylko, że na V piętrze...
Ludzie wykształceni, sami inżynierowie, bankowcy i inni prawnicy, a nie potrafią zrozumieć znaczenia tabliczki: "zakaz palenia na terenie obiektu"...
Kochana praca...
Co nie zmienia faktu, ze za nieprzestrzeganie takiego przepisu wszyscy powinni być pociągniecie do odpowiedzialności, chociazby finansowej. Chyba, że ci co się przyznają. Odpowiedzialnosc zbiorowa nie jest moze najlepszym rozwiazaniem, ale ku*wa, mogło się w tym czasie gdzies naprawde palic, czy tak jak niedaleko mnie, dziewczyna zatrzasnela sie w piwnicy, gdzie był pozar...
OdpowiedzDokładnie. Skoro wiadomo gdzie wyje, można dowalić karę, np. solidnie pojechać po premii, wszystkim którzy przebywali w danym pomieszczeniu. Paliła tylko jedna osoba? Pozostałe ją wskażą. Nie wskażą? No to też po premii. Przychodząc tam do pracy wiedzieli jaka jest sytuacja.
OdpowiedzMieszkam w akademiku. Gdybym miała reagować na każdy alarm, to właśnie ewakuowałabym się po raz szósty dzisiejszego dnia. :P Portierki też już dawno przestały biegać za wyjcami. Siadają pod centralą ppoż, resetują alarm i po prostu dzwonią do pomieszczenia w którym uruchomiła się czujka. W zdecydowanej większości to papierosy/kadzidełka/przypalone jedzenie i wystarczy dać sprawcom kilka minut na wywietrzenie (czyli posiedzieć chwilę przed centralą i wstrzymać alarm do czasu, aż system przestanie wykrywać dym), to dużo mniej kłopotliwe niż odwoływanie straży i wzywanie serwisu windowego.
OdpowiedzZnam budynek w którym alarm uruchamiał się jak sprzątaczki włączały odkurzacz za blisko czujki zadymienia. Miały sporej wielkości i mocy, "profesjonalnie zasysające i wyglądające" odkurzacze z wylotem powietrza u góry.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 października 2012 o 7:57
Dlatego najlepsze są czujki z topikiem. Musi być i dym i temperatura do pełnego alarmu. Bo tak wiadomo , że ktoś pali.
OdpowiedzTak czy owak popieram pomysl pojechania tym ludziom po premi ktos palil na 1 poziomie ? czy 5 czy tam 15 cały poziom dostaje po premi, pretensje ? tylko do tej osoby ktora PALILA gdy byl zakaz.
OdpowiedzHmm, gdyby ogień wybuchł i zaczął się rozprzestrzeniać, to nagle zaczęłoby się szukanie kozła ofiarnego. Nie wspominając gdyby pojawiły się ofiary. Kierownictwo wskazywałoby w prawo i lewo (o, np. że to uszkodzone czujki, już kilka razy fałszywe alarmy były albo to zarządca budynku jest winny) , pracownicy - że kierownictwo zabroniło się ruszać i kazali pracować dalej. TV nakręciłoby materiał, jak to (w zależności od aktualnych układów politycznych) partia X czy Y jest winna, złe prawo, ludzie czy coś innego. 15 ekspertów produkowałoby się odnośnie 'jak zrobić lepiej i nieba ludowi przychylić'. A wszystkiemu winna 3 'wykształconych' z fajeczką.
OdpowiedzTimothy, prawie - tych 15 ekspertów rozwodziłoby się nad możliwymi przyczynami katastrofy i teoretyzowaliby kto zawinił. Reszta się zgadza.
OdpowiedzU znajomego w firmie tez byl klopot z palaczami, co chowali sie niby "za oknami" albo po kiblach. Po 2-3 interwencjach SP dyrektor zagrozil, ze jesli ktokolwiek zapali na terenie firmy, to finsowo ukarana zostanie CALA FIRMA! Strata premii dla managera to czasami strata do przetrzymania, ale te kilkaset pln dla zwyklego szarego pracownika to czasami baardzo duzo. Dlatego pracownicy zaczeli sami pilnowac, zeby nikt nie palil, potym jak jeden oporny stwierdzil, ze on ma to gdzies i jemu fajka sie nalezy. Wtedy pracownicy dostali po premii, on po mordzie. Od tego czasu nikt w firmie nie pali :)
OdpowiedzMiętkie faje... Albo pan dyrektor lubi odwiedzać sąd pracy.
Odpowiedz@Zunrin może dyrektor po prostu wie, że za naruszenie regulaminu pracy może w ten sposób ukarać pracowników albo mają w umowach premię uznaniową i dyrektor uznał że z tej okazji w danym miesiącu premia będzie wynosiła np. 1zł :).
OdpowiedzJestem palaczem. Jakbym miał gonić z ósmego piętra na szybką fajeczkę, bo akurat muszę stres rozładować, to by mnie szlag chyba jasny trafił ;) Mieszkam za granicą. Tutaj palenie w miejscach publicznych jest od dawna zakazane, jeśli chodzi o biura to to zależy tak naprawę, czy szef ten nałóg też ma, czy nie-mój ma, więc wolno palić. W każdym razie jeżeli rozpala się ognisko, pali śmieci, czy cokolwiek z otwartym ogniem, nawet jeśli się ma gaśnice, wąż ogrodowy przygotowany, czy cokolwiek, ale nie zgłosi się takiego faktu wcześniej straży pożarnej, a ktoś ich wezwie bo zobaczy dym, to delikwent jest kasowany finansowo za nieuzasadniony wyjazd straży (także ziemniaki z ogniska jak się nie zamelduje wcześniej mogą kosztować i 500€ jak straż wpadnie na degustacje;) ) Ja tu widzę dwie rzeczy do zmiany: czujniki w pierwszej kolejności, mniej czułe na mały dymek z fajeczki, czy przyjaranego tosta i w dalszej kolejności mentalności ludzkiej, że jak wyje, to spier..lać, ale to po zmianie czujników, muszą wiedzieć, że czujnik o pierdołę straży nie ściąga...
OdpowiedzJa widzę jeden główny powód do zmiany - nie palić w pracy. Nie wszyscy są palaczami i nie muszą wdychać dymu na korytarzach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2012 o 14:09
Dokładnie, jak mówi Zaszczurzony - nie palić. Przy obecnym rozwoju cywilizacyjnym palenie papierosów i wdychanie dymu jest karygodną zbrodnią przeciwko rozsądkowi...
OdpowiedzPalenie w budynkach to zmora. Pracowałem swego czasu w ochronie biurowca, na jedną z klatek schodowych był bezpośredni dostęp z każdego piętra i tam ludzie palili, mimo wyraźnego zakazu. Dostaliśmy przykazanie by zapisywać ilość osób palących na tej klatce schodowej. Tylko jednego dnia było zanotowanych 30-40 osób ( gdzie spisywanie było co obchód, a ten był co 2 godziny ). Najlepsze jest to, że przed budynkiem stworzony został specjalny punkt do palenia tj. Ławeczki, popielnice stoik nawet. Mimo tego nie chciało się wielu osobom zjeżdżać jedną z 3 szybkobieżnych wind + 1 szybkobieżna "towarowa" którą też jeździli.
OdpowiedzWewnątrz "Zakaz palenia na terenie obiektu" , po wyjściu z terenu obiektu (jeśli w ogóle jest taka możliwość w czasie pracy) "zakaz palenia w miejscach publicznych". To gdzie właściwie można palić? Zapewne nigdzie. I to jest całe źródło problemu - ci na górze zawsze myślą, że zakaz rozwiąże wszystko, palarnie się likwiduje, a w rezultacie wszystkim utrudnia to życie - niepalącym, którzy muszą to wdychać i palącym, bo muszą się narażać. Bo jeżeli ktoś nigdy nie był nałogowym palaczem, to nie wie, że wytrzymać 8 godzin pracy bez papierosa jest katorgą i zmienia człowieka w chodzący worek nerwów, który wybucha na każdym kroku. A ci którzy olewali istnienie palarni po prostu będą wciąż robić dokładnie to samo. Jestem palaczem i staram się pójść "na dymka" tam, gdzie nikomu to nie przeszkadza i nie stwarza zagrożenia pożarem, ale czasami takich możliwości nie ma i wtedy za palenie - w mojej opinii należy winić administrację budynku za takie przepisy wewnętrzne.
OdpowiedzA kto powiedział, że zakaz palenia w miejscach publicznych dotyczy każdej ulicy i każdego chodnika? Wdychanie papierosowego dymu też dla wielu osób jest katorgą, więc jakiś kompromis trzeba znaleźć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2012 o 21:14
Nie rozumiem. Ktoś ma swoją firmę, budynek, i jeśli nie wyznaczy palarni to jego wina, że smrodzisz? Jeśliby nie było gdzieś WC, narobisz na środku? Jeśli sklep będzie zamknięty, wybijesz szybę i ukradniesz? Masz problem wytrzymać 8 godzin - plasterek se naklej! Ew. e-papierosy - tym alarmu nie zrobisz.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 października 2012 o 1:01
egow To nie jest tylko jego budynek - to miejsce, gdzie przebywasz 1/3 swojego życia i jeżeli chcesz wiedzieć, to gdyby na terenie całego zakładu nie było WC to lałbym pod ścianę, a ty może co - wytrzymasz 8 godzin? I podobnie ze sklepami - jeśli głodowałbym, nie mając żadnej możliwości, aby coś kupić - to dostałbym się gdziekolwiek siłą - to jest ludzkie, samą kasą się nie najesz. Czy niektórym ludziom przepisy tak bardzo przesłaniają oczy, że nie widzą natury? Każdy człowiek w pierwszym rzędzie dąży do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych - uzależnienie niestety fizycznie sprowadza potrzebę dostarczenia pewnych substancji do poziomu fizjologicznej. A posiłkować się plastrami czy innymi środkami zastępczymi można, kiedy nie ma absolutnie innej możliwości i podpisując umowę o pracę doskonale się o takich ograniczeniach wiedziało.
OdpowiedzBez sikania wytrzymam 8 godzin, nauczyło mnie tego gimnazjum z zamkniętymi toaletami... to temat na osobną historię na piekielnych. Jeśli bym musiał, to w pierwszej kolejności bym poszukał miejsca gdzie mogę to zrobić, nie na korytarzu.
OdpowiedzI to jest właśnie mój punkt widzenia - znaleźć jak najbardziej odpowiednie miejsce. Ale w przypadku całkowitego braku jakiegokolwiek eleganckiego rozwiązania, pozostaje jedynie postępowanie po chamsku. Tyle.
OdpowiedzNajbardziej popularna interpretacja prawna "miejsca publicznego" określa każde miejsce, które nie jest terenem prywatnym lub jest dostępne, bez ograniczeń dla każdego obywatela. Jedynym miejscem, które z całą pewnością nie jest publicznym pod względem prawnym - jest własny dom. Przynajmniej takie zdanie słyszałem od pewnego prawnika. Sam jestem wściekły na palaczy, którzy bezczelnie wydmuchują dym w stronę innych osób, albo odpalają papierosa w bliskiej odległości od niepalących osób w miejscach, gdzie da się z łatwością kawałek odejść (np. przystanki). Ale w historii ma miejsce co innego - całkowity zakaz palenia na terenie obiektu - oraz prawdopodobnie , jak w wielu zakładach pracy - zakaz opuszczania terenu obiektu w czasie pracy. Czyli prostu przepis jak sprawić, żeby to palacze byli tymi "złymi" - mniej pretensji do "góry", jeśli ma się na kogo najeżdżać tuż obok.
OdpowiedzIdioci to idioci, z wyższym wykształceniem czy bez, to wciąż idioci.
Odpowiedz