Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzisiaj podzielę się swoimi przygodami z NFZ i żelazną logiką owej instytucji.…

Dzisiaj podzielę się swoimi przygodami z NFZ i żelazną logiką owej instytucji. Lekarz w historii był wspaniały, ale sama instytucja wywołuje u mnie palpitacje.

Jestem astmatykiem i alergikiem, lekarstwa na wykończeniu (czyli zapas na około tydzień), co zmusza mnie do pójścia po recepty. Zazwyczaj nie było problemu - podchodziłem do pani w rejestracji, składałem dyspozycję i następnego dnia (czasami tego samego) odbierałem recepty. NFZ wprowadził jednak reformę (ową słynną recept właśnie dotyczącą). Okazuje się, iż muszę iść osobiście do lekarza. No cóż, mus to mus.

7:30 otwarcie przychodni i rejestracji - byłem pod drzwiami o około 5:30 wraz z około 25 osobami. Do mojego lekarza byłem 6 w kolejce. Szczęście w nieszczęściu - lekarz się spóźni - o czym poinformował przychodnię telefonicznie i zamiast o 8:00 pojawi się dopiero o 10:00, dzięki czemu duża część pacjentów zrezygnowała i przesunąłem się na pierwszą pozycję w kolejce. Pan doktor poinformował mnie, że pomimo całej, bogatej dokumentacji choroby nie może wypisać mi recept refundowanych (a różnica jest dość spora - 40 pln a 350 pln dla studenta to bardzo dużo) i może mi dać jedynie Ventolin (doraźnie w razie skurczu oskrzeli) i aleric. Niestety to trochę mało, więc wypisał mi skierowanie do pulmonologa, coby ten wystawił odpowiednie zaświadczenie, które po umieszczeniu w dokumentacji uprawnia go do wypisywania mi reszty leków przez rok (zgodnie z nową ustawą).

Super... eh... Biorę owe skierowanie i dzwonię do pulmonologa, gdzie dowiaduję się, że muszę mieć jeszcze RTG płuc, więc na szybko owe RTG robię i 3 dni później jestem gotowy na spotkanie z lekarzem specjalistą, który może mnie przyjąć... za 3 miesiące (dokładnie to 2 miesiące i 3 tygodnie, a leków starczy na max 3 dni). Wszelkie tłumaczenia, iż kurację mam skuteczną, tą samą od lat i chcę tylko zaświadczenie na nic się zdają, 3 miesiące i basta. Eddie idzie zatem prywatnie, daje 120 złotych w rękę panu specjaliście, który wypisał recepty, zaświadczenie, zrobił spirometrię, RTG obejrzał, pełny wywiad etc. i z owym zaświadczeniem do przychodni.

I teraz puenta - a co gdybym nie miał tych 120 pln na prywatną wizytę? Zostaje tylko skarżyć NFZ o narażenie zdrowia pacjenta, ale kto ma czas się po sądach użerać? Co mają zrobić osoby starsze, nie mające sił biegać za lekarzami i zaświadczeniami?
I punkt kulminacyjny - za rok to samo! Logika instytucji jest porażająca, bo zakłada, że z astmy ozdrowieję, inwalidom odrosną nogi, a sercowcom przykładowo zastawki po roku przestaną doskwierać.

NFZ

by Eddie86
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar RavenMusic
11 11

Heh u mnie w rodzinie rodzicielka ma to samo. Od roku leczy się prywatnie bo myślałem że zaraz zacznę wąchać kwiatki od spodu, przy tak dobrej opiece fundowanej przez NFZ na który płacę co miesiąc (pod przymusem) niemal 1000 zł. -__- ja się K*** pytam gdzie idą moje pieniądze -_-

Odpowiedz
avatar Eddie86
7 7

Ja jeszcze nie pracuję, utrzymują mnie rodzice, a wszelki zarobek z mojej strony to nauka dzieciaków gry na perkusji i niemieckiego (nie, nie na umowę o pracę). Ubezpieczony jestem jeszcze na ojca, ale i tak - on przecież płaci, tak jak i inni Polacy, i mam to samo pytanie - gdzie są te pieniądze?

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
14 18

Uwaga! Odpowiadam na pytanie o to dokąd idą pieniądze: Psu w dupę! Dziękuję bardzo... Skarżenie NFZ (tfuuu) nie ma sensu, musielibyśmy wszyscy złożyć pozew zbiorowy. W pojedynkę nie da rady.

Odpowiedz
avatar Szpadelek
1 3

Witam W czwartek usłyszałem w radio,że jakiś mały szpitalik wygrał sprawę z nfz (celowo piszę z małej litery) o prawie milion złotych-nfz nie chciał zapłacić,bo szpital przekroczył limity. Jest tylko jedno wyjście na takie absurdy-zlikwidować to całe choróbstwo toczące naszą służbę zdrowia.Od kiedy to opasłe świnie na stołkach decydują ile osób zachoruje?????

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-4 14

Zawsze przy reformie złego systemu kilka osób ucierpi, bo stare wady wykorzystywane były w dobry sposób. Kilku moich "znajomych znajomych" przestało brać część leków, bo "kuracja była skuteczna" owszem, ale okazało się, że te-a-te prochy to już nic nie dawały. I dowiedzieli się o tym na tych właśnie przeklinanych wizytach dorocznych, pierwszych od lat. Dolary przeciw orzechom, że ta zmiana przepisów oszczędziła ludziom łącznie setek kilogramów niepotrzebnie łykanych leków. A że nie-specjalista nie może już wypisywać specjalistycznych recept na słowo pacjenta? Może bolesne, ale logiczne.

Odpowiedz
avatar Eddie86
3 7

Masz trochę racji - faktem jest, że często ludzie biorą nadmiar prochów przepisanych im przez różnych lekarzy, rzecz polega na tym, iż ja biorę słownie 2 środki (gdzie przez ostatnie lata zmniejszono mi dawki już o ponad połowę, bo kuracja + ruch przynoszą efekty). Więc w moim przypadku ten argument odpada. Mimo to, nie chcę blokować kolejek, chcę tylko receptę - tą samą co zawsze, dawkowaną tak samo, aż poczuję, że trzeba zmniejszyć znowu dawkę (wtedy do lekarza na konsultację i ok). Tyle tylko, że w razie ataku duszności jest problem (chociaż lekarz się zlitował i dał Ventolin), ale bez reszty specyfików muszę brać ventolin dość często a tak, to może raz w tygodniu się zdarzy...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
0 14

W twoim przypadku jesteś jednym z tych, którzy ucierpieli. Niemniej winna jest nie reforma systemu wydawania recept, który zmienił się na sensowniejszy, tylko popaprana sprawa z dostępem do lekarzy.

Odpowiedz
avatar antiFa
0 2

Święta racja. Dostęp do lekarzy specjalistów to jedna sprawa i to faktycznie woła o pomstę do nieba w tym kraju, natomiast recepty, moja sąsiadka o mały włos nie przekręciła się bo nasłuchała się od swojej koleżanki o jej chorobie serca i stwierdziła że ją też czasem serce "pobolewa" i ona ma na pewno to samo. Zapamiętała nazwę schorzenia zapisała nazwy leków, do rodzinnego do apteki.... a wieczorem na sygnale do szpitala.

Odpowiedz
avatar Vividienne
-2 4

Bloodcarver, nie masz racji. W tej reformie nie chodzi o to, żeby pacjenci byli częściej badani, tylko o to, żeby lekarze bali się pisać recepty. A skąd to wiem? Bo NFZu nie stać na kolejne wizyty lekarskie. Już przed tą (pożal się boże) reformą zapotrzebowanie było większe niż możliwości, stąd wiecznie wyczerpane kontrakty i terminy na przyszły rok. O ile zgadzam się, że rodzinny nie powinien wypisywać specjalistycznych leków bez konsultacji osobie, której nie widział specjalista, o tyle absurdem jest ganianie do specjalisty co rok pacjentów przewlekłych. Naszego kraju na to zwyczajnie nie stać! Ciekawostka przyrodnicza: w biednej Polsce kobieta ciężarna musi obowiązkowo odwiedzić lekarza 9 razy. Czasem wiąże się to z pobraniem materiału do badań, częściej - lekarz zagląda w podwozie, wypisuje kilka rubryczek w karcie ciąży i, jeśli posiada aparat, wykonuje badanie USG. W bogatej Finlandii ciążę prowadzi położna, badań lekarskich w ciągu całej zdrowo przebiegającej ciąży jest 3 (!), badań USG przeprowadza się 2. Dla podsumowania dodam, że w ciągu jednej wizyty u fińskiej położnej dowiedziałam się więcej niż od mojego znudzonego lekarza prowadzącego przez całą poprzednią ciążę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 12

Jak napisałeś o inwalidach, to przypomniałem sobie historię mojego szwagra. Był jeszcze na wózku, nie ma nogi, a do instytucji orzekającej niepełnosprawność w Białymstoku prowadzą schody. Nie ma podjazdu. Nie tylko NFZ jest piekielny :)

Odpowiedz
avatar Litterka
4 4

Mam wrażenie, że w tym kraju jedyna gałąź medycyny, która ma się dobrze, to medycyna paliatywna (nie mająca leczyć, a jedynie złagodzić cierpienie w chorobie śmiertelnej). Po co leczyć, zwłaszcza emerytów, skoro można pozbyć się problemu?

Odpowiedz
avatar shpack
3 3

Ale z drugiej strony, to dopiero teraz widac na przykladzie Grecji, jak ludzie "cudownie" odzyskuja nogi czy zdrowie a niektorzy zmartwychwstaja> To jest sposob na sprawdzenie stanu faktycznego

Odpowiedz
avatar Blurp
5 7

Mam córkę chorą na astmę na podłożu alergicznym. Na etapie dzięki Bogu już po odczulaniu czyli nic nie widać, chyba że przesadzi z wysiłkiem co może zdarzyć się na każdej lekcji WF z nadgorliwym nauczycielem. CO ROKU muszę dostarczać do szkoły (i podstawowej, i gimnazjum) zaświadczenie o chorobie i zwolnienie z zajęć wysiłkowych, mimo, że wg. lekarki szkoła nie ma prawa tego ode mnie wymagać. Leczę młodą prywatnie, bo przez NFZ nie dało się przez kilka lat nawet jej zdiagnozować. Prywatnie - odczulona, praktycznie zdrowa. Też zostałam zaskoczona informacją i zaświadczeniem wypisanym mi bez proszenia przez miłą Panią Specjalistę - o wymysłach NFZ-u na temat wypisywania recept na choroby przewlekłe... bez tego papierka w przychodni ani rusz. No i na co idą moje ZUS-y i podatki???

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-2 10

A skąd lekarz w przychodni ma wiedzieć, że w ogóle jest choroba przewlekła? Że pacjent ma ją zdiagnozowaną, a nie naczytał się w internecie? Skąd taki lekarz ma wiedzieć, że pacjent mu nie pomylił nazwy leku albo nie zawyżył dawkowania? Jakby ci się córka przejęzyczyła i lekarz przepisałby jej przez to coś, co by ją dobiło zamiast uratować, to co, winiłabyś tylko i wyłącznie córkę? Bo te zaświadczenia są po to, żeby nie było takich sytuacji.

Odpowiedz
avatar Vividienne
1 1

Bloodcarver, dokumentacja z archiwum przychodni specjalistycznej, wypisy ze szpitali, w ostateczności cywilizowany świat zna coś takiego jak telefon (lekarza rodzinnego do lekarza specjalisty) i fax lub mail, którym można przesłać zalecenia. Nie wiem po jaką ciężką cholerę NFZ ma płacić za wizytę u specjalisty, która to wizyta będzie polegała wyłącznie na wypisaniu papierka na podstawie dokumentów.

Odpowiedz
avatar Eddie86
8 10

Widzę, że lubimy się wypowiadać na podstawie krótkiej zaledwie historii :) Żeby było jasne i w pełni klarowne - pod stałą opieką specjalistyczną jestem od 2 roku życia. Kuracji miałem już dziesiątki. Od około 12 do 22 roku życia prowadziła mnie ta sama Pani doktor z mojego rodzinnego miasta. Obecnie studiuję w innym mieście, a mieszkam w jeszcze w innej miejscowości, gdzie do pulmonologa czeka się 3 miesiące a alergologa nie ma. 2 razy do roku - w przerwach międzysemestralnych - udaję się do "mojej" Pani doktor, która to regularnie od 3 lat zmniejsza mi dawkowanie, bo widać poprawę (jak w historii napisałem - leki + ruch). Czy to rozwiało wątpliwości?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2012 o 0:42

avatar konto usunięte
4 4

Zgadam się z Twym wnioskiem o logice tej instytucji w 100% Mojej babci (wiek 90+) po długich bojach, znojach i wielu łażeniach udało się dla niej załatwić papiery o niepełnosprawności. Ważne przez rok. ... nie wiem czemu ale chyba spodziewają się, że babcia nagle dostąpi cudownego ozdrowienia z podeszłego wieku?! Masakra :/

Odpowiedz
avatar Palring
6 6

Żyjemy na zielonej wyspie. Nie rozumiem tego poruszenia. O co w ogóle chodzi?? Przecież wszystko jest pięknie, wspaniale i cudownie :-)

Odpowiedz
avatar manna_z_nieba
3 3

Miałam tak samo, jak chorowałam na astmę (na szczęście praktycznie z dnia na dzień mi przeszło, od roku bez leków - cud :)). Tyle że w mojej przychodni jest taki bajzel że jak raz doniosłam taki kwitek, tak już później absolutnie nikt na to nie patrzył, czy jest czy go nie ma, czy ważny czy nieważny...

Odpowiedz
avatar b_b
1 1

Dlatego zawsze trzeba 2 - 3 wizyty do przodu ustalać, zwłaszcza jak terminy są na za kilka-kilkanaście miesięcy. Niestety...

Odpowiedz
avatar nighty
2 2

Mnie ostatnio to samo spotkało : biorę od dwóch lat te same leki, wszystkie lekarki dobrze wiedzą że biorę konkretne leki, ile i na co - do tej pory z wypisaniem mi recepty nie było problemu. A tu nagle się dowiaduję że panie wiedzą że ja biorę leki ale bez zaświadczenia nie mogą mi wypisać, no bo nie mogą, przepisy są. Leków mam na 4 dni, trzeba migiem iść na wizytę (prywatną rzecz jasna) - 10 minut, 80 zł. Zaświadczenie jest więc mogę dostać receptę. A teraz ciekawsza rzecz : mój tata cierpi na cukrzycę. Żeby dostać receptę na swoje leki, potrzebuje dwóch zaświadczeń : od diabetologa i od kardiologa, ponieważ przez jakiś czas brał leki na nadciśnienie. Teraz ich nie potrzebuje ale "przecież może potrzebować" więc zaświadczenie jest niezbędne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 30 września 2012 o 17:38

avatar Timothy
1 3

Nighty - ja się specjalnie nie dziwię. Od dawna słychać historię spychologii stosowanej w szpitalach kiedy trafia się dziwny przypadek. Niby to ortopedia - ale ponieważ blisko serca, to niech kardiologia to sprawdzi. Kardiologia nie widzi nic złego, ale że to klatka piersiowa to niech pulmonolog zajrzy. Ten zauważył, że piłka na jego połowie, pacjenta odesłał do neurologa, bo ma drętwienie w klatce. Neurolog odesłał dalej ... aż problem rozszedł się po kościach. NIKT nie chciał zająć się pacjentem bo nie chciał wziąć na siebie ryzyka i przerzucał go tylko po oddziałach szpitala. Bez dupochronu to boli ;)

Odpowiedz
avatar nighty
0 4

A ja mam dziwne wrażenie że te całe zaświadczenie mają jedynie na celu nabicie kasy lekarzom przyjmującym prywatnie : w końcu raczej nikt nie chodzi prosić o recepty bo "za 4 miesiące mi się leki kończą" więc trzeba receptę załatwić w miarę szybko a wizyta na NFZ za kilka tygodni/miesięcy więc człowiek jest niejako skazany na prywatną wizytę by mieć świstek uprawniający do otrzymania recepty :/

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

to wychodzi na to że ja nigdy astmy oskrzelowej nie miałem. bo skoro się nie ozdrowieje to u mnie nastąpił cud i ozdrowiałem. 4 lata mija jak skończyłem wszelkie cudowne leki brać i ani jednego ataku. nawet lekkie "przyduszenia" nie miałem

Odpowiedz
avatar xerox1
3 5

Zawsze w takiej sytuacji proś o zaświadczenie, ze zgłosiłeś się do specjalisty w danym dniu. Na pytanie po co ci to, odpowiadaj: Do sprawy sądowej jesli mi się pogorszy. Jeszcze się nie zdarzyło, zeby mnie "w drodze wyjątku" nie przyjeli.

Odpowiedz
avatar NoelleSmiley
-1 1

Też używam Ventolinu. I nawet z pulmonologiem musiałam toczyć walkę o przypisanie mi tego leku, bez którego niewolno mi podejmować żadnego wysiłku. Po prostu kończył mi się już a pan doktoe nie chciał wypisać recepty. Na moje pytanie czemu, zostałam ofukana od góry do dołu, że jeśli on tak chce to tak ma być.

Odpowiedz
avatar indiangirl
-1 3

Cukrzyca tez oczywiscie przechodzi sama - typ I, bo przeciez trzustka teoretycznie moze odrosnac. Co roku latam po zaswiadczenie, a co najsmieszniejsze, lekarz rodzinny mimo tego moze przepisac mi max. 2 opakowania paskow do glukometru (1 opakowanie=ok. 1 tydzien mojego uzytkowania). Taletki, ktore ratuja moje nerki przed przedwczesnym rozkladem z powodu choroby, prawnie naleza sie tylko typowi II (ktory jest jednak lzejszy, bo najczesciej dostaje sie go w pozniejszym wieku a nie choruje sie od dziecka, moje nerki sa jednak bardziej narazone - gdzie logika?), na szczescie lekarze maja swoj rozum i recepty jakos dostaje (lekarz naraza sie tym samym na duze nieprzyjemnosci w razie kontroli). Dla porownania - w bardziej cywilizowanym kraju, w kotrym teraz przebywam potrzeba raz wypelnic papier, podbic u lekarza, zaniesc do apteki i wszystko masz za darmo. W Polsce na leczenie wydaje ok. 100 PLN/m-c (moze nie oszalamiajaco, ale w razie kryzysu finansowego zostaje bez leczenia ratujacego zycie).

Odpowiedz
avatar Maguda__Chan
-1 1

z 40 zł na 350 ? Niech sobie przypomnę ... Flixotide i serevent ? Ech... jadę bez leków ... sama zrezygnowalam tylko na wszelki wypadek coś mam

Odpowiedz
avatar yuzu
-1 1

A ja to pie*dolę. Nie płacę na NFZ. Za gówniarza udowodnili mi że nie potrafią nawet poprawnie zdiagnozować grypy. Od dwóch lat mam prywatne ubezpieczenie w Medica. Mając konto w Multibanku, można sobie wykupić pakiet za 79 lub 119zł/ mc. Podaję tę informacje nie żeby reklamować! Raczej żeby pokazać, że można mieć bezproblemową opiekę medyczną za niewiele ponad stówkę. Jest mnóstwo prywatnych ubezpieczycieli. I chciałam jeszcze powiedzieć, że NFZ nie powinien narzucać żadnych limitów na szpitale, a płacić za każdego pacjenta. Tzn. pacjent X ma do wyboru trzy szpitale: A, B i C. Kiedy pacjent X wybiera szpital B, to ten szpital dostaje zwrot z ubezpieczenia pacjenta X. Jeśli lekarz w szpitalu B, zleci pacjentowi X zabieg, który zostanie wykonany w szpitalu A, to szpital B dostaje zwrot za konsultacje, a szpital A zwrot za zabieg. Czyli dostawaliby za to co faktycznie robią. I jest tego ogromny plus. Zaczęli by dbać o pacjentów, bo zadowolony pacjent wróci (czyt. $$$$$), nie baliby się kierować na badania! Czy to nie jest lepsze rozwiązanie od tego miszmaszu, który mamy teraz?? Że nawet pacjent nie wie jakie są jego prawa i obowiązki przychodni/ szpitali/ etc.??

Odpowiedz
Udostępnij