Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

"Dostałam" nowego fotografa. Mój narzeczony, który dotychczas pracował ze mną, okazał się…

"Dostałam" nowego fotografa. Mój narzeczony, który dotychczas pracował ze mną, okazał się za drogi dla naszego pracodawcy (cóż, że rzetelnie wyliczał paliwo, amortyzację sprzętu, czas pracy, wszystko wyszczególnione i objaśnione) - a nowy fotograf jest pracownikiem etatowym i za swoją pracę dostaje grosze.

Robimy materiał do gazety informacyjnej.

Tryb pracy jest od lat taki, że wchodzimy do klienta, ja, jako dziennikarka, robię wywiad, potem idziemy na spacer po obejściu/zakładzie/muzeum/wystawie/szpitalu/gminie - tam, gdzie klient akurat rządzi. W trakcie przechadzki ja dopytuję o różne rzeczy, fotograf robi swoje, czyli fotografuje.

Piekielności nowego fotografa:
1. Wcina mi się w wywiady. Gorzej - zadaje durnowate pytania, nie przystające do tematu rozmowy, wkręca "a bo ja...", przerywa ważnym osobom w pół zdania (Na przykład w trakcie wywiadu o zbiornikach retencyjnych pan fotograf pyta wójta gminy, co to są te zbiorniki... O tym, że robimy materiał akurat na ten temat, wiedział od dawna. Nie mógł zapytać mnie przed spotkaniem - albo po - tylko musiał przerywać całkiem z resztą interesującą rozmowę, powodując u pana wójta odruch podobny do "facepalma". Gdy zaczynałam rozmowę z panią sekretarz, wciął mi się w połowie pytania, żeby ją pochwalić, że jej ładnie paprotki rosną i że on tez hoduje).

Dla kontrastu - mój narzeczony pracował ze mną jeszcze zanim został moim facetem - nigdy nie wcinał się w wywiady. Czasem zadawał pytania - po pierwsze NA KOŃCU, po drugie - raczej takie, które coś uzupełniały, zgłębiały jakiś temat. Jeśli nie wiedział na przykład, o co chodzi z mlecznością krów, to pytał w samochodzie, kiedy już pomachaliśmy panu rolnikowi na pożegnanie.

2. Tłumaczę, jak chłop krowie na miedzy, że zdjęcia robimy PO wywiadzie. Akurat w trakcie tego wyjazdu nam się udało, bo rozmówca się nie speszył, ale może być i tak, że mi się człowiek nagle zbiesi, nic nie powie, albo się jeszcze obrazi. Jest czas wywiadu, i czas robienia zdjęć, parafrazując Księgę Koheleta.
Odpowiedzi pana fotografa były dwie:
- Ale on musi nam udzielić wywiadu! Jak się obrazi, to będzie jego problem!
Moje pytanie: - A kto wtedy do niego pojedzie? Za co? Wątpię, żeby szef z własnej kieszeni zapłacił, raczej z Twojej działki. A innego dziennikarza nie macie, nikt wam tego wywiadu nie załatwi. Jak się klient wkurzy na mnie, to beknie całe wydawnictwo.

Druga odpowiedź rozłożyła mnie na łopatki:
- Ja skończyłem szkołę fotograficzną i siedem lat robię zdjęcia (na ślubach i konferencjach), więc wiem, co mam robić.
Moja riposta była krótka: - A ja od ponad siedmiu lat pracuję w tym zawodzie, szkołę też skończyłam, uwierz mi, że wiem, co mówię.

Wyjaśnienie: Nie stresujemy ludzi bardziej, niż musimy. Często zwalamy się na głowę osobom, które nie bardzo nawet wiedzą, co mają powiedzieć: "nooo, pani, no ja mam 300 hektarów, ze synem obrabiam, a jak przyszłem na gospodarstwo, to tu jedna krówka była i świnka jedna, ale taka chuda... a nie wiem, co mam więcej powiedzieć, pani mądrzejsza, to pani napisze" - taki człowiek sztywnieje na widok dyktafonu. Wtedy wyciągam tylko notes, żeby człowieka nie "zatkać", a zdjęcia robimy na końcu, kiedy już nas polubi. I nigdy w prywatnym domu ani przy bałaganie. A zdarza się i tak, że sesję zdjęciową ma rzeczona krowa, ciągnik albo nowa studnia w obejściu, bo pan wybitnie nie chce pozować. Nie napier... fleszem człowiekowi, który nas nie zna, który nas nie lubi i wcale nas tam nie chce.
Najpierw ciężko pracujemy na to, żeby przestał nas się bać.

3. Czas pracy. To już mnie rozkłada na łopatki. Z reguły wywiady trwają od pół godziny do nawet trzech - zależy, jak bardzo trzeba rozmówcę ciągnąć za język, ile ma do opowiedzenia, jak ładnie i ciekawie mówi - i jak miły jest, bo kiedy spotyka się fajnego człowieka, to warto z nim pogadać chwilę dłużej, nauczyć się od niego czegoś nowego. No i oczywiście od tego, jak długa trasa jest do przejścia (inaczej w małym biurze, inaczej w dużym skansenie, logiczne, nie?).

Mój ukochany ogląda scenerię, wybiera sobie najlepsze ujęcie, pach-pach-pach, potem pod innym kątem pach-pach-pach, przechodzimy dalej. Nie, nowy pan fotograf robi po dwadzieścia starannie wymierzonych zdjęć z każdej strony każdego przedmiotu. Ostatnio latał dookoła hektarowego stawu, żeby mieć go z każdej strony. My z panem wójtem czekaliśmy sobie przy samochodzie, a nogi nam w tyłki wchodziły.


Najgorsza sytuacja - nowy pan fotograf NIE SŁUCHA. No wybaczcie, ale jednak większość roboty odwalam ja. Z każdego spotkania wychodzę z napuchniętą wiedzą głową, piszę artykuły - zdjęcia są sprawą naprawdę drugorzędną. Poza tym to ja, jakby nie patrzeć, mam ustaloną marszrutę, tematykę i tak dalej. Nie wspominam już o tym, że dysponuję wieloletnim doświadczeniem w tym zawodzie. Tłumaczę panu na spokojnie, co i jak.
Następnego dnia - kolejny wywiad, siadamy sobie przy stole i co robi pan fotograf? Tak, napier... migawką NA POCZĄTKU ROZMOWY. I przeciąga fotografowanie każdego obiektu, choć specyfikacja umowy wyraźnie mówi, że z każdego wyjazdu mamy mieć po 10 zdjęć, a nie 150... I to porządnych, a nie "artystycznych".
Pan lubuje się w detalach. A tu śrubka, a tu łycha koparki, a tu jeden guziczek maszyny zajmującej całą ścianę - mamy pokazać CAŁOŚC inwestycji.
Pan lubuje się w "człowiekach" - nie dociera, że nie będę latać za każdym robolem na koparce z formularzem zgody na publikację wizerunku, a poza tym, że pan w koparce nie jest przedmiotem wywiadu, tylko ten dołek, który wykopał.
Pan lubuje się w "efekcie rybiego oka", przez co maszyna idealnie sześcienna wygląda jak wnętrze kuli. Dzięki, stary, rzeczywiście, oddajemy rzeczywistość.


A jak poprosiłam, żeby spojrzał w poprzedni numer, jak wyglądała seria zdjęć komiksowych, bo mamy zrobić podobną, to "mu się zapomniało".


Dobra, nie wspominam, że poglądy polityczne, społeczne i ogólno-życiowe ma takie, że człowiekowi ręce opadają.
Ale to ja będę piekielna, bo się przespaceruję do naszego szefa i poproszę o zmianę pracownika. Tak, ten jest tani - ale, niestety, odzwierciedla się to zarówno w jakości zdjęć, jak i w braku pomyślunku.

wydawnictwo

by ciemnablondynka
Dodaj nowy komentarz
avatar Gbursson
1 7

Zostanie artysta, dlaczego?: bo tani.

Odpowiedz
avatar shpack
1 7

Przerwij facetowi w pol zdania mowiac" ja tu jestem od zadawania pytan, ty tylko pstrykaj i sie nie wtracaj" . Jestem pewien, ze sie obrazi. Coz moze sie zdarzyc, ze ten jeden wywiad bedzie spieprzony, go gospodarz sie stremuje. 3maj sie i nie daj sie

Odpowiedz
avatar twojabogini
10 26

Niestety nie dam plusa (minusa też nie, nie jestem złośliwa. Zostawiam bez oceny). Moja opinia:ok, koleś jest zakręcony, ale Ty też strasznie zadzierasz nosa. Z historii nie wynika byś próbowała mu wytłumaczyć czego dokładnie od niego oczekujesz, wytykasz tylko błędy tonem "jestem od Ciebie lepsza, mam doświadczenie i lepsze stanowisko". Wywyższanie się zawodem da się odczuć również w zdaniu "nie będę biegała za każdym robolem". Ten robol wykonuje prace dużo cięższą niż Ty. Szanuj ludzi za ich pracę, bo każdą ktoś musi wykonywać by świat dobrze funkcjonował.

Odpowiedz
avatar ciemnablondynka
-2 8

Szkoda, że tak to odebrałaś. Próbowałam facetowi tłumaczyć na spokojnie, to już jest "kwintesencja". I tak, nie będę biegała za każdym robotnikiem na budowie, skoro prowadzę wywiad z wójtem o zbiorniku retencyjnym, a nie o robotnikach.

Odpowiedz
avatar badgirl
0 0

Tak, ten "robol" był straszny. Skoro pracujesz słowem, wiesz, że słowa niosą wydźwięk - i teraz w komentarzu "robotnik", a nie "robol" już..?

Odpowiedz
avatar LTM87
5 13

Może próbuje załapać się na World Press Photo, albo co? :) A tak na poważnie, to facet zwyczajnie nie może pojąć, że ta fotografia, którą on robi, to nic innego jak rzemiosło, nie sztuka. I nie może przeboleć, że zdjęcia są jedynie uzupełnieniem tekstu. Gdyby to był fotoreportaż, ok. Ale to reportaż "pisany", więc nie aparat gra tu pierwsze skrzypce. Pan fotograf szkołę kończył, ale na prawie prasowym chyba spał (o ile miał taki przemiot). Bo nie pojął, że człowieka to można sobie cyknąć, jeśli typ nie jest głównym tematem zdjęcia. Na "ahtystycznego portreta" zgodę trzeba mieć. Ech, gdybym ja chciał stosować "sztukie" przy każdym zrobionym zdjęciu, to by mnie "klienty" statyw w gardło (oby w gardło) wsadzili. Ja nie mówię, że to musi być jakaś łomografia, czyli kadr machnięty "z biodra" bez żadnego myślenia. Zdjęcie musi powstać zgodnie z pewnymi regułami, musi być miłe dla oka. Ale oko tą "miłością" można zagłaskać na śmierć, próbując wcisnąć coś, co zupełnie do ogólnego założenia nie pasuje. A rybie oko, HDR czy jakiś przesadzony soft focus to nie są zabawki dla prasy. I uwierz Autorko, że jeszcze bardzo źle nie trafiłaś. Ja znałem takiego, który zrobił burdę u detepowców, bo mu "efekta ahtystycznego" popsuli i zdjęcia rozjaśnili. Czemu zrobił dym? "Bo teraz nie ma dramatyzmu, który chciał podkreślić". Co przestawiały owe dzieła? Ano ujęcia z festynu organizowanego przez osiedlowe przedszkole. Zdjęcia miały być wydrukowane w bezpłatnej gazecie rozdawanej na skrzyżowaniach i zalegającej stosami w miejskich autobusach. Taa... pani Halinka jadąca popołudniowym autobusem z pracy na pewno zamiast stwierdzenia "O, zdjęcia z festynu, fajnie się dzieciaczki bawiły", wygłosiłaby płomienną mowę o niezwykłym przekazie, jaki niosą ze sobą te zdjęcia, ze dwa razy by się popłakała, a egzemplarz zabrałaby do domu i oprawiła w ramy.

Odpowiedz
avatar voytek
2 2

to chyba trzeba zawiadomic o tym przelozonych - oczywiscie na pismie! do fotografowia nie masz prawa musie wtracac ale on nie ma prawa wtracac sie do twoich rozmów, zdaje sie ze najwiekszym problemem jest tu utrata ukochanego fotografa ale niech rozsadza to twoi przełożeni!

Odpowiedz
avatar ciemnablondynka
-1 3

Pracuję nie tylko z narzeczonym, w zdecydowanej większości przypadków to ja wybieram sobie osoby do współpracy (to zlecenie wzięłam "po znajomości", żeby poratować w potrzebie - i dlatego mam szefa). Nie chodzi mi tu o wychwalanie mojego Lubego pod niebiosa (acz rzeczywiście na to zasługuje) :) Inni pracujący ze mną ludzie bardziej "techniczni" mają olej w głowie i włączoną opcję logicznego myślenia. W przyszłym tygodniu spotkam się z szefem, jeśli mój facet jest za drogi, niech mi znajdzie innego fotografa od siebie.

Odpowiedz
Udostępnij