Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Chciałam się odnieść do historii Tycha o podręcznikach http://piekielni.pl/38945 - oczywiście z…

Chciałam się odnieść do historii Tycha o podręcznikach http://piekielni.pl/38945 - oczywiście z perspektywy nauczyciela (nic nieznaczącego, młodego stażem szczyla ;)).

W związku z wieczną nagonką na nauczycieli, stałam się właściwie uodporniona na przykre słowa, docinki czy nawet plucie w twarz za horrendalną kasę, którą podobno się w tym zawodzie zarabia (nauczyciel kontraktowy w mieście, z wychowawstwem i jakimiś tam dodatkami zarabia zawrotne 1500 zł na rękę - jest się o co bić, sami przyznacie). Jednak krew się we mnie gotuje, kiedy przychodzi do podręczników. I nie dziwię się rodzicom, którzy mają mord w oczach patrząc na listę podręczników, szkoda tylko, że obrywa się tym najmniej winnym, czyli nauczycielom. Nie twierdzę bynajmniej, że nie ma w tym zawodzie krętaczy i cwaniaków, ale to jednak nie wszyscy...

Lista absurdów zatem:

1. To bzdura, że nauczyciele dostają coś za wybór podręczników. Zazwyczaj wielkim wyczynem jest wyrwanie od wydawnictwa kompletu dla nauczyciela i tzw. zaplecza metodycznego (scenariusze zajęć, dodatkowe ćwiczenia do skserowania, gotowe sprawdziany itd. - naprawdę wszystko warte grosze). Jest się naprawdę wielkim szczęściarzem, jeśli wybębni się kompletne publikacje. W tamtym roku dumna pani z wydawnictwa przyniosła mi piękne scenariusze lekcji do 1 klasy gimnazjum - zachwalała, że cudownie wydrukowane, że można sobie wpiąć do segregatora, że forma bardziej przejrzysta itd. Szkoda, że zapomnieli w moim egzemplarzu dodrukować połowy tego "cuda". No, po prostu, temat-rzeka. Dodam tylko, że katecheci w ogóle wszystko muszą sobie kupować z wydawnictw za własną kasę (łapę na tym trzyma wiadomo jaka instytucja ;)).

2. Co roku wydawnictwa drukują podręczniki, to sprawa oczywista. Tylko te same książki co roku mają inną zawartość - zmienia się numeracja stron lub kolejność zadań. Największym jednak sku...syństwem jest zmiana w ogóle treści zadań w podręcznikach do języków lub przerzucanie jakiejś partii materiału z części A do części B (często podr. do języków są tak dzielone). O ile w pierwszym wariancie jakoś da się to ogarnąć w toku lekcji, tak w przypadku drugim używanie jednocześnie w klasie tej samej książki drukowanej np. w 2011 i 2012 r. jest niemożliwe.

3. Nowa podstawa programowa. To jest dopiero "cud" i osiągnięcie Ministerstwa, ku dobrobytowi ludu miast i WSI. Oczywiście (dla mnie to jasne) wprowadzono NPP nie ze względu na poprawę poziomu edukacji, ale dlatego, że jakiś wujek-szwagier-siostra miał/a z tego ogromną kasę. Wydawnictwa rzuciły się jak sępy. WSiP zmienił bardzo dobry cykl podręczników (książka+2 zeszyty ćwiczeń/rok) do języka polskiego do SP na... kolejny cykl składający się z 4 zeszytopodręczników na rok! Nie da się tego odkupić (wcześniej dało się kupić sam podręcznik, mimo opłakanej jakości), bo dzieci w tym piszą, coś tam nawet wklejają. Podobnie jest z matematyką i przyrodą.

4. Marketing. Na to idzie ponad 40% ceny podręcznika (koszt wydrukowania przeciętnej książki to niewiele ponad 1 zł). Wydawnictwa urządzają nic niewnoszące konferencje, spotkania, najazdy przedstawicieli handlowych itd. Czasami na jakieś szkolenie się pójdzie, jeśli jest na miejscu, a człowiek akurat robi awans (zaświadczenie do teczki). Oczywiście na takim "szkoleniu" zawsze jest pełen bufet, mądry, dobrze ubrany pan, piękna sala i w ogóle full-wypas. Oprócz tego wydawnictwa masowo wysyłają "próbki" podręczników do szkół - zawsze kurierem i w wielkich pudłach (gdzie 3/4 miejsca w pudłach zajmują te "poduchy" plastikowe).

5. I na koniec: wiecie ile dostaje autor za napisanie programu oraz podręcznika, ćwiczeń i zaplecza dla nauczyciela (to musi iść w parze)? 5 tysięcy polskich złotych - oczywiście jest to jednorazowa kwota, dzielona na wszystkich autorów. Istny szał ciał.

Jest jeden naprawdę dobry zawód, przyszłościowy: właściciel wydawnictwa edukacyjnego. Tylko trzeba mieć znajomości w ministerstwie i wybitnie skur...syński charakter.

Ach ta piękna polska szkoła :)

by SaszaGrigoriewna
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Lonely_Sheep
9 21

Historia trafia w sedno. Nie mam żalu do nauczycieli o to, że moi rodzice muszą wydać blisko 600 zł na podręczniki. Nie oni to wymyślali i nie oni na stołkach w ministerstwie siedzą. Jednak nie wszyscy nauczyciele są fer. Poszam do 1 liceum z zakupionymi książkami i dowiaduję się, że co najmniej 3 z nich są niepotrzebne. A, no bo ja wam do zeszytów podyktuję, to tylko 1 godzina w tygodniu... (mowa o takich przedmiotach jak edu dla bezpieczeństwa czyli stare PO, albo takich innych mniej ważnych, no bo nie polski czy matematyka). To po co było umieszczać je na spisie? A do księgarni ich nie oddam, bo (może i głupota) obłożyłam je i ponaklejałam nalepki z imieniem... tak czy owak, wiwat polski system edukacji. Płać dużo, nie umiej prawie nic ; )

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 września 2012 o 18:26

avatar SaszaGrigoriewna
21 21

Od razu sprostuję: zawsze na koniec roku rada pedagogiczna w każdej szkole (w gąszczu innych uchwał) podejmuje 2 uchwały niezwykle ważne: 1. w sprawie listy programów nauczania oraz 2. w sprawie listy podręczników. O ile programy niewielu obchodzą (bo i po co, skoro to brocha nauczyciela?), to lista podręczników po prostu musi być udostępniona, a nauczyciel ma obowiązek wybrać podręcznik. Jestem pewna, że, gdyby nie przepisy, część zrobiłaby szybkie ksero właśnie z takiego EDB dla całej klasy i czapka z daszkiem. Ale nie wolno i już - jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi, nie? :D

Odpowiedz
avatar Agness92
16 16

Dlatego ja zawsze czekałam z zakupem podręczników do ostatniej chwili :) Jak już były 'lekcje organizacyjne' można się było zorientować do czego będzie potrzebny podręcznik, a do czego nie (np. podręcznika do religii nie kupowałam)

Odpowiedz
avatar whateva
3 3

Fer? Oł, fak...

Odpowiedz
avatar Lonely_Sheep
8 8

Ja wiem jak to jest, ale się trochę wkurzyłam, bo wyszło na to że wydałam 100 zł na darmo. Sprzedam te książki za rok, ale wiadomo, że już po niższej cenie. I mam nauczkę na przyszłość, żeby nie kupować podręczników w wakacje tylko tydzień po rozpoczęciu roku ; P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

zawsze można na allegro sprzedać jako nowe za parę złotych mniej, czasami ludzie nawet w połowie semestru szukają książek...

Odpowiedz
avatar quack
14 18

Tytułem uzupełnienia: w ministerstwie edukacji (MEN, MENiS, jak je zwał) jest komórka zajmująca się dopuszczaniem podręczników do użytku w szkołach. Od wielu, wielu lat, niezależnie od tego, jaka partia znajduje się u staeru władzy, w komórce tej rządzi niepodzielnie jedna pani. Wyobrażacie sobie, jak ta pani trzyma cały rynek wydawniczy w garści? To już nie jest kwestia jednej ciotki/ szawgra...

Odpowiedz
avatar ross13
4 4

@quack Akurat Departamencie Programów Nauczania i Podręczników od kilku lat ma nową (i młodą) dyrekcję, więc Twoja teoria spiskowa nie za bardzo trzyma się kupy.

Odpowiedz
avatar ross13
0 0

Miało być "Departament" - przepraszam za błąd ale nie mogę już edytować.

Odpowiedz
avatar CatGirl
2 4

Przeraża mnie to, zwłaszcza, że lepiej nie będzie. Przykład: książka do historii, poziom rozszerzony, operonu, nawet nieciekawa. Ile? 40 zł. I żeby tam jeszcze było coś ciekawego, żeby było cudownie opisane, tak że wręcz samo wchodzi do głowy, ale nie, my praktycznie z książki nie korzystamy. I zrobiłam świetny interes, bo kupiłam używaną - i chyba tylko to nas ratuje jak na razie.

Odpowiedz
avatar Agnieszka2712
10 10

Synowi do 4 klasy kupiłam nowe książki, bo obowiązuje nowa podstawa programowa i okazało się, że podręcznik do matematyki różni się od tego z ubiegłych lat tylko okładką i pierwszą stroną. Normalnie ręce opadają.

Odpowiedz
avatar SaszaGrigoriewna
7 7

Ale nauczyciel musiał wziąć podręcznik z napisem "zgodne z NPP", bo inaczej nie można. A kasę zapłaciłaś.

Odpowiedz
avatar Mahmurluk
4 4

Ten sam numer od lat. W gimnazjum korzystałem z książki do chemii dla 8 klasy SP (pamięta ktoś takie zielone z Curie-Skłodowską na okładce?), geografia jakoś podobnie, a było to lata temu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Zapomniałaś dodać, że jest jeszcze różnica ceny. Też się o tym przekonałam jak zobaczyłam jakie książki do polskiego ma rok młodszy kolega. Układ stron ten sam, zawartość ta sama, a okładka nie jest brązowa tylko zielona.

Odpowiedz
avatar mader
0 0

Niech zgadnę Nowa Era albo Operon. Klett ma dobry podręcznik do matematyki do 4 klasy :)

Odpowiedz
avatar wolfikowa
5 5

Za moich czasów takiego szału jeszcze nie było (chociaż już zaczynali ze zmienianiem treści zadań i kolorów) ale my kserowaliśmy podręczniki jedni od drugich albo była zrzuta na jeden a potem ksero (to z tych przedmiotów mniej ważnych). Z poważniejszych (biologia, historia, polski, matma) kupowało się 1 na 2 osoby i trzymaliśmy w szafkach w szatni.

Odpowiedz
avatar Mikaz
11 11

"WSiP zmienił bardzo dobry cykl podręczników (książka+2 zeszyty ćwiczeń/rok) do języka polskiego do SP na... kolejny cykl składający się z 4 zeszytopodręczników na rok!" Najbardziej wzburzył mnie ten fragment. Co za bezmyślni debile to wymyślili. To już jest przegięcie i naciąganie wszystkich. Ogólnie jak korzystałam z ćwiczeń, zawsze pisałam w nich ołówkiem bardzo lekko, żebym mogła je później sprzedać. Nie wiem jak teraz - nauczyciele nadal pozwalają pisać ołówkiem?

Odpowiedz
avatar autobus
10 10

Nie można niestety. Ale jak Ci nauczyciel pomaże w środku na czerwono to właściwie pisanie ołówkiem nic nie daję.

Odpowiedz
avatar anyanka
2 2

Większość nauczycieli nie pozwala pisać ołówkiem w ćwiczeniach, gdyż przy sprawdzaniu danej partii można wymazać co było źle nawet po otrzymaniu oceny niezadowalającej, bo i takie przypadki się zdarzały.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

Ja znam kogoś z "lewą drukarnią" i sporym zapasem papieru. Jest tego kilkanaście ton w dobrej gramaturze. Na przyszły rok podpowiem Mu żeby doddrukował " oryginalne" podręczniki. Skoro to taka żyła złota... Jak się da zarobić to trzeba zarobić. W moich latach też nie było szału z podręcznikami ale nauczyciele byli bardziej szurnięci. Teraz nauczyciele są nawet super fajni jak twiedzą dwie moje córki obecnie studentki a za to wygląda na to że wszystkie świry przeniosły się do MEN i NFZ na wysokie stanowiska. Nie wiadomo smiać się czy płakać.

Odpowiedz
avatar done
5 13

Powiedzcie mi tylko dlaczego nauczyciele wielu mało znaczących przedmiotów wymagają podręczników, z których później mało który korzysta? Religia, plastyka, muzyka, technologia informacyjna i inne bzdurki. A potem uczniowie korzystają z takiego podręcznika dwa razy w całym roku szkolnym.

Odpowiedz
avatar Elewator
3 3

Ja w gimnazjum używałem z tych czterech podręcznika tylko do muzyki (i to jednego przez całe, więc dużo nie wydałem). Teraz, w liceum, nie używamy do takich lekcji książek, więc nie wszyscy nauczyciele mają takie bzdurne wymagania :)

Odpowiedz
avatar Finlandia
0 2

No fakt, tez mi nigdy nikt nie kazał kupować podręcznika do żadnego z tych przedmiotów. Pewnie nauczyciele w tej szkole, o której piszesz, chcą sie poczuć ważni i nie patrzą na to, ze ktoś wyda kasę na nic.

Odpowiedz
avatar NiebieskiSweter
0 2

U nas tak: z muzyki nie korzystaliśmy, z informatyki 1 na dwie osoby może być, podręczniki do religii są w klasie, ale mamy do WOSu raz w tygodniu i głównie rozmawiamy. Ale mamy do fizyki: podręcznik [z zadaniami], ćwiczenia, drugie ćwiczenia, zbiór zadań i zeszyt... || Ale np. na matematyce to mamy tylko 1 podręcznik i jak ktoś nie ma paseczka o nowej podstawie to ma tylko kilka stron w przód/tył to samo, o czym pani poinformowała. I dobrze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2012 o 20:02

avatar sniadanie
-3 17

@SaszaGrigoriewna: Mówisz, że zarabiasz 1500 zł na rękę. A ile godzin tygodniowo pracujesz? Nie chcę się czepiać, bo uważam, że nauczyciele powinni dobrze zarabiać (w końcu spoczywa na nich ogromna odpowiedzialność). Po prostu nie lubię niedopowiedzeń.

Odpowiedz
avatar Prankster
20 24

Moja matka jest nauczycielką klas 1-3 w SP, w Karcie Nauczyciela jest zapis, że nauczyciele też mają pracować 40 godzin tygodniowo. Ma w tygodniu 26 godzin lekcyjnych, do tego przygotowanie do zajęć, przygotowanie i sprawdzenie sprawdzianów, sprawdzanie zeszytów, prac domowych, przygotowanie konspektów lekcji, dokumentacja i sprawozdania z przeprowadzonych lekcji których jest z roku na rok coraz więcej, zorganizowanie i wyjazd na jakieś wycieczki gdzie odpowiada za kilkadziesiąt dzieci, rady pedagogiczne, szkolenia, spotkania z rodzicami, wywiadówki itp. To wszystko oprócz tych 26 godzin lekcyjnych o których wszyscy mówią, że "nauczyciele mało pracują". Moja matka liczyła w zeszłym roku, przez większość tygodni nie wyrabiała się w ciągu tych 40 godzin, często 50 przekraczała, oczywiście w czynie społecznym, bo nikt tego nie liczy i nie płaci za nadgodziny. A skoro uważasz, że nauczyciele mają tak dobrze, to zrób uprawnienia i idź uczyć do szkoły.

Odpowiedz
avatar done
5 7

Prankster, skoro ma 26 godzin lekcyjnych, to pracuje na półtorej etatu. Nic dziwnego, że nie wyrabiała się w 40 godzinach, bo powinna na swoją pracę przeznaczyć minimum ok. 60. A za nadgodziny powyżej karcianego etatu dostaje się wyższą stawkę.

Odpowiedz
avatar SaszaGrigoriewna
9 11

@sniadanie, Nie powiedziałam, że ja zarabiam 1500 zł - nigdzie nie ma o tym ani słowa. Ja zarabiałam odrobinę więcej, bo miałam 24 godziny tablicowe+2h darmowe, wynikające z KN. No i ja pracowałam na wsi, gdzie jest dodatek wiejski. A ile godzin spędzałam w tamtym roku nad pracą? Spokojnie 70 godzin w tygodniu (w tym weekendy). Więcej nawet wyszło podczas próbnych egzaminów gimnazjalnych, bo miałam do sprawdzenia prawie 100 testów (wielokrotny wybór to pikuś, schody pojawiały się przy rozprawkach). Nie liczę rad pedagogicznych i szkoleń, bo to nie zdarzało się często. Robiłam też awans zawodowy. Ale nie narzekałam i nie narzekam, bo kocham tę pracę (mimo wszystko) i mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym uda mi się gdzieś zaczepić. Tylko system jest zły, a karta nauczyciela to pętla na szyję, bo z przywilejami to nic nie ma wspólnego (kto nie wierzy, zapraszam do lektury).

Odpowiedz
avatar Sesil
6 10

@Liv: Jak zwykle w internecie piszą jakieś kwoty z kosmosu. Moja mama jest nauczycielem dyplomowanym w podstawówce i nie zarabia nawet 2000. Chciałabym żeby to całe gadanie o podwyżkach było prawdą. Ostatnio w wiadomościach było, że podwyżka dla nauczycieli wynosi 7% i nauczyciel dyplomowany będzie zarabiał 4800 zł. Fajnie tylko, że ta podwyżka tak naprawdę wynosiła (nie pamiętam w procentach) 25 zł. Ech marzenia ...

Odpowiedz
avatar mijanou
6 8

Znając zycie to jeśli ma etat to 18 godzin przy tablicy. Te magiczne 18 godzin pewnie tak CIę gryzie prawda? NO to posłuchaj ( z mojego doświadczenia-epizodu w szkole w ramach praktyk i dorabiania- porcja godzin na jeden tydzień):18 godzin dydaktycznych, ok 7 godzin na przygotowanie rzetelne lekcji, 4 godziny ukladanie testów, 3 godziny poprawianie prac pisemnych, praca w zespole przedmiotowym 2 godziny, pomoc w tworzeniu szkolnej dokumentacji 1 godzina, zebranie z rodzicami 2 godziny, indywidualne konsultacje 3 godziny, tworzenie dodatkowych ćwiczeń dla słabszych uczniów i ich sprawdzenie- 3 godziny). Wystarczy? BO nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zapamiętalam. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Haters_gonna_hate
1 9

@mijanou Specjalnie założyłem konto, bo już krew mnie zalewa jak widzę takie bzdury. Mam wrażenie, że jesteś nauczycielką muzyki chyba (nie obrażając nikogo, ale nauczyciel muzyki czy plastyki w szkole to pic na wode), bo z matmą masz problemy. Teraz tak. "18 godzin dydaktycznych, ok 7 godzin na przygotowanie rzetelne lekcji" - okej zgadzam się (chociaż po roku-dwóch już raczej się tylko powtarza co raz sie ułożyło). "4 godziny ukladanie testów" - co tydzień robisz tyle testów, że potrzebujesz 4 godzin na ich ułożenie - była matematyczka sprawdzian przewidziany na godzine rozwiazywala w 10-15 minut i tyle samo potrzebowała na ułożenie jeżeli z wiekszej ilości zadań się składał. "3 godziny poprawianie prac pisemnych" - okej jestem w stanie uwierzyć, ba powiedziałbym że w zależności od przedmiotu nawet wiecej - ALE OD CZASU DO CZASU, a nie tydzień w tydzien. "praca w zespole przedmiotowym 2 godziny" - nie wiem co to jest (obstawiam siedzenie kreatywne czy nie z grupa nauczycieli tego samego przedmiotu) "pomoc w tworzeniu szkolnej dokumentacji 1 godzina" - papierologia wiadomo "zebranie z rodzicami 2 godziny" - co tydzien ściagasz rodziców do szkoły? Dziwne ze jeszcze ktoś przychodzi. "indywidualne konsultacje 3 godziny, tworzenie dodatkowych ćwiczeń dla słabszych uczniów i ich sprawdzenie- 3 godziny)" - Ambitnie, chwali się - szkoda, że u nas nie było takich ludzi zbyt wielu. Z podsumowania wynika ze 2 godziny zdarzają się bardzo rzadko (zebrania z rodzicami), 4 godziny na układanie testów (nie można robić testu co tydzień i to jeszcze tak wyszukanego ze ułożenie zajmuje tyle czasu) Co jakiś czas zdaża się powiedzmy te 6 godzin więcej, żeby Cie nie skrzywdzić - łącznie tygodniowo 43 godziny. Osoba pracująca na zwykly etat 40 godzin tygodniowo (w samej pracy, pomijam nadgodziny, zebrania, papierologie - zeby Cie biedna nauczycielko nie skrzywdzić) 43 *4 tygodnie * 11 miesięcy (dlatego, żeby nie było zaraz lamentu ze przeciez w sierpniu przygotowanie, układanie planow i strojenie sali) = 1892h Liczone z ogromnym zapasem, nie doliczam wolnego na Boze Narodzenie - gdzie zwykli ludzie biorą albo wolne z przysługującego im czasu a nauczyciele mają ponad tydzien wolnego) 40*4*12=1920h - odejmijmy ten tydzien rocznie wolnego i mamy 1880h. Nie mów mi więc, że sie przepracowujesz - pracujesz tyle samo, z czego połowe czasu w domu. Masz ponad miesiąc wolnego, wolne soboty i niedziele, wolne święta, dni edukacji, dni sprzatania swiata, dni szkoly, patrona i inne takie pierdoły. A jak nieodpowiada komuś praca w szkole to może uczyć na uczelni wyższej - doktor (w zaleznosci od stażu) za te parenascie godzin w tygodniu ze studentami+praca naukowa/na rzecz uczelni zarabia od 3 tysięcy. Tylko trzeba ku*** chcieć. A nie zrobić (daj boże) magistra i biadolić, że ciężko. Ciężko to górnik w kopalni robi. EDIT Naprawde szanuje nauczycieli, wiem że użeranie się z debilami jest męczace (ale to nie tylko specyfika pracy nauczyciela), ale wkur**iają mnie ludzie ktorzy przez całe życie zrobili 5 lat studiów, znają się na jednym przedmiocie (a jeszcze niech ucza w podstawówce, gdzie poradziłby sobie średnio ogarnięty licealista). Jest na to rada - PODNOSZENIE KWALIFIKACJI (nie jakies tam smieszne papierki tylko fizyk równie dobrze powinien móc uczyc matmy, biolog - chemii itp).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2012 o 20:25

avatar glut
4 6

@Liv, w D. byłeś, Ch. widziałeś. Moja żona jest nauczycielem dyplomowanym w gimnazjum w Warszawie. Pensja: 2900 na rękę, co zawiera pensję podstawową, dodatek za wysługę lat, dodatek motywacyjny 720zł i nadgodziny. Tak jak napisała SazszaGrigoriewna: praca 26 godzin lekcyjnych płatnych + 2 dodatkowe bezpłatne a do tego dziesiątki pozalekcyjnych, obejmujących sprawdzanie prac, wypełnianie dzienników (tak, liczba mnoga, bo mamy tradycyjny, papierowy i elektroniczny), wystawianie ocen, przygotowywanie się do spotkań z rodzicami, wyczekiwanie na nich w szkole, obdzwanianie tych, którzy położyli laskę i nie zaszczycili swoją bucowatą obecnością wywiadówki, obdzwanianie rodziców, których przygłupie dzieci uciekły z lekcji/okradły kogoś/inne dowolne, opracowywanie programu, rady pedagogiczne itp. Do tego sławetne "2 miesiące wakacji", które zaczynają się "nieco później niż koniec roku szkolnego, a kończą parę tygodni przed rozpoczęciem nowego. I najważniejsze: nauczyciel nie weźmie sobie urlopu kiedy chce, tylko wtedy kiedy nie ma lekcji, czyli TYLKO w lecie, czyli płacimy za wakacje zawsze ceny sezony w pełni, a nie poza nim. Pojedyncze wolne dni, to efekt kombinowania z zastępstwami z innymi nauczycielami. Aha, bardzo chętnie żona chciałaby nie mieć tych "2 miesięcy wakacji", ale pracować pracować 8h dziennie od 8 do 16. A ty byś zapierniczał na zebrania na 14.00. To wszystko po 5 latach studiów, czterech cyklach przygotowywania się do egzaminów na kolejne stopnie awansu (staż, zbieranie materiałów, szkolenia, opracowywanie sprawozdania, egzamin) i kontakt z coraz bardziej rozwydrzonymi i roszczeniowo nastawionymi szczeniakami (oczywiście nie wszystkimi, ale statystyka jest bezlitosna) i ich rodzicami, którzy uważają, że to szkoła powinna wychowywać (w tym uczyć dobrych manier i szacunku do innych) a nie ich zasrany obowiązek. Moja żona również kocha swoją pracę mimo, że w Warszawie nie byłaby sama się z niej utrzymać, a do tego musi wysłuchiwać/wyczytywać bzdury do których odsyłasz. Jak o czymś nie masz pojęcia, to nie wypisuj i nie powielaj głupot, które tworzą innych. @done, etat jest TEN a nie TA. Więc "półtorA" a nie "półtorEJ".

Odpowiedz
avatar Haters_gonna_hate
0 8

@glut Podaj konkrety - ile wolnego ma w wakacje. Kiedy kończy i kiedy zaczna prace dzień w dzien (TYLKO KONKRETNIE) w okresie czerwiec-wrzesień. Chce faktycznie usłyszczeć co nauczyciele robią przez cały lipiec i połowe sierpnia. W prostej matmie którą napisałem wychodzi, że zwykły etat, który pomija nawet nadgodziny i papierkową robote jest przynajmniej równy nauczycielskiemu (nie wspominając o wakacjach). Marudzicie na godziny przepracowane w domu, ale nie zdajecie sobie sprawy ile zawodów ma robote ktora musi czlowiek zabrać do domu czasami - takie zycie. A co do rozwydrzonych gówniarzy - zrób doktorat idz na uczelnie - uczy sie ludzi z ktorych czesc faktycznie jest zainteresowana realnie kierunkiem. Jak ktoś pyskuje (co sie nie zdarza) to wystarczy wywalic na zbity pysk, wstawić 2.0 i po problemie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2012 o 21:29

avatar Haters_gonna_hate
0 2

Z ciekawości - jakiego żona uczy przedmiotu? Nie wspominając, że zasób wiedzy do gimnazjum ogromny nie jest posiadany, zakładam ze po tylu latach studiów i robienia papierków żona potrafi nieco więcej. Jeżeli pracuje się poniżej swoich kwalifikacji to niestety, ale płaca też jest niższa. To tak jakby inzynier się żalił, że zarabia 3 tys miesięczne pracując jako monter.

Odpowiedz
avatar anyanka
0 4

A co powiesz na zebrania, na rady pedagogiczne? A wszelkie popołudniowe imprezy z dziećmi, albo wycieczki, gdzie opieka jest całodobowa. Sprawdzanie prac itp.

Odpowiedz
avatar Haters_gonna_hate
0 4

A ile zebrań i rad jest w ciagu roku? 5? 2 razy w semestrze "wywiadówka" + jakiś dyżur. Od kiedy to nauczyciele mają obowiązek jeździć z dziećmi na wycieczki - są nauczyciele, którzy nie chcą jeździć i nikt ich jakoś nie zmusza - z tego co pamiętam to na biwakach organizowanych "przez szkole" byłem 3 albo 4 razy przez 12 lat. Reszta opisałem już wcześniej. Wszystko obliczyłem wg tego jak podała jedna zainteresowanych osób. Uzywaj argumentów a nie powtarzasz to co już skontrowałem. Ustosunkuj się do reszty. Zerbania są w każdej firmie i zwykle są po godzinach.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2012 o 0:12

avatar glut
1 3

@Haters_gonna_hate, nie czerwiec - wrzesień, tylko lipiec - sierpień, tak jak są wakacje. Po końcu roku, zawsze w następnym tygodniu jest rada pedagogiczna podsumowująca cały rok. W niektórych szkołach są organizowane obozy promujące szkołę, na które zdarza się (brak chętnych nauczycieli), że jedzie się na polecenie dyrekcji. To oczywiście nie jest wyjazd urlopowy, jak się niektórym wydaje, tylko praca 24h na dobę, bo ponosi się pełną odpowiedzialność za podopiecznych. Jeśli jakimś orłom nie uda się osiągnąć wyżyn intelektualnych, pozwalających na przejście do następnej klasy (co przy obecnym poziomie programowym wymaga IQ rozwielitki), do końca lipca trzeba im przygotować egzamin poprawkowy w formie teoretycznej i praktycznej. Same egzaminy muszą być przeprowadzone przed 20. sierpnia (dodatkowa rekrutacja do liceów dla kończących gimnazjum), więc aby tego nie rozwlekać na całe wakacje, w tym samym terminie organizuje się poprawki dla wszystkich 3 roczników. Zależnie od ilości "bohaterów" mogą trwać kilka dni. Przed końcem wakacji nauczyciele przygotowują sale (sprawdzenie sprzętu, pomocy naukowych, inwentaryzacje środków trwałych, zamówienia nowych), opracowują szczegóły programów (podanych rodzicom przed zakończeniem poprzedniego roku), listy wymaganych podręczników, zmiany regulaminów, statutów itp. Potem jest rada pedagogiczna. Sumarycznie faktycznie wolnego jest ok. 6tygodni. Do tego zimowe 2 tygodnie, zazwyczaj wypełnione papierologią, na którą nie było czasu w ciągu semestru, tworzeniem raportów ewaluacyjnych, czyli oceny pracy placówki (prowadzonej w formie ankiet pośród nauczycieli, rodziców, pracowników dzielnicy) lub prowadzeniem zajęć "zima w mieście" (fakt, że dodatkowo płatnych ok. 20zł za godzinę zegarową). Dołóżmy zatem do 6 tygodni letnich 2 tygodnie (trochę ponad tydzień z ferii + przerwę świąteczną) A teraz rozważmy "normalny" urlop wynikający z kodeksu pracy, czyli 26 dni. 26/5 = 5,2 tygodnia roboczego. Ok, nauczyciel ma faktycznie 2 tygodnie wolnego ekstra. Z tym, że: 1. nie może dowolnie rozporządzać w ramach roku, ale korzysta wtedy kiedy musi, czyli w szczycie sezonu; 2. nie ma urlopu na żądanie; 3. jakikolwiek wolny dzień w ciągu roku na zasadzie zamiany (o czym pisałem wcześniej) jest opcją już nieaktualną (żona właśnie mnie wyprowadziła z błędu), więc albo lewe L4 albo urlop bezpłatny. Kwestia zrobienia doktoratu, hm.. żona o tym myśli, ale chyba jednak woli pracę z młodzieżą, wierząc że do takiego poziomu jej zezwierzęcenia jak w USA u nas nie dojdzie. Póki co, w wieku 30 paru lat zakończyła możliwości podnoszenia wysokości pensji inaczej niż poprzez rozporządzenia ministra. Ok, jest opcja kolejnego stopnia awansu na "profesora oświaty". Ale po pierwsze jest to tytuł honorowy, po drugie trzeba mieć przynajmniej 20 lat stażu, w tym minimum 10 jako dyplomowanego i znaczący i uznany wkład w rozwój szkolnictwa (Wikipedia na podstawie KN). Na pewno szkoły bardzo niechętnie takich zatrudniają, ponieważ już wynagrodzenia dyplomowanych są "zbyt" dużym obciążeniem, więc niechętnie przydziela się im nadgodziny, tak z "profesorami" jest zapewne jeszcze ciężej. Co do twojej propozycji podnoszenia kwalifikacji, aby np. chemik uczył biologii itp. Pomijając pomysły nauki matmy przez plastyka, to jest "lekki" problem. Aby uczyć jakiegoś przedmiotu, musisz mieć wykształcenie wyższe w tym kierunku. Znajoma, która jest po AWF, gdzie było dużo biologii w pełnym zakresie jakiego uczy się w szkołach do liceum włącznie, to rozbudowanej o całość działania ciała ludzkiego z anatomią włącznie, aby móc uczyć biologii musiałaby skończyć dodatkowe kierunkowe studia podyplomowe. Jeśli o tym mówimy, to ok. W innych branżach też tak się robi. Np. dyplom magistra inżyniera + dyplom MBA, czyli magistra zarządzania/administracji w biznesie z tym, że tam to rynek kształtuje twoje wynagrodzenie a w szkole ilość wolnych etatów i twoich fizycznych możliwości. Jeśli szkoła nie dysponuje wolnym etatem biologa, to guzik dostaniesz. Jeśl

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2012 o 1:26

avatar glut
0 0

C.D. bo obcięło: Jeśli nie będziesz w stanie wyrabiać więcej niż jednego etatu, to zabiorą ci część godzin jednego przedmiotu na korzyść drugiego, a sumarycznie nadal masz to co miałeś, ew. dodatkowo +5 do lansu na dzielni za drugi fakultet. Nie ma znaczenia czego się uczy, a przede wszystkim nie można powiedzieć "poniżej kwalifikacji". Nauczycielem można być tylko mając kwalifikacje w postaci dyplomu magistra (od kilku lat o ile pamiętam) z danej dziedziny i trzeba legitymować się "przygotowaniem pedagogicznym", nabywanym jako jeden z elementów studiów podstawowych lub jako studiów podyplomowych. Istnieją regulacje, które określają odstępstwa od tej reguły. Tak jak napisałem wcześniej, w każdym zawodzie, w którym wynagrodzenia regulowane są ustawowo, twoje kompetencje nie mają wpływu na twoje uposażenie. Co najwyżej na bycie lub niebycie zatrudnionym w danej placówce. Tak jest w urzędach, tak jest i w szkolnictwie. I już na koniec, nie wiem jak jest teraz, ale kilka lat temu inżynier na budowie, na dzień dobry, dostawał 2500-3000 brutto, a szeregowy robotnik, za pracę którego ów inżynier był odpowiedzialny 5000-12000 (zależnie od branży i doświadczenia). Kierownik budowy miał wtedy (najbardziej odpowiedzialny, bo karnie, cywilnie, zawodowo jako pierwszy w kolejce do "odpytki" w razie kłopotów na budowie) ok. 10000zł brutto.

Odpowiedz
avatar Haters_gonna_hate
0 2

Wreszcie ktoś rzeczowy. Wspomne tylko o jeszcze jednej rzeczy, o której tu zapominamy. Korepetycje. Nauczyciele z mojego starego liceum (chemia,biologia,fiza,matma) wyrabiali drugą wypłate z samych korków. I wcale nie byli az tak zajęci jak sami pozniej mowili. A podnoszenie kwalifikacji podam na przykladzie tego inzyniera (o ile zarzadzanie to taki rozwoj jak pomalowanie samochodu jest tuningiem). Chodzi o istotną wiedze - zarządzanie niewiele daje - mowie raczej o tym jak to inz. budownictwa robi informatyke chociazby i cos realnie potrafi. Aktualnie jeżeli nie jest się w stanie ktoś przekwalifikowac (nie mowie ze calkowicie) nie uczy sie nowych rzeczy to rynek go zmiecie i taki ktos sie nie utrzyma. Niektore zawody po prostu tego nie rozumieją. Nie mów mi, że nauczyciel fizyki i nauczyciel muzyki/plastyki (za moich czasów wygladalo to tak: przychodzimy, spiewamy 10 razy piosenke/rysujemy coś, w domu nauczyc sie na pamiec tekstu/dokonczyc i tak co tydzien) to ta sama liga. A czego żona uczy to czysta ciekawość, zreszta chyba nie ma sie czego wstydzić. Jezeli chodzi o "poniżej poziomu" to jeżeli ktoś nie gubi się w równaniach Maxwella, Fourierze, a całki wielokrotne robi przez sen to nauka funkcji liniowej w gimnazjum jest poniżej jego poziomu - o to mi chodziło.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 września 2012 o 2:02

avatar glut
0 0

@Liv Niniejszym najmocniej przepraszam i głośno odszczekuję pod biurkiem moje niesłuszne i prostackie sformułowanie. Kłopot jednak z udostępnionym przez ciebie zestawieniem jest taki, że podane tam kwoty obejmują wszystkie 14 składników wymienionych w Karcie Nauczyciela, natomiast pytanie jest takie: kto realnie jest w stanie otrzymywać więcej niż kilka z nich (skoro niektóre wzajemnie się wykluczają)? Żeby nie było gołosłownie: Składniki wchodzące w skład wynagrodzenia nauczyciela, a tym samym stanowiące podstawę obliczania średniego wynagrodzenia nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu zawodowego, zostały wyszczególnione w ustawie - Karta Nauczyciela. Wynagrodzenie nauczyciela składa się z: 1. wynagrodzenia zasadniczego, 2. dodatków: za wysługę lat, motywacyjnego, funkcyjnego oraz za warunki pracy, 3. wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe i godziny doraźnych zastępstw oraz 4. nagród i innych świadczeń wynikających ze stosunku pracy, z wyłączeniem świadczeń z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych i dodatków socjalnych. Powyższy zapis oznacza, iż na wysokość przeciętnego wynagrodzenia nauczycieli poszczególnych stopni awansu zawodowego będą składały się również: 5. dodatek za uciążliwość pracy, (np. za klasy łączone, ale nie spotkaliśmy się z czymś takim) 6. odprawa z tytułu rozwiązania stosunku pracy, (chyba nie dotyczy osób pracujących, a to ich wynagrodzeniach dyskutujemy. Ale średnią „podbija”) 7. odprawa z tytułu przejścia na emeryturę lub rentę, (chyba nie dotyczy osób pracujących, a to ich wynagrodzeniach dyskutujemy. Ale średnią „podbija”) 8. dodatkowe wynagrodzenie za pracę w porze nocnej, (nie spotkaliśmy się z czymś takim, ale chyba szkoły jednak nie robią „nocek”?) 9. nagrody jubileuszowe, (za 20, 25, 30 lat pracy, zatem ilu nauczycieli je dostaje i do tego jak rzadko? Ale średnią „podbija”) 10. dodatkowe wynagrodzenie roczne, (13. pensja w wysokości 8,5% sumy wynagrodzenia otrzymywanego przez pracownika w ciągu poprzedniego roku kalendarzowego – tak jest też liczone wynagrodzenie średnie) 11. nagrody ze specjalnego funduszu nagród, (nagrody za wyjątkowe osiągnięcia – teoretycznie możliwe, ale wiedząc jak „często” normalnie przyznawane są pensje uznaniowe w firmach…) 12. zasiłek na zagospodarowanie, (nie dotyczy nie zmieniających miejsca zamieszkania) 13. dotychczasowe dodatki specjalistyczne, 14. ewentualne dodatki wyrównawcze (wypłacane przez gminę np. przy nieosiągnięciu gwarantowanej średniej pensji, zatem jakiej liczby nauczycieli naprawdę dotyczy?). Źródła (dopiski w nawiasach moje): 1. http://oswiata.wip.pl/wynagrodzenia-nauczycieli/skladniki-wynagrodzenia-uwzgledniane-przy-obliczaniu-sredniego-wynagrodzenia-nauczyciela 2. http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/648214,wynagrodzenia_nauczycieli_pula_pozostanie_bez_zmian_men_czeka_na_stanowisko_samorzadow.html 3. http://samorzad.infor.pl/temat_dnia/artykuly/562579,podwyzki_dla_nauczycieli_2011_a_dodatek_uzupelniajacy.html

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 22 września 2012 o 15:09

avatar konto usunięte
-1 1

@glut Przykro mi dawać sprostowanie, ale są to kwoty BRUTTO stanowiące MINIMALNE wynagrodzenie nauczycieli na 2012/13r. Pomijając jubileusze, mieszkaniowe, nagrody itp. okazjonalne - licząc dla nauczyciela mianowanego (najwięcej jest osób o takim stopniu awansu) ze zrobionymi studiami magisterskimi i przygotowaniem pedagogicznym. Brutto: 2647 zł – 28 % podatku (średnio - liczy kalkulator z infora) – netto 1910,53 zł Do tego dodatki(np. za 15 lat pracy – niekoniecznie pedagogicznej): 2647 zł* 15% = 397,05 zł Dodatek za wychowawstwo : 100 lub mniej – liczę na 50 zł Dodatek motywacyjny do 450 – liczę na 200 zł Na rękę: 2557,58 zł Dla innych osób mających zatrudnienie w sferze budżetowej są to zarobki – marzenie, pomimo studiów, szkoleń itd., dla większości rynku – z tego, co wiem – także. Mityczna „trzynastka” jest dodatkiem który otrzymuje się za przepracowanie minimum 6 pełnych miesięcy w roku - czyli długotrwała choroba już ją wyklucza. Nagrody ze specjalnego funduszu nagród – dwa razy do roku – tzw. nagroda dyrektora – uznaniowa za wkład w życie szkoły (placówki) – dla każdego z pracowników ; możliwe są także nagrody (jeden raz do roku): burmistrza, ministra itd. – tylko dla nauczycieli. I nie, nie zazdroszczę użerania się z dziećmi. Po prostu irytuje mnie lament "jak mało my zarabiamy". Tym bardziej, że nauczyciel szykujący się do lekcji jest - niestety - rzadkością.

Odpowiedz
avatar anyanka
0 4

A to co zazdrościsz karty nauczyciela? nie masz czego. Chętnie poszłabym na urlop w maju kiedy za granicą jest taniej i chłodniej. Sam byłeś dzieckiem i Ciebie też ktoś musiał czegoś nauczyć.

Odpowiedz
avatar shgetsu
4 4

Do szkoły ponadgimnazjalnej w tym roku za 3 książki(oczywiśćie NPP) za takie duperele jak informatyka, fizyka, matematyka -130zł a gdzie zeszyty i reszta książek(przynajmniej jeszcze 5)

Odpowiedz
avatar Prankster
9 9

O różnicy między kwotą brutto a netto Cię uczyli?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

2 200 brutto to... 1 599.53 zł netto.

Odpowiedz
avatar SaszaGrigoriewna
3 3

Raz jeszcze weź kalkulator i przelicz. Widziałeś kiedyś jakąś wypłatę brutto? Ja nie. Podałam zresztą najniższą kwotę dla kontrakta z przygotowaniem ped., ale bez mgr (tylko lic.). W tym roku będzie pewnie 20 zł na rękę więcej.

Odpowiedz
avatar Paulanerrr
-5 13

napisałem o STAŻYŚCIE! to chyba niżej od nauczyciela, co? a mianowany? a Awans zawodowy? a dodatek za wychowawstwo? Pieprzenie w bambus i narzekanie jak mu tam źle, bo pracuje 5 godzin, 3 się przygotowuje w domu, jeden miesiąc ma wolny, w drugim ma jakiś dyżur. Pracuję na własny rachunek - pracuje 5 godzin na dobę - fakt na moją korzyść. Przygotowuję się do pracy w porywach do 10 godzin - czasami pracuję 24 godziny bez przerwy. Nie mam wolnych miesięcy - wręcz przeciwnie, kiedy inni się bawią - ja właśnie pracuję. Co miesiąc oddaję złodziejom 1 000 zł, w zamian czekając do specjalisty 3 m-ce!!!, więc chodzę prywatnie i płace. Kiedy nauczyciel z bożej łaski (bo mu tak źle) zarobi 2200 brutto, to ja muszę oddać 1000, oddać podatek, i zostaje mi 1 000 zł. Chcesz jeszcze ponarzekać? Co ciekawsze, czy moja firma ma obrót JEDEN złoty czy STO MILIONÓW, Podatek płacę proporcjonalny, jednakże do Zakładu Utylizacji Szmalu oddaje zawsze ok 1 000, a emerytura będzie najniższa krajowa!

Odpowiedz
avatar done
1 3

Paulanerrr, już nie wymyślaj. Płacisz składki od 60% średniej pensji (czyli na pewno twoja emerytura nie będzie najniższa, o ile robisz to bez przerwy). Zawsze możesz płacić więcej składek - nikt tego nie zabrania. Zwróć też uwagę, że osoba zarabiająca 2200 zł netto odprowadza (łącznie z pracodawcą) więcej składek na ZUS niż ty. I odprowadza je proporcjonalnie do dochodów, nie może sobie wybrać ile chce płacić.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@done - składki na ZUS od kwoty 2200 brutto to około 880 zł (włącznie z kosztami pracodawcy bez podatku dochodowego) Dla osoby fizycznej prowadzącej działalność - około 950 zł... Ale, jak napisał @paulanerrr - składka jest stała i niezależna od uzyskanego dochodu/przychodu. Dodatkowo, spóźnienie się z zapłatą nawet na jeden dzień skutkuje zawieszeniem WSZYSTKICH świadczeń i trzeba pokornie się koić przed urzędasami o przywrócenie terminu. Prawda jest taka, że ZUS to gorsze skur...wo niż urząd skarbowy.

Odpowiedz
avatar done
1 1

Przyznaję, że nie liczyłem tych składek, ale pisałem o 2200 netto.

Odpowiedz
avatar nisza
5 5

Ech, w podstawowce ja korzystalam z podrecznikow uzywanych uprzednio przez brata, kuzyna, kuzynke, a wczesniej jeszcze 3 kuzynow dalszych (maksymalna rozmica wieku - 10 lat). Kazdy szanowal i przekazywal dalej. Dalo sie? Dalo. Jeden podrecznik przez kilka rocznikow. A teraz z roku na rok ciotka musi ciage nowe podreczniki kupowac, choc miedzy mlodsyzm moim kuzynostwem jest zaledwie rok roznicy. Jedynym ratunkiem faktycznie wydaje sie byc kupowanie uzywanych podercznikow. Czesto faktycznie nowe roznia sie nieistotnymi szczegolami, a jesli wiadomo jaki temat jest omawiany, to umiejac czytac kazdy potrafi w spisie tresci odszukac odpowiednia strone i porownac z kims, kto ma te niwsza wersje ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 września 2012 o 23:39

avatar fatal_error
1 3

Niestety od wielu już lat najlepiej zarabia się na robieniu niczego. Pośrednicy i spekulanci mają się najlepiej, ale do tego trzeba mieć tupet i zdolności.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

Chodząc do technikum jakieś 80% książek miałem z tego sławetnego Operonu. I powiem ci jedno- te "książki" to jeden wielki syf niewart nawet tej złotówki. Rozdział rozpisany czasem na 5 stron, z czego ponad strona to jakieś zupełnie z dupy rysunki mające się nijak do tematu, kolejna strona to podsumowanie i ćwiczenia. Reszta to tekst pisany ciągiem, tylko gdzieniegdzie przedzielony akapitem. Czytać się tego nie da, bo albo nie traktuje o temacie, albo jest tak napisane, że po przeczytaniu kilku linijek człowiek zasypia. Funkcjonalność bliska zerowej. Ale jakimś cudem wszyscy nauczyciele w szkole zachwalali je pod niebiosa! W gimnazjum miałem całą gamę wydawnictw, które były w dość ogarnięty sposób robiły swoje podręczniki, więc tu nie mam nic do zarzucenia. W podstawówce miałem natomiast jeszcze bardziej znany WSiP. I też- tu już było lepiej, bo było to już napisane tak, żeby dało się to przeczytać. Ale też- od zaje*ania jakichś zupełnie niezwiązanych z tematem rysunków. Dodatkowo można było dostać epilepsji- tak oczoje*ne kolory na layoucie stosowali. Dosłownie- oczy bolały! Potem się nauczyciele dziwili, czemu spora część uczniów zamalowywała te wszystkie ramki, kolorowe odnośniki, obramowania czy okładki czarnym markerem... Ale to się da przeżyć. "Najlepsze" to są ceny podręczników do angielskiego! W technikum mieliśmy nauczycielkę, która uczyła nas m. in. z New Matura Matrix Intermediate Plus. Cena? Drobne 65zł! Za co się płaciło? Ano za markę, bo tak samo- funkcjonalność jako-taka, layout oczoje*ny itd. Ale że Oxford jest chyba najlepszym wyborem (i nie tylko nauczyciele tak twierdzą- reszta to już zupełnie niewarty wydawania kasy syf z błędami w co 5. zdaniu). Czyli niejako ma monopol. Koszt podręcznik+ćwiczenia ok 65zł, po zamówieniu większej ilości w szkole- zniżka do 59zł i darmowy dodatek w postaci podręcznika dla nauczyciela dawanych z wielką łaską! Kiedyś czytałem o takim przypadku- nauczyciel kazał kupować uczniom jakieś zupełnie egzotyczne podręczniki. Obowiązkowo nowe, bo jak nie to (i tu wszystko rodzaje gróźb stosowanych na uczniach). Kilka miesięcy później sprawa "się rypła" bo ktoś wyszperał, że belfer każąc kupować podręczniki miał jakiś niejasny układ z wydawnictwem i zbierał za to jakiś procent zysku. Im dłużej człowiek się nad tym zastanawia, tym bardziej odechciewa się żyć. A już na pewno kupować tych wszystkich podręczników. Kiedyś przynajmniej można było sobie pokserować podręczniki. Teraz? Zaraz ci powiedzą, że masz kupić nowe, bo to łamie prawa autorskie! Ojeju! Bo się popłaczę! W dupie to mam- nie stać mnie! Mam podręcznik skserowany, więc mam i daj mi spokój! A jak nie, to przysponsoruj, jak taki wojownik sprawiedliwości z ciebie. Oczywiście nowych, bo nowa podstawa programowa, czyli podręcznik ma zmienioną kolejność rozdziałów + inne zadania, ew. inne kolory i wręcz MUSISZ kupić nówkę. Bo całkiem inna książka! Bo inaczej na niektórych lekcjach masz sajgon. Bo niektórzy nauczyciele myślą, że srasz pieniędzmi i cię stać na wszystko jak leci. I tylko nie zauważają, że gdyby tak było, to już dawno mieszkałbym w willi z basenem, garażem na 20 mercoli, lambo, bmw, lądowiskiem dla helikopterów, pasem startowym i prywatnym odrzutowcem, kostiumem Iron Mana, szkole fundowałbym wszystko, jak leci... Marzenia...

Odpowiedz
avatar jasama
0 0

Współczuję tego Operonu. Na szczęście mi darzyło się pracować z tymi podręcznikami tylko przy dwóch przedmiotach, resztę miałam innych, mniej znanych wydawnictw. Operon to naprawdę dużo druku, a mało zrozumiałej treści.

Odpowiedz
avatar mg1987
0 0

Ja nie narzekałem, używałem wydawnictw Operonu przy biologii i geografii. No może poza faktem, że w geografii dodali po 2-3 strony w każdym rozdziale, co spowodowało, ze z roku na rok nie za bardzo dało się użyć starszych podręczników.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 15

Niestety, w pewien sposób sami sobie zgotowaliśmy te ceny i cały ten szał drobnych aktualizacji podręczników co rok. Nie chcę przez to powidzieć że popieram te praktyki, ale niestety jest to jeden ze sposobów dla wydawnictw na utrzymanie się na rynku. Drukarnie i wydawnictwa muszą drukować i wydawać. Jako że czytelnictwo "normalnych" książek jest obecnie na poziomie... no, przetragicznym, to jakoś trzeba sztucznie napędzić sprzedaż. Nie wątpię że w grę wchodzą jakieś układy na górze i kilka kopert co roku zmienia właścicieli, ale cóż - po trosze sami się o to prosiliśmy. Jak wydawnictwa zaczną zarabiać na pozycjach innych niż podręczniki szkolne to i zaniknie w znacznym stopniu konieczność sztucznego aktualizowania ich zawartości. Dlatego, drogie koleżanki - zamiast kolejnej pary butów następnym razem kupcie sobie książkę. Zaś drodzy koledzy - kupcie książkę zamiast tegorocznego Call of Duty czy Fify - bo to w nich przecież właśnie co roku nic się nie zmienia :)

Odpowiedz
avatar mg1987
0 2

OliwaDoOgnia ma tylu antfanów, co racji w tym komentarzu. Ode mnie idzie plus.

Odpowiedz
avatar magnetia
0 2

O zawiłościach systemu edukacji już dużo napisano i nawet szkoda już strzępić języka, a ja wiem coś niecoś o rynku wydawniczym (trochę :)) i powiem słowo o cenach książek. Z tą złotówką jako kosztem wyprodukowania przeciętnej książki to jednak przesada, chyba że ma się na myśli tylko sam druk, bez okładki, introligatorni, uszlachetniania druku, pakowania. Do tego oczywiście cały proces wydawniczy, o którym może niektórzy nie mają pojęcia: - kilka korekt (jeśli podręcznik jest językowy to trzeba za nią zapłacić więcej, np. dwóm korektorom, każdy od innego języka) - projekt okładki, skład komputerowy (oj, w przypadku podręczników, które są kolorowe i skomplikowane swoje kosztuje) - prawa autorskie do wszystkich zacytowanych tekstów i ilustracji (to kosztuje sporo, nawet jeśli są w domenie publicznej, trzeba zapłacić bibliotekom, które posiadają egzemplarz! absurd, ale tak jest). Niemniej to prawda: jakieś 50% ceny to marże, dystrybucja (w przypadku książek jest dość skomplikowana) i marketing. Ale tak jest z wieloma produktami. Porównajcie ceny np. sprzętu RTV w sklepach i na Allegro. Sama mam słuchawki, które w sieciowym sklepie RTV/AGD kosztowały 90 zł. Na Allegro kupiłam za 30 zł (notabene więcej nie są warte jako produkt). Dlaczego tak jest? Bo sprzedawca internetowy nie ponosi tych kosztów, które ponosi sklep. No niestety tak to jest. A że wydawnictwa organizują jakieś spotkania promocyjne? Widać im się to opłaca, marketing dźwignią handlu. Każdy orze, jak może. Aha, jeszcze pamiętajcie o podatkach, które na każdym etapie produkcji zdziera państwo. Wcale nie byłabym taka pewna tego, że właściciel wydawnictwa to multimilioner.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 11 września 2012 o 11:10

avatar Prankster
2 4

Skoro wiesz co nieco o rynku wydawniczym, to powiedz mi, czy przypadkiem cena podręczników nie byłaby sporo niższa, gdyby drukowano je na papierze z odzysku, ba, choćby na zwykłym, a nie na kredowym w pełnym kolorze? Przecież współczesne podręczniki są jednorazowe, więc po jaką cholerę robić je tak elegancko i drogo? Co do marketingu, to przecież reklama trafia tylko do szkół, bo to szkoła wybiera podręczniki, nie ma wydatków na kosztujące setki tysięcy czy miliony złotych reklamy w telewizji, radiu, prasie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Znając bardzo dobrze preferencje klienteli - zapewniam cię że gdyby podręczniki były drukowane na papierze z odzysku to zaczęłoby się marudzenie że wyglądają jak drukowane na papierze toaletowym, szare, bure i ponure. Sam zresztą osobiście np. najgorzej wspominam z lat szkolnych te podręczniki które były czarno-białe i nijakie (np. te "czarne" podręczniki do j.polskiego z liceum), kolorowy, żywy druk od razu poprawia odbiór.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@magnetia - na wydawnictwach szkolnych się nie znam, za to mam jako takie pojęcie o "normalnych". Jeżeli książka kosztuje 30 zł, to jest w tym 1,5 zł podatku VAT (5%). Pozostała cena to: około 50% to marża księgarni/hurtowni. Wydawnictwo sprzedaje książkę do hurtowni właśnie z taką marżą, między 40 a 60%. Czyli, wydać 30 - 40 zł za książkę - cholernie drogo, ale wydać 18 - 22 to zupełnie inna bajka. Paradoksalnie... autor w Polsce dostaje grosze. Jest to od 3 do 10% (bardzo poczytni 20%) ceny zbytu, czyli ceny, po jakiej kupują hurtownie. Kolejną sprawą jest nakład... Obecnie jest to 3 - 6 tysięcy, bardziej poczytne - 10 tysięcy. Ciekawostka: Seria "Pan Samochodzik" wydany przez Pojezierze (tzw Biała seria) miała nakład ponad 100 tysięcy książek każdego tomu (czyli ponad 1 200 000). Mało czytamy, ponieważ cena książki jest za wysoka.

Odpowiedz
avatar magnetia
0 2

@Prankster - masz rację, zapomniałam o tym napisać. Byłabym za tym, żeby odgórnie ustalono wagę pojedynczego podręcznika. Ale rację ma też OliwaDoOgnia - byłoby kręcenie nosami. Zwłaszcza małe dzieci lubią kolorowe i błyszczące. Gremlin - no właśnie ja o tym mówię. Ta "marża" to właśnie zarobek wydawnictwa, którego część idzie na pokrycie wyżej wymienionych wydatków, a część to zysk. Tak jest pewnie z wieloma towarami, że ta marża jest wysoka. To nie są instytucje charytatywne. Dobrym pomysłem byłaby ustawa zakazująca zmieniania czegokolwiek w podręczniku przez 5 lat, określająca wagę podręcznika i np. zmuszająca do wstawienia do niego reklam, ale takich, które nie wpływają na dzieci albo zachęcają je do dobrych postaw. Np. niewykorzystane wnętrze okładki na reklamy. Ciekawe, czy w praktyce by przeszło. Czyli żadnych głupawych zabawek, niezdrowego jedzenia, tylko może książki, zabawki edukacyjne. Pewnie mnie zakrzyczycie, że nieetyczne, ale takie reklamy swoje kosztują, mogłyby obniżyć cenę podręcznika.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 września 2012 o 11:39

avatar Invisse
-1 1

Wiesz co, magnetia, taka ustawa mogłaby być okej, ale zapewne znów przekręcano by ją na swoją korzyść - np. określona waga podręcznika mogłaby być wykorzystywana do dzielenia książek na części (a jak to można ładnie wykorzystać mamy przykład w tej historii).

Odpowiedz
avatar MisiuWielki
-1 1

Jak wyżej wspomniano określona waga podręcznika to zły pomysł - jedynie zostaną podzielone na więcej droższych części. Lepij byłoby określić ew. maksymalną wagę podręczników (wszystkich razem) do danej klasy, ale to może być niewykonalne, bo wydawcy nie będą się interesować książkami innych, a nauczyciele będą musieli lawirować między liczbami. Odnośnie reklam, szczególnie w podstawówce - niespecjalnie chciałbym żeby moje dziecko oglądało reklamy w książce zamiast się uczyć, a jedyne reklamy które by tam były - ktokolwiek by zapłacił żeby je tam umieścić - miałyby właśnie dziecko zachęcić do kupna czegoś. Lizaka, zabawki, gry, czegoś co chce dziecko - ono jest targetem reklamy. Reklama zdrowego żywienia to raczej kampania społeczna, za to zapłaci państwo czy też fundacja, żadna spółka prywatna - zero zysku. PS. Pierwszy komentarz po zarejestrowaniu się przed chwilą :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2012 o 20:14

avatar jelonek
0 2

Okej, nie zawsze to wina nauczyciela ale nie zliczę sytuacji w których np. nauczycielka szła na urlop macierzyński, przychodziła nowa i mówiła "ten wasz podręcznik to jest za prosty, musicie kupić ten i ten". Z taką sytuacją spotkałam się nie raz i nie dwa a dotyczyło to na ogół podręczników do nauki języków, które są kosmicznie drogie. Może jedna tylko nauczycielka w takiej sytuacji poszła nam na rękę i po otrzymaniu składkowej ryzy papieru kserowała co jakiś czas trudniejsze zadanka.

Odpowiedz
avatar Paulanerrr
2 4

i łamała prawo autorskie.

Odpowiedz
avatar plytkozerca
0 2

Chyba kpisz. Wcześniej ktoś napisał, ile z tej kasy idzie naprawdę do piszących te podręczniki.

Odpowiedz
avatar jelonek
0 0

Żeby złamać prawo autorskie trzeba chyba przekroczyć jakiś tam % książki i ile się orientuje, kilka zadań z różnych podręczników to jeszcze nie przestępstwo!

Odpowiedz
avatar Paulanerrr
-3 5

co do wypłaty. jak dorwę pasek, to opiszę jak "źle" zarabia NAUCZYCIEL

Odpowiedz
avatar SaszaGrigoriewna
2 4

Przypominam koledze, że wypłata w dużej mierze zależy od szkoły i gminy - chodzi oczywiście o dodatki. Bo podstawa to śmiech na sali. Moja koleżanka po farmacji w pierwszej pracy, od razu po stażu, dostała pracę w zawodzie i kasuje na rękę więcej niż jej matka-nauczycielka ponad 30 latach pracy.

Odpowiedz
avatar anyanka
0 0

To dorwij, czekamy wszyscy! ale najlepiej jak generalizujesz i zazdrościsz. Jak dorabiałam we francuskim markecie na A ... na pół etatu miałam dobry socjał, premie, wczasy pod gruszą a nawet i imprezy były pracownicze.

Odpowiedz
avatar katem
8 8

Czytając i słuchając różnych opowieści nt. systemy oświaty człowiek ma wrażenie, że mimo, iż jest przeciwny teoriom spiskowym to jednak w tym przypadku taka teoria sama się nasuwa. Całość problematyki systemy edukacji robi wrażenie, jakby ktoś realizował plan, żeby z Polaków zrobić nację niedouczoną i wręcz głupią. Te wszystkie reformy, ograniczanie materiału, ciągłe zmiany programowe, zniechęcanie do nauki i nauczycieli, nagonka medialna na nauczycieli, a z drugiej absurdalne wobec nich wymagania (np. bzdurne kursy na ich koszt) wreszcie nie mniej absurdalne zwiększanie kosztów nauki dziecka w szkole już na poziomie podstawowym daje efekt, jaki właśnie mamy - kolejne pokolenia o coraz mniejszym poziomie wiedzy. Ale pamiętajcie: głupim społeczeństwem łatwiej rządzić, bo głupiemu społeczeństwu łatwo wszystko wmówić.

Odpowiedz
avatar Qwertz
0 0

Tylko w przypadku oświaty? Obserwując co dzieje się w tym kraju to w większości przypadków widać walkę państwa z własnymi obywatelami. Walka idzie im dobrze i jeśli utrzymają starania na obecnym poziomie to wkrótce nie będzie miał ich kto utrzymywać, bo wszyscy potencjalni podatnicy, wyemigrują.

Odpowiedz
avatar uhuhuhu
0 2

Jak ktoś nauczycielom zazdrości, to niech skończy studia i idzie do szkoły pracować. Ciekawe ilu takich krytyków by poszło:)

Odpowiedz
avatar maggie
0 2

1500 kontraktowy? znajomy zaczął użyć pierwszy rok w zwykłym LO, od razu po licencjacie. dostaje na rękę 1900. różnie to bywa..

Odpowiedz
avatar mijanou
-1 1

Stawka jest taka sama dla wszystkich w szkołach państwowych. Dodatki to premia za staż I niewielka), nadgodziny ( o ile są) a na wsi dodatek wiejski, choć nie mam pojęcia co to jest XDD

Odpowiedz
avatar anyanka
0 0

Tak jak już pisano, wszystko zależy od dodatkowych czynników. Pracuję 4 rok w szkole, w mieście wojewódzkim i nigdy nie miałam aż tak dużej pensji. Dodatek motywacyjny też nie zawsze mam, bo u nas są określone procedury do dodatku motywacyjnego. Dodatku za wychowawstwo nie mam, bo nie będę wychowawcą. Nadgodziny, w moim przypadku są niemożliwe - ze względu na taką a nie inną funkcję nauczyciela jakim jestem.

Odpowiedz
avatar jasama
1 1

A z roku na rok coraz gorzej. Ja skończyłam szkołę średnią 3 lata temu i na szczęście większość podręczników mogłam kupić używanych. W podstawówce jeszcze takich cudów jak wyklejanki czy wycinanki nie było i książki miałam po siostrze, były tam same czytanki (1-3) i jakoś wszystkiego się nauczyłyśmy bez zbędnych udziwnień. Teraz mam wrażenie, że dzieciaki uczy się jak zdać egzamin i trafić w klucz, a nie naprawdę się uczy. To wina niestety systemu i zmienić to może tylko nauczyciel z pasją i chęci uczniów.

Odpowiedz
avatar Tycha
-2 2

Jestem sławny, łeł. :D

Odpowiedz
avatar mg1987
2 2

Ciekawe czemu tak nie robią na uczelniach. Weźmy taki, na przykład, podręcznik do analizy matematycznej Krysickiego i Włodarskiego. Pokolenia studentów uczą się na nim (z drobnymi poprawkami) od ilu lat? Pięćdziesięciu (zgaduję, bo nie wiem kiedy wydano pierwszą edycję)? A taka Nowa Era - brat nie mógł używać podręcznika do matematyki po mnie, bo w 95% zadań pozmieniano kolejność/treść (zamiast skupić się na poprawieniu błędów). A to tylko 5 lat różnicy było. Historii uczyłem się z podręczników wydanych 6-7 lat wcześniej, kupionych od starszych klas. Byłem drugim rocznikiem gimnazjum, tak dla informacji. Z tymi podręcznikami jest trochę jak z żarówkami w tym słynnym filmie dokumentalnym - specjalnie się je tak robi żeby nadawały się do użytku tylko przez rok.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 4 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 września 2012 o 21:53

avatar Nace
1 1

Wszystko się zgadza, prócz punktu pierwszego. Nie wiem oczywiście jak to wygląda wśród początkujących nauczycieli, bo najwidoczniej autorko jesteś zbyt przeciętnym nauczycielem i po prostu wydawnictwo stwierdziło, że i tak dobrze ich podręczników nie sprzedasz. Wszak moja matula jest nauczycielką klas 1-3 podstawówki, jakiś rok czy dwa temu dostała porządnego laptopa w zamian za korzystanie z podręczników WSiPu. I to nie, że się o to prosiła, laptopy dostali wszyscy wychowawcy klas. Także z tymi nagrodami to różnie... charakter charakterem, ale kto by się nie pokusił o takie "datki" jak laptopy w zamian za zwyczajne korzystanie z danych książek... wydawnictwa ścigają się pod tym względem, bo wydawnictw jak grzybów po deszczu, a klienta jakoś przyciągnąć trzeba...

Odpowiedz
avatar anyanka
0 0

Tak było rok temu, że dawali te małe laptopy i super dodatki do książki ale to się już skończyło.

Odpowiedz
avatar november21
0 0

Wiesz, że WSIP podpisał dokument KODEKS DOBRYCH PRAKTYK? A laptop to nic innego jak przekupstwo nauczyciela do zostania przy tych podręcznikach. Nauczyciel dostając laptopa na pewno podpisał umowę deklarującą korzystanie z ich podręczników na X lat.

Odpowiedz
avatar nuclear82
0 0

Ale edukacja w Polsce jest bezpłatna prawda? To trochę jak z tymi "darmowymi" grami MMO vs. płatnym World of Warcraft (czy cokolwiek innego co WYMAGA opłaty za samo granie) - żeby być konkurencyjnym w tych "darmowych" i tak musisz wydać kupę kasy na srylion funkcji premium, w płatnym WoW od razu masz wszystko w abonamencie, każdy równy. I prawdę powiedziawszy drożej wychodzi "darmowa" gra niż ta w pełni płatna i się z tym nie kryjąca :P

Odpowiedz
avatar xdmarian
-3 3

- chciałbym tylko przypomnieć, że w polsce lekcja historii/biologii wygląda tak: nauczyciel prowadzi lekcje (mówi o tym, co jest w podreczniku), potem każe to przepisać z podręcznika do zeszytu, zrobić wg tego co jest w zeszycie ćwiczenia a potem zadaje do domu i z podręcznika i z ćwiczenia - przepisywanie książek do zeszytów,brawo -

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Ja mam to szczęście w nieszczęściu, że mogę kupić używane podręczniki, ale nie mogę ich już sprzedać. Chociaż nauczycielka matematyki rok młodszego kolegi pozwoliła używać im starych książek. Przyznam się też, że odkąd zobaczyłam to, iż ja się nauczę i dostanę 3, a ktoś na samych ściągach dostanie 5, to moja determinacja opadała w dół. Skończyło się na tym, że satysfakcjonuje mnie średnia 3.7, a usprawiedliwiam się faktem, że ocena nie odzwierciedla wiedzy. C: I mimo że z tej szkoły niewiele wiem, ale jednak coś wiem, to kiedy zobaczyłam nową podstawę programową i reformę w liceach (nie wiem jak w technikach, ale podejrzewam, że podobnie) to wybuchłam śmiechem; szczególnie widząc jeden z podręczników do historii. I jak ktoś wyżej zauważył, każdy mądrzejszy Polak skończywszy szkołę będzie chciał wyemigrować. A co do podejścia do nauczycieli to też u niektórych jest porażka. Jestem na bio-chemie, a biologia i chemia zostają często odstawiane na bok, bo nauczyciele od tych bzdetnych przedmiotów wymagają 3 razy więcej niż ci od rozszerzenia. Ale nie generalizując powiem, że moja koleżanka ma zupełnie odwrotnie, więc nie wszędzie tak jest. :)

Odpowiedz
avatar misiafaraona
-2 2

Katecheta to nie nauczyciel

Odpowiedz
avatar Palring
0 0

Pamiętam jak za moich czasów (a było to stosunkowo niedawno) kupowało się książki od starszych znajomych lub dostawało od kogoś z rodziny. Niektóre były wydane 20 lat wcześniej i nadal "pasowały" do programu. Czasami numer strony był inny, czasami orzełek nie miał korony, ale nie było żadnego problemu w tym, aby używać książki sprzed wielu lat. Szczerze mówiąc, kupowanie książek wydawało się być jakimś zbędnym wydatkiem. Bo po co wydawać kupę kasiory, skoro można dostać za darmo taką samą książkę, która różni się jedynie drobiazgami i nieco gorzej wygląda. Jeśli chodzi o nauczycieli, to znam takich, którzy akurat z Operonu dostają różne prezenty. Między innymi teczki, torby, książki, pomoce naukowe. Być może nie wszyscy to dostają - nie wiem, nie znam zbyt wielu nauczycieli.

Odpowiedz
avatar lukasz800
0 0

I właśnie teraz moi drodzy nauczyciele i pozostali obywatele macie szansę to zmienić! Ministerstwo chce wprowadzić podręczniki cyfrowe, które mogą znacznie usprawnić i odciążyć ten chory system. Niektórzy z was słyszeli pewnie o tym programie, wydawcy jak zwykle atakują (dostało się m.in. Uniw. Wrocławskiemu ( http://conasuwiera.pl/wp-content/uploads/2012/09/pismo_e_podreczniki_11072012.pdf ), który jest jednym z partnerów merytorycznych projektu) stąd wypadałoby obecnie mocno wspierać tę ideę w środowisku edukacyjnym - jest to pewna szansa na poprawę sytuacji.

Odpowiedz
avatar november21
-2 2

Pracuje w wydawnictwie (nie zarabiam wiecej niż Pani). Z tego co czytam, zastanawiam sie po co ja pakuje te wszystkie paczki na egzemplarze bezpłatne dla nauczycieli, po co tworze dostepne druki do deklaracji po co staram sie dla tych nauczycieli jak potem czytam cos takiego? Nie lubie strasznie takich uogólnien. W moim wydawnictwie KAŻDY nauczyciel który wyśle zgłoszenie dostaje bez probleu bezpłatny komplet podręczników + obudowa. KAŻDY bez wyjątku, czy klasa ma 1 ucznia czy 30. Nie chce mi się nawet wymieniać jakie pobożne życzenia mają nauczyciele żeby tylko wysępić coś od wydawnictwa. Śmiejemy się z dyrekcją, że chyba czas otworzyć jakiś dział dodatkowy z różnymio różnościami do wyboru. Rynek jest ciężki jeżeli chodzi o wydawnictwa. Są dwa giganty które niszczą takie małe wydawnictwa jak nasze. Ale staramy się, jezdzimy po całej Polsce żeby temu nauczycielowi przywiezc ten komplecik, pokazac zapytac czy cos jeszcze potrzeba. To takie zwalanie winy na każdego innego. Nie raz zdarza nam sie wysyłac nauczycielom dodatkowe komplety bo np rodzice nie maja pieniedzy. Wiele pozycji uczniowie dostają od wydawnictwa bezpłatnie. Źle????? Aha i co do ceny. GIGANTY może i zarabiają na tym jak mają nakłady po kilkanaście tysięcy książek. Wtedy koszty są dużo mniejsze za pojedyńczą sztuke. Mam wrażenie, że nauczyciele by chcieli aby wszyscy dostawali książki za darmo, żeby ktoś za nich pisał rozkłądy, plany wynikowe odnośniki do nowej podstawy programowej i podał na tacy. Chcesz być nauczycielem? Zastanów się co piszesz... bo na prawde BArdzooo przykro mi czytać takie rzeczy.

Odpowiedz
avatar SaszaGrigoriewna
1 1

Napisałam złe rzeczy, to fakt - ale tu nie ma miejsca na wychwalanie pod niebiosa. Za skórę zaszedł mi przede wszystkim WSiP, który leci sobie w... z nauczycielami i rodzicami. Fakt, miałam bardzo miłe doświadczenie z małym wydawnictwem, z którego przyjechał pan przywożąc mi podręczniki (pomoce naukowe do pisania krótkich i długich prac pisemnych, dla gimnazjum). Cena była atrakcyjna, a jeszcze zostawiał prowizję dla szkoły za każdą sprzedaną sztukę. Ale to są małe firmy, a nie duże kolosy.

Odpowiedz
avatar Mojito
0 0

Autorko nie wiem, skąd wzięłaś kwotę 1500 zł dla nauczyciela kontraktowego razem z wychowawstwem.. Ja jako stażysta zarabiam prawie 1650 zł, bo takie są stawki i zmieniać tego po prostu nie wolno!! Kontraktowy zarabia jakieś 1700 zł, za wychowawstwo ma osobny dodatek, plus stawki motywacyjne (różne w różnych szkołach). Tak więc jest to 200 zł więcej, niż napisałaś. A jeśli pracujesz więcej niż 18 godzin w tyg / bo tyle wynosi etat/ w jednej szkole, to masz dodatkowo płatne nadgodziny (czyli więcej niż stawka podstawowa za godzinę).

Odpowiedz
avatar Michelle
1 1

Znam ten ból- też jestem tym rocznikiem, który nie ma możliwości kupienia używanych książek, bo akurat trafiłam na reformę. Ceny ksiażek przerazają- nie tyle tych "normalnych", ale jezykowych- w tym roku na angielski+niemiecki musiałam wydać(a raczej moi rodzice) 140 zł. a pozostałe przedmioty(14+wf, nie licząc języków), ok. 500. na szczęście w przyszłym roku chyba tyle nie wydam, bo bedę mieć mniej przedmiotów(w zasadzie tylko rozszerzone + polski + historia i wos i mozliwe że jeszcze coś, o czym na razie nie wiem). No jest jeszcze sprawa ile wydawnictwa sobie zażyczą za podręczniki rozszerzone(a ja mam aż 4 przedmioty rozszerzone, gdzie pozostałe klasy maja 3)

Odpowiedz
avatar anyanka
0 0

W mojej szkole w każdym miesiącu jest zebranie i rada pedagogiczna oraz jakaś impreza dla dzieci. Dyżury - każda przerwa musi być obstawiona. U mnie w szkole to jest od 110 do 140 minut dyżurowania. Obowiązkiem nauczyciela jest wyjazd na wycieczkę z uczniami. A odbieranie telefonów po 6 rano od rodziców, którzy dosłownie bzdury chcą przekazać, to nie jest fajne. Wydzwanianie do rodziców na własny koszt. Jestem pedagogiem specjalnym to o korepetycjach nie ma mowy, pracuję w szkole masowej to nie mam dodatku trudnościowego.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Z tym 5tyś to za bardzo nie wierzę. Kiedyś pisałem podręcznik na kurs z grafiki komputerowej i dostałem ponad 8k na rękę a pracy nie było więcej niż przeciętny podręcznik do nauki w szkole.

Odpowiedz
avatar kasmo
0 0

tyle narzekania a pracuje 20 godzin tygodniowo i jeszcze ma kase - nieopodatkowana - z korepetycji

Odpowiedz
Udostępnij