Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym, jaki jest NFZ i cały system leczenia pacjentów chyba każdy…

O tym, jaki jest NFZ i cały system leczenia pacjentów chyba każdy wie. Cóż, ja też wiem i wiedziałam. Ostatnie przeżycia ze wspomnianą instytucją polegały na grze logiczno-przygodowej, zwanej przeze mnie roboczo "Czy to rak, czy nie rak?". A zaczęło się dość niewinnie.

Jakiś czas temu przy kąpieli wyczułam w jednej z piersi guzek. Nigdy się sama regularnie nie badałam (kobiety powinny co miesiąc samodzielnie badać piersi w ramach profilaktyki raka tej części ciała) i przyznam, że przeraziłam się wtedy nie na żarty. Poprosiłam ukochanego coby dla pewności wymacał, czy czuje to co ja wyczuwam (Panowie! Wy też możecie badać swoje partnerki! Badanie jest przyjemne dla Was i praktyczne dla Waszych Pań :)) Partner potwierdził i przeraził się chyba jeszcze bardziej niż ja. Nie płacz laska - powtarzałam w myślach - bo facet ci się też poryczy i dopiero będzie niewesoło. Powiedziałam tylko, że nie ma sensu przejmować się na zapas, trzeba iść do lekarza i przekonać się co to może być.

W następnym tygodniu wybrałam się do swojej pani ginekolog. Poszłam. prywatnie, bo nie chciałam czekać na wizytę i uważałam, że im prędzej tym lepiej. Dowiedziałam się, że jest guz. Może to być rak, albo w lepszym przypadku włókniak. Lekarka wypisała mi skierowanie do Poradni Chorób Sutka z prośbą o diagnozę i dalsze leczenie.

W poradni zarejestrowałam się na wizytę, która miała mieć miejsce za dwa miesiące. Przez cały ten czas w mojej głowie kłębiły się różne myśli. Chcąc nie chcąc, myśl pt. "umrę" pojawiała się nader często, taki psikus płatała mi moja psychika. Nadszedł czas wizyty w poradni. Cała zestresowana tym co usłyszę w trakcie wizyty udałam się najpierw do rejestracji, aby potwierdzić przybycie, okazać skierowanie i RMUA. Pokazuję Pani za ladą dokumenty i słyszę takie oto pytanie:

- A pani to skierowanie ma od prywatnego lekarza?
Oho, coś nie gra...
- Tak. - odpowiadam - A dlaczego pani pyta?
- Bo my nie możemy przyjąć pani ze skierowaniem z prywatnego gabinetu. - oznajmia rejestratorka.
- Ale dlaczego? I czemu mówi mi pani o tym dopiero teraz? Czemu nie pytała pani o to przy umawianiu mnie na wizytę?
- Bo przy umawianiu na wizytę nie trzeba okazywać skierowania. Takie są przepisy, musi pani iść do lekarza rodzinnego, żeby przepisał pani to skierowanie. Mogę panią wcisnąć na wizytę na przyszły tydzień.
Ok, niech będzie. Nie będę się awanturować, bo nic tym nie wskóram. Przepisy, to przepisy.

Wyszłam z przychodni, pod którą czekał na mnie mój mężczyzna i najzwyczajniej w świecie się rozbeczałam. Za dużo emocji na raz, a zbyt silną istotką nie jestem. Wróciliśmy do domu, zahaczając po drodze o przychodnię, gdzie zarejestrowałam się do lekarza rodzinnego. Za dwa dni udałam się do niego na wizytę i jakoś udało mi się wybłagać, żeby przepisał mi skierowanie. Przy okazji lekarz powiedział, że pierwsze słyszy o takim przepisie. Trudno, grunt, że właściwe skierowanie zostało wypisane.

W następnym tygodniu ponownie gościłam w Poradni Chorób Sutka. Tym razem wszystko przebiegało bez komplikacji. Po własnoręcznym przebadaniu przez panią doktor dowiedziałam się, że jest guz (serio?) i dostałam skierowanie na USG. Zaraz po wizycie poszłam zarejestrować się na to badanie. Dostałam termin za miesiąc - tym sposobem diagnoza głupiego guzka trwała już ponad trzy miesiące od momentu wykrycia i niczego właściwie się nie dowiedziałam.

Nadszedł dzień badania USG. Pani badająca widzi zmiany. Włókniak! Już chciałam odetchnąć z ulgą, gdy wtem ta krzyczy: dwa włókniaki! No, to ci radosna nowina... Za moment poprawka "O cholera! Trzy!!!". Wystraszyłam się trochę, bo raz, że jej krzyk mógłby obudzić zmarłego, a dwa - no cóż... Nie brzmiało to jakoś szczególnie optymistycznie.
- Ma pani włókniaki - tu pani od USG oznajmiła mi wieść już oficjalnym tonem - Może je pani usunąć lub zostawić i kontrolować okresowo. Ja radziłabym pani jednak je usunąć. Są to zmiany nowotworowe i mogą "zrakowieć".
Sama nazwa "nowotwór" spędza wielu sen z powiek. Z tą wieścią opuściłam gabinet i umówiłam się ponownie w Poradni na wizytę, aby skontrolować wyniki USG.

Za dwa tygodnie udałam się na wspomnianą wizytę. Pani doktor radośnie oznajmia mi:
- Widzi pani, włókniaki w pani wieku się zdarzają. Będziemy je obserwować co pół roku.
- A czy nie lepiej by było je usunąć? - spytałam.
- Nie ma sensu ingerować w pani ciało jeśli to nic poważnego. Poza tym operacja mogłaby pogorszyć sprawę. - odparła doktor.
- Ale podobno włókniaki mogą "zrakowieć"? Wolałabym jednak je usunąć.
- Tak, faktycznie mogą - powiedziała doktor - ale to ja jestem lekarzem i nie do pani należy decyzja co z tym dalej robić, a do mnie. Widzimy się za pół roku. Do widzenia!
"Aha"- to chyba jedyne co wtedy pomyślałam.

Tym sposobem, dzięki grze w "Czy to rak, czy nie rak?" dowiedziałam się, że tu naprawdę nie chodzi o wyleczenie pacjenta. A przedtem jeszcze odrobinę łudziłam się, że jednak o to chodzi...

NFZ

by ChildOfRock
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bukimi
24 26

Musisz chyba włączyć płatne "kody" do tej gry :/

Odpowiedz
avatar ChildOfRock
6 8

Bardzo bym chciała móc się leczyć wszędzie prywatnie. O ile sprawniej i szybciej by się wszystko odbywało. I przypuszczam, że jednak mogłabym decydować za siebie - w końcu to moje ciało, moje zdrowie i moje życie. Niestety, podobnie jak większości obywateli, nie stać mnie na to. I prysło marzenie o byciu leczonym prawidłowo .

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2012 o 14:44

avatar artko7
4 6

Ale i tak 90% ludzi zapytanych czy publiczna opieka zdrowotna powinna istnieć odpowie "oczywiście" z wielkim oburzeniem! Ja już tyle przeszedłem z własnym kręgosłupem, że gdyby nie prywatny lekarz, to na 100% jeździłbym na wózku inwalidzkim od paru lat, a tak jestem w stanie spokojnie uprawiać sport bez żadnych "wspomagaczy" :)WON z publiczną służbą zdrowia!!

Odpowiedz
avatar Shadow85
0 14

Lekarz wcale głupio Ci nie doradził, bo tak na prawdę to on może doradzać a ostateczna decyzja i tak należy do pacjenta. Lepiej tego nie ruszać puki siedzi spokojnie i nic nie robi. Badać regularnie i wszystko. A istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziadostwo się wchłonie.

Odpowiedz
avatar ChildOfRock
-1 9

Porady poradami, sama rozważałam sytuację i pod tym kątem. Bardziej niż decyzja o tym, żeby kontrolować zmiany boli mnie to, że to nie jest moja decyzja. W tym momencie ja mogę sobie tylko chcieć usunąć problem, ale bez odpowiedniego świstka nikt mnie na stół nie przyjmie, tylko dlatego, że ja mam takie "widzimisię". Myślę póki co nad tym, żeby poszukać innego lekarza i poznać jego zdanie na ten temat.

Odpowiedz
avatar mokatex
6 6

Poszukaj lepiej innego lekarza. Kolejna konsultacja powinna pomóc Ci podjąć decyzję. I nie martw się na zapas :) będzie dobrze :)

Odpowiedz
avatar RealMalaMi
1 3

Lepiej go nie ruszać dopóki spokojnie siedzi? fakt lepiej poczekać i umrzeć za 5lat (w spokoju!), niż usunąć i przeżyć 30lat...

Odpowiedz
avatar Pierzasta
6 8

Ja z guzem w piersi chodzilam ponad 4 miesiące zanim ze skierowaniem "cito" udało mi się dostać na badania i zdiagnozowac, ze wlokniak. Moj lekarz na szczęście sam zaproponował zabieg. Trzymam za Ciebie kciuki!

Odpowiedz
avatar Miona
6 8

Lepiej znajdź innego lekarza, aż mam ciarki jak pomyślę ile czasu to diagnozowali:/ U mnie włókniak od momentu wykrycia i diagnozy do operacji (3 miesiące- tak długo z mojej winy, bo chciałam najpierw zdać maturę)urósł centymetr. To cholerstwo niby nie groźne, ale może bardzo urosnąć przy wahaniach hormonów np. w trakcie ciąży.

Odpowiedz
avatar gabrielle
5 5

Skonsultuj się z innym lekarzem i to zaraz. Mój onkolog kazał mi rzecz wywalić, bo jak sam powiedział, woli ciąć, a potem zadawać pytania. Wyciął (znieczulenie miejscowe, nic nie bolało, od razu do domu) i okazało się, że w środku siedziała zmiana jeszcze w stanie przedinwazyjnym. Pół roku później mogło już nie być różowo.

Odpowiedz
avatar izetka
4 4

"Uwielbiam" takich lekarzy.Najpierw cię nastraszą, że "może mieć pani raka",a pózniej dopiero kierują na badania.Miałam robione takie badanie, musiałam czekać prawie miesiąc na wynik.W tym czasie zastanawiałam się, czy dożyję i poznam diagnozę, czy może jednak pożyję jeszcze chociaż z rok.Koszmar.Na koniec, okazało się, że żadnego raka nie mam.Życzę powodzenia, cierpliwości i zdrowia przede wszystkim.

Odpowiedz
avatar cukierniczka
1 1

Dziwię się, że nikt z lekarzy nie skierował cię na biopsję. Też mam włókniaka i na USG dostałam zalecenie, żeby iść na biopsję, żeby się przekonać, czy to na pewno złośliwy guz, bo jeśli nie, to lepiej tego nie ruszać. Biopsję zrobiłam, na szczęście wyniki ok. Przyjemnie nie było, ale na pewno lżejsze to od operacji. Także może zasugeruj lekarzowi wypisanie skierowania na biopsję? Pozdrawiam i życzę zdrowia

Odpowiedz
avatar ChildOfRock
3 3

Szczerze - sama się dziwię, bo znając inne przypadki, wiem, że diagnoza mi postawiona kończyła się po biopsji. Dlatego, jak wyżej wspomniałam, planuję znaleźć innego lekarza.

Odpowiedz
avatar megan1718
1 3

Szczerze to wlasnie gdyby nie lekarza i ustalanie drugo diagnozy i czekanie do ostatniej chwile z podaniem chemioterapi moja ciacia by zyla lekarze roba co chca i robia z nas debili

Odpowiedz
avatar bajkaa
4 4

Ech.. Znam ten ból. Należę do prywatnej przychodni i już dość dawno zostałam skierowana na usg. Okazało się, że mam w prawej piersi kilka zmian, ale są niewielkie, moja mama miała włókniaki, więc za bardzo się nie przejęłam, regularnie sprawdzałam, nie rosły ani nic. Natomiast kilka miesięcy (2-3) temu zauważyłam, a właściwie wyczułam w lewej piersi dość spory guzek, którego wcześniej tam nie było, nie było go również widać na usg wykonywanym jakieś pół roku wcześniej. Trochę spanikowałam, poszłam na kolejne usg i okazało się, że - owszem, jest. Na dodatek spory. I rozwinięcie się zajęło mu maks pół roku; mogłam go wcześniej nie wyczuć. Fantastycznie. Kobieta od usg skierowała mnie do poradni chorób sutka, we Wrocławiu jest kilka punktów. No to biorę wyniki usg, wyniki poprzednich usg i lecę do poradni. W poradni pani mi mówi, że jak pierwszy raz, to mam sobie stąd iść i zarejestrować się przez stronę. Okazuje się również, że to tylko dla osób zameldowanych we Wrocławiu - niestety, zameldowana we Wrocławiu nie jestem już od około dwóch lat. Więc z ich pomocy nici. Zdenerwowana poleciałam więc na Hirszfelda - dla niezorientowanych szpital onkologiczny we Wrocławiu, znajduje się tam też coś na kształt poradni chorób sutka. Terminy na za trzy miesiące na KONSULTACJĘ. No ale mam iść do rejestracji telefonicznej, tam mają wcześniejsze terminy. Tam taki jeden pan się nade mną zlitował i powiedział, że jak zmiany są, to on mnie wpisze na dzisiaj jeszcze. Poszłam więc do lekarza, który popatrzył na moje usg, pomacał, niczego nie wyczuł (:|) i stwierdził, że usg trzeba zrobić w ich szpitalu, a potem niezwłocznie się do niego zgłosić po skierowanie na biopsję. No ok, na tej biopsji mi zależało przecież, więc następnego dnia idę zarejestrować się na usg. Termin - marzec 2013! Zdążyłabym umrzeć do tego czasu, gdyby był to nowotwór :| Bardzo się zdenerwowałam wtedy, bo przecież miałam u lekarza ze sobą AKTUALNE usg, robione kilka dni wcześniej. Ale nie, bez usg ze szpitala on nic nie zrobi, no bo i po co? Jakieś 3 tygodnie później trafiłam do mojej ginekolog, opowiedziałam jej jak się sprawy mają. Kobieta zrobiła dziwną minę przy marcu 2013 i dała mi skierowanie na biopsję w tej prywatnej placówce (to, że oni robią biopsje na miejscu wiedziałam wcześniej, przy czym było mi podkreślone, że lepiej to zrobić w tych śmiesznych poradniach, bo oni mają bardziej czułe igły, czy coś tam). W każdym bądź razie teraz 16 października idę na biopsję, która - mam nadzieję - wykluczy nowotwór. Do publicznej służby zdrowia jestem BARDZO uprzedzona, mam nadzieję, że nie będę musiała sobie z nią radzić po wynikach biopsji. Bo nawet jeśli okaże się, że to coś złego, to pewnie nie będą mogli nic zrobić przed rokiem 2020, jak zgaduję :| ChildOfRock - po tym swoim długim wywodzie chciałam Ci jeszcze napisać, że warto w Twoim przypadku zrobić biopsję, bo z tego, co mi mówiono z usg nie można stwierdzić czy to faktycznie nie jest nic poważnego. Dziwi mnie, że u Ciebie zdiagnozowali włókniaki po samym usg. Trzymaj się! I zdrowia życzę :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 października 2012 o 14:55

avatar ChildOfRock
-5 5

Mnie też to dziwi, choć wydaje mi się, że przyczyną tak pewnej diagnozy z ich strony jest mój wiek. Zakładają, że skoro jestem młoda to najpewniej jest to włókniak i szukają wystarczających dowodów na potwierdzenie swoich tez - np. USG, może i nawet tylko po to by dać pacjentowi złudzenie bycia dokładnie przebadanym. To trochę spiskowa teoria, ale kto wie, czy tak faktycznie nie jest?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 października 2012 o 9:34

avatar mikromakro
-1 1

serio? to chociaż książkę do diagnostyki sobie kup!!! powodzenia życzę >.<

Odpowiedz
avatar shpack
5 5

"ale to ja jestem lekarzem i nie do pani należy decyzja co z tym dalej robić, a do mnie" To chyba jakos paranoja! To Twoje cialo i Twoje zycie, a nie jej !!!!

Odpowiedz
avatar ragana
1 1

Ja swój guzek wyczułam przed dwudziestymi urodzinami. Mieszkałam w małym miasteczku, w którym wyboru specjalistów nie było żadnego. Nie było też niby limitów, ale w "takich" sprawach lepiej było szukać tzw. "innych sposobów". Znalazły się na szczęście i nie minął miesiąc, jak intruz został wycięty. Okazał się być niegroźny, ale nie żałuję, że się go pozbyłam. Kilka miesięcy później byłam już w ciąży, więc trzeba by było czekać. To było 25 lat temu i nie wróciło. Teraz zrobiłabym to samo. Wywalić i z głowy. I bez tego dosyć ma człowiek stresów w życiu. Życzę powodzenia :)

Odpowiedz
avatar mikromakro
-2 4

wiadomo, że jeśli pojawia się jakaś zmiana, to każdy ma tendencję do jej usuwania, ale nie zawsze jest to potrzebne, a czasem może zaszkodzić! trochę rozumiem tego lekarza, bo nawet sama byłam świadkiem, jak pacjent wpiera coś lekarzowi, a sam nie ma pojęcia na dany temat. nie w każdej sytuacji biopsja jest wskazana, i nie ma sensu, żeby lekarz wam o tym opowiadał (strasznie dużo ględzenia, a i tak badania psychologiczne pokazują, że pacjent nie zawsze usłyszy i zrozumie). lekarz specjalista jest bardzo wyszkolony w wąskim zakresie i wie o czym mówi! pamiętajcie, że po was jest jeszcze w kolejce mnóstwo ludzi, a on naprawdę chce każdemu pomóc. no, ale niestety każdy jest omylny, w każdym zawodzie :(

Odpowiedz
avatar ChildOfRock
0 4

Racja, z tym, że jeśli moim stanowiskiem w tej sprawie była decyzja o usunięciu guzka, to skoro z przyczyn takich czy innych byłoby to niemożliwe to lekarz (dobry lekarz) powinien podać powód, dla którego zabieg byłby niewskazany. Ja natomiast nie dowiedziałam się dlaczego mam pozostać przy kontroli. Nie potrafię przyjąć czegoś "bo tak ma być i już". Dla mnie to żadne wyjaśnienie.

Odpowiedz
avatar rilka
1 3

Zarejestrowałam się tylko po to żeby napisać - dziewczyno wycinaj to cholerstwo i nawet się nie zastanawiaj. Idź do innego lekarza, najlepiej do dwóch niezależnych. Porównaj diagnozy. I kontrole - co rok, najlepiej co pół. USG piersi, potem mammografia i cytologia. Siostrze wycięli guzka, mówili że to włókniak, a okazało się że w środku jest 3mm komórek rakowych, których nie wykazała biopsja. I rosło cholernie szybko. Pół roku później mogłoby być już za późno. Życzę powodzenia!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 października 2012 o 17:12

avatar Arbuz
0 0

Ja też miałam guza w piersi. Mnie na szczęście nikt do niczego nie zmuszał, i teraz po - jak się okazało już po wycięciu - rakowłókniaku została tylko malutka blizna :D Walcz o swoje i wytnij cholerstwo, tak jak Ci ta babka na USG powiedziała. Nie ma co ryzykować!!

Odpowiedz
Udostępnij